Kamil Piątkowski wita się ze światem Red Bulla. Jak Austriacy widzą polską ligę? (WYWIAD)

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
FC Red Bull Salzburg - Kamil Piątkowski
Fot. Harry Langer/DeFodi Images via Getty Images

Jaki rekord wykręcił Kamil Piątkowski w drugim dniu treningów w Salzburgu? Czy Red Bull faktycznie zbudował piłkarską siedzibę NASA? Po co piłkarzowi dodatkowi trenerzy i jak Austriacy widzą Ekstraklasę? Rozmawiamy z Maciejem Zielińskim z Pro Sport Manager, który przez ostatnie dwa tygodnie z bliska obserwował wejście Piątkowskiego w świat „Byków”.

PAWEŁ GRABOWSKI: Co cię najbardziej zaskoczyło w Salzburgu?

MACIEJ ZIELIŃSKI: Pierwszą rzeczą, którą zobaczyliśmy, był ośrodek w Thalgau. Nazywa się „Red Bull Athlete Performance Center” i tam odbywają się wszystkie badania kierowców Formuły 1, skoczków i innych sportowców koncernu. Zaskoczyło mnie to, że z zewnątrz wygląda to jak zwykła chatka, stodoła nawet. Austriacy nie lubią przepychu. Niektórzy mogą pomyśleć, że w Salzburgu złoto leje się z dachu, a tego w ogóle tam nie ma. Widać, że każde euro jest bardzo dobrze zaplanowane. Piłkarz ma wszystko, czego potrzebuje, ale nie odczuwa, że to jakaś siedziba NASA.

Kamil później niż wszyscy dołączył do treningów. Co mówił po pierwszych dniach?

Już na samym początku zrobiono mu testy wydolnościowe. Drugie dnia na siłowni piłkarze wyciskali sztangę w przysiadzie, a specjalna maszyna pokazywała, ile mocy generujesz. Trener motoryczny śmiał się, że siedem lat zapisują wszystkie dane i że Kamil pod tym względem pobił jakiś rekord. Potem cały czas było: „O, idzie Die Machine”. Fajnie, że już na początku wysyłają takie sygnały. Kamil później zaczął treningi, ale wcześniej zrobił sobie cztery dni podbudowy z naszymi trenerem motorycznymi, Mateuszem i Darkiem. On cały czas dużo pracuje poza klubem. Salzburg od pół roku dostawał od nas raporty. Wiedział, czego może się po nim spodziewać.

Coraz więcej młodych piłkarzy ma dziś dodatkowych trenerów. Myślisz, że to jest już jakiś trend?

Świadomość w piłce jest większa niż była. To, co robisz w klubie, nie wystarcza już, żeby być lepszym zawodnikiem niż jesteś teraz. Każdy zawodnik powinien mieć dodatkowe sesje z mądrymi trenerami motorycznymi, powinien zadbać o program żywieniowy i trening mentalny. Skoro Michael Phelps albo Cristiano Ronaldo pracują nad psychiką, to dlaczego zawodnik z Polski miałby tego nie robić? To znaczy, że chcesz lepiej poznać siebie, pracujesz nad głową, która potem napędzi cię do pracy i pozwoli łamać bariery. I Kamil to robi. Skończyły się czasy, że zrobiłeś półtorej godziny treningu w klubie i resztę dnia spędzałeś w galerii. Oczywiście nic nie mam do galerii, w życiu jest czas na wszystko, ale futbol poszedł w takim kierunku, że pewne rzeczy stały się niezbędne. Dużo zależy też od doboru ludzi. Co z tego, że weźmiesz sobie trenera motorycznego z Instagrama, a potem dowiadujesz się, że co pół roku od tego trenera ktoś zrywa więzadła krzyżowe. Ewentualnie zaczyna wyglądać jak kulturysta, a nie piłkarz.

Red Bull nie widzi problemu w tym, że Kamil ma obok jeszcze jakieś zajęcia?

