TOP 10 najlepszych polskich albumów 2023 roku

Albumy

Mamy w sobie dwa wilki. Ten pierwszy napędza się zdrowym snobizmem, spogląda w nisze, kombinuje ponadgatunkowo. I pakuje Anatola do podsumowania sprzed dwóch lat. Ten drugi z ekscytacją obserwuje to, co masowe i jest przywiązany do hip-hopowej tożsamości redakcji. Jak w tym roku udało się to zbalansować?

Gdybyśmy inaczej zorientowali to zestawienie – eklektycznie czy eksperymentalnie, miałby szansę wygrać je Julek Płoski ze swoim Hotelem *​*​*​*​*, wypełnionym elektroniką tak monumentalną i dojmującą, że sprawdziłaby się jako nieoficjalny soundtrack do Falloutu czy innej produkcji postapo. Wspaniałe płyty – docenione również za granicą – nagrali Piotr Kurek i Martyna Basta. U nas dominuje hip-hop, co nie znaczy, że wyróżniliśmy wyłącznie rymy i beaty. Sami zobaczcie.

10
Aleshen – „ALESHEN”

To był przełomowy rok dla – tak zwanego – undergroundu; dawno na przestrzeni kilkunastu miesięcy nie mieliśmy aż tylu głośnych premier. Nowe albumy wypuścili między innymi Rusina, Vkie, Młody West czy Yung Adisz, ale do naszej topki wjeżdża Aleshen z wyjątkowo świeżym materiałem pod tytułem... ALESHEN. Ten longplay to jego wizytówka: podśpiewywane refreny, energetyczne zwrotki, cwaniacka przewózka i podziemny sznyt. I choć można się czepiać warstwy lirycznej, to poziom całego projektu i liczne bengery, z których kilka weszło już do kanonu podziemnych klasyków, sprawiają, że trochę przymykamy oko. ZAZA, WIDZI MI SIĘ czy Legendarne Duo to kawałki, które powinny sprawdzić nawet najbardziej trueschoolowe głowy. Jj Święcicki

9
EABS meets Jaubi – „In Search of a Better Tomorrow”

Szukając się nawzajem w bezmiarze dźwięków dzielących wiekowe hindustańskie raggi i współczesny post-hiphopowy jazz, muzycy EABS i Jaubi znaleźli nie tylko jednak współbrzmiącą przestrzeń wspólną, ale również prawdziwe braterstwo i muzyczną ziemię niczyją; rozpoczęli tę podróż w mroku wczoraj, a kończą ją z nadzieją lepszego jutra. Żaden z refleksów tego procesu nie posiada zapisu nutowego i żaden nie został wcześniej zaplanowany, każdy jest rekordem chwili, rejestracją przyjaźni i dźwiękową transkrypcją słów, które szepcze, mówi i krzyczy świat roku (bez)pańskiego 2022. W pierwszych dniach stycznia zapisałem to sobie w notesie po kolejnym odsłuchu – niezmasterowanego jeszcze wówczas – In Search of a Better Tomorrow. Słowa te trafiły na wkładkę dołączoną do tego krążka, a ja… nic mądrzejszego nie mam o tym krążku do dodania, choć wracam do niego regularnie. Na płycie, na scenie Jassmine czy w myślach. Wszędzie pozostawał piękny – współczesny, lecz dawny; ulotny a pewny; obcy i znajomy. Filip Kalinowski (tekst z zestawienia półrocznego)

8
Kaz Bałagane – „B&B Warsaw”

Nowy Kaz to święto… miasta stołecznego Warszawy – miasta rapu, miasta przestępstw – zepsutego miasta, które w postępującym rozkładzie jest równie odrzucające jak kuszące, brzydkie i piękne, majestatyczne i małostkowe. Macierzystą metropolię Bałagane stawia przed lustrem na tegorocznym albumie – najlepszym od czasów Narkopopu, a być może i najlepszym w ogóle. Lustro to natomiast jest równie krzywe jak wierne; rozciągające, pogrubiające i przerysowujące wszystko jak te z lunaparkowych gabinetów, a jednocześnie pokazujące więcej prawdy niż te z Ikei. Gołym okiem widać więc resztki niewylizanego ścierwa i krew, która poszła komuś z nosa w pogoni za lepszej jakości życiem. W ultrafiolecie rozbłysłoby to miasto feerią wszelkich możliwych plam na sumieniach i życiorysach. Kazek to, co w nim widzi, opisuje równie obrazowo jak symbolicznie, gorzko i – jak na poetę przystało – głęboko humanistycznie. Towarzysząca mu przy tym (t)rapowa podniosłość produkcji @atutowego, Swizzy’ego, Miroffa czy Młodego Klaksona nadaje jego słowom hymnicznego wręcz wyrazu. Bo B&B Warsaw to właśnie rozpisany na dziewiętnaście indeksów hymn post-pandemicznej stolicy Polski 2023 roku. Filip Kalinowski

