Druga próba. Jak Nieciecza chce przestać być “elephant terrible” polskiej piłki

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Kibice z Niecieczy
Jakub Gruca/400mm

Już podczas pierwszego pobytu w ekstraklasie Bruk-Bet Termalica, mający bogatego właściciela, finansowany z prywatnych pieniędzy, posiadający stadion na własność i dobrą infrastrukturę do treningów oraz szkolenia młodzieży, miał szansę być jednym z najzdrowiej funkcjonujących klubów ekstraklasy. Koncertowo ją zmarnował. Ale są symptomy, że beniaminka znów udało się pchnąć na dobre tory.

W neonie wiszącym nad wejściem głównym stadionu w Niecieczy spaliły się żarówki podświetlające słowo “Bruk”. Okalające trybuny wieloformatowe zdjęcia, przypominające momenty chwały Bruk-Betu Termaliki, już dość wyraźnie wyblakły, przypominając, że już na przyszły rok przypadnie stulecie istnienia klubu. Na trybunie ktoś zauważył odłamujący się kawałeczek betonu. A po wyjściu z obiektu, jeśli ktoś zatrzymuje się, by zrobić zdjęcie pola kukurydzy, to już nie dlatego, by pokazać, jak blisko stadionu leży, lecz po to, by uchwycić urokliwy zachód słońca. Obecność Niecieczy na mapie profesjonalnej piłki przestała już być ciekawostką. Drugi awans do ekstraklasy nie ściąga do podtarnowskiej wioski korespondentów z całej Europy. A i miejscowi, inaczej niż przy poprzednim awansie, nie mają już poczucia, że muszą wszystko zbudować od nowa, by zacząć pasować do ekstraklasy. Pasują do niej i bez budowania. Nawet te kilka drobnych niedociągnięć na obiekcie pokazuje, że dla klubu sama obecność w elicie nie jest już jakimś epokowym wydarzeniem. Przecież tego rodzaju niedociągnięcia są na każdym stadionie i nikt nie zwraca na nie uwagi. Nie ma potrzeby malowania trawy na zielono.

MĘCZĄCA NARRACJA

To nie znaczy, że u beniaminka nic się nie zmieniło, lecz korekty są bardziej subtelne. Z odświeżonej wersji klubowego herbu zniknęła nazwa miejscowości, co jest podtrzymaniem tamtejszej marketingowej tendencji. Po awansie do I ligi przed jedenastoma laty usunięto z nazwy człon “LKS”. Po pierwszym sezonie w ekstraklasie zamieniono kolejność członów “Bruk-Bet” i “Termalica”, dostrzegając, że w potocznym języku klub zaczyna coraz bardziej funkcjonować jako “Termalica” i nie chcąc, by marka betonu komórkowego przyćmiła nazwę całej firmy. Teraz w herbie zostały już tylko “Bruk-Bet” i “Termalica”. Coraz więcej Bruk-Betu, coraz mniej Niecieczy. To logiczne, biorąc pod uwagę, że z otoczenia państwa Witkowskich, twórców sukcesów klubu, już podczas pobytu w ekstraklasie dochodziły głosy, że męczy ich narracja o “siedmiusetosobowej wiosce” i “stadionie w polu kukurydzy”. Chcieli być normalnym, silnym klubem. Zdobywającym rozgłos za to, jak działa, a nie za to, gdzie działa.

RODZINNY KLUB

Subtelne korekty widać też w kwestiach personalnych. W składach meczowych rozdanych dziennikarzom rubryka “drugi trener” była tym razem pusta. Przez lata była zarezerwowana dla Jana Pochronia, brata prezes Danuty Witkowskiej, dołączanego do kolejnych sztabów szkoleniowych. Pochronia nie było też na oficjalnym przedsezonowym zdjęciu grupowym zespołu. Z klubu nie zniknął, na kulisach ze zgrupowania w Arłamowie można go dostrzec obserwującego trening w towarzystwie dyrektora sportowego, ale przestano go eksponować, prawdopodobnie wiedząc, że jego obecność wywoływała wcześniej niezdrowe medialne zainteresowanie. Sama posada dyrektora sportowego też przeszła zresztą ewolucję. Krzysztof Witkowski junior, syn właścicieli, wcześniej aktywny w drugim szeregu, nie pełniąc żadnej funkcji, rok temu już oficjalnie został szefem pionu sportowego. Bruk-Bet to potężna rodzinna firma. A Bruk-Bet Termalica Nieciecza to także rodzinny klub. W którym właścicielem, prezesem i dyrektorem sportowym są trzy osoby noszące to samo nazwisko. Przynajmniej sytuacja jest od początku klarowna.

