Niewyjściowy garnitur. Kto powinien nas reprezentować w letnich, europejskich wycieczkach

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Lechia Gdansk - Jagiellonia Bialystok
Fot. Piotr Matusewicz

Najlepszą ofensywę ma Lechia Gdańsk, ale najlepiej broni Radomiak Radom. W tym roku zdecydowanie najlepszą formę złapał Piast Gliwice, za to Wisła Płock jest na fali entuzjazmu po zmianie trenera i zdobyciu twierdzy Szczecin. Beniaminka z Radomia najtrudniej pokonać, a największe doświadczenie w europejskich pucharach mają gracze z Gliwic. Dzisiaj ponad 50 procent szans na grę w Europie i start w eliminacjach Ligi Konferencji mają piłkarze Tomasza Kaczmarka. Przekonującego kandydata jednak brakuje, bo na tej wizytówce może się znaleźć sporo straszaków: problemy finansowe, nieregularne wypłaty, brak ośrodka treningowego i jeżdżenie po regionalnych boiskach albo po prostu pustki na stadionie. Gra o czwarte miejsce w lidze będzie się toczyć do samego końca.

Chociaż walka o mistrzostwo wydaje się wyścigiem żółwi w wykonaniu trzech klubów, w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie. Od dawna wiemy, że to Lech, Raków i Pogoń rozdzielą między siebie podium, a co za tym idzie będą reprezentować polską piłkę w europejskich pucharach. Od dwunastu lat najlepsza trójka nie miała tylu punktów w tej części sezonu – razem uzbierali 168 oczek, a ostatnio w 2010 roku o cztery punkty lepsze były Lech, Wisła i Ruch. Organizacyjnie, sportowo i finansowo trzy drużyny w tym sezonie odjechały reszcie stawki. Na 6 kolejek przed finiszem ekstraklasy czwarta Lechia Gdańsk traci do nich aż dziesięć punktów.

Skoro to Poznań i Częstochowa dodatkowo zagrają o Puchar Polski, tym bardziej potwierdzają krajową dominację. O ile po najlepszej trójce względnie wiemy, czego się spodziewać, tak sporą niewiadomą pozostaje obsada czwartego miejsca. A przecież to również oznacza zaproszenie do gry w Europie, wcześniejszy start sezonu i rywalizację w I rundzie eliminacji Ligi Konferencji.

W poprzednich rozgrywkach to również było niejasne, a zaproszenie rzutem na taśmę przyjął Śląsk Wrocław, który od tamtej pory zdążył już rozstać się z Jackiem Magierą, zmienić kierunek i zaangażować do gry o utrzymanie. Latem jednak jeszcze wstydu nie było, bo I rundzie poradził sobie z estońskim Paide (4:1), a później Araratem Erewań (7:5). W zasadzie tylko Pogoń wyłożyła się na pierwszym przeciwniku, czyli chorwackim Osijeku.

OTWARTA DROGA LECHII

Tegoroczny czwarty bilet do europejskich pucharów również może rozstrzygnąć się dopiero w ostatniej kolejce, bo czwartą Lechię i siódmego Piasta Gliwice dzieli tylko 5 punktów. Modele statystyczne sugerują, że to piłkarze z Gdańską mają 52,8 procent szans, aby skończyć w TOP4 i zagrać w Europie. 25,8 procent to nadzieje Radomiaka, 11,3 procent Piasta, a 9,4 procent Wisły Płock, mimo że Nafciarze są dzisiaj wyżej w tabeli niż Piast. System bierze jednak pod uwagę kalendarz, formę, bezpośrednie mecze i kolejnych przeciwników.

My zupełnie niezależnie możemy się zastanawiać, jaki finisz byłby najlepszy dla polskiego futbolu z perspektywy potencjalnego zbierania punktów do rankingu i kto mógłby zaoferować coś więcej, niż przywitanie i natychmiastowe pożegnanie z eliminacjami. Poziom sportowy jest wyraźnie niższy, niż w przypadku klubów z podium. Matematyczne szanse utrzymują jeszcze znakomicie punktująca wiosną Legia Warszawa czy Górnik Zabrze z Lukasem Podolskim, jednak jest to tak nieprawdopodobne, że odstawimy takie dywagacje na bok, a skupimy się na realnych kandydatach.

KWESTIA DOŚWIADCZENIA

Można dyskutować, co byłoby najbardziej potrzebne, aby odnieść potencjalny sukces, czyli przejść kilka rund i rywalizować z drużynami, które nie są z innego piłkarskiego świata. Najlepiej zrobić to tak jak Raków Marka Papszuna – sposobem ogrywać lepszych tak długo, aż dojdzie się do ściany, czyli klubu nieosiągalnego finansowo i po prostu o zbyt duże jakości indywidualnej, by zrobić mu krzywdę w dwumeczu. Wicemistrz zdołał jednak odprawić z kwitkiem znacznie bogatszy Rubin Kazań (1:0) czy wygrać pierwsze spotkanie z belgijskim Gentem (1:0, 0:3). Nie byłoby to możliwe, gdyby nie spryt trenerski Papszuna.