7
schafter – „RAMOTKA”

Nigdy nie jest dobrze, Wojtek. Tak pewnie ocenili niektórzy fani, wyczekujący comebacku schaftera. Po trzech latach wrócił z najbardziej introwertycznym i odważnym, ale też najbardziej schafterowym projektem do tej pory. Najwyraźniej na pewnym etapie po prostu przyszedł moment, żeby odrzucić oczekiwania i na wyjebaniu zrobić swoje. Timing okazał się idealny, biorąc pod uwagę zajawkę (wciąż młodego) twórcy na amerykańskie wpływy i popularność opiumowego brzmienia. Słuchając RAMOTKI, przychodzą na myśl dyskografie Playboia Cartiego czy Yeata. Są eksperymenty, jest psychodelia. To płyta, którą chciałoby się puścić znajomemu z zagranicy, ale w sumie, czy skumałby ten przelot? Czy właściwie sami to kumamy, czy kuma to tylko Wojtek? Karina Lachmirowicz

6
Hubert. – „wizuale”

Temperatura brzmienia tego materiału to ekwiwalent kliszy z Kodaka Portra. Czułe kolory, nostalgiczne momenty i nasycone wizuale – pisaliśmy po premierze. Dużo bym dała, żeby usłyszeć ten album podczas pierwszego tripu na Hel; gdzieś nad ranem na plaży, pogryziona przez komary, z Apex Twinem na słuchawie. wizuale to już czwarte wydawnictwo Huberta., a przy tym wciąż jego oficjalny debiut w barwach Def Jamu. Ale nawet po podpisaniu kontraktu z labelem i wyprzedanych koncertach, on z nostalgią wraca do Chałup, żeby zapalić jointa i trochę potańczyć. Cały czas idzie po swoje, ale w trybie lowkey. Dajcie mu już ten koncert na Openerze, a naszej scenie dajcie więcej takich rapowych nomadów. Lecisz w psychodelicznego tripa czy śpisz? Karina Lachmirowicz

5
Łona & Konieczny & Krupa – „TAXI”

U Bukowskiego człowieka najlepiej rozumiał barman; u Jarmuscha – taksówkarz. Łona nawijał i o tym, i o tym – lejącej wódkę barmance Nadii poświęcił cały utwór ze Śpiewnika domowego, a album TAXI snuje o świecie z perspektywy tych, którzy odwożą do domach po spowiedzi u barmanów. I jest to świat złożony, mocno osadzony w historii (Bym poszedł) i teraźniejszości (10 pytań). Opisywany czule i bez beki, pod którą poległby mniej sprawny autor. Ale nie Łona, który – jakby tego było mało – nagrał pierwszy w życiu album bez Webbera i w nowych barwach wszedł w sezon jak Harry Kane w Bayernie. Jeden z najlepszych concept albumów w historii krajowego rapu, a wiadomo, że konkurencja niemała. Jacek Sobczyński

4
club 2020 – „club 2020”

Na tym albumie mamy wszystko. Niespodziewany crossover w postaci współpracy Grubego Mielzkyego z Young Leosią. Nieoczywistych bohaterów – Hałastrę czy CatchUpa. Pracującego na status najlepszego producenta w Polsce – Atutowego. I gwiazdorski skład, którego członkowie nie tylko nie zawodzą, ale też spisują się lepiej niż na solowych projektach. Weźmy Leosię, która nigdy wcześniej tak odważnie nie eksperymentowała z flow; z kolei zwrotki Taco Hemingwaya – zdaniem niektórych – przebijają te z wydanej później płyty 1-800-OŚWIECENIE. Dorzućmy do tego liczne zmiany stylówy (od jersey clubu przez R&B do afrobeatów) oraz idealnie dobrane collaby (jak choćby ten Young Igiego z Dziarmą w Ciepło-zimno) i mamy topowy mainstreamowy projekt tego roku, który – jak pisaliśmy w recenzji – stanowi esencję współczesnego hip-hopu. Jj Święcicki

3
Krenz – „BOŻE DAJ MI BREAK”

Piętnaście lat temu (7 lipca 2008 roku) wyszła płyta, która jest jednym z najbardziej dotkliwych obrazów dusznej, metropolitalnej paranoi w historii nie tylko muzyki rozrywkowej, ale też – szerzej – całej sztuki współczesnej z kinem i literaturą na czele. Rytmizujące hałas, przebasowane London Zoo The Buga zatarło granice między dancehallem i industrialem, rapem, dubstepem i noisem. Tegoroczny album ponadgatunkowego, rodzimego producenta podpisującego się – brzmiącym jak ksywka – nazwiskiem Krenz jest tymczasem warszawskim zoo. Równie tanecznym jak opresyjnym, dźwiękowym obrazem naszej stolicy roku bezpańskiego 2023. Bóg dał bowiem Antkowi break po to, by go pociął, zapętlił i oddał towarzyszącym mu miejskim bardom – scolop333ndrze z TONFY, Hadesowi, ZAMOCNO, Kosiemu – pod nawijkę. Pochody basu są tu wprost fizycznie odczuwalne, perkusyjne rollery tną czasoprzestrzeń na kawałki, a gadka pozwala wczuć się w wielkomiejską schizofrenię, jakby neurony zaczęły właśnie płonąć. Bo… jesteśmy spierdoleni; spójrz na mnie jak żałośnie, i sztucznie, i pięknie wyglądam! I krzycz, i baw się, i pij, pal, i tańcz… pogo. Filip Kalinowski

2
Laikike1 & Soulpete – „Rzeczy Naturalne”

Jakby Pete'owi zachciało się iść do innej roboty, to najlepiej piłkarska trenerka, bo jak mało kto umie dopasować taktykę do konkretnego gracza, nie wyzbywając się przy tym autorskiego stylu. Tak jest na Rzeczach naturalnych; na beatach z lekko schowanymi bębnami, idealnie skrojonych pod Laika. Chociaż, no właśnie, to już nie jest ten Laikike1, jakiego znaliście. Mniej tu ciskania gromów, więcej spokojnych obserwacji świata, który stale się zmienia i nie chce zatrzymać. Natomiast, jak regularnie wlatują linijki z poziomu W Polsce się mówi, że lepiej płacze się w Porsche/W Porsche się mówi, że nieważne są pieniądze/Jednych i drugich nigdy nie stać na szczerość/Żeby znów sobie powtórzyć, że nie kupisz bezcennego, to nie ma mowy o żadnej tęsknocie za błędnym rycerzem czy wyklętym poetą, który odpalał fajerwerki na koniec roku, wprawiając scenę w konfuzję. A co do tego spokoju – nic dziwnego, skoro to chłopy chwilę przed i chwilę po 40-tce. Rzeczy naturalne. Jacek Sobczyński

1
Taco Hemingway – „1-800-Oświecenie”

Kiedy Taco ruszył w drogę na Europie, żeby na finał podpalić furę i ze spokojem patrzeć jak płonie, to nie było go trzy lata. Gdy wreszcie powrócił na club2020, zagroził w kontekście solowych ruchów, że jeśli weny będzie brak, zrobi christmas album. Ale przyszło co do czego i nie porwał się na żaden rewolucyjny akt. Ponownie zadedykował materiał swojemu miastu rodzinnemu – Warszawie; kolejny raz skupił się na reporterskiej robocie z wielkomiejskiej strefy komfortu (i dyskomfortu); znowu napisał świetną literaturę środka, dokumentując częstokroć może i banały, ale czyniąc to z błyskotliwością i stylem. And I think it's beautiful. A najbardziej beautiful jest spokój, z którym pochyla się nad przemijaniem i kultywuje własne boomerstwo, co znajduje wyraz również w koncepcie spinającym materiał (zaczerpniętym ze złotej ery radiofonii) i w follow-upach z beatów( do Turnaua czy Destiny's Child). Gdyby Fifi po 1-800-Oświecenie rzucił muzykę całkiem czy tam został fitness freakiem, dyskografię zostawia spuentowaną najlepiej, jak się dało. Marek Fall

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Komentarze 0