Au revoir, Renault? Francuski gigant wywołany do tablicy

Zobacz również:Efekt domina w świecie F1. Vettel rozpoczął duże zmiany w zespołach
F1 Grand Prix of Australia - Previews
Fot. Bryn Lennon - Formula 1 via Getty Images

Historia Renault w Formule 1 to prawdziwa sinusoida. Mieli udział w 23 tytułach, z czego tylko cztery zdobyte zostały przez ekipę fabryczną. Pojawiali się i znikali w kilkuletnich odstępach. Ostatnie wyniki zespołu oraz obecny kryzys wywołany koronawirusem może doprowadzić do opuszczenia stawki przez Francuzów. Szef ekipy, Cyril Abiteboul, zapewnia, że nigdzie się nie wybierają, ale z dnia na dzień coraz trudniej w te słowa wierzyć.

Renault na początku XXI wieku złamało dominacje Ferrari. To w ich bolidzie Fernando Alonso zdobył swoje jedyne dwa tytuły mistrza świata. Można było spodziewać się, że po wejściu na szczyt fabryczna ekipa tak szybko go nie opuści. Jak się jednak okazało, to były najlepsze lata Renault w F1, ale jako zespołu.

Dlaczego warto to podkreślić? Ponieważ jako dostawcy silników Francuzi bywali bezkonkurencyjni. 23 tytuły zdobyte z ich jednostkami napędowymi dobitnie o tym świadczą. W latach 90. Renault możemy pamiętać z dwóch współprac: z Williamsem oraz Benettonem. Te dwa zespoły zgarnęły łącznie jedenaście tytułów z możliwych dwudziestu w ostatniej dekadzie XX wieku. Mansell, Prost czy Schumacher powiększali swoje gabloty z trofeami, a ówczesny zespół tego ostatniego dał podwaliny pod powrót francuskiego producenta do Formuły 1. O tym jednak za chwile. Kolejne wybitne sezony w roli dostawcy silników to oczywiście dominacja Red Bulla i Sebastiana Vettela w latach 2010 – 2013. Osiem tytułów natchnęło Francuzów na powrót do F1 i zwycięstwo ze swoim własnym zespołem.

KOLEBKA PROSTA

No właśnie, powrót. Przed czterema tytułami z lat 2005 i 2006 Renault ścigało się bez trofeów na przełomie lat 70. i 80. Najlepszym wspomnieniem z tamtych lat były występy Alaina Prosta, który spędził w swojej rodzimej drużynie trzy lata oraz Renego Arnouxa. W pełni francuski skład realnie włączał się w rywalizację o najwyższe laury, ale zawsze czegoś im brakowało. Największe problemy sprawiała niezawodność. Silnik z pewnością był potężny, ale jego największym problemem była awaryjność.

To jednak właśnie w Renault swój prawdziwy początek miała legenda Prosta. Dał poznać się ze świetnej strony, kiedy to w 1983 roku potrafił wyciągnąć z samochodu 120 procent i walczyć praktycznie do końca o tytuł mistrza świata. Opuszczał jednak zespół jako persona non grata po tym, gdy kibice zarzucali mu zmuszenie swojego ulubieńca, Arnouxa, do odejścia. Dodatkowo sam „Profesor” stwierdził, że samochód jest niekonkurencyjny i nie ma sensu kontynuować współpracy. Po przejściu do McLarena pracownicy fabryki Renault podpalili jeden samochodów Prosta, przez co przeniósł się do Szwajcarii. Potem, było już tylko gorzej. Francuska stajnia pogrążyła się w kryzysie, a wyniki w żaden sposób nie napawały optymizmem. Finalnie, w 1985 roku, pożegnaliśmy się z Francuzami na blisko dwie dekady, oczywiście jako z zespołem.

SZYBKI AWANS I SPADEK

Wielki, oficjalny powrót nastąpił w 2002 roku. Dlaczego oficjalny? Renault kupiło zespół Benetton w 2000 roku i przez dwa lata ścigała się pod starą nazwą. Ekipa pod wodzą ekscentrycznego Flavio Briatore szybko zaczęła nabierać kształtów. Już w trzecim sezonie pod znakiem francuskiego producenta zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Lata 2005 i 2006 to zakończenie pięcioletniej dominacji Ferrari. Oczywiście fakt ten ułatwiły nowe przepisy, które zabiły sezon włoskiej ekipie z Maranello. Wszystko to było zasługą zespołu, ale także protegowanego Briatore, Fernando Alonso, który wyglądał świetnie.