Często polscy piłkarze wspominają, że zabrakło doświadczenia, bo jednak ich chleb powszedni to 30 kolejek rywalizacji, a nie dwumecze i nieznane tereny, gdzie ciśnienie jest jeszcze większe. Z tej czwórki kadrę, która posmakowała najwięcej europejskich meczów, ma Piast Gliwice, bo mówimy o 15 nazwiskach, które łącznie rozegrały 200 meczów w eliminacjach i właściwych pucharach. Ponad 20 takich gier mają Kamil Wilczek, Nikola Stojiljković, Rauno Sappinen czy Tom Hateley, po kilkanaście Jakub Holubek, Damian Kądzior, Jakub Czerwiński i Kristopher Vida, a nie będzie to nowość również dla Frantiska Placha, Tomasa Huka czy Martina Konczkowskiego.

Dla porównania 180 meczów w Europie uzbierają gracze z kadry Wisły Płock, lecz to bardzo zakrzywiony obraz, bo aż 81 nabił Jakub Rzeźniczak. W przypadku Lechii Gdańsk to 12 graczy ze 178 meczami, a Radomiaka 10 piłkarzy z liczbą 124 spotkań. Oczywiście statystyki mocno podbijają Dusan Kuciak (64 mecze), Mario Maloca (30) czy Mario Rondon (45). Jeśli rzeczywiście obycie z europejskimi grami dodaje kilka procent szans w rywalizacji, to Piast Gliwice byłby do tego najlepiej przygotowany.

Zresztą mówimy o drużynie, która w ostatniej dekadzie aż cztery razy startowała w eliminacjach. I zwykle były to bardzo bolesne doświadczenia, bowiem trzy pierwsze razy skończyły się bez przejścia choćby jednej rundy. Najpierw od razu zostali wyeliminowani przez Karabach i Göteborg, później odpadli z Ligi Mistrzów z BATE Borysów, by z Ligi Europy wyeliminowała ich łotewska Riga FC. Dopiero sezon 2020/21 wlał większe nadzieje, bo Piast przeszedł dwie rundy i zatrzymał się dopiero na trzeciej przeszkodzie, czyli Kopenhadze. Pierwotnie musiał jednak przeżyć sporo rozczarowań i bolesnych lekcji, aby zacząć cokolwiek wygrywać. Prawo nowicjusza.

Lechia też wie, jak to smakuje, bo na początku sezonu 2019/20 odbyła emocjonujący dwumecz z duńskim Brøndby IF, który zakończył się porażką 3:5 w dogrywce. Gdańszczanie nie przeszli ani jednej rundy, ale drużyna prowadzona przez Piotra Stokowca nabrała dość cennych doświadczeń na tym poziomie. Dla Radomiaka byłby to absolutny debiut w Europie i niebywałe święto, ale zapewne trudne do dźwignięcia emocjonalnie. Tym bardziej dla beniaminka. Wisła Płock posmakowała kiedyś eliminacji Pucharu UEFA, ale mówimy o zupełnie innej erze klubu i musielibyśmy się cofnąć o 16 lat, aby przypomnieć sobie dwumecz z Czornomorcem Odessa.

DWIE TWARZE LECHII

Czysto na papierze najlepszą kadrę i zresztą przewagę trzech punktów ma Lechia Gdańsk. Praca 37-letniego Tomasza Kaczmarka może się podobać. Punktuje ze średnią 1,68 na mecz, z chęcia odkrywa i daje szansę młodym graczom, sporo mówi o taktyce i widać, że w taki sposób chce budować przewagę nad przeciwnikami. Pewnie za ligową czołówką dysponuje nawet najlepszym materiałem ludzkim, jeśli weźmiemy pod uwagę solidność Łukasza Zwolińskiego, Michała Nalepy czy Jarosława Kubickiego. Przed chwilą wypromowali się w Gdańsku Karol Fila, Mateusz Żukowski czy Kacper Urbański, którzy trafili kolejno do Strasbourga, Rangers oraz Bolognii.

Pewnie Lechia byłaby najlepszym kandydatem, gdyby nie to, że wielkim znakiem zapytania są ambicje i potencjał rozwojowy w Gdańsku. W takim ośrodku powinniśmy mówić o bardzo ambitnym projekcie, ale co rusz wracają tematy problemów finansowych czy zachwiań kadrowych. Nie widzimy tam aż tak jasnej wizji budowy jak w Częstochowie czy Szczecinie. Lechia nie stoi na tak stabilnych nogach. Nie kupuje piłkarzy za poważną gotówkę, raczej poszukuje rynkowych okazji i opiera się na metodycznych podejściu 37-letniego trenera.

