Więcej niż tylko podania do boku i w tył. Jorginho w końcu wychodzi z cienia

Zobacz również:Piękne kulisy kadry Manciniego. 12 rzeczy, których dowiedzieliśmy się po serialu „Sogno Azzurro”
EURO 2020. Włochy - Jorginho
Fot. Claudio Villa/Getty Images

Czasami wydaje się, że Jorginho wywołuje skrajne uczucia, jak na zawodnika, który nie jest gwiazdą z czołówek portali i gazet. Prawie każdy trener, który z nim pracuje, bardzo go ceni i widzi jako fundamentalną postać pierwszej jedenastki. Kibice jednak często go krytykują albo zastanawiają się, z czego wynika ten zachwyt. Na Euro 2020 triumfują jednak wszyscy ci, którzy zawsze go bronili.

– Próbowałem zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół mnie. Myślałem tylko o tym, by wykonać to, co zawsze trenowałem. Wziąłem kilka oddechów, a potem zrobiłem, co trzeba – mówił Jorginho o decydującym rzucie karnym w meczu z Hiszpanią z takim spokojem, z jakim go wykonał. To będzie jeden z najbardziej pamiętnych obrazków Euro 2020 – włoskiego pomocnika, który ma na nodze piłkę meczową, a potem podchodzi do jedenastki i w swoim stylu „passówką” pokonuje Unaia Simona. Jakby to był rutynowy mecz ligowy, a nie strzał na wagę finału mistrzostw Europy.

SWOJE PIĘĆ MINUT

Po tym rzucie karnym Jorginho w końcu znalazł się na czołówkach. Ci, którzy oglądali go na co dzień w Serie A i w Premier League wiedzą doskonale, że zawsze podczas jedenastki robi charakterystyczny nabieg z lekkim podskokiem, markując strzał i myląc bramkarza. Euro to jednak zabawa dla widza masowego, dlatego gdy Simon tylko ugiął kolana, a Jorginho posłał piłkę obok niego, wielu było zdumionych opanowaniem reprezentanta Włoch. 29-latek faktycznie jednak zrobił to samo, co na treningach. Ani przez moment nie pojawiła się myśl, by coś zmienić, bo i po co? To był 41. rzut karny w karierze Jorginho i 35. wykorzystany. Trening czyni mistrza.

Decydująca o awansie Włochów do finału jedenastka sprawiła, że pomocnika ma w końcu swój moment na tym turnieju. Italia nas zachwyca, ale więcej uwagi poświęcaliśmy innym. Chwaliliśmy Lorenzo Isigne, błyszczał Manuel Locatelli, do momentu odniesienia kontuzji Leonardo Spinazzola wyglądał jak najlepszy lewy obrońca Euro (a przecież miał dużą konkurencję), zimną krwią imponował Federico Chiesa, a Giorgio Chiellini był twarzą całej ekipy. Jorginho przemykał gdzieś w tle, jednak nie zmienia to faktu, że rozgrywa znakomity turniej. Swoje pięć minut ma dopiero teraz.

METRONOM W GŁĘBI POLA

Do pomocnika Chelsea pasuje zdanie, które kiedyś jeden z fanów Leeds napisał na temat Mateusza Klicha: kiedy patrzysz na całą drużynę, nie będzie się wyróżniał, ale kiedy będziesz przyglądał się tylko jemu, zobaczysz całą grę. Jorginho to metronom, który wyznacza rytm zespołu. Czasami może się wydawać, że podaje tylko do boku i w tył, ale w takich chwilach dba o to, by jego drużyna miała kontrolę. Potrafi jednak jednym zagraniem tak przyspieszyć grę, że wszystko się otwiera. Usypia swoich rywali krótkimi podaniami, by nagle znaleźć lukę i podać napastnikowi na nos. To jest specjalista nie od asyst, a od przedostatnich, albo nawet przed-przedostatnich podań.

Problem z Jorginho jest jednak taki, że trzeba na nim oprzeć system, dlatego tak często chuchają na niego trenerzy i spotyka się to z nierozumieniem kibiców. Roberto Mancini to doskonale wie i choć ma bogactwo środkowych pomocników, również takich, którzy od Jorginho więcej strzelają, dryblują i są bardziej efektowni, to właśnie 29-latek jest w reprezentacji podstawą linii pomocy. Kiedy może pociągać za sznurki jako ustawiony na szóstce rozgrywający, pokazuje pełnię umiejętności. To zawsze był jego styl, ale teraz dokłada coś więcej. Podczas tego Euro ma wyższą średnią dryblingów, kluczowych podań i jest częściej faulowany niż w minionym sezonie Premier League.

ZERWANY PLASTER

Jak bardzo jest ważny dla Italii, było widać po zachowaniu Hiszpanów. Luis Enrique zmienił ustawienie swojej drużyny i pozbył się klasycznym dziewiątek nie tylko dlatego, by wyciągać ze swoich pozycji Chielliniego i Bonucciego, ale również po to, by Dani Olmo i Ferran Torres wspomagali strefę środkową i naciskali Jorginho. To przez niego przechodzi w reprezentacji Włoch najwięcej piłek, dlatego Enrique chciał przeciąć to połączenie.

Do pewnego stopnia to się udało. Jorginho zaliczył najniższą liczbę kontaktów i celność podań na tym turnieju, ale pokazał też, że jego gra nie bazuje tylko na rozgrywaniu z głębi pola. Hiszpanie częściej byli przy piłce, więc musiał pracować w defensywie i udowodnił, że dobrze czyta grę nie tylko, kiedy jego drużyna atakuje. Mecz w półfinale Jorginho skończył z ośmioma przejętym podaniami (najlepszy wynik na boisku).

