Osły, fortepian i polscy trenerzy. Ostatnie tournée Kaia Havertza na jego ziemi

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
havertzglowne1197911461.jpg
Alexander Scheuber/Bundesliga/Bundesliga Collection via Getty Images

Ma trzy osły, a kiedyś chciałby założyć dla nich całą farmę. Uczy się gry na fortepianie, by się odprężyć. Co poza tym? Jest talentem stulecia w niemieckim futbolu. 21-latek, zanim ruszy w wielki świat, pomoże Bayerowi Leverkusen wygrać Ligę Europy na własnej ziemi.

Co można kupić na urodziny synowi, który od siedemnastego roku życia zarabia miliony? Rodzice Kaia Havertza uznali, że można mu kupić osła. A nawet dwa. Marzenia o Bundeslidze, Lidze Mistrzów i reprezentacji Niemiec spełnił jeszcze przed ukończeniem dwudziestego roku życia. Rodzicom pozostało więc spełnienie marzenia o ośle. - Od dzieciństwa jestem fanem tych zwierząt. Zawsze chciałem mieć jedno z nich albo najlepiej całą farmę. Na urodziny dostałem od rodziców prawo własności do dwóch osłów. Potem doszedł jeszcze trzeci, którego uratowaliśmy z rzeźni. Czuję się odpowiedzialny za to, by im pomagać i spędzać z nimi czas – opowiadał dziennikarzom. Nie do końca rozumiał ich zdziwienie. - Przecież to fajne uczucie przechadzać się obok osłów, o których wie się, że bez twojej pomocy zostałyby zaszlachtowane – dodawał. W dziedzinie ochrony zwierząt jest początkujący, ale chciałby się w nią zaangażować mocniej. W futbolu 21-latek pierwsze kroki już dawno ma za sobą.

FORTEPIAN PO BABCI

Osły to najbardziej nietypowe hobby pomocnika Bayeru Leverkusen. Ale nie jedyne. Gdy dowiedział się, że Julian Brandt, jego przyjaciel, dziś grający w Borussii Dortmund, w tygodniu pobiera lekcje gry na gitarze, też stwierdził, że przydałoby mu się coś, co uspokoiłoby go i pozwoliło odciągnąć myśli od futbolu, który dał mu bardzo wiele, ale zabrał dzieciństwo. Już jako 11-latek przeniósł się z Akwizgranu do odległego o godzinę drogi Leverkusen i dopóki mieszkał w domu rodzinnym, czas wolny spędzał, patrząc w samochodowe szyby na autostradzie. Od rodziców wyprowadził się jednak bardzo szybko, przeprowadzając się do zaprzyjaźnionej z klubem rodziny. Na tyle zdążył jednak być ze swoimi bliskimi, by przypomnieć sobie, że w mieszkaniu babci stał fortepian, na którym grywał jako dziecko. Już więc jako piłkarz na bardzo wysokim poziomie zaangażował się w to mocniej. By zyskać odskocznie od świata wielkich emocji i wielkiej presji.

Z DZIADKIEM W KRASNALE

Babcia wpłynęła na jego upodobania muzyczne, ale to dziadka wskazuje się zwykle jako pierwszego, który zaczął rozwijać jego talent piłkarski. Sam grał wcześniej w Rodzie Kerkrade i występował w jednej drużynie z Juppem Derwallem. Wnukowi pozwalał strzelać do krasnali ogrodowych. I jako czterolatka zapisał go do lokalnego klubiku Alemannia Mariadorf. Nie przyjmowano tam dzieci młodszych niż sześć lat, ale dla Havertza zrobiono wyjątek, bo choć był mniejszy od wszystkich, miał pojęcie o grze.

DWÓCH POLAKÓW

Ten schemat będzie się potem powtarzać. Wszystko Havertz będzie osiągał szybciej i wcześniej niż ktokolwiek inny. Jako ośmiolatek przeniesie się do akademii Alemannii Akwizgran, wtedy grającej w 2. Bundeslidze. Wkrótce po okolicy rozniesie się szmer, że w nadreńskim mieście objawił się wielki talent. Chłopaka kończącego podstawówkę będą kusić Borussia Moenchengladbach i 1. FC Koeln. Sławomir Czarnecki, Polak pracujący w Bayerze Leverkusen, namówi kierownictwo klubu, by zrobiło wszystko, by przekonać Havertza do zapisania się akurat do ich szkółki. Delegacja na wysokim szczeblu, wysłana na obiad z młodym kandydatem na piłkarza i jego rodzicami zrobiła dobre wrażenie. Zwłaszcza na policjancie i prawniczce, którzy zwykle nie dawali się unieść fantazji i starali się wybierać to, co dla syna najkorzystniejsze. Uznali, że jedna z najlepszych akademii w kraju, założona akurat w 1999 roku, gdy Havertz przychodził na świat, będzie dobrym miejscem. Czarnecki mógł zostać jego pierwszym trenerem w Bayerze. Na późniejszym etapie reprezentant Niemiec przeszedł też przez ręce Andrzeja Buncola. W ukształtowaniu czołowego talentu niemieckiej piłki maczali palce dwaj Polacy.

