Wpadali w spektakularne kryzysy, a potem gonili miejsca pucharowe. Zdobywali trofea. Mówili, że będą walczyć o mistrzostwo i przez chwilę nawet walczyli. W ekipie Michała Probierza nie zawsze działo się dobrze, ale zawsze działo się dużo. Teraz nie dzieje się nic. Chaotyczną walkę o zaistnienie zastąpiło zwyczajne trwanie, które ciągnie się już prawie dwa lata. Trochę za długo jak na okres przejściowy.
Na ostatniej konferencji przedmeczowej zapytałem Michała Probierza o cele na ten sezon, biorąc pod uwagę zapaść Legii, otwierającą szanse walki o tytuł wielu zespołom, które po cichu o tym marzyły, ale nie mogły głośniej, bo na drodze zawsze stali im warszawianie. Cracovia przecież w gronie tych zespołów całkiem niedawno była. Wchodziła do pucharów (gwiazdka dla kibiców Wisły — tak, do ELIMINACJI pucharów), zgarniała trofea, chciała iść ciągle w górę. Teraz była w trakcie serii ośmiu meczów bez porażki, co w polskiej lidze zdarza się rzadko. A jednak nikomu nie przyszło do głowy, że krakowianie mogliby się włączyć do wyścigu z Lechem Poznań i Rakowem Częstochowa. Mnie tak naprawdę też nie przyszło. Ale zastanowiło mnie, kiedy to się stało, że także Probierz zaakceptował już miejsce w środku tabeli jako adekwatne dla Pasów.