CHOROBLIWE ZAMKNIĘCIE

Problemem w zewnętrznym postrzeganiu Bruk-Betu podczas poprzedniego pobytu w ekstraklasie było też to, że nie było nikogo, kto opowiadałby w mediach o perspektywie klubu, co zawsze pomaga w razie konfliktowych sytuacji czy kryzysów łagodzić nastroje i równoważyć narrację. Pierwotnie zatrudniono w tej roli Marcina Baszczyńskiego, jednak po jego odejściu nie było już w klubie nikogo takiego. Danuta Witkowska w mediach nie funkcjonuje wcale, Krzysztof Witkowski senior pojawiał się w nich bardzo sporadycznie, a nikt inny publicznie się nie udzielał. Nieciecza była klubem chorobliwie zamkniętym. W pewnym momencie doszła nawet do odgórnego zakazu podawania długości trwania kontraktów zawodniczych, czyli informacji, która w całym świecie futbolu jest całkowicie jawna i oficjalnie podawana.

TWARZ KLUBU

Zatrudnienie tuż przed startem sezonu Rafała Wisłockiego, byłego prezesa Wisły Kraków, ostatnio pracującego jako dyrektor akademii Sandecji Nowy Sącz, ma szansę zmienić tę sytuację. Pochodzący z nieodległych Gorlic 35-latek objął stanowisko dyrektora ds. Organizacyjnych i marketingowych, co brzmi jak “szwarc, mydło i powidło”. Przed meczem ze Stalą Mielec od razu stanął jednak przed kamerami Canal+, by opowiadać o celach klubu na nowy sezon, co pokazuje, że jednym z jego zadań będzie zostanie przyjemną i sympatyczną twarzą klubu, która pozwala rodzinie Witkowskich pracować tak, jak lubi. W cieniu i bez żadnych kryzysów wizerunkowych.

ZWROT DO MŁODZIEŻY

Wisłocki może się jednak przydać Niecieczy nie tylko dlatego, że ma naturalną łatwość wypowiadania się i obycie przed kamerami, które nabrał w czasach Wisły Kraków. To przede wszystkim człowiek mający know-how w sprawach szkolenia i znakomicie rozeznany w małopolskim i podkarpackim rynku młodzieżowym. Bruk-Betowi zawsze zależało na szkoleniu, o czym świadczy fakt, że w otoczeniu stadionu powstały też bardzo dobre obiekty dla grup młodzieżowych, ale dotąd nie było tego za bardzo widać w pierwszej drużynie. Gdy niecieczanie grali poprzednio w ekstraklasie, nie obowiązywał jeszcze przepis o młodzieżowcu, więc młodych zawodników praktycznie w zespole nie było. Zawsze włączano do kadry jakichś miejscowych chłopaków, którzy jednak nigdy nie dorastali poziomem do reszty piłkarzy i nie mieli żadnych szans na grę. Podczas pierwszego pobytu niecieczan w elicie gola dla nich nie strzelił żaden nastoletni piłkarz. Po spadku, gdy nagle musieli zacząć wystawiać młodzieżowca, ratowali się wypożyczeniem Michała Skórasia i Marka Mroza z Lecha Poznań. Własnej młodzieży, czy to wychowanej, czy pozyskanej z innych klubów, na poziomie I-ligowym nie mieli.

POLITYKA ODMŁODZENIA

To, że pierwszego gola po powrocie strzelił dla Bruk-Betu akurat Ernest Terpiłowski, może mieć w pewnym sensie charakter symboliczny. 19-latek został od razu najmłodszym zdobywcą bramki w historii występów tego klubu w ekstraklasie. Jego gol uaktywnił na Twitterze nie tylko reprezentującą go agencję menedżerską, ale i dumnego z trafienia... dyrektora sportowego Widzewa. Łukasz Stupka, zanim w czerwcu trafił do Łodzi, przez półtora roku pracował w Niecieczy. Choć nie udało mu się zbudować drużyny na awans, udało mu się przekonać właścicieli, że potrzebują mieć własną młodzież. I jeśli nie są w stanie jej wychować, muszą ją pozyskać. To podczas trzech okienek, które krakowianin przepracował w Bruk-Becie, w klubie pojawili się 19-letni Dawid Kalisz z ROW-u Rybnik, 17-letni Terpiłowski i Michał Orzechowski z Lechii Dzierżoniów oraz Jakub Janczy z Sandecji, 16-letni Krystian Bartoszek z BKS-u Lublin, 20-letni Marcin Grabowski z Wisły Kraków i Damian Pawelski z SMS-u Łódź. Po jego odejściu politykę kontynuowano. Z Garbarni Kraków wyciągnięto 19-letniego Jana Klimka, z Arki Gdynia Jakuba Peka, z Lechii Tomaszów Mazowiecki Bartosza Snopczyńskiego, a ze Stali Stalowa Wola rok starszego Kacpra Śpiewaka. Jeśli pozyskiwano starszych zawodników, to także raczej mających większość karier przed sobą — Tomasz Loska, Adam Radwański, Patryk Czarnowski, Wiktor Biedrzycki, Paweł Żyra czy Mateusz Grzybek trafili do Niecieczy na długo przed 25. urodzinami.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Karol Słomka/400mm

ZBUDOWANI MŁODZIEŻOWCY

Trener, który zbudował zespół na awans, też pochodzi z młodego pokolenia i miał coś do udowodnienia. Po próbach z bardziej doświadczonymi Jackiem Zielińskim, Marcinem Kaczmarkiem i Piotrem Mandryszem półtora roku temu postawiono na wówczas 41-letniego Mariusza Lewandowskiego, który pracował już w ekstraklasie z Zagłębiem Lubin, ale nie wyrobił sobie na tyle dobrej opinii, by pozostać w lidze. W Niecieczy zdołał zbudować odmłodzony i ofensywny zespół, który jesienią całkowicie zdominował rozgrywki i już po pierwszej rundzie mógł się właściwie witać z ekstraklasą. Po meczu ze Stalą Mielec trener z dumą podkreślał, że w końcówce po boisku biegało trzech młodzieżowców. Dwóch z nich zostało w mądry sposób długofalowo zbudowanych. Terpiłowski i Orzechowski nie przyczynili się w zeszłym sezonie do awansu, bo byli wypożyczeni do II ligi. Jeden ograł się w Górniku Polkowice, drugi w Wigrach Suwałki. A po powrocie pokazali się w okresie przygotowawczym na tyle dobrze, że już w pierwszej kolejce zaznaczyli obecność. Pion sportowy może być zadowolony. Wypożyczenia zadziałały wzorcowo.

TRZY LATA MŁODSI

Nie jest oczywiście tak, że Bruk-Bet stał się nagle polską odpowiedzią na Red Bulla i zaczął grać samą polską młodzieżą. W pierwszym składzie na inaugurację było jednak tylko czterech zagranicznych piłkarzy, a tylko trzech zawodników przekroczyło 30 lat. Średnia wieku jedenastki – 26,8 – nie pozwoli bić ligowych rekordów, ale jest jednak mniej więcej o trzy lata niższa od tej, którą Bruk-Bet wystawiał najczęściej w spadkowym sezonie. Pierwszego gola sezonu mógł strzelić Muris Mesanović, 31-letni Bośniak ściągnięty przed sezonem do ataku. Albo 32-letni Adam Hlousek, pozyskany do gry na lewym wahadle. Narracja wtedy byłaby zupełnie inna. Nie wiadomo, jak trwały jest zwrot niecieczan w kierunku młodszych piłkarzy i czy będą umieli wpuszczać trzech młodzieżowców także w trudniejszych momentach sezonu. Widać jednak przynajmniej próbę innego niż wcześniej budowania klubu.

ENTUZJAZM PRZEMINĄŁ

Przejście na trójkę środkowych obrońców, które Lewandowski przygotował między sezonami i które przeszło próbę generalną w meczu ze Stalą, też jest pozytywnym sygnałem. Nie dlatego, by było to ustawienie lepsze od stosowanego zwykle w I lidze 4-3-1-2. Ale sama ta próba sugeruje, że trener zdaje sobie sprawę, że ekstraklasa wymaga poszukiwania nowych rozwiązań i że próby podbijania jej sposobami, które działały na zapleczu, to najkrótsza droga donikąd. Zwłaszcza że akurat w przypadku Bruk-Betu trudno mówić o wielkim entuzjazmie, który zwykle towarzyszy beniaminkom. Niecieczanie entuzjazmem wykazywali się jesienią zeszłego roku, gdy zdemolowali I ligę. W rundzie rewanżowej, w której musieli pauzować przez miesiąc z powodu koronawirusa, a potem w szaleńczym tempie nadrabiać zaległości, złapali ewidentną zadyszkę. W tabeli za 2021 rok zajęli dopiero ósme miejsce, poza strefą barażową. Do Radomiaka Radom stracili piętnaście punktów i awans, który wydawał się pewny na kilka miesięcy przed końcem sezonu, zapewnili sobie dopiero w ostatniej kolejce, drżąc o niego do ostatniej minuty. Bruk-Bet nie wchodzi do ligi, znajdując się na fali. Musi na nią na nowo wskoczyć.

Trener Bruk-Betu Termaliki Nieciecza
Jakub Gruca/400mm

KLUCZ WITKOWSKICH

Cokolwiek by nie mówić o piłkarzach, Lewandowskim, czy Wisłockim, kluczowe znaczenie dla losów Bruk-Betu podczas drugiego pobytu w ekstraklasie będzie jednak miała rodzina Witkowskich. To ona pociąga w klubie za wszystkie sznurki. Trudno przypuszczać, by 60-letni ludzie, którzy odnieśli gigantyczny sukces w biznesie, nagle mocno zmienili się tylko dlatego, że ich drużyna piłkarska spadła z ekstraklasy. Ludzie zazwyczaj częściej mówią o wyciąganiu wniosków, niż rzeczywiście to robią. Po obecnym zespole widać jednak symptomy powracania na dobre tory. To wciąż ma szansę być jedno z najzdrowiej funkcjonujących miejsc na mapie polskiej piłki. O ile marzenie o jak najszybszym przywiezieniu do Niecieczy europejskich pucharów nie będzie znów zaburzać decydentom trzeźwości osądu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.