Ilość w parze z jakością. Ofensywa transferowa Chelsea już robi wrażenie, a to nie koniec

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Brighton & Hove Albion v Chelsea: Pre-Season Friendly
Fot. Darren Walsh/Chelsea FC via Getty Images

Okno potrwa do początku października, ale w Anglii już możemy wskazać króla polowania. Transfery Chelsea już teraz imponują, a podobno nie jest to jeszcze jej ostatnie słowo.

Czy nikt nie powiedział Chelsea, że to transferowe lato ma być ciche? Większość klubów szykowało się na spokojną przerwę między sezonami i zapowiadało, że nie będzie szastać gotówką na lewo i prawo. Na Stamford Bridge idą tymczasem inną drogą.

Jeszcze zimą przyklepano transfer Hakima Ziyecha z Ajaksu, a następnie w trakcie sezonu sprowadzono Timo Wernera. Letnia przerwa przyniosła już wzmocnienia w defensywie. Z Leicester City pozyskano Bena Chilwella, z PSG za darmo przyszedł Thiago Silva i Malang Sarr, 21-letni stoper z Nicei. Klub z zachodniego Londynu już wydał ponad 130 milionów funtów, a to przecież nie koniec. Na ostatniej prostej jest rzekomo transfer Kaia Havertza, a Frank Lampard chce jeszcze nowego bramkarza. Chelsea jest aktywna i w tym zaciągu ilość zdecydowanie idzie w parze z jakością.

WYDAJĄ, BO MOGĄ

The Blues idą na bogato. Jeśli wszystkie ruchy dojdą do skutku, ich wydatki zamkną się w tym oknie transferowym na poziomie 200-250 milionów funtów. Mogą sobie jednak na to pozwolić, mimo że u wielu zapaliła się już lampka pod tytułem "Finansowe Fair Play".

Niepotrzebnie. W ostatnich latach Chelsea działała tak, że nie będzie miała problemów z UEFA. W sezonie 2018/19 wykazała straty na poziomie ponad 100 milionów funtów, największe od 2005 roku, czyli początków inwestycji Romana Abramowicza i pierwszego tytułu w Premier League. Wpływ na to miało kupno trzech drogich piłkarzy w ciągu roku - Kepy (72 mln funtów), Christiana Pulisica (57.6 mln) oraz Jorginho (50 mln). Jednocześnie sprzedany został wtedy tylko Thibaut Courtois, a pozostali piłkarze odchodzili na płatne wypożyczenia.

GettyImages-1256181662-1.jpg
Fot. Darren Walsh / Chelsea FC via Getty Images

Finansowe Fair Play pozwala klubom na straty rzędu 30 milionów euro w trakcie trzyletniego okresu, dlatego takie straty z tamtego sezonu w połączeniu z dużymi wydatkami z roku 2020 mogłyby bardzo utrudnić życie Chelsea. Tak jednak nie będzie. W tamtym raporcie ogłoszono, że już na sezon 2019/20 zaksięgowany zyski ze sprzedaży chociażby Edena Hazarda i Alvaro Moraty. Hiszpan trafił do Atletico na zasadzie rocznego wypożyczenia z obowiązkiem wykupu, dlatego formalnie madrytczycy właśnie przelali ponad 50 milionów funtów. Jednocześnie w poprzednim sezonie na The Blues nałożony został zakaz transferowy. Mogli jedynie wykupić Mateo Kovacicia z wypożyczenia z Realu Madryt za 40 mln funtów. Ze sprzedaży oraz płatnych wypożyczeń otrzymali za to przeszło trzy razy tyle i księgi udało się balansować.

Mimo braku wzmocnień, odmłodzenia składu, utraty największej gwiazdy i zatrudnienia menedżera, który tylko przez rok pracował wcześniej w Championship, drużynie udało się awansować do Ligi Mistrzów. To kolejny zastrzyk gotówki i sygnał dla potencjalnych nabytków, że na Stamford Bridge powstaje coś ciekawego. Lampard okazuje się trenerem z niezłym wyczuciem i umie dotrzeć do swoich zawodników. Ci pamiętają jego znakomitą grę i osiągnięcia w roli piłkarza, dlatego cieszy się dużym szacunkiem. Jego obecność odgrywa na pewno ważną rolę przy negocjowaniu zakupów.