Nadzieją dla niej może być umiejętność gry z lepszymi rywalami, bo Tomasz Kaczmarek urwał punkty chociażby Lechowi Poznań (1:0) w Gdańsku. Tak samo przed własną publicznością było z Rakowem (3:1), natomiast bolesną lekcją okazał się dla niego wyjazd do Szczecina na Pogoń (1:5). Lechia w kontekście dwumeczów w europejskich pucharach ma dwie zupełnie różne tożsamości – skuteczną i niepokonaną u siebie, bo wiosną jeszcze nie przegrali w Trójmieście, za to zupełnie odwrotną na wyjeździe, gdzie mówimy o 6 porażkach z rzędu i 7 spotkaniach bez zwycięstwa.

KAŻDY MA SWOJE PROBLEMY

Gdybyśmy chcieli zobaczyć około 10 tysięcy kibiców na trybunach, patrząc na tegoroczną średnią, znów argument dostaje Lechia Gdańsk. Na jej mecze przychodzi średnio 8,4 tysiąca widzów, co jest szóstym rezultatem w ekstraklasie. Wyglądałoby to zupełnie inaczej, niż reprezentowanie nas w pucharach na pustym stadionie w Płocku (średnia 1,8 tys.). W Gliwicach średnio oglądamy 3,4 tysiąca fanów, a w Radomiu 4,1 tysiąca. Oczywiście, że na końcu ten, kto zapracuje na to na boisku, będzie miał lokalne święto i niepowtarzalną okazję, aby przyciągnąć rekordową liczbę chętnych. I choć to wczesne rundy i mało ekskluzywni rywale, warto jednak myśleć o tym w kontekście budowy czegoś trwalszego. Jako pewien fundament pod dalsze chęci rozwoju marki.

Tymczasem co chwilę słyszymy o problemach klubów zamieszanych w walkę o puchary. Tylko w marcu Przegląd Sportowy poinformował, że Lechia wróciła do starych nawyków niewypłacania pensji, a niektórzy obcokrajowcy czekają na wynagrodzenie od dwóch miesięcy. Radomiak wczesną wiosną podróżował po regionie w poszukiwaniu boisk, na których mógłby przeprowadzić normalne sesje treningowe, bo przy gorszej aurze nie mógł sobie pozwolić na prowadzenie zajęć w okolicy. Mimo planów postawienia ośrodka, braki infrastrukturalne to tylko kropla w morzu potrzeb beniaminka, który sportowo wykręca rezultat mocno ponad swój potencjał. Piast Gliwice akurat pozbierał się po złym planowaniu jesieni, najszybciej przeprowadził transfery w zimowym oknie transferowym i teraz zbiera tego efekty, będąc najlepiej punktującą drużyną wiosną z kandydatów do czwartego miejsca. Wisła Płock natomiast próbuje odmienić styl gry na odważniejszy i bardziej efektowny, a aktualnie korzysta na efekcie nowej miotły i świeżości pomysłów Pavola Staňo.

KOMU PUCHARY?

Jedno jest pewne: o ile możemy wymagać od trzech naszych pucharowiczów z podium, jakość sportowa czwartej drużyny będzie wyraźnie niższa. Nie widać też tam aż tak dobrych perspektyw rozwojowych. Jednak to ktoś z czwórki Lechia, Piast, Radomiak, Wisła Płock będzie nas reprezentował w lipcowej grze o Ligę Konferencji. Teoretycznie to beniaminka najtrudniej pokonać, bo ma tylko 5 porażek, czyli o jedną mniej od Lecha, Rakowa i Pogoni. Radomiak traci też najmniej bramek (29), podczas gdy najwięcej zdobywają Lechia (42) i Wisła Płock (41). Piast mógłby się obronić wiosenną formą i doświadczeniem byłego selekcjonera Waldemara Fornalika, który lepi ten projekt już od wielu sezonów.

Na papierze to jednak Lechia Gdańsk ma najtrudniejszy kalendarz, bo dwie ostatnie kolejki to dla niej rywalizacja z Pogonią oraz Rakowem grającymi o mistrostwo. W tym wyścigu może się wydarzyć naprawdę wszystko, o ile piłkarze Kaczmarka nie zapewnią sobie przewagi odpowiednio wcześnie. Gliwice w ostatniej serii gier goszczą Radomiaka i kto wie, czy to również nie będzie decydujący mecz dla układu tabeli i wejścia do pucharów. Forma przemawia za Piastem, kadra i umiejętności za Lechią, entuzjazm za Wisłą Płock, a za Radomiakiem niewygodne granie i umiejętność szycia w trudnych warunkach Dariusza Banasika. Dla każdego z pucharowiczów to przygoda, na jaką czasem czeka się całe życie, ale jeden z nich może być wyjątkową ciekawostką reprezentującą polską piłkę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.