NAJLEPSZY W HISTORII

O tym, że Leverkusen zrobiło się dla 21-latka za małe, świadczy nie tylko wymienianie go w kontekście transferów do największych klubów świata za trzycyfrowe kwoty. Świadczy o tym także to, że zdają się to dostrzegać także w samym Leverkusen. Rudi Voeller, który w mediach raczej nie jest Ulim Hoenessem czy Hansem-Joachimem Watzkem i stara się unikać bardzo nośnych i kontrowersyjnych cytatów, podzielił się ostatnio opinią, że Havertz to najlepszy piłkarz, jaki kiedykolwiek grał w Bayerze. Postawił go tym samym nie tylko ponad sobą, ale też Tonim Kroosem, Arturem Vidalem, Michaelem Ballackiem, Ze Robertem, czy Berndem Schusterem. Odważnie. Niedawno na kanale YouTube'owym klubu pojawił się blisko godzinny dokument o dziesięciu latach Havertza w Leverkusen. To dość nietypowa praktyka w przypadku wciąż 21-letniego piłkarza, który nadal gra w Bayerze.

MASOWE BICIE REKORDÓW

Gdy w doliczonym czasie gry lipcowego finału Pucharu Niemiec Havertz dość efektownie pokonał Manuela Neuera z rzutu karnego, a potem wściekle kopnął piłkę, wiedząc, że ten gol nie pozwoli już wyrwać Bayernowi kolejnego trofeum, wydawało się, że to ostatni obrazek tego piłkarza w koszulce Bayeru. Po wznowieniu rozgrywek z powodu przymusowej przerwy należał do najlepszych i najefektywniejszych piłkarzy w Bundeslidze. Który to już raz. Rok wcześniej został pierwszym nastolatkiem, który strzelił przynajmniej siedemnaście goli w jednym sezonie Bundesligi. Szybciej niż ktokolwiek wcześniej dobił do bariery 35 trafień w lidze niemieckiej. Do niedawna pozostawał najmłodszym strzelcem gola dla Bayeru w historii Bundesligi. Dziś jest najmłodszym piłkarzem powołanym z tego klubu do reprezentacji Niemiec. I ostatnim wychowankiem akademii Leverkusen, który sięgnął po złoty medal Fritza Waltera, przyznawany najbardziej utalentowanemu zawodnikowi w kraju z danego rocznika. Havertz to człowiek, który od jedenastego roku życia był przygotowany do tego, co właśnie się dzieje, czyli do zrobienia wielkiej kariery.

Gotowy, by odejść, był już rok temu, po znakomitej rundzie u Petera Bosza, który cofnął go z pozycji ofensywnego pomocnika, do pary środkowych pomocników tworzonej z Brandtem. Obaj młodzi gracze świetnie rozumieli się na boisku oraz poza nim. Spędzali nawet razem urlopy. Odejście starszego z nich do Dortmundu miało być zapowiedzią jeszcze droższego transferu Havertza do jeszcze większego klubu. Mimo uznania dla talentu Niemca nikt nie usiadł jednak do negocjacji, gdy Bayer ogłosił, że żąda za wychowanka 120 milionów euro. W Leverkusen uznali, że chcą wreszcie zdobyć jakieś trofeum. A najłatwiej to zrobić, zatrzymując Havertza.

ZABÓJCZE WBIEGNIĘCIA

Słabsza niż zwykle jesień trochę ostudziła entuzjazm wokół siedmiokrotnego reprezentanta Niemiec. W grudniu po raz pierwszy usłyszał nawet na BayArena kierowane do niego gwizdy. Wiosną wrócił jednak na bardzo wysoki poziom, w czym pomogło przestawienie go na pozycję fałszywego napastnika. Voeller podkreśla, że Havertz potrafi zagrać na pięciu-sześciu pozycjach na znakomitym poziomie. Jest w tym wiele prawdy. Najważniejsze jednak, by te pozycje pozwalały mu wykonywać szybkie wejścia w pole karne. Jego inteligencja, znakomite wyczuwanie przestrzeni oraz czasu i bardzo duża dynamika, choć pozornie jej nie widać, to zabójcza kombinacja. Havertz jest ofensywnym pomocnikiem, którego mniej charakteryzuje asystowanie i stwarzanie kolegom sytuacji, a bardziej wykańczanie akcji samemu po wejściach z drugiej linii. To dlatego tak często porównuje się go do Michaela Ballacka. I to pewnie – na co zwrócono uwagę w „The Athletic” - dlatego tak bardzo podoba się Frankowi Lampardowi, najbardziej bramkostrzelnemu pomocnikowi poprzedniego pokolenia.

DOJRZAŁY 21-LATEK

Sezon z siedemnastoma bramkami i dziewięcioma asystami we wszystkich rozgrywkach jeszcze bardziej rozbudził zainteresowanie Havertzem, bo to był już kolejny rok, w którym potwierdzał klasę. Nie może być mowy o gwiazdce jednego sezonu, skoro 21-latek od czterech lat jest podstawowym graczem Bayeru, skoro – choć znają go już wszyscy – wciąż jest w stanie wykręcać znakomite osiągnięcia strzeleckie – musi być mowa o nieprzeciętnym talencie. Czasy, w których trener Roger Schmidt nie mógł go zabrać na mecz Ligi Mistrzów z Atletico Madryt, by umożliwić 17-latkowi napisanie sprawdzianu w szkole, to już odległa przeszłość. Dziś Havertz nierzadko wychodzi już na boisko jako kapitan Bayeru. Oczywiście najmłodszy w historii klubu.

CHELSEA LIDEREM WYŚCIGU

Gdyby nie pandemia pewnie już by go w Leverkusen nie było. Klub nie ma jednak zamiaru wystawiać promocyjnych cen, bo akurat firma Bayer, czyli potentat w branży farmaceutycznej, na pandemii na pewno za mocno nie ucierpiała. W Nadrenii wciąż trzymają się trzycyfrowej kwoty, którą chcą otrzymać za wychowanka i czekają, kto będzie chciał spełnić te żądania. Ochotę na najzdolniejszego piłkarza pokolenia millenialsów w Niemczech ma oczywiście Bayern Monachium, który długo uchodził za faworyta w wyścigu o jego podpis. Tego lata priorytetem był jednak Leroy Sane, a przeprowadzenie dwóch tak wielkich transferów w niepewnych czasach jest wysoce nieprawdopodobne. Według licznych medialnych doniesień Bayern chciałby nakłonić Havertza, by ten poczekał jeszcze rok w Leverkusen. Ten czuje jednak, że czas na zmianę i dlatego ma naciskać na natychmiastowy transfer do Chelsea, która wyczuła znakomitą okazję zgarnięcia czołowego talentu europejskiej piłki, wokół którego można zbudować drużynę na lata. Zwłaszcza że wydaje się, iż Havertzowi niczego do brytyjskiego futbolu nie brakuje. Ma nie tylko znakomitą technikę, wizję i spokój, które dają mu na boisku czas na podejmowanie właściwych decyzji, ale też dobrze prezentuje się fizycznie i zdecydowanie poprawił grę głową. Termin „piłkarz kompletny” w ostatnich latach bardzo się zdewaluował, ale akurat w tym przypadku używanie go nie jest na wyrost. Ktokolwiek pozyska Havertza, temu będzie można bez żadnych wątpliwości gratulować.

OSTATNIA SZANSA NA TROFEUM

Tamten karny w finale Pucharu Niemiec jednak nie był jego ostatnim kopnięciem w koszulce Bayeru. Ma w niej kopać także w turnieju finałowym Ligi Europy na własnej, czyli nadreńskiej ziemi. Klub spróbuje uratować sezon, czyli zdobyć pierwsze od ćwierć wieku trofeum i jednak zapewnić sobie udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Havertz z kolei, korzystając z międzynarodowej ekspozycji, na jaką będzie wystawiony, będzie chciał jeszcze mocniej pokazać klubom z najwyższej półki, że warto na niego rozbić skarbonkę nawet w czasach, gdy budżety planuje się bardzo trudno. Wszak okno transferowe potrwa do połowy października, więc jest jeszcze wiele czasu, by przeprowadzić choćby najtrudniejszą transakcję. Dla Bayeru będzie to więc chyba naprawdę ostatnia szansa, by obecność „najlepszego piłkarza w historii klubu” przekuć na jakiś namacalny sukces. Na razie bowiem w czasach gry w Leverkusen Kai Havertz zyskał więcej osłów niż trofeów.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.