JEST KIM HANDLOWAĆ

Ofensywa transferowa Chelsea jest mocna, ale ją też uda się złagodzić odejściami z klubu. Skoro kupują, to znaczy, że będą sprzedawać. Duże kluby zwykle najpierw pozyskują nowych zawodników, a dopiero potem pozbywają się tych, którzy są już niepotrzebni. A tych w szatni The Blues jest naprawdę dużo.

Zacznijmy od tych największych nazwisk. Nie jest tajemnicą, że klub chętnie sprzedałby Kepę, ale by spełnić ten warunek, muszą wydarzyć się dwie rzeczy. Po pierwsze - nowy bramkarz. Według "Guardiana" Chelsea mocno interesuje się Edouardem Mendym z Rennes. Kilkanaście lat temu pozyskanie golkiper z tego francuskiego klubu okazało się złotym interesem na Stamford Bridge i teraz działacze myślą podobnie. 28-latek kosztowałby około 20 mln euro. Wcześniej wymieniało się również nazwiska Andre Onany z Ajaksu oraz Nicka Pope'a z Burnley.

Po drugie - na Kepę musi się znaleźć chętny. Tych na razie nie widać. Podobno jedna w klubie pogodzeni są z tym, że trudno będzie dostać nawet połowę z tego, ile kosztował 25-latek. Pojawiły się pogłoski o możliwości powrotu do Hiszpanii, ale na razie temat nie ruszył z miejsca. Być może zmieni się to, gdy Chelsea pozyska jego zastępcę.

kepa-e1580402354743.jpg
fot. Serena Taylor/Newcastle United via Getty Images

Na sprzedaż może być też Jorginho. Wiele mówiło się o jego przejściu do Juventusu, ale nie wiadomo, czy nowy trener Andrea Pirlo będzie tak chętny na taki transfer jak Maurizio Sarri. Tak czy inaczej The Blues będą starali się odzyskać jak najwięcej z kwoty, jaką za niego zapłacili. Mając N'Golo Kante, naturalnego defensywnego pomocnika, Kovacicia Rubena Loftus-Cheeka oraz zdolnego Billy'ego Gilmoura reprezentant Włoch jest zbędny. Są głosy, że to jednak Kante miałby zostać sprzedany, szczególnie, że cieszyłby się większym zainteresowaniem.

SPRZĄTANIE Z NIECHCIANYCH

Środek pomocy to w ogóle obszar, w którym Chelsea ma kogo oddawać. Ross Barkley i wracający z wypożyczeń Danny Drinkwater oraz Tiemoue Bakayoko nie mają już przyszłości w klubie. Podobnie jest z Victorem Mosesem i Kenedym, którzy poprzedni sezon spędzili odpowiednio z Interze i Getafe.

Porządki nastąpią też w defensywie. Pozyskanie Thiago Silvy i Malanga Sarra oraz powrót Ethana Ampadu z Lipska sugeruje, że na sprzedaż będzie któryś ze stoperów. Sarr trafi pewnie na wypożyczenie, by się ogrywać (mówi się o Borussii Mönchengladbach), być może znów taką drogę Chelsea wybierze dla Ampadu, ale nawet mimo tego środkowych obrońców będzie sporo. Kogoś warto będzie sprzedać i najbardziej logicznymi wyborami wydają się Kurt Zouma lub Andreas Christensen.

Tłok - przynajmniej na papierze - robi się na bokach. Cesar Azpilicueta i Reece James z prawej strony są bezpieczni, podobnie jak kupiony własnie Chilwell na lewej. Lampard spróbuje za to sprzedać jednego z dwójki Marcos Alonso i Emerson, a ponadto do klubu wracają zapomniani już na Stamford Bridge Abdul Baba Rahman oraz Davide Zappacosta.

W ofensywie priorytetem jest sprzedaż Michy'ego Batshuayia. Werner to nowy wybór numer jeden z przodu, na regularne występy może liczyć Tammy Abraham i jest idealny zmiennik dla klubu tego pokroju, czyli Olivier Giroud. To sprawia, że Belg jest czwartą opcją i już od kilku okien transferowych szuka mu się nowego klubu. Teraz Chelsea nie musi stawiać wygórowanych żądań finansowych i po prostu pozwolić mu odejść.