Reprezentant Włoch może nie mięć bramek i asyst, jednak w innych statystykach bryluje. Jak do tej pory ma Euro 94-procentową skuteczność podań i piątą najwyższą liczbę przejęć. Tylko Kalvin Phillips wykonał więcej akcji w pressingu i Jorginho znajduje się również w czołówce najczęściej odbierających piłkę graczy. Gdy stawka rosła, on nie pękał na robocie. W ćwierćfinale z Belgią zagrał 71 podań i tylko jedno było niecelne. W fazie pucharowej nie opuścił jeszcze ani minuty. – Mancini go kocha. Razem z Insigne i Verrattim to trzej kluczowi u niego piłkarze – chwali go Alessandro Del Piero.

SYNEK NIE TYLKO SARRIEGO

Włoski selekcjoner to kolejny trener, który się w Jorginho zakochał. Wcześniej przez lata kojarzył się on z Maurizio Sarrim, który najpierw uczynił z niego centralną postać w Napoli, a potem koniecznie chciał sprowadzić do Chelsea. Próbował to również zrobić Pep Guardiola, ale siła związku Jorginho z Sarrim była zbyt silna i wybór był jasny. W Anglii urodzony w Brazylii Włoch musiał na początku przyzwyczaić się do szybszego tempa gry, ale szybko pokazał, po co przyszedł. Do historii przeszedł jego występ przeciwko Newcastle, kiedy sam wykonał więcej podań niż cała drużyna rywala. „Sarriball” opierał się na tym, by każda piłka przechodziła przez Jorginho i choć nie powie nam tego liczba asyst, to on był rozgrywającym Chelsea w tym okresie.

Kadencja Sarriego była jednak krótka i burzliwa, więc fani szybko zmieniali zdanie o Jorginho. Kiedy nie szło, można było odnieść wrażenie, że winny jest głównie on. Bo jest zbyt wolny, bo tylko podaje do boku, bo nie gwarantuje liczb, a mimo tego trener zawsze na niego stawia. „Synek Sarriego” przewijał się w tych wypowiedziach wiele razy, ale kolejne lata pokazały, że Jorginho łapał punkty również u innych. Frank Lampard też regularnie na niego stawiał, podobnie jak Thomas Tuchel, u któego wiosną tego roku reprezentant Włoch grał bardzo dobrze.

Niemiec postawił na system z wahadłami i dwiema szóstkami, który miał wycisnąć maksimum z duetu N'Golo Kante i Jorginho. To było dobre posunięcie. Pierwszy został zwolniony z obowiązku rozgrywania, a drugi dostał mniej zadań defensywnych (choć i tak odebrał najwięcej piłek w Lidze Mistrzów) i każdy robił to, co potrafi najlepiej. To zaprocentowało – Kante w półfinałach Ligi Mistrzów z Realem Madryt był dwa razy piłkarzem meczu, a w wygranym finale we dwóch przejęli kontrolę nad środkiem pola i nękali piłkarzy Manchesteru City.

KANDYDAT DO ZŁOTEJ PIŁKI?

Jorginho już nikt w Chelsea nie kwestionuje, a on sam zyskał pewność siebie. Pytany w wywiadzie z „Daily Mail” o to, czy u Tuchela wreszcie ludzie widzą jego prawdziwą wartość, żartował: – Mam nadzieję! Jeśli nadal tak nie jest, to nie rozumieją piłki.

W Londynie zadomowił się już na dobre i teraz stanie przed szansą, by w tym mieście świętować zdobycie mistrzostwa Europy. – Po trzech latach czuje się tu jak u siebie i dobrze, że w końcu ludzie doceniają to, co robię na boisku – mówił wiosną. Wyśmiewał też plotki transferowe, które łączą go z powrotem do Serie A. Dopóki Sarri pracował jeszcze w Juventusie, słychać było o tym, że weźmie tam Jorginho niemal co tydzień. Poza tym zyskał mocniejszą pozycję w drużynie, spaja włoskojęzyczną część szatni Chelsea, a hitem są jego wykonania znanych przebojów na gitarze.

Na Euro Jorginho też gra jak z nut – do tego stopnia, że niektórzy zaczęli dyskusję o tym, czym powinien dostać Złotą Piłkę. Skoro ma już za sobą triumf w Lidze Mistrzów, a teraz może zgarnąć mistrzostwo Europy i gra tak dobrze, to zdaniem niektórych powinien być w tej dyskusji. – Jeśli Włochy wygrają Euro, to dla mnie jest kandydatem do Złotej Piłki. To piłkarz-unikat, wyjątek, dlatego nie każdy go rozumie i docenia. Jego wielkość tkwi jednak w tym, że sprawia, że wszystko wygląda na łatwe – mówił niedawno Sarri w rozmowie ze Sportitalia.

Takie słowa ze strony piłkarskiego „ojca” Jorginho nie dziwią, jednak Sarri nie jest w swojej opinii osamotniony. Podobne zdania pojawiały się w „La Gazzetta dello Sport” i powtarzają się w wypowiedziach ekspertów. Mimo wszystko trudno to sobie wyobrazić, nawet jeśli Włosi zdobędą mistrzostwo Europy, ale to pokazuje, jak bardzo zmieniło się postrzeganie 29-latka. Być może potrzebny był do tego wykonany z zimną krwią rzut karny w półfinale z Hiszpanią, jednak Jorginho w końcu doczekał się docenienia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.