CENTROSTRZAŁ #18. Walka Podbeskidzia, czyli o co chodzi z krawcem i materią

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Ekstraklasa
Jakub Ziemianin/400mm

Nie wiem, czy beniaminek utrzyma się w ekstraklasie, ale wiem, że postanowił spróbować. Robert Kasperczyk pokazuje, co naprawdę oznacza powtarzane często w kontekście trenerów „tak krawiec kraje, jak mu materii staje”. Na pewno nie bezradne rozkładanie rąk i mówienie, że trener nic nie może zrobić, gdy piłkarze popełniają błędy.

Do galerii błędnie używanych powiedzeń w świecie futbolu, obok „dzielił i rządził”, czy „im strzelać nie kazano” od poprzedniej jesieni dołączyłem „tak krawiec kraje, jak mu materii staje”. W ten sposób często tłumaczono w poprzedniej rundzie, że Krzysztof Brede nie był w żaden sposób winny tego, że Podbeskidzie Bielsko-Biała stało się pośmiewiskiem ligi. „Co on może za to, że Rundić popełnia błędy, Kocsis gra beznadziejnie i Gach się nie nadaje? Tak krawiec kraje, jak mu materii staje”.

POSTRZEGANIE SPADKOWICZÓW

Nie wiem, czy beniaminek utrzyma się w lidze i czy balast z jesieni ostatecznie nie pociągnie go na dno. Sytuacja w tabeli po dobrym starcie rundy wiosennej pokazuje tylko, jak beznadziejna była pierwsza część sezonu. Skoro nawet osiem zdobytych punktów na dwanaście możliwych niekoniecznie wystarczy choćby do dźwignięcia się z ostatniego miejsca – bo wygrana Stali Mielec w zaległym meczu z Wisłą Płock nie jest jakimś science fiction – to pokazuje skalę wyzwania. Przy ocenianiu szans drużyn na utrzymanie popełnia się często błąd odnoszenia się tylko do tego, co widziało się w ostatnich kilku tygodniach. Skoro Podbeskidzie gra nieźle, a Cracovia źle, krakowian wpisuje się nagle jako kandydata do spadku. Sensowniejsze jest jednak patrzenie na to inaczej: skoro Podbeskidzie punktujące blisko swego górnego limitu wciąż jest punkt za Cracovią, która nie wygrała od pięciu meczów, to znaczy, że lada moment Pasy od bielszczan odskoczą. W ekstraklasie nie ma naprawdę dobrych i naprawdę słabych drużyn. Są tylko drużyny w różnych fazach cyklu czterokolejkowego. Cracovia jeszcze kiedyś wygra, a Podbeskidzie kiedyś przegra. Może nawet kilka razy z rzędu. Skoro jedni mają akurat najgorszy moment w sezonie, a drudzy najlepszy i wciąż są za nimi w tabeli, to znaczy, że ciężko im będzie ich wyprzedzić.

TEORETYCZNIE ZAGROŻENI

Podbeskidzie ma więc większe szanse na utrzymanie niż miesiąc temu, jednak w dalszym ciągu jest jednym z głównych kandydatów do spadku. Stal Mielec nie wygrała od trzech meczów, ale to kwestia czasu, gdy się dźwignie. Dwa z nich zremisowała, jeden przegrała po golu straconym w ostatniej akcji, choć gdyby miała trochę więcej szczęścia, prowadziłaby w Zabrzu już 2:0. Poza tym są trenerzy, którzy po prostu nie spadają z ligi. Mogą mieć trudności, mogą grać fatalnie, mogą wpadać w turbulencje i być krytykowani, jednak byłbym gotów dać sobie uciąć coś niepotrzebnego, że ani drużyna prowadzona do końca sezonu przez Leszka Ojrzyńskiego, ani przez Michała Probierza nie spadnie z ligi. Nie spadnie też z ligi Lech Poznań, bo ma za dobrych piłkarzy i Piast Gliwice oraz Wisła Kraków, bo za dobrze grają. Wisła Płock może by i mogła, ale na razie ma bliżej do strefy pucharowej i gdy naprawdę wpada w kryzys, to zawsze jakiś Alan Uryga czy Jakub Rzeźniczak wpakują piłkę do bramki po rzucie rożnym i jakoś uda się odbić.

DWÓCH I PÓŁ KANDYDATA

Można więc z jednej strony budować napięcie i mówić, że zagrożona spadkiem jest połowa ligi, bo punktowo tak to wygląda, ale realnie to dalej wyścig dwóch koni. No, może dwóch i pół, bo o ile sam kompletnie nie wliczam Stali jako kandydata do spadku, to jednak rozumiem kogoś, kto nie podziela mojej ślepej wiary w niedegradowalność drużyn Ojrzyńskiego. Pod pewnymi względami dobry start Podbeskidzia niewiele więc zmienił: strata do Warty Poznań wynosiła przed rundą cztery punkty. Teraz wynosi trzy, ale Warta ma przed sobą mecz w Gliwicach. I na razie wystartowała przynajmniej tak samo dobrze, jak bielszczanie, co stawia graczy Roberta Kasperczyka w jeszcze trudniejszym położeniu.

WCIĄŻ W OPAŁACH

Specjaliści z CIES Football Observatory wyliczyli ostatnio, na podstawie różnych statystyk, że do utrzymania w ekstraklasie potrzebne będzie w tym sezonie przynajmniej 27 punktów. I że Podbeskidzie z dorobkiem 26 spadnie z ligi, będąc trzy punkty za Stalą i cztery za Wartą. Sam przed rozgrywkami przyjrzałem się dziewiętnastu ostatnim sezonom, w których w ekstraklasie grało szesnaście drużyn. Z kalkulacji wynikało, że minimalna zdobycz, jaką należy zdobyć, by móc myśleć o utrzymaniu przy jednym spadającym zespole to piętnaście punktów, co Podbeskidzie już zrobiło, ale można zakładać, że jeśli Stal nie rozpocznie teraz serii dwunastu porażek, to nie wystarczy. Zwykle utrzymanie daje 29 punktów, a gwarancję 32 punkty. Co oznacza, że zbieranie średnio 1,06 punktu na mecz daje pewność pozostania w lidze, a sięganie przeciętnie po 0,96 powinno wystarczyć. Przenosząc to na dzisiejszą tabelę – kurs na pewne utrzymanie obrali wszyscy od Warty Poznań w górę. Cracovia punktuje jak zespół, który powinien się utrzymać, ale jest drobne ryzyko, że akurat teraz nie wystarczy. Podbeskidzie, ze średnią 0,94, jest blisko tego, czego potrzebuje, by się utrzymać, ale wciąż trochę poniżej. Więc dobry start wiosny absolutnie nie wypisuje go z grona potencjalnych spadkowiczów.

SZUKANIE SPOSOBU

Piszę to wszystko, by uniknąć oskarżenia, że sprawę utrzymania uznaję za zamkniętą po ledwie czterech dobrych kolejkach. Nie uznaję. Jednocześnie uważam jednak, że to już odpowiedni moment, by pochwalić Roberta Kasperczyka i jego ekipę. Cztery mecze, z czego trzy z drużynami z górnej części tabeli, to na tyle dużo, by dostrzec w bielskiej ekipie jakąś powtarzalność. To wszystko jest bardzo dalekie od doskonałości i z niezwykle dużą dozą szczęścia. W czterech wiosennych kolejkach rywale strzelali trzy gole, które były cofane po dostrzeżeniu minimalnych nieprawidłowości. Nie byłoby skandalu, gdyby sędziowie uznali gola dla Legii na 1:0, dla Górnika na 2:0 i dla Jagiellonii na 2:1. Ale po Podbeskidziu widać, że wreszcie podjęło walkę o utrzymanie. Że przestało rozkładać ręce i mówić „takich mam zawodników, co poradzę na ich indywidualne błędy”, a zaczęło się zastanawiać, jak z takimi zawodnikami utrzymać się w lidze.

NAUKA DLA POPRZEDNIKA

Kiedy napisałem pod koniec jesieni, że sporą część winy za fatalną rundę beniaminka ponosi trener Krzysztof Brede i jego rzucanie się z szabelką na czołgi, obraził się na mnie jego przyjaciel Sebastian Mila, po czym wnioskuję, że i sam trener. Obserwowanie Podbeskidzia Kasperczyka jeszcze utwierdziło mnie jednak w tym przekonaniu. Nie jest przecież tak, że drużyna w czterech kolejkach zdobyła niemal tyle samo punktów, ile w czternastu wcześniejszych, tylko dlatego, że nowy trener dostał Rafała Janickiego, Petera Wilsona, Jakuba Horę i Petara Mamicia, których Brede nie miał. Oczywiście, że każdy z nich ma wkład w ostatnie dobre wyniki, niemniej żaden nie dysponuje takimi umiejętnościami, by samodzielnie podnieść poziom całego zespołu. Każdy z nich wrzucony do jesiennego Podbeskidzia wyglądałby równie źle, jak wszyscy, którzy wtedy grali.

ZNACZENIE DOŚWIADCZENIA

To nie jest nawet jakaś wielka pretensja do Bredego. Raczej potwierdzenie, dlaczego podkreśla się znaczenie doświadczenia w zawodzie trenera, dlaczego przykładów takich jak Julian Nagelsmann jest tak mało i dlaczego mówi się, że prawdziwym trenerem stajesz się, dopiero gdy trzy razy cię zwolnią. „Doświadczenie” to tylko puste hasło. Wypełnia się je konkretnymi zdarzeniami z życia. Tym, że jeśli nie wzmocnisz składu po awansie, będziesz miał problemy. Tym, że jeśli nakażesz I-ligowcom ruszyć do wysokiego pressingu, notorycznie będą się nadziewać na kontry. Tym, że po awansie do ekstraklasy musisz przede wszystkim poukładać defensywę. Kasperczyk też już w tym miejscu był. On też stał przy linii upokorzony, jak jesienią Brede, gdy GKS Bełchatów ładował jego drużynie sześć goli w jedno popołudnie. On też stał się po tamtym meczu lepszym, a nie gorszym trenerem. Ale nie stało się to automatycznie. Musiał sam sobie powiedzieć, dlaczego przegrał.

Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Podbeskidzie Bielsko-Biala. Robert Kasperczyk. 30.12.2020
BIELSKO BIALA 30.12.2020

SZKOŁA ŻYCIA

Wieloletnie obserwowanie pracy Kasperczyka to bardzo pouczające doświadczenie. Naiwną drużynę przekształcił w pragmatyczną, choć przecież sam z trenerskiej natury nie jest pragmatykiem. Jest krakusem. A to oznacza, że jego wymarzony gol, to strzelony po dwudziestu siedmiu podaniach, a idealny mecz to taki, w którym jego drużyna ma sto procent posiadania piłki. Jego trenerskie życie to dostosowywanie wyobrażeń do rzeczywistości. Składa się z epizodów. Takich jak Bełchatów. Takich jak obserwowanie, że piłkarze Sandecji Nowy Sącz nie przyswajają jego wyobrażenia piłki w satysfakcjonujący sposób. Że trudno grać tiki-takę, gdy nie ma na czym trenować.

TAK KRAWIEC KRAJE

Wszystkie te doświadczenia doprowadzały go do momentu, w którym, obejmując w grudniu Podbeskidzie, doszedł do wniosku, że ta drużyna potrzebuje więcej pewności z tyłu, gry z kontry i wykorzystania stałych fragmentów gry. 40-letni Kasperczyk pewnie by się z tym nie zgodził. Ale to 54-letni Kasperczyk ma większą szansę na utrzymanie w lidze. Zajrzałem jeszcze raz, by sprawdzić, o co chodzi w tym powiedzeniu z krawcem. O to, że ze względu na ograniczone środki trzeba dostosować wymagania do możliwości. O tym, że mając tylko materiał na poszetkę, krawiec zaczyna dziarsko kroić cały garnitur i przy mankietach rozkłada bezradnie ręce, zdziwiony, że nie starczyło mu tkaniny, nic w słowniku nie było.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.