Po absolutnym szczycie przyszedł dołek w 2007 roku. Alonso odszedł do McLarena, aby następnie wrócić po roku. Następnie były lata 2008 i 2009, kiedy zespół dopuścił się słynnej afery Crashgate, która skutecznie pokrzyżowała mu szyki. W telegraficznym skrócie: Flavio oraz Pat Symonds wyliczyli, na którym okrążeniu Piquet Jr musi się rozbić, aby Alonso wygrał wyścig, co się udało. Wycofał się główny sponsor, a wizerunek ekipy ucierpiał. Briatore wyleciał ze sportu, podobnie jak Symonds, jego prawa ręka. Dodatkowo w USA pękła bańka kredytów hipotecznych i kryzys gospodarczy stał się ostatnim gwoździem do trumny.

Brzmi znajomo? Obecna próba Renault to trzecie podejście. Plany były wielkie. Mówiło się o mistrzowskiej strategii. Wejście w 2016 roku zapowiadane było, jako pięcioletni plan powrotu na szczyt królowej sportów motorowych. Wszystko miało być na miejscu. Świetna ekipa techniczna, szefostwo z Abiteboulem i Prostem oraz wsparcie koncernu. I faktycznie, początek był obiecujący. Pierwsze trzy sezony po powrocie do F1 to krzywa wznosząca. Najpierw było słabe dziewiąte miejsce, potem awans na szóste, a sezon 2018 to zwycięstwo w środku stawki i czwarte miejsce w generalce. Wszystko wskazywało na to, że nic nie jest w stanie zatrzymać wzrostu Renault. Zapowiadano mocniejszą jednostkę napędową, dodatkowo zatrudniono Daniela Ricciardo na dużym kontrakcie, co miało pokazać mocarstwowe aspiracje.

Rzeczywistość jest jednak okrutna. Najpierw przed sezonem dochodziły do nas plotki z padoku, że zarząd francuskiego giganta motoryzacyjnego ma nie być zadowolony z walki w środku stawki z Haasem, zamiast bicia się z TOP3. Po rozpoczęciu ścigania okazało się, że nowa konstrukcja to regres w stosunku do poprzedniego roku. Najszybszym samochodem z silnikiem Renault w stawce był McLaren i to bezapelacyjnie. Można nawet śmiało powiedzieć, że to właśnie jednostka napędowa zabrała im część punktów, które mogli zdobyć. Abiteboul przez cały 2019 rok zapewniał, że ich silnik został zdecydowanie poprawiony i zaczął dorównywać mocą jednostkom ekip z czoła stawki. Te zapewnienia nie przekonywały nikogo, a już na pewno nie brytyjski zespół. Doprowadziło to do decyzji o rezygnacji z dalszej współpracy, a ekipa z Woking podpisała kontrakt z Mercedesem na dostawy w kolejnych latach. Finalnie Renault zajęło piąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów po walce z ekipą B Red Bulla – Toro Rosso.

F1-koronawirus-e1585000576877.jpg
fot. Speed Media/Icon Sportswire via Getty Images

GORSI OD "PRYWACIARZY"

Łatwo można się domyślić, jakie nastroje panowały w Paryżu. Suma wszystkich doniesień z poprzedniego akapitu pokazywała tylko jeden wynik – możliwe wyjście Francuzów z królowej sportów motorowych. Renault miało dokładać do każdego sezonu około 100 milionów dolarów rocznie, a ta kwota miała dawać zbyt mizerne wyniki dla zarządu. Ciężko im było uwierzyć, że jeden z największych producentów aut na świecie może przegrywać z „prywaciarzami”. Otwarcie sugerowano, że tylko planowane limity budżetowe miały zatrzymać ich w Formule 1.

Faktycznie, plotki po ich ustaleniu zdecydowanie zelżały. Natomiast nikt nie mógł przypuszczać, że koronawirus zatrzyma cały świat, a F1 mimo australijskich prób również będzie musiała zawrócić cyrk. Często podkreśla się, że ekipy fabryczne są na wygranej pozycji w świecie wyścigów. Większe budżety, sztaby specjalistów i gigantyczne zaplecze techniczne. Można przenosić inżynierów z sekcji wyścigowej do cywilnej i odwrotnie. Sama Formuła 1 to wielka platforma marketingowa, a sama w niej obecność potrafi sprzedać rocznie o kilka procent samochodów więcej. To wszystko wygląda świetnie, ale sytuacja odwraca się w momencie problemów, czy to samych koncernów, czy światowych kryzysów.

Żeby zrozumieć, jak groźna jest obecna sytuacja gospodarcza dla Renault, trzeba cofnąć się o nieco ponad dekadę. Kiedy 15 września 2008 roku w USA przewrócił się pierwszy klocek domina z napisem "Lehman Brothers" świat na chwile się zatrzymał. Nikt nie wiedział, jaki wzór ułożą kładące się płytki i jak daleko on sięgnie. Wiadomo tylko było, że czeka nas kryzys finansowy. Ludzie tracili pracę, załamywały się gospodarki, a ich odbudowa trwała latami. W takich czasach nie chcesz handlować dobrami luksusowymi, a bez wątpienia takimi są samochody. Dodatkowo banki przestały udzielać kredytów, co również zatrzymało możliwości leasingowe. Amerykański rynek samochodowy praktycznie przestał istnieć, a skutki tej sytuacji odczuł cały świat motoryzacji.

Upadki marek, masowe zwolnienia, zamknięcia fabryk. Jeżeli tak wygląda sytuacja Twojej firmy, to raczej źle wygląda, kiedy przeznaczasz setki milionów dolarów na wyścigi. To doprowadziło do wyjścia większości zespołów fabrycznych z F1: Toyoty, BMW, Hondy i finalnie także Renault, dla którego był to ostatni gwóźdź do trumny.

KRYZYS UDERZY W RENAULT

Obecny kryzys spowodowany koronawirusem jest prognozowany dla światowej gospodarki, jako gorszy niż ten sprzed 12 lat. Już teraz sprzedaż samochodów w kwietniu rok do roku spadła o 75%. Otwarcie zaczyna się mówić o zwolnieniach i zamykaniu fabryk. McLaren, który produkuje samochody tylko z segmentu premium, zwalniając 1200 pracowników żegna się praktycznie z jedną czwartą załogi. Kwestią czasu były informacje dotyczące Renault. Najpierw pojawiły się doniesienia o zamknięciu czterech fabryk koncernu, a także o rezygnacji z części modeli. To wszystko zostało potwierdzone w piątek 29 maja.

Renault ma zamiar oszczędzić w ciągu najbliższych trzech lat dwa miliardy euro, a pracę ma stracić łącznie blisko 15000 pracowników, co stanowi blisko 10% zatrudnionych. Liczba produkowanych aut rocznie ma spaść z 4 na 3,3 miliona. Restrukturyzacja ma również zacieśnić współpracę z Nissanem i Mitsubishi. Należy też pamiętać, że aby oszczędzić, najpierw trzeba wydać, chociażby na odprawy dla pracowników. Jeżeli koncern decyduje się na takie ruchy, łatwo sobie wyobrazić, że oszczędności poszukają wszędzie, więc po co utrzymywać zespół w F1? Dodatkowo pojawiły się plotki, że Renault jest w trakcie zaawansowanych rozmów z kupcem, który to jest gotów odkupić zespół. Jedyny warunek marki to pozostawienie ich silników.

GettyImages-1206683830.jpg
Fot. Chris Putnam/Barcroft Media via Getty Images

Ewentualne wyjście byłoby bardzo proste. Umowa zbiorowa, którą podpisują wszystkie startujące zespoły z FIA i która jest fundamentem F1, wygasa po 2020 roku. Dodatkowo odejście McLarena od jednostek Renault oznacza brak zobowiązań wobec kogokolwiek. Wyciągnięcie wtyczki wiązałoby się jedynie ze sprzedażą zespołu oraz fabryki w Enstone. Sytuacja pod taki zabieg ułożyła się dla Renault idealnie. Natomiast narracja jest dokładnie odwrotna, przynajmniej w tym momencie. Ten sam koronawirus, który zatrzymuje rynek motoryzacyjny przyczynił się do największej zmiany w Formule 1 od lat.

Limit budżetowy, który wejdzie w życie w 2021 roku został obniżony do 145 milionów dolarów, a na przestrzeni następnych dwóch lat ma spaść jeszcze o 10 milionów. To miało mieć fundamentalne znaczenie dla decyzji podjętej przez zarząd, który zdecydował się na kontynuowanie swojej operacji wyścigowej. Koszty ulegną znacznemu zmniejszeniu, a to pozwoli na prowadzenie zespołu nawet w czasach kryzysu. Samo Renault ma widzieć w Formule 1 część swojego DNA, a sama rywalizacja jest dla nich ważna. Dodatkiem jest również aspekt marketingowy, który nadal pozwoli marce eksponować się na absolutnym szczycie motosportu.

Na ten moment plotki o ewentualnym wyjściu Francuzów możemy odłożyć do szuflady. Zmiany w Formule 1 pozwalają na wyrównywanie szans i drastyczne cięcia kosztów, co w obecnej sytuacji przyczyni się do utrzymania większości zespołów w stawce. Czy plotki o wyjściu Renault powrócą? Jeżeli sytuacja się nie poprawi i walka w środku stawki nie przerodzi się w podia i zwycięstwa znów usłyszymy o odpuszczaniu F1 przez francuski zespół, tylko tym razem na dobre. Dodatkowo coraz mocniejsza elektryfikacja motoryzacji może zwiastować przejście koncernów do Formuły E. Wszystko jednak wskazuje na to, że na ten moment nie stracimy żadnego zespołu fabrycznego w Formule 1, co jest świetną wiadomością dla całego sportu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.