Nie do końca udane pokazanie środkowego palca. Ale cieszmy się tym, że już nie boimy się Anglii

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Damian Szymański.jpg
fot. Piotr Kucza/400mm.pl

Jako ktoś, kto notorycznie drżał ze strachu przed meczami z Anglią, odbieram środowy mecz na Stadionie Narodowym, jak straconą szansę na zwycięstwo. To swoisty paradoks – dużo mocniej baliśmy się, z historycznego punktu widzenia, Synów Albionu, kiedy w światowej piłce nie znaczyli tyle co dzisiaj. Tymczasem o mały włos skończyłoby się właściwie jak zwykle. Finalnie jednak remis z wicemistrzami Europy uznać należy za sukces.

Chociaż po ostatnim gwizdku to Damian Szymański tonął w objęciach kolegów i dziękował Robertowi Lewandowskiemu za świetne podanie w doliczonym czasie gry, po którym zdobył wyrównująca bramkę, dla mnie bohaterem spotkania był Kamil Glik.

Nasz doświadczony obrońca walczył do upadłego, aż w końcu okupił tę bitwę kontuzją, jaka zmusiła go do opuszczenia boiska.

W pierwszej połowie Jack Grealish, praktycznie bezradny w tym meczu zawodnik Manchesteru City, wart 100 milionów funtów, przegrał pojedynek z Kamilem i próbował protestować u sędziego, za co nasz reprezentant posłał w jego kierunku wiązankę (perfekcyjny angielski). Glik krzyczał do Grealisha: „Fuck off!”, a biało-czerwoni chcieli pokazać środkowy palec reprezentacji Garetha Southgate’a. Nie do końca się to udało, ale cieszmy się tym, że już nie boimy się Anglii.

BRAKOWAŁO KREATORA

Wyszliśmy na to spotkanie odważnie, wysoko, bez kompleksów, pokazując od pierwszych sekund, że walka, jaką nawiązaliśmy z Anglikami na Wembley w pierwszym spotkaniu, nie była czymś przypadkowym. Mieliśmy na to spotkanie dobry plan. Problemem był jednak brak sytuacji. To jeden z tych meczów, w których Lewandowski musi szukać sobie miejsca, głęboko cofać się po piłkę, walczyć z dwoma, trzema przeciwnikami. A kiedy to robi, nie może finalizować akcji. Zresztą, nie miałby z czego, bo za jego plecami wyraźnie zabrakło kreatora.

To były dwie zupełnie różne połowy. Po zmianie stron widzieliśmy na czym polega dojrzałość, solidność, bo kiedy Anglicy podkręcili tempo, zaczęły się nasze kłopoty. Mogliśmy być wdzięczni Raheemowi Sterlingowi za to, że grał w szesnastce tak bardzo egoistycznie, Grealishowi, bo nie mógł złapać właściwego rytmu (w dużej mierze dzięki skutecznej, pewnej i pełnej koncentracji grze naszej defensywy). Niewidoczny był Harry Kane. Do czasu.

POJEDYNEK REWOLWEROWCÓW

To było bardzo ciekawych kilkadziesiąt sekund, pojedynek rewolwerowców. Najpierw strzału z dystansu spróbował Lewy, jednak nie miał prawa takim uderzeniem zaskoczyć Jordana Pickforda. Zupełnie inaczej zachował się Kane. Widziałem to wiele razy w Premier League, gdy nie szło Tottenhamowi – napastnik szukał swojej kępki trawy i posyłał torpedę. W dobie futbolu składnych akcji, ataków pozycyjnych wykańczanych finezyjnym ornamentem, czy błyskawicznych kontrataków, jako broni będącej odpowiedzią na taki styl, element zaskoczenia to biały kruk. Kane to umie.

Inna sprawa, że nie pomógł nam Wojciech Szczęsny i jestem daleki od pastwienia się nad bramkarzem Juventusu, odnoszę jednak wrażenie, że czekam na jego genialny mecz w kadrze tak samo, jak na popisy Piotra Zielińskiego. Golkiper tej klasy zwyczajnie musi nam wybronić parę ważnych piłek w każdych eliminacjach, o wielkich turniejach, które są słabą stroną Szczęsnego, nie wspominając. Odległość strzelca od bramki była duża, czasu na reakcję sporo. Niestety, historia polskiej piłki pokazuje, że jeśli chcemy pokonywać poważnych rywali, to potrzebujemy do tego najwyższej dyspozycji wszystkich zawodników. Bramkarza w szczególności.

SMAK EUFORII

To nie był wielki mecz, fantastyczne, porywające widowisko do oglądania. Raczej nie przejdzie do historii naszego futbolu, ale na pewno pokazał, że dysponujemy groźnym zespołem, kiedy mamy swój dzień, na dodatek gramy na Stadionie Narodowym, to bankowo nie przyniesiemy wstydu. Patrząc na konfrontację z Anglikami w kategoriach: oni zdobyli srebro na Euro, my nie wyszliśmy z grupy, różnica dla postronnego obserwatora nie była aż tak widoczna. Ale piłka nożna na poziomie międzynarodowym to efekty długofalowe, nie pojedyncze zrywy. W dawnych czasach, nawet tych mrocznych latach 90., gdy wciąż przegrywaliśmy kwalifikacje do wielkich turniejów, także zdarzało nam się zremisować z Anglią. Na nic konkretnego się to nie przekładało. Nie mam jednak wątpliwości co do tego, że młody kibic był w stanie posmakować euforii po wyrównaniu Szymańskiego i zbudować na tym daleko idące fantazje.

Reprezentacja Anglii w ogóle mnie nie przekonała. Drużyna, która w czasie dwóch ostatnich wielkich imprez potrafiła zajść tak daleko, powinna pokazać dużo lepszą piłkę. I z całą pewnością nie może pozwolić sobie na taką dekoncentrację w końcówce. Pragmatyzm Southgate’a bywa irytujący, często odnoszę wrażenie, że w Premier League ci sami piłkarze wyglądają o niebo lepiej. To nie jest nasze zmartwienie, ale też nic pocieszającego. Bo pewnie podczas następnego mundialu Anglia będzie się bić o medale, my zaś uznamy za sukces samo bycie w tym towarzystwie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.