Poznajcie ich, zanim rozjadą się po Europie. Feyenoord znów pokazuje, że zna się na ludziach

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Olympique Marseille v Feyenoord: Semi Final Leg Two - UEFA Europa Conference League
Fot. Valerio Pennicino - UEFA/UEFA via Getty Images

Jeśli zastanawiacie się, komu najbardziej posłużyła reforma europejskich pucharów, to zdecydowanie Holendrom. Louis van Gaal nazywa Ligę Konferencji prześmiewczo „turniejem Flipa i Flapa”, ale to Feyenoord zagra w jego finale, a tylko Anglicy wykręcili w tym sezonie więcej punktów do rankingu UEFA niż Eredivisie. Świat powinien usłyszeć, kim są Luis Sinisterra, Orkun Kökcü czy Tyrell Malacia, bo klub z De Kuip nie sprzeda żadnego z nich za mniej niż 20 milionów euro. Feyenoord znów może triumfować w Europie tak jak w 2002 roku w Pucharze UEFA za czasów Tomasza Rząsy i Pierre’a van Hooijdonka. Na rozkładzie mają już Marsylię i Union Berlin, a teraz w Tiranie spróbują wywołać złość u największego promotora tych rozgrywek Jose Mourinho.

The Special One wielu osobom pozwolił uwierzyć, że Liga Konferencji to mała Liga Mistrzów. Ale finaliści z sześciu różnych krajów w europejskich pucharach, to różnorodność jakiej potrzebował kibic futbolu. Holendrzy jako druga najlepiej punktująca liga w sezonie 2021/22 również mają tu swojego przedstawiciela, ale nie chodzi o Ajax Amsterdam ani PSV Eindhoven. Tych pierwszych wyrzuciła Benfica, drugich Leicester City, a Feyenoord dzięki bardziej sprzyjającej drabince i zarządzaniu trenera Arne Slota dojechał do finału Ligi Konferencji. W albańskiej Tiranie z Romą spróbuje pozbawić Jose Mourinho prawa do nazywania się jedynym menedżerem, który wygrał wszystkie europejskie rozgrywki – Ligę Mistrzów, Ligę Europy oraz ich młodszą siostrę Ligę Konferencji.

Klub z Rotterdamu w półfinale wyeliminował faworyta Marsylię (3:2), a stoperzy Gernot Trauner i kapitan Marcos Senesi – swoją drogą jedyny Argentyńczyk, który dotarł do finałów – zaopiekowali się wchodzącym z ławki rezerwowych Arkadiuszem Milikiem. Było czuć, że polski napastnik jest daleki od optymalnej dyspozycji, bo nie wychodził mu ani pierwszy kontakt z piłką, ani też decyzje w polu karnym nie należały do najlepszych. Wiele zmieniła kontuzja lidera marsylczyków Dimitriego Payeta, bo wraz z jego zejściem jakby OM straciło swoją duszę. Feyenoord miał jednobramkowe prowadzenie z Holandii, więc za cel obrał sobie przede wszystkim zagranie na zero z tyłu na Stade Vélodrome. Piłkarze Arne Slota popełnili 25 fauli, co było rekordem tej edycji i stoczyli 132 pojedynki, co z kolei stanowi drugi najwyższy wynik Ligi Konferencji. Innymi słowy – narzucili takie warunki, aby Marsylia wybiła sobie z głowy grę w piłkę. I to właśnie czar drużyny Slota, która potrafi grać widowiskowy, bezpośredni futbol, ale kiedy trzeba, przełącza się umiejętnie na tryb pragmatyczny. I dlatego dotarła aż do finału.

Dla Holendrów to będzie 3. europejski finał w XXI wieku, z czego drugi w wykonaniu Feyenoordu. W 2002 roku, czyli dokładnie dwie dekady temu, świętowali wygraną w Pucharze UEFA za Berta van Marwijka. Wtedy właśnie na De Kuip ogrywali 3:2 Borussię Dortmund, do siatki trafiali Jon Dahl Tomasson i dwukrotnie Pierre van Hooijdonk, po boisku na skrzydle biegał młody Robin van Persie, a na stronie wspierał go Tomasz Rząsa, który obejrzał pierwszą żółtą kartkę spotkania. Po tęsknocie za sukcesami Ajaksu Holendrzy dostali wspaniałą odmianę, tak samo jak teraz powstanie Ligi Konferencji wydaje się dla nich gigantyczną szansą. To oni są największymi beneficjentami rewolucji rozgrywek, chociaż Arne Slot wykręcił rezultat ponad stan, meldując się w finale z jedenastką zbudowaną za nieco ponad 10 mln euro. Dwa razy tyle powinni odzyskać za dowolną gwiazdę, którą latem zechcą puścić w świat, a kandydatów nie brakuje.

Najgłośniej jest o 22-letnim skrzydłowym Luisie Sinisterze, który polskiemu widzowi przedstawił się już podczas mundialu do lat 20 organizowanym w naszym kraju. Kolumbijczyk wtedy brutalnie kręcił piłkarzami Jacka Magiery, pokazując przepaść w wyszkoleniu technicznym i przebojowości. Feyenoord nie wahał się wyłożyć na niego 2 mln euro. Teraz w Lidze Konferencji robił taką furorę jak jego rodak Luis Diaz w Lidze Mistrzów. Aż dziwi, że mając taki zestaw w ofensywie, a do tego Rafaela Santosa Borré czy Alfredo Morelosa Kolumbijczycy nie pojadą na mistrzostwa świata. Wracając jednak do Sinisterry – szefowie klubu wyceniają go na 20 milionów euro, a eksperci porównują jego fantazję do młodego Memphisa Depaya, gdy promował się w Eindhoven. Interesuje się nim Arsenal, obserwują go skauci Liverpoolu i Atletico, więc z pewnością źle nie wyląduje.

Podobne ceny mogą wykręcić turecki 21-letni środkowy pomocnik Orkun Kökcü, 22-letni lewy obrońca holenderski lewy obrońca Tyrell Malacia czy 24-letni argentyński stoper Marcos Senesi. Turecka dycha ma zaraz wylądować w Serie A, natomiast Malacia jest jednym z życzeń Erika ten Haga w Manchesterze United. Lepiej zapoznać się z nimi zawczasu, zanim za konkretne pieniądze rozjadą się po świecie. Nie tylko Amsterdam musi być platformą promocyjną, bo w kompleksie Varkenoord też potrafią szkolić i wyszukiwać talenty. Grający na prawej obronie Lutsharel Geertruida będzie kolejnym tego dowodem. Spadkobiercy Dirka Kuyta czy Ricka Karsdorpa 25 maja zagrają o Ligę Konferencji, a potem ruszą w świat i pobiją klubowe rekordy transferowe.

Holenderska piłka jest odzierana ze wszystkiego, co najlepsze przez nowoczesny futbol, ale można powiedzieć, że Ligą Konferencji UEFA rzuciła im przeprosiny za lata oddzielania od wypromowanych pięciu najsilniejszych lig europejskich. Ich funkcjonowanie nie jest proste – wystarczy spojrzeć na ostatnie lato, gdy wzmocnili się 9 wychowankami, 5 wypożyczeniami i kilkoma transferami za łącznie 7 milionów euro. Dyrektor Frank Arnesen z przeszłością w Anderlechcie szyje w niełatwej rzeczywistości.

Słówko też należy się dla trenera Arne Slota, który strategią na kolejne mecze pokonywał kolejne przeszkody. Jest niepokonany w 12 meczach Ligi Konferencji, dwukrotnie ograł Union Berlin w grupie, ani razy nie przegrał w czterech spotkaniach ze Slavią Praga, a ich ćwierćfinał był iście szalony z końcowym rezultatem 6:4. Zresztą przyzwyczaili do tego, że chcą grać ofensywnie i zdobywać bramki. Z Partizanem Belgrad strzelili osiem, ze Slavią sześć, a z Marsylią trzy. Nie zdziwi nas, gdy Jose Mourinho na finał w Tiranie przygotuje niski blok defensywny i oczekiwanie na kontrataki, a to chłopcy z Rotterdamu będą prowadzić grę. Slot ma dopiero 43 lata, a wcześniej pokazał się tylko w AZ Alkmaar. Jego przyjście wcale nie było odtrąbione jako zbawienie, a wręcz przyjęte z nutką ryzyka. Ale zobaczył tu potencjał i wykręcił zupełnie niespodziewany wynik.

Latem świat na pewno usłyszy o pracy w akademii Feyenoordu, po tym jak Arne Slot stworzył młodą, agresywną, ambitną, bezpośrednią drużynę. Slot zmienił mentalność na De Kuip i wlał wiarę w lepsze czasy. Do tego stopnia, że gdy przy braku pieniędzy toczyły się rozmowy o wykupieniu napastnika Cyriela Dessersa za 4 miliony euro, kibice odpalili akcję crowdfundingową, aby sfinansować zatrzymanie Nigeryjczyka w ich drużynie. W Rotterdamie znów oddycha się futbolem jak 20 lat temu, gdy wygrywali europejskie trofea. To miały być rozgrywki Tottenhamu, Leicester, Marsylii, a może nawet PSV Eindhoven, a przed szereg wyszła trzecia siła Holandii. Feyenoord chociaż na moment znów będzie na ustach Starego Kontynentu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.