Już przy podpisywaniu kontraktu usłyszeliśmy, że to dla nich kolejny argument, pokazujący z jakim piłkarzem zaczynają współpracę. Oni się cieszą, że piłkarz robi więcej niż powinien. Ich na końcu obchodzi mecz ligowy. To jest weryfikacja. Dopiero, jeśli tam coś zaczyna szwankować, to możesz się zastanowić, czy może coś powinieneś zmienić. Salzburg cały czas był w kontakcie z naszymi trenerami motorycznymi. Dostawali wszystkie niezbędne parametry. Dopiero teraz będzie to trochę modyfikowane. Przykładowo: Raków, gdy miał dwa treningi dziennie, to rano robił siłownię, a po południu boisko. Red Bull robi odwrotnie: najpierw jest gra, a potem siłownia. Nie mówię, że jest to lepsze, czy gorsze, jest to po prostu inne. Jest to detal, który trzeba wziąć pod uwagę, żeby dopasować jak najbardziej efektywny trening.

Zrzut ekranu 2021-07-30 o 15.49.06.png

Zaobserwowałeś coś ciekawego w treningach Red Bulla? Przez dwa tygodnie mogłeś się tam poczuć trochę jak na stażu.

Fajną rzecz zauważył ojciec Nicolasa Capaldo, który też tego lata przyleciał do Salzburga. To się pokrywa z moją obserwacją, że Red Bull ekstremalnie przesuwa stosunek małych gier względem dużych. Capaldo w Argentynie mógł holować piłkę, dryblować, robić przerzuty, a tutaj jest pach-pach, szybka wymiana podań, myślenie błyskawiczne. Widziałem gierki, gdzie na 1/6 boiska grało się 9 na 9. Dla wielu graczy jest to przeskok cywilizacyjny. Przez dwa tygodnie tylko dwa razy widziałem gierkę taktyczną 11 na 11, było to w środy, tuż przed meczami, ale trwało maksymalnie kwadrans. Zwykle trening zamyka się w 1:15h, ale jest wyciśnięty jak gąbka. Nie ma tam przerywania gry przez trenera, mówienia „przesuń się tam, powinieneś zagrać tak i tak”. Od taktyki są odprawy i indywidualne rozmowy. Na boisku ma chodzić piłka. To też nie jest tak, że w Polsce tego nie robimy, bo dobór środków treningowych, typy ćwiczeń są często podobne. Ale na koncu różnicę robi jakość piłkarzy. To ona mocno podnosi intensywność gier.

Red Bull gra czwórką w obronie, w ogóle nie ma tam mowy o systemie z trójką jak w Rakowie. Mieliście o to obawy? Kamil wchodzi do gry na pozycji, która jest po prostu inna niż do tej pory.

Jest to inna gra, bo nawet przy wyprowadzaniu piłki „szóstka” rzadko schodzi między stoperów. Nie ma tam tak ewidentnego przechodzenia na mini trójkę. Mniej możesz hulać w ofensywie. Masz większą odpowiedzialność, tym bardziej, że Salzburg gra bardzo wysoko. W meczu ze Sturmem w pierwszej kolejce łapali rywala na spalonego prawie na połowie. Kamil będzie musiał się do tego przyzwyczaić, ale ostatni sparing z Atletico pokazał, że wdraża się zgodnie z planem. Jest spokojny w tyłach, skoncentrowany, ale też zagrał kilka odważnych, długich piłek. Podawał między linie. Wyglądał bardzo pewnie. Wymienialiśmy wiadomości z ludźmi z Salzburga i oni pozytywnie oceniają to wejście.

Co ma w sobie Salzburg, że co chwilę przyjeżdża tam Liverpool, teraz Atletico, a za tydzień Barcelona?