Zapewne nie wszystkich wymienionych graczy uda się sprzedać, ale nawet część z nich mocno zluzuje finanse. Londyńczycy już tego lata - poza Moratą - zaksięgują kilkanaście milionów euro za Mario Pašalicia, którego postanowiła wykupić Atalanta. Za darmo odeszli Willian i Pedro, których brak zrobi trochę miejsca na tygodniówki dla nowych gwiazd. Dodatkowe sprzedaże, nawet jeśli każda z nich byłaby za drobne na warunki Premier League pieniądze, po zsumowaniu dałyby sporo wytchnienia.

...ZARÓWNO W OFENSYWIE, JAK I DEFENSYWIE

Wróćmy jednak do nabytków. Okno transferowe jeszcze chwilę potrwa, ale Chelsea już można nazwać królową polowania. Początkowo wydawało się, że Lampard za mocno skupia się na nabytkach do ofensywy, jednak ostatnie ruchy z Silvą, Sarrem i Chilwellem pomogą też w obronie. The Blues potrzebowali bowiem wzmocnień zarówno z przodu, jak i z tyłu. Tak, brzmi jak truizm, ale na poparcie tej bardzo ogólnej uwagi są konkretne liczby.

Za Chelsea sezon pełen paradoksów. Z jednej strony w całej lidze wyższe posiadanie piłki miały tylko Manchester City i Liverpool, a jedynie ci pierwsi oddali więcej strzałów i wykreowali więcej sytuacji. The Blues strzelili jednak 69 goli, a dwie wspomniane ekipy kolejno 102 i 85.

Wskaźnik expected goals pokazuje, że zespół Lampard był piątym najbardziej marnującym okazje w całej stawce. Stworzył sobie okazje warte 76.23 bramki według modelu xG (dla porównania Liverpool 75.9), a zdobył o ponad siedem mniej.

W obronie z kolei londyńczycy dopuszczali do piątej najniższej liczby dogodnych okazji (expected goals w obronie na poziomie 41,1), za to stracili aż 54 bramek. To najgorszy wynik w górnej połowie tabeli i ledwie trzynasty w Premier League. Różnica prawie trzynastu goli na niekorzyść według modelu xG jest najgorszą w lidze i to z dużym zapasem.

CIERPIENIA PRZY PIŁCE

Chelsea umiał dominować, ale tego nie potwierdzała. Nie zamykała spotkań, w których przeważała i często traciła w nich punkty. Była przy piłce przez ponad 50% czasu w 35 ligowych spotkaniach. W nich zdobywała średnio 1.71 punktu i 1.77 gola - to liczby gorsze jedynie od Liverpoolu, Manchesteru City oraz Leicester City. Jeśli jednak zagłębimy się w te statystyki mocniej, to wyjdzie, że The Blues męczyli się w meczach, w których przeważali w posiadaniu. Im więcej go mieli, tym większe były problemy.

W spotkaniach, w których londyńczycy byli przy piłce przez co najmniej 60% czasu, średnie punktów (1.67) i goli (1.57) już im spadały. W tych, w których przez co najmniej 70% jest jeszcze gorzej. Chelsea zagrała takich sześć i zdobyła w nich średnio 1.2 punktu i strzelała 1.2 gola. Jednocześnie traciła w nich średnio 1.8 bramki. Do tych spotkań należą m.in. wyjazdowy remis 2:2 z Bournemouth, porażki 2:3 z West Hamem i 0:3 z Sheffield United po restarcie oraz 0:1 z Newcastle po bramce straconej w doliczonym czasie gry. Paradoksalnie im częściej gracze Lamparda byli przy piłce, tym gorzej punktowali i zdobywali mniej bramek, za to więcej tracili (1.34 gola w meczach 50%+ i aż 1.8 meczach w 70%+)

GettyImages-1201556458-1024x682.jpg
Fot. Matthew Ashton - AMA/Getty Images

To dlatego w pierwszej kolejności Lampard skupił się na wzmocnieniu ofensywy. Często w trakcie poprzedniego sezonu mówił, że gdyby jego zespół był skuteczniejszy, to uniknąłby wielu kłopotów. Transfery Ziyecha, Wernera i zbliżający się Havertza mają poprawić wykończenie akcji, ale też dział kreacji. Jeżeli będzie tworzyć sobie coraz lepsze sytuacje, to w końcu gole zaczną wpadać. Thiago Silva i Chilwell pozwolą za to zachować balans z tyłu. 35-letni Brazylijczyk lepszy już nie będzie, ale takiego lidera w tyłach Chelsea brakowało. Jako opcja przystankowa na dwa sezony jest lepszym wyborem niż ktokolwiek inny posiadany na tej pozycji przez The Blues.

NOWI DADZĄ ELASTYCZNOŚĆ

Jedyną kwestią pozostaje to, jak poukłada drużynę Lampard. Szczególnie z przodu chętnych do gry jest bardzo dużo i rotacje będzie nieunikniona. Już w poprzednim sezonie angielski menedżer mieszał ustawieniami, dlatego odgadnięcie wyjściowej jedenastki i systemu Chelsea to dziś trudne zadanie.

Na razie udany początek notuje Werner. Niemiec podobno świetnie prezentuje się na treningach i w sparingu z Brighton - co ciekawe rozgrywanym w obecności 2500 kibiców na trybunach w ramach testów przed pozwoleniem im na powrót na stadionie - strzelił już pierwszego gola.

Tacy piłkarze jak Werner, obok Pulisica, Ziyecha i Masona Mounta, dadzą Lampardowi elastyczność. Niemiec zaczynał karierę na prawym skrzydle w Stuttgarcie, ale w RB Leipzig grał albo jako dziewiątka, albo bliżej lewej strony w ofensywnym tercecie. W tej drugiej roli najczęściej widział go Julian Nagelsmann, u którego Werner rozkwitł. 24-latek w poprzednim sezonie Bundesligi strzelił 28 goli i zaliczył osiem asyst. Kreował średnio najwięcej sytuacji na mecz w karierze i brał udział średnio w 3.8 akcjach, które kończyły się uderzeniami.

- Zaczęliśmy wystawiać go głębiej, bo nie chcemy, by jego umiejętności marnowały się w ostatniej linii. Potrzebuje nieco przestrzeni, by się rozpędzić, a jeśli ustawi się go na szpicy, to mu jej brakuje. Grając jako wąsko ustawiony skrzydłowy jest bardziej zaangażowany w grę - tłumaczył Nagelsmann.

Werner dobrze czuje się, gdy ma obok siebie wysoką dziewiątkę. W Lipsku tę rolę pełnił Yussuf Poulsen, a w Chelsea może to być Abraham albo Giroud. Ziyech może za to grać jako ósemka, dziesiątka lub skrzydłowy. Z Brighton doznał jednak lekkiego urazu i być może wejdzie do gry nieco później. A jeszcze przecież ma przyjść Havertz - najbardziej bramkostrzelny środkowy pomocnik swojego pokolenia.

Te wszystkie ruchy sprawiają, że na Stamford Bridge mocno powiało optymizmem. Kibice już zyskali sporo zaufania, a teraz menedżera wspiera zarząd. Współpraca na tej linii układała się w ostatnich latach w Chelsea różnie, jednak tu widać, że wszyscy mówią jednym głosem. Abramowicz wcale nie stracił zainteresowania klubem, a być może obecność Lamparda i młodzieżowa rewolucja z poprzedniego sezonu tylko je u rosyjskiego właściciela rozbudziły.

W okresie, w którym inni liczą pieniądze, The Blues ruszyli na zakupy w rynku, na którym ceny nieco spadły.  Imponujące transfery już sprawiają, że niektórzy widzą w nich kandydata do mistrzostwa Anglii. Na to w sezonie 2020/21 może być za wcześnie. Zanim nowe nabytki się zgrają - a przecież w jedenastce może być ich nawet sześć - minie pewnie trochę czasu. Z każdym kolejnym rokiem ofensywa transferowa z lata 2020 roku może jednak procentować. Chelsea wykorzystuje niecodzienne okoliczności, by ustawić się w jak najlepszej pozycji do ataku w przyszłości.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.