Nieoszlifowany talent od “Diamentowego oka”. Ile Yawa Yeboaha jest w Momo Cisse

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
VfB Stuttgart
Harry Langer/DeFodi Images via Getty Images

Ze wszystkich zimowych transferów Wisły Kraków akurat od tego może zależeć najwięcej. Gwinejski skrzydłowy ma bowiem zastąpić piłkarza, który jesienią był głównym napędem “Białej Gwiazdy”. 19-latkowie o jego potencjale zwykle nie trafiają do Polski. Ale niewiele wskazuje, że będzie to wzmocnienie na już.

Pomiędzy Wisłą Kraków a VfB Stuttgart wytworzyło się w ostatnich miesiącach całkiem niezłe połączenie personalne. Jakub Błaszczykowski, piłkarz i współwłaściciel Białej Gwiazdy, w Dortmundzie zetknął się ze Svenem Mislintatem, który swego czasu był jednym z najsłynniejszych skautów na świecie. W czasach, gdy Borussia zmagała się z olbrzymimi problemami finansowymi, jako jej kibic, zaczął dla niej w ramach wolontariatu analizować mecze. Stanowisko szefa skautów klub chciał obsadzić jakimś byłym piłkarzem, ale w ramach oszczędności w 2007 roku postawił na pełnego pasji amatora. Oprócz tego, że znalazł dla BVB Roberta Lewandowskiego, Shinjiego Kagawę czy Pierre’a-Emericka Aubameyanga, zbudował też własną platformę statystyczno-skautingową, chcąc wiedzieć o zawodnikach więcej, niż mówiły mu InStaty i WyScouty tego świata. Media szybko podchwyciły temat i nazwały go “Superskautem” albo “Diamentowym okiem”. W 2017 roku za wielkie pieniądze wykupił go Arsenal.

W Londynie Niemiec o wyglądzie i sposobie bycia gwiazdy rocka popracował tylko trochę ponad rok. Bez spektakularnych sukcesów. W klubie nie poradził sobie na szczeblu interpersonalnym. W korporacyjnym modelu znikanie bez zapowiedzi na tydzień i spóźnianie się na spotkania, bo akurat odwiedzili go koledzy, nie mogło być mile widziane. Jednak jako szef skautów Mislintat miał oczywiście styczność z Tomaszem Pasiecznym, będącym wówczas skautem “Kanonierów” na Polskę i kraje ościenne. Nawet jeśli nie byli ze sobą blisko i w rozmowy musiał angażować się Błaszczykowski, oni też mogą odwołać się do wspólnej przeszłości. Dziś są bowiem kolegami po fachu. Jeden jest dyrektorem sportowy Wisły Kraków, drugi Stuttgartu. Mislintatowi udało się w ostatnich latach ściągnąć do klubu kilku tanich i spektakularnych zawodników, przez co odbudował renomę, przynajmniej na niemieckim rynku. Stuttgart ma dziś problemy, ale w poprzednim sezonie jako beniaminek omal nie awansował do europejskich pucharów. Nie każdy ściągnięty przez niego zawodnik eksploduje jednak jak Silas Katompa Mvumpa albo Sasa Kalajdzić. Niektórzy po transferze do Bundesligi nie potrafili się odnaleźć. I właśnie to chce wykorzystać Wisła, ściągając na półtoraroczne wypożyczenie Momo Cisse.

George Moissidis, już od ponad dwudziestu lat zajmujący się w “Kickerze” Stuttgartem, nazywa 19-latka “typowym transferem Mislintata”. - Młody, dobrze wyszkolony, szybki i znaleziony we Francji — uśmiecha się dziennikarz. Urodzony w Gwinei piłkarz, którego ojciec Morlaye osiemnaście razy zagrał w reprezentacji kraju i był z nim na Pucharze Narodów Afryki w 2006 i 2012 roku, uczył się gry w piłkę we Francji. W wieku 14 lat przeniósł się z Paris FC (nie mylić z SG) do renomowanej akademii Le Havre, która wychowała m.in. Paula Pogbę, Riyada Mahreza, Steve’a Mandandę czy Ferlanda Mendy’ego. - Po ukończeniu wieku juniora odmówił jednak podpisania seniorskiego kontraktu, wybierając przeprowadzkę do Stuttgartu. W mojej opinii to było przedwczesne — mówi francuski agent dobrze zorientowany w tamtejszym rynku młodzieżowym.

CHUCHERKO WŚRÓD MĘŻCZYZN

Piłkarz, który nie rozegrał wcześniej nawet minuty w seniorskim futbolu, znalazł się nagle w obcym kraju i w czołowej lidze świata. Trudno mu było się odnaleźć. - Widziałem go tylko w sparingach. Minut, które rozegrał w Bundeslidze, w ogóle sobie nie przypominam. Na obozie robił normalne wrażenie. Było OK. Nie było ani poczucia, że ogląda się nowego Messiego, ale też człowiek nie zastanawiał się, co on tam robi. Rzucało się jednak w oczy, że ma braki fizyczne – chude nóżki, wątłe ramionka. Nie sprawiał wrażenia silnego czy muskularnego. Choć takie coś oczywiście można wytrenować. Tanguy Coulibaly po transferze też miał posturę typowego juniora, a teraz jest już atletą — wspomina swoje nieliczne kontakty z Cisse Mossidis.

JUNIORSKIE GRANIE

Jako że trener Pellegrino Matarazzo wpuścił skrzydłowego na boisko tylko pięć razy, dając mu rozegrać na boiskach Bundesligi łącznie 33 minuty, najwięcej okazji, by go oglądać, mieli ci, którzy na co dzień z nim trenowali. Tak się składa, że w Stuttgarcie Cisse spotkał się z Marcinem Kamińskim. - Gdy do nas trafił, było widać, że to dla niego ogromny przeskok. Z juniorskich grup we Francji przeszedł nagle do seniorów. Musiał poprawić warunki fizyczne, bo był bardzo wątły. Nie było żadnego problemu, by go przepchnąć i odebrać mu piłkę. Sposób, w jaki grał, też był jeszcze bardzo juniorski. Chciał wszystkich dryblować. Nie wyglądało to najlepiej – wspomina stoper grający dziś w Schalke. Z czasem było po nim jednak widać postęp. - Ma duże umiejętności w grze jeden na jednego. Jest dynamiczny. Nie boi się podejmować decyzji o dryblingu. Czasem robi to bezczelnie. Bije od niego pewność siebie – chwali siedmiokrotny reprezentant Polski.

VfB Stuttgart
Thomas Niedermueller/Getty Images

SIŁA DO DRYBLINGÓW

Kamiński zgadza się z Moissidisem, że najwięcej do zrobienia Cisse wciąż ma w kwestiach fizycznych. - Jego warunki mogą w Polsce mieć znaczenie, bo nie robią wrażenia. Ma umiejętności piłkarskie, jest gibki, dynamiczny, tym może nadrabiać, ale jednak żeby być dobrym dryblerem w polskiej lidze, trzeba albo dryblować naprawdę wybitnie, albo znacznie lepiej utrzymywać się na nogach — podkreśla. Choć Cisse i Yaw Yeboah, którego będzie miał w Krakowie zastąpić, są bardzo podobnego wzrostu (Gwinejczyk jest o trzy centymetry wyższy), różnią się sylwetką. Podczas gdy Ghańczyk sprawiał wrażenie niskiego, ale dość silnego i był bardzo dynamiczny na pierwszych kilku metrach, Cisse to raczej skrzydłowy o posturze Ousmane’a Dembele czy Kingsleya Comana — długonogi, stawiający długie kroki, szybki raczej, gdy ma przed sobą przestrzeń, niż gdy trzeba kilkoma krokami wyrobić sobie przewagę nad rywalem. Polska liga na pewno będzie dla niego wyzwaniem pod względem fizycznym.

KOMUNIKACYJNIE DA RADĘ

Co jednak może mu ułatwić pobyt w Polsce, to umiejętności językowe. - Młodzi zawodnicy z Francji przeważnie rzadko mówią po angielsku, a on akurat był jednym z nielicznych, z którymi można było się dogadać — wspomina Kamiński. - Nie mówię, że to był jakiś nie wiadomo jaki poziom, ale zagadnięty o coś, potrafił odpowiedzieć, więc myślę, że w Wiśle nie będzie miał problemu z komunikacją — twierdzi Polak. Będzie musiał natomiast odbudować rytm meczowy, bo w oficjalnym meczu nie wystąpił od kwietnia. Tłumacząc jego odejście ze Stuttgartu, Mislintat wspominał o jego problemach zdrowotnych. - Ze względu na długotrwałe kontuzje Momo nie mógł się u nas przebić w takim stopniu, jaki sobie życzyliśmy. Wypożyczenie jest w tym kontekście sensownym rozwiązaniem. Wisła to mocna marka w polskim futbolu i jesteśmy przekonani, że Momo skorzysta na tym ruchu — mówił na oficjalnej stronie VfB.

PROBLEM PASZPORTOWY

Zbieranie jakichkolwiek minut utrudniała skrzydłowemu także sytuacja formalna. - Cisse nie ma obywatelstwa francuskiego, lecz wyłącznie gwinejskie. A przez to, że nie ma paszportu Unii Europejskiej, nie mógł zostać zgłoszony do gry w IV-ligowych rezerwach Stuttgartu. To przede wszystkim dlatego szukano mu klubu, do którego można by go wypożyczyć — wyjaśnia dziennikarz “Kickera”. Wprawdzie w rundzie jesiennej VfB było najbardziej dotkniętym kontuzjami klubem w Bundeslidze, ale nijak nie wpłynęło to na sytuację Cisse. - Nawet gdy nie było jednego czy drugiego piłkarza, wciąż na dwie ofensywne pozycje za napastnikiem było pięciu-sześciu — podkreśla. To sprawiło, że Gwinejczyk ani razu nie był w tym sezonie w kadrze na mecz Bundesligi.

INNA DOMINUJĄCA NOGA

Moissidis wspominał o pozycji za napastnikiem, bo Stuttgart gra innym systemem niż Wisła Adriana Guli. Trener Matarazzo najczęściej ustawia zespół w 3-4-2-1. O tym, gdzie widział Cisse, najwięcej można się dowiedzieć ze sparingów. W lecie po transferze Gwinejczyk zagrał po kilkadziesiąt minut w meczach z Racingiem Strasburg, Arminią Bielefeld i Hamburgerem SV, a przed obecnym sezonem dostał szansę z SV Darmstadt i FC St. Gallen. W zdecydowanej większości meczów grał jako prawy napastnik. Jedynie przeciwko Arminii, w lecie 2020, wystąpił jako prawy wahadłowy, a na kilka końcowych minut meczu Bundesligi z Unionem wszedł na lewe wahadło. W Wiśle można by się go więc spodziewać dokładnie tam, gdzie grał Yeboah, ale pewną wątpliwość pozostawia kwestia dominującej nogi. Podczas gdy Ghańczyk był lewonożny i często ścinał akcje do środka na strzał, Cisse najsprawniej operuje prawą nogą. Jeśli Gula będzie chciał nadal grać z odwróconymi skrzydłowymi, Cisse może częściej niż w Stuttgarcie pojawiać się na lewym skrzydle. To jednak mało prawdopodobne, bo po odejściu Yeboaha wszyscy skrzydłowi Wisły są prawonożni. Ze strony Gwinejczyka można więc będzie oczekiwać częstszego kończenia akcji dośrodkowaniem niż strzałem.

NIEPOTRZEBNE DRYBLINGI

Tak naprawdę Gwinejczyk pozostaje jednak pełną zagadką. W sparingach, w których grał, nie strzelił żadnego gola, nie zaliczył asysty, nie oddał strzału i nie zaliczył ani jednego celnego dośrodkowania. Rzucała się jedynie w oczy przywoływana przez Kamińskiego skłonność do dryblowania. Rzadko wychodziła ona jednak zespołowi na dobre. Cisse dryblował w Stuttgarcie z częstotliwością średnio pięć na 90 minut gry, czyli wysoką, jednak mniej niż z jednej trzeciej pojedynków wychodził zwycięsko. Można było zaobserwować sytuacje, w których nie wykorzystywał wolnej przestrzeni albo sytuacji jeden na jeden, ale wręcz czekał, aż opadnie go kilku rywali i dopiero wtedy kontynuował akcje. Najczęściej kończyło się to stratami. Tak było w tej sytuacji ze sparingu z Arminią:

Momo Cisse otrzymujący podanie w meczu z Arminią

cisse2.jpg
Momo Cisse kontynuujący akcję dopiero, gdy doszło do niego dwóch rywali.

I w tej ze sparingu z St. Gallen:

cisse3.jpg
Momo Cisse na wygranej pozycji, mający przed sobą przestrzeń.

cisse4.jpg
Momo Cisse czekający aż opadnie go trzech rywali i tracący piłkę.

W tym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego francuski agent mówi o nim, że do sukcesu w Polsce najbardziej potrzeba mu poprawienia decyzji, jakie podejmuje na boisku oraz wykończenia.

Za tym, że Cisse naprawdę zdoła zostać godnym następcą Yeboaha, najbardziej przemawia to, że całkiem niedawno klub z Bundesligi i jego ceniony dyrektor sportowy, zdiagnozowali w nim potencjał. Zwykle talenty z tej półki nie trafiają do Polski, a przynajmniej nie w tak młodym wieku. W Stuttgarcie wciąż nie stawiają na nim krzyżyka. Jego kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa i pół roku. W umowie wypożyczenia do Polski na półtora roku nie ma opcji wykupu, więc w Niemczech postanowili jeszcze dokładnie monitorować rozwój skrzydłowego i liczą, że w lecie 2023 dostaną już ogranego w seniorskiej piłce, mocniejszego fizycznie zawodnika. I to właśnie jest największym problemem z perspektywy Wisły: niewiele wskazuje na to, że Cisse będzie wzmocnieniem na już. A jeśli w końcu uda się go odbudować i nauczyć gry z seniorami, jak było w przypadku Yeboaha, profity zbierze tym razem kto inny.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.