Był tam też w okolicy Wolfsburg i Monaco przed chwilą. Wydaje mi się, że to jest idealnie skrojone miejsce pod takie projekty. Masz piękne Alpy, jeziora dookoła, godzinę do Monachium i dwie godziny do Wiednia. Lokalizacyjnie jest to bajka. Ale samo miejsce ma w sobie też fajny spokój. Ojciec Capaldo mówił, że w Argentynie ludzie przychodzą na treningi i wiszą na płotach, a tutaj obok masz ogródki działkowe, biegają jakieś dzieci, jest bardzo rodzinna atmosfera. Zaimponowała mi w Salzburgu kultura otwartości w klubie. Widać, że nie zatrudniają tam ludzi tylko po to, żeby odbębnili pracę do 16. Tam każdy czuje się częścią czegoś większego. W karierze piłkarza dużą różnice robi otoczenie. Tutaj jestem pewien, że to otoczenie jest topowe. Największe kluby lubią przyjeżdzać do Salzburga i robić tu interesy, bo wiedzą, że stykają się z konkretnymi ludźmi.

Przed chwilą znowu pobili wewnętrzny rekord. Sprzedali Patsona Dakę za 30 mln euro do Leicester City. Enock Mwepu, który poszedł do Brighton, też kosztował ponad 20.

Rozmawialiśmy chwilę na temat Daki. Podobno długo nie mógł się zaaklimatyzować. Przez dwa sezony mało strzelał w Liefering, potem rok w Red Bullu to samo. Ale oni od początku wyszli z założenia, że skoro nie odpala, to znaczy, że to oni muszą stworzyć mu najlepsze warunki, żeby w końcu coś się ruszyło. Tam jak już się w kogoś inwestuje, to do końca. To nie jest tak jak w niektorych większych klubach typu Ajax, że zawalisz dwa mecze i siadasz, bo w kolejce czekają kolejni. Salzburg podchodzi do tego na spokojnie. WIedzieli, że jak otoczą Dakę zaufaniem, to on w końcu zaskoczy.

Zrzut ekranu 2021-07-30 o 15.48.54.png

Ciekawy jest ten ich skauting. Sprzedali dwóch piłkarzy za ponad 50 mln euro, którzy pięć lat temu biegali na polach w Zambii. Podpytywałeś ludzi w klubie o tę kwestię?

Fajną ciekawostką jest to, że oni już dziesięć lat temu zainwestowali w akademię w Afryce. Chcieli tam zrobić coś na wzór Liefering. Kupili tereny, zbudowali budynek, ściągnęli swoich trenerów — ewidentnie widać było, że myślą pięć kroków w przód. Po jakimś czasie okazało się, że Zambia to jednak trudny teren do budowania czegoś swojego, lokalne władze zaczęły robić im pod górę, więc musieli to sprzedać, trochę odpuścić. Ale dzisiaj patrzą na to jako lekcję, bo ostatecznie wyciągnęli z tego mnóstwo pozytywów. Poznali tamte środowisko. Zaczęli mieć takie kontakty, że wiedzieli z jakich klubów brać zawodników i jakim ludziom ufać. Wyciągali perełki nawet z drugiej ligi zambijskiej. Tak zaczęły się przygody Daki, Mwepu albo Sekou Koity z Mali. Te stracone pieniądze już dawno im się zwróciły. Jako pierwsi odkryli złoża talentu.

Jak Austriacy widzą dziś ligę polską?

Uważają, że to liga fizyczna, ale bez takiej intensywności szybkiego grania, o jakie im chodzi. Nie ma co ukrywać: nasi piłkarze mają deficyty i oni to widzą. To nie przypadek, że dotąd nikogo z Polski nie ściągali. My czasem żyjemy w jakiejś ekstraklasowej bańce, zobaczymy kilka meczów młodego piłkarza i myślimy, że on nie wiadomo ile jest warty. Austriacy dużo chłodniej na to patrzą. Obserwują teraz kilka naszych talentów, potrafią prześwietlić takie rzeczy, że sam byłem w szoku. Ale na koniec mówią: góra 3-4 mln euro. Piłkarz w tak młodym wieku jest chwiejny emocjonalnie, nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie. Oni nie wchodzą w ryzykowne rzeczy. A już na pewno nie będą tutaj sypać złotem. Piątkowskiego byli pod tym względem pewni. W Salzburgu spotkałem też Dario Simicia, byłego piłkarza Milanu, aktualnie skauta tego klubu. Jego syn gra teraz w Liefering. On powiedział to samo: w Europie sporo klubów szybko wytropiło potencjał Kamila, bo oprócz bazy piłkarskiej jest też bardzo świadomy jak na swój wiek. To jest fundament.

Zrzut ekranu 2021-07-30 o 15.50.22.png

Jako agent dzisiaj, po tylu latach potrafisz lepiej oceniać mentalność piłkarzy? Jest to dla ciebie zielone światło, czy ktoś może pójść w górę, czy po jakimś czasie zadowoli się tym, co ma i zacznie się leserstwo?

Wszystko jest ważne: potencjał piłkarski, motoryczny, głowa. To musi współgrać. Chcemy, żeby „Piona” wyznaczał standardy dla innych. Jeśli widzę, że ktoś to rozumie, to jest to dla mnie dobry sygnał. To nie jest fizyka kwantowa. My nie odkrywamy radu i polonu. Piłkarz dostaje dobre narzędzie w klubie. Dostaje je dodatkowo od nas, bo współpracuję z panią Kasią, psycholog i firmą dietetyczną Metabolic Balance. To oni powiedzą ci, na podstawie badań krwi, że na przykład nie możesz jeść pomidorów, bo zamula ci to organizm. Każdy jest podatny na inne rzeczy. Ale właśnie taki detale chcemy znać. Co do głowy, to wiadomo, że każdy zmienia się z wiekiem. Nigdy nie wiesz, kiedy zacznie się coś psuć. Ale jeśli masz dookoła siebie specjalistów i kulturę, która nie toleruje leserstwa, to będziesz szedł w górę. Uważam, że jeśli chcemy mieć lepszą piłkę, to musimy tych dwóch rzeczy pilnować. Przede wszystkim jakość trenerów jest ważna, to oni stymulują graczy. Dlatego cieszę się, że ostatnio jako agencja pomogliśmy sprowadzić Adriana Gulę do Wisły Kraków. Jestem pewien, że tacy trenerzy potrafią tworzyć piłkarzy lepszymi niż są.

Czemu tak późno trafił do Polski? Przecież ten temat parę razy był grany.

W Legii był na rozmowach, ale zostawili Deana Klafuricia. W tym samym czasie, co ciekawe, toczyły się też rozmowy z Grahamem Potterem, dzisiaj gościem z uznaną marką w Premier League. Lech w przeszłości niby też chciał Gulę, ale nie potrafili się dogadać. Także dopiero teraz przyszedł i już w pierwszym meczu mamy fajny, pozytywny sygnał. Jestem przekonany, że Wisła będzie w tym sezonie jednym z najciekawiej grających zespołów w Polsce. On długo czekał na taki klub: z fajna otoczką, historią, ogromnymi oczekiwaniami kibiców. Miał wątpliwości przed przyjściem do Krakowa, ale potem zgodził się z nami, że jest w tym zespole duży potencjał wzrostu. To nie jest tak słaba drużyna jakby pokazywała tabela. Dużą rolę w tym transferze odegrali Kuba i Dawid Błaszczykowscy. Bo powiedzmy sobie wprost: tacy trenerzy aż tak bardzo się do Polski nie palą. A uważam, że to jest co najmniej ta sama półka, co Bjelica i Runjaić. Trener, który ma dużo lepsze umiejętności interpersonalne niż Hyballa i który odciska piętno. Myślę, że piłkarze za nim pójdą.

Jako agencja poza skautingiem piłkarzy robicie też skauting trenerów?

Lubię obserwować trenerów w drugiej albo trzeciej lidze. Lubię wiedzieć, co w trawie piszczy, bo mało osób to robi. Mam szkoleniowców, z którymi wymieniam poglądy i współpracuje merytorycznie. Ale ogólnie to nie wiem, czy polska piłka jest już gotowa na formalne, bliższe więzi trenerów i agentów.

Bo zaraz będzie, że wciskacie mu 20 piłkarzy?

Od nas żaden piłkarz na razie do Wisły nie przyszedł. Mi zależy, żeby w polskiej piłce było więcej specjalistów, żeby to nie byli ludzie z łapanki. Czasem oglądam mecz trzeciej ligi, widzę zespół grający jakimś ciekawym ustawieniem, 4-3-3, 3-4-3 albo 3-5-2, ofensywny, z fajnym pressingiem, naprawdę grającym nowoczesną piłkę i automatycznie zaczynam przyglądać się trenerowi. Zbieram sobie informację i myślę: właśnie tacy ludzie powinni dostawać szansę. A często nie dostają. Bo ktoś patrzy: eee, co on tam gra, ósme miejsce w tabeli. Mało kto zada sobie trud, żeby zobaczyć, że ten trener ma 18. budżet w lidze, że działa w specyficznych warunkach, a i tak wyciska z drużyny więcej niż powinien. To tylko mały przykład.

maciek piona.jpeg

To rzuć jakieś nazwiska. Których trenerów warto obserwować?

Musiałbym od razu zastrzec, że nie wszystkie grupy trzeciej ligi śledzę tak samo uważnie. Pierwszą i czwartą w trzeciej lidze mam nieźle przeskanowaną. Na pewno trener Marek Gołębiewski z Legii II, który zrobił świetną robotę w Skrze w 2. lidze, z tej samej ligi też np. Daniel Myśliwiec w Stali Rzeszów albo Dawid Szulczek z Wigier Suwałki. Z trzeciej ligi podoba mi się też jak gra Wisłoka Dębica trenera Kantora. Nie znam go, ale widać, że odciska tam swoje piętno. To jest dla mnie dużo. Tak samo ciekawie oglądało się grę Unii Skierniewice trenera Smalca i fajnie, że dostał on teraz ambitny projekt jakim jest Polonia Warszawa.

Czyli jest szansa, że za chwilę będziemy mieli w polskiej piłce więcej Marków Papszunów.

Teraz mi się przypomniało jak Raków grał sparing z Red Bullem. Austriacy byli pod wrażeniem. Mówili: „Kurdę, ale ten Raków to naprawdę dobry zespół, ale nas złapali pressingiem”. Wyszli ofensywnie, bez strachu. Nie dali po sobie odczuć, że są zespołem z gorszej ligi. Myślę, że to duży komplement dla trenera Papszuna. Pokazanie, że trener może być kluczową postacią, która popchnie zespół w odpowiednim kierunku. Austriacy nie mówili tego, żeby nam kadzić. Oni serio byli zaskoczeni, że jest w Polsce zespół tak dobrze przygotowany taktycznie i fizycznie, świadomy swoich mocnych stron.

Wracając do niższych lig: to, że oglądasz tyle trzeciej ligi wynika z tego, że agencje muszą dziś mocniej iść w skauting niż dawniej? Konkurencja na pewno jest większa.

Trochę tak jest, że agencja menedżerska jest też trochę agencją skautingową. Karol Knap rok temu grał w IV lidze, dokładnie 29 lipca 2020 byłem na jego meczu w IV lidze. Dwa tygodnie później poszedł do Puszczy Niepołomice, a dzisiaj jest już po debiucie w Cracovii. Za chwilę jego śladami może pójść kolega klubowy Szymon Dziadosz, rocznik 2002, też grał w tamtym meczu w IV lidze. Chcemy takich zawodników szukać, szczególnie w regionach jak Podkarpacie albo Lubelszczyzna. To, że Karpaty Krosