Mind games, czyli mała taktyka. Czesław Michniewicz już rozgrywa mecz ze Szwecją

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Reprezentacja Polski
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus

Wtrącone mimochodem informacje na temat zwyczajów kontuzjowanego zawodnika Szwedów, drobne wskazówki dla sędziego i zadziwiająca otwartość, co do własnych planów. Nowy selekcjoner reprezentacji Polski pokazał dawno niewidziane w kadrze podejście do przedmeczowych konferencji prasowych.

Nad Stadionem Śląskim emocje unosiły się już w poniedziałek. Pytania o przyszłość doświadczonych liderów kadry, dla których mecz ze Szwecją może być ostatnią szansą wyjazdu na mundial. Wyliczenia milionów, które może zyskać federacja w razie zwycięstwa. Całkiem indywidualne plany osób, które w szeroko pojęty sposób zależą od koniunktury wokół polskiego futbolu. Wszystko zależy od tego jednego meczu. Dawno już, by nie powiedzieć nigdy, kadra nie miała przed sobą 90 minut, od których tak wiele zależy. Można powiedzieć, że to przecież tylko kwestia wyjazdu na imprezę, a nie walki o medale. Ale bez tego wyjazdu naprawdę ważny mecz Polska zagra dopiero za dwa lata, co w futbolu jest całą wiecznością. A z nim, wejdzie do elitarnego grona. Tylko siedem reprezentacji w Europie może o sobie powiedzieć, że awansowała na cztery ostatnie wielkie turnieje. Ósmą może we wtorek zostać Portugalia. A dziewiątą zostanie Polska lub Szwecja. Przegrany po raz pierwszy od 2014 roku obejrzy imprezę w domu.

Nowego w tej sytuacji Czesława Michniewicza można było podejrzewać o nerwowość. Gorączkowe ukrywanie planów. Unikanie odpowiedzi na pytania. Pilnowanie, by nikt nie dostał nawet strzępka informacji. Adam Nawałka do mistrzostwa opanował takie odbębnianie konferencji prasowych, by każdy zwrot był wymijającym frazesem. Jerzy Brzęczek reagował alergicznie, w większości pytań doszukując się ukrytej krytyki. Paulo Sousa przedstawiał dobrze brzmiące wykłady taktyczne, które potem w mniejszym lub większym stopniu miały odzwierciedlenie na boisku. Jego następca wybrał luz, uśmiech i wręcz podejrzaną, znając jego zamiłowanie do różnych gierek, otwartość.

Michniewicz nie wyglądał w Chorzowie jak kłębek nerwów. Uśmiechał się. Machał do znajomych dziennikarzy. Nie słysząc tłumaczki na przenośnym urządzeniu, pytał o “kontakt z bazą”. Wspominał bramki Mirosława Trzeciaka i Andrzeja Buncola. Pozostawał głuchy na pytania o sprawy beznadziejne i obracał je w rozmowę o pozytywach. O tym, że on i jego zawodnicy mają wszystko, by spełnić marzenia. - Ja nie czuję presji, ja czuję olbrzymie wyróżnienie. Nie możemy się zbytnio stresować, usztywniać. Nie możemy dokładać dodatkowej presji na siebie. Chcę, żeby zawodnicy zagrali na swoim poziomie — mówił. Bardzo chciał pokazać światu twarz człowieka, dla którego we wtorkowy wieczór będzie się liczył sport i dobra zabawa.

SUBTELNE WSKAZÓWKI

Zupełnie otwarcie Michniewicz chwalił się zdobytymi informacjami. Mówił, że wie o Szwedach “za dużo”. - Zasypiam się i budzę ze Szwedami przed oczami. Wiem o ich życiu. Wiem, kto przebiera psa w koszulkę reprezentacji, wiem, kogo mama grała w piłkę ręczną, kogo tata w piłkę nożną i kto się na kogo obraził, że nie został piłkarzem roku w Szwecji. […] To dużo mi mówi o osobowości i o tym, w jaki sposób z nim grać. Jest taktyka, ale i mała taktyka, jeden na jednego. Kto daje się sprowokować, a kto nie — opowiadał, by chwilę pójść do subtelnego wywierania presji na arbitrze. - Wiemy, co robi Isak. Nie skacze do głowy, tylko w przeciwnika i sędziowie nie gwiżdżą fauli. Wiemy, że stosują niewidoczne faule na połowie przeciwnika po stracie. Jeśli odbiorą piłkę, jest ok, mają kontrę. Jeśli nie odbiorą, nie ma za to żółtych kartek. My o tym wszystkim wiemy — podkreślał. A pytany o defensywne stałe fragmenty gry, kierował się do asystenta wideo. - W dobie VAR-u broni się łatwiej, bo wybloki są zabronione i dziś gwizdane są po nich faule — przypominał.

GŁĘBOKIE MACKI

Mimochodem selekcjoner pokazywał też, jak głęboko sięgają jego macki. Kilka godzin po tym, jak Janne Andersson mówił o Ludwigu Augustinssonie, lewym obrońcy, że jest gotowy do gry, Michniewicz podkreślał, że “wie o jego problemach”. Mglistą informację o kłopotach zdrowotnych Albina Ekdala, środkowego pomocnika, selekcjoner bardzo ochoczo pogłębił. - Wiemy, że nie trenował w niedzielę i w poniedziałek, kiedy pół godziny spędził na rowerku. Liczę się z tym, że może zagrać, bo Bartek Bereszyński opowiadał, że w Sampdorii, gdzie razem występują, często jest w tygodniu podobnie, a potem wychodzi na mecz i gra — zaznaczał. Zapytany o Dejana Kulusevskiego, wspominał, że Wojciech Szczęsny zna go z Juventusu. U Viktora Claessona, który rozstał się z Krasnodarem, diagnozował problem “podobny jak u Grzegorza Krychowiaka”, ale uprzedzał ruchy selekcjonera rywali. - Znając przyzwyczajenia trenera Szwedów, który rzadko dokonuje zmian, pewnie zagra — mówił.

JASNE PLANY

Co jednak chyba najbardziej zwracało uwagę, to otwartość, z jaką Michniewicz mówił o własnych planach. Choć wielu zawodników zmagało się z problemami zdrowotnymi, polski trener dzień przed meczem wyłożył kawę na ławę. Piątek? “Ma założony opatrunek, który zabezpiecza przed infekcją na czas treningu. Wszystko wskazuje, że będzie OK.” Lewandowski? “Wszystko jest OK, brał udział w całym treningu”. Żurkowski? “Wchodzi dziś do treningu i będzie w kadrze na jutrzejszy mecz”. Ustawienie: “Od początku zakładaliśmy granie trójką środkowych obrońców. Nie odchodzimy od trójki […]. Szwedzi przegrywali w eliminacjach z zespołami, które grały trójką środkowych obrońców i to determinowało przygotowania — mówił. Jednocześnie podkreślał, że wystawi wyjściowy skład, który pozwoli mu rotować ustawieniem. Pozornie bez tajemnic.

WYDŁUŻONY TRENING

Podobnie było podczas otwartej sesji treningowej na murawie Stadionu Śląskiego. Tego typu wydarzenia zwyczajowo są otwarte dla mediów przez piętnaście minut. Zwykle jest to pilnowane co do sekundy, a dziennikarze są wypraszani natychmiast po upływie tego czasu. Zwraca się też uwagę, by nic w tym czasie nie pokazać. Przedstawiciele mediów mogą poruszać się na krótkim fragmencie boiska, a piłkarze znajdują się od nich najdalej jak to tylko możliwe. Zajęcia, czyli rozgrzewkę i ewentualnie grę w dziadka, można zobaczyć z odległości kilkudziesięciu metrów. Tym razem było inaczej. Bramkarze ćwiczyli na bramce ustawionej o kilka metrów od dziennikarzy. Otwarta strefa pozwalała przemieszczać się po połowie stadionu, zawodnicy trenowali blisko obiektywów, a okres obecności mediów został niespodziewanie przedłużony z piętnastu do trzydziestu pięciu minut. Tak, by wszyscy mieli dokładnie możliwość przeliczenia trenujących zawodników, zobaczenia Piątka czy Żurkowskiego ćwiczących z piłką i nawet kilku rozegrań akcji ofensywnych.

POWRÓT POLSKIEGO MOURINHO

Jeszcze nie wiadomo, czy w niektórych kwestiach Michniewicz blefował, czy też starał się w ten sposób wykreować wrażenie drużyny, która nie ma nic do ukrycia. Znając jego sposoby działania z poprzednich miejsc pracy, można podejrzewać, że w poniedziałkowe popołudnie spróbował zastawić na rywali kilka pułapek. Ale z pewnością trudno nie odnieść wrażenia, że selekcjoner swój mecz ze Szwecją zaczął już na konferencji prasowej i przedmeczowym treningu. Ksywka “polski Mourinho” jest już trochę przykurzona, ale przed finałem baraży można było sobie przypomnieć, dlaczego kilkanaście lat temu została Czesławowi Michniewiczowi nadana. “Mała taktyka” dotyczy nie tylko piłkarzy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.