CENTROSTRZAŁ #13. Prawdziwych tyranów już nie ma. O tęsknocie za zamordyzmem

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Wisla Krakow - Legia Warszawa. 12.12.2020
KRAKOW 12.12.2020

Ilekroć w ekstraklasie pojawia się ktoś wypowiadający się ostro i zapowiadający ciężką pracę, kibice z zachwytem oczekują widoku przepłaconych gwiazdorków wymiotujących z wyczerpania. Jednak czasy się zmieniły. Dyktatorów przy ławkach już nie ma. I całe szczęście.

Kilka lat temu po długich próbach udało mi się namówić na wywiad Eduarda Geyera. Na ostatniego selekcjonera reprezentacji NRD i byłego trenera Energie Chociebuż czekałem w Dreźnie z duszą na ramieniu. Mimo że przejechałem do niego kilkaset kilometrów, do ostatniej chwili nie miałem pewności, czy ostatecznie się pojawi. Gdy w końcu przyszedł, wiedziałem, że stąpam po kruchym lodzie i każde pytanie może być ostatnim. A może nawet nie zdążę zadać pytania. Kiedy jeszcze przed tym, jak włączyłem dyktafon, zakrztusił się suchymi ciastkami, warknął „scheisse Kekse” w taki sposób, że byłem pewny, że o wywiadzie mogę zapomnieć. Geyer jednak wytrzymał przy stole kilka godzin. Zagadnięty o swój legendarny, tyrański sposób prowadzenia drużyn, syknął tylko „złe języki ludzkie”. Ale zrobił to w taki sposób, z takim zimnym spojrzeniem i perwersyjną przyjemnością w głosie, że już widziałem go, poganiającego z batem biegających po lesie piłkarzy.

ROZCIĄGANIE TYLKO W DANII

Radosław Kałużny wspominał w autobiografii, że gdy pierwszego dnia u Geyera upadł na murawę, przekonany, że już więcej nie wstanie, zobaczył nad sobą głowę trenera, który ryczał mu do uszu: „Jeśli chcesz zarabiać, biegaj. Nie będziesz biegał, nie będziesz zarabiał”. Do dzisiaj w galeriach najsłynniejszych cytatów w historii niemieckiego futbolu pojawia się cytat z Geyera, który na sugestię, że piłkarze powinni się rozciągać, zareagował: „Jeśli ktoś chce się rozciągać, niech jedzie do Danii (podobieństwo brzmieniowe ‘dehnen’ – rozciągać i ‘Daenemark’ – Dania – przyp. MT). U mnie się biega.”

WYMARŁY GATUNEK

Geyer w Niemczech jest już tylko anegdotą z zamierzchłych czasów. Ostatni raz pracował w Bundeslidze w 2003 roku, gdy miał 59 lat. Felix Magath, zwany „Quaelixem” (od ‘quaelen’, czyli cierpieć), jego zachodnioniemiecki odpowiednik, przetrwał w Bundeslidze dłużej i z większymi sukcesami, ale i o nim opowiada się już jak o historiach z wojska. Od 2012 roku, gdy również miał 59 lat, w Bundeslidze już nikt go nie zatrudnia. W Bundeslidze są oczywiście trenerzy po sześćdziesiątce, ale tylko ci, którzy potrafili się dopasować do nowych czasów, zamiast opowiadać, że dawniej ligowcy żuli pszczoły. Czasy prawdziwych tyranów, nieliczących się z kontuzjami, niedozujących obciążeń, rządzących drużynami jak północnokoreańską armią, minęły. Dyktatorów zastąpili ci, którzy potrafią wytłumaczyć sens ciężkich treningów i zainspirować zawodników, zamiast ich do czegoś zmusić. Ci, którzy notorycznie wywieszają na tablicy skład, bez argumentowania decyzji i których gabinet jest wiecznie zamknięty dla szukających rozmów indywidualnych zawodników, wypadają z rynku. Na zawsze. W najlepszym wypadku są telewizyjnymi ekspertami wygłaszającymi demagogiczne hasła.

TĘSKNOTA ZA POGANIACZAMI

W Polsce tęsknota za Geyerem, Magathem i ich mentalnymi braćmi wciąż jest jednak u kibiców żywa. I to ponad klubowymi podziałami. Kocha się kluby, nie cierpi się piłkarzy. Polski kibic uwielbia widzieć ligowca wymiotującego ze zmęczenia. Wtedy z satysfakcją mówi, że ktoś wreszcie się wziął za tych darmozjadów. Da się to zauważyć praktycznie wszędzie, gdzie pojawia się akurat jakiś zagraniczny trener, przemawiający trochę twardszym niż zwykle tonem. Towarzyszyło pobytowi Stanisława Czerczesowa i Ricardo Sa Pinto w Warszawie, Thomasa Von Heesena w Gdańsku, towarzyszyło Danowi Petrescu, teraz przyszło znów do Krakowa wraz z Peterem Hyballą. Opowiada się o jego ciężkich treningach, o zmęczeniu piłkarzy. Wyczekuje się wręcz, że „wreszcie gwiazdki dostaną w kość”.

Trener Wisły Kraków
Jakub Gruca/400mm

MIT PETRESCU

Po naszym niedawnym wywiadzie, w którym Hyballa wypowiadał się zadziwiająco bezpośrednio, jak na polskie ligowe warunki, pojawiła się masa komentarzy przywołująca historię Petrescu sprzed piętnastu lat. To zadziwiające, jaka legenda wytworzyła się wokół pobytu Rumuna w Krakowie. Doprowadziło do tego kilka czynników. Przede wszystkim to, że Wisła kilka lat później była w gorszym miejscu niż Petrescu, który doprowadził Unireę Urziceni do Ligi Mistrzów, do której Białej Gwieździe nigdy nie udało się dobić. Do tego przypisywane Bogusławowi Cupiałowi wypowiedzi, że zwolnienie Petrescu było największym błędem jego rządów w Wiśle. Dominuje narracja, że znakomity Petrescu przegrał, bo polskim gwiazdkom nie chciało się biegać.

WSZYSCY W JEDNYM WORZE

Gdy posłucha się tych, którzy byli wtedy blisko tej drużyny, wydaje się, że rzeczywistość była jednak trochę bardziej skomplikowana. Jakub Błaszczykowski przed laty powiedział o Petrescu, że to najgorszy trener, z jakim pracował. Gdy w 2016 roku przypomniano mu te słowa w Polsacie Sport, wycofał się z nich, mówiąc, że może nie najgorszy, ale „na pewno u żadnego tak ciężko nie pracowałem”. Mówił to w okresie, w którym miał już za sobą treningi u Thomasa Dolla, Juergena Kloppa, Thomasa Tuchela czy Paulo Sousy. Przy innej okazji Kuba powiedział o Petrescu, że niszczył zdrowie zawodników. A raczej Błaszczykowski nie kojarzy się z leniem, który – gdzie tylko może – unika wysiłku. Kazimierz Moskal, który był wtedy asystentem Rumuna, mówi w książce „Wisła Kraków. Sen o potędze”, że trzeba było podzielić tych zawodników na kilka grup, bo organizmy są różne. A Marcin Kuźba, dla którego praca z Petrescu zakończyła się zerwaniem więzadeł, wspomina w tej samej książce Mateusza Migi, że treningi były tak ciężkie, że mecz był odpoczynkiem. Mowa o napastniku, który do tego momentu miał już na koncie występy we Francji, Szwajcarii czy Grecji. Poznał trochę innej piłki niż tylko ekstraklasowa.

PRZECIĘTNA KARIERA

Być może zaczynający karierę trener popełnił w Wiśle błędy, z których wyciągnął wnioski i w kolejnych miejscach już pracował inaczej. Indywidualizacja obciążeń już wtedy nie była pojęciem z kosmosu, a trener, który doprowadza do zarżnięcia zdrowia zawodników, wcale nie jest dobry. Poza tym dalsza kariera Petrescu, choć dość udana, nie pokazuje, że Wisła miała nie wiadomo kogo, ale się go pozbyła. 52-letni trener jest bardzo utytułowany w Rumunii, przyzwoicie popracował kilka lat w Rosji, gdzie jednak w najwyższej lidze nikt go od sześciu lat nie zatrudnia. Niewątpliwie okazał się z perspektywy 15 lat lepszym trenerem niż Wisła klubem, ale to, że przy jego renomie z czasów piłkarskich, żaden klub z Włoch, czy Anglii nigdy go nie zatrudnił, jak choćby Slavena Bilicia, też pokazuje, że raczej nie jest mowa o ścisłej elicie tego zawodu. Po prostu jego historia została w Polsce włożona w pewną dobrze brzmiącą narrację.

INTENSYWNOŚĆ W GRZE

Hyballa jest zestawiany z Sa Pinto czy Petrescu, bo na konferencjach i w wywiadach mówi otwarcie, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Gdyby Geyerowi czy Magathowi powiedzieć, że trener Wisły Kraków ma niby być zamordystą, zakrztusiliby się ciastkami. Prawdziwych zamordystów już nie ma. Zostali wyparci na peryferia futbolu. To, że piłkarze Wisły będą mieli ciężkie treningi, będzie wynikało tylko z tempa zajęć. Z tego, ilu zawodników zostanie dobranych do gierek. Jak długo będzie trwało ćwiczenie wykonywane w wysokim tempie. Ile przerwy wystąpi między jednym a drugim zadaniem. Oczywiście, że nawet w Niemczech zdarzają się do dziś trenerzy, u których występuje też bieganie bez piłki – co widziałem choćby u Pala Dardaia w Hercie Berlin – ale po pierwsze to rzadkość, a po drugie, nie jest to bieganie po lesie, z trenerem jadącym obok na rowerze i zaganiającym piłkarzy pastuch jak bydło. U Geyera bieganie po lesie nie było zresztą treningiem samym w sobie, lecz wstępem do następujących po nim zajęć na boisku.

LIDER, ALE NIE DESPOTA

Nie będzie też Hyballa zamordystą w kwestii prowadzenia szatni. Prawdziwi dyktatorzy śmialiby się, gdyby posłuchali trenera Białej Gwiazdy opowiadającego w wywiadach, że przerwę od pracy wykorzystał na dokształcenie się w aspektach psychologicznych, bo czasem ważniejsze niż wskazówki taktyczne jest zapytanie piłkarza, co u jego dziewczyny. Niemiec pewnie nie pozwoli, by piłkarze weszli mu na głowę, może komuś nie spodoba się, co powie na konferencji prasowej i raczej będzie względnie niezależny także w strukturach klubu, ale słabo ukrywane pragnienia niektórych kibiców raczej nie zostaną zaspokojone. Kto wybierze się do Myślenic oglądać treningi, ten raczej zobaczy normalne zajęcia piłkarskie. Kto posłucha piłkarzy, raczej nie usłyszy, że trener nigdy nie żartuje, w ogóle się nie uśmiecha i do zawodników zwraca się tylko po numerach PESEL. I dobrze, bo prawdziwy zamordysta zrobiłby więcej szkody niż pożytku. Czas dyktatorów minął w szkołach, w firmach i na ławkach trenerskich także.

derby Krakowa
Jakub Gruca/400mm

INNI LIGOWCY

Poza wszystkim, pokolenie ligowców też już zresztą jest trochę inne niż piętnaście lat temu. Niekoniecznie lepiej wyszkolone, ale bardziej nastawione mentalnie na robienie kariery. Od małego uczące się dbać o dietę, rzeźbiące sześciopaki na siłowni, współpracujące z psychologami i indywidualnymi trenerami przygotowania fizycznego. Nowoczesnego trenera z innego świata, który czegoś od nich wymaga, raczej potraktują jako ciekawe wyzwanie przed wyjazdem na Zachód niż kogoś, kogo trzeba jak najszybciej zwolnić, by za wiele się nie narobić. Oczywiście, że znajdą się w lidze wyjątki i trafią się bardziej zepsute szatnie. Ogólnie jednak rzecz biorąc, polski ligowiec widzi dla siebie zdecydowanie większą szansę na szybki wyjazd za granicę niż w 2005 roku i ma znacznie lepsze wyobrażenie, co należy robić, by coś w piłce osiągnąć. Jeśli wyobraża sobie Roberta Lewandowskiego narzekającego na intensywność treningów, to raczej na za niską (jak u Carlo Ancelottiego) niż za wysoką. Hyballa może w Polsce przegrać z wielu powodów. Najbardziej prawdopodobny jest natury czysto taktycznej, bo zawodnicy mogą nie nauczyć się zakładać wysokiego pressingu w sposób tak skoordynowany i zdyscyplinowany, jak trzeba to robić, żeby odnieść sukces. Albo technicznej, bo w ryzykownej grze jeden na jednego, przy przeciętnych umiejętnościach, będą popełniać zbyt dużo błędów. Jednak ten, że szatnia go zwolni, nie chcąc zbyt ciężko trenować, wydaje mi się mimo wszystko mało prawdopodobny. Ani Hyballa nie jest takim tyranem, ani piłkarze takimi leserami jak ich Twitter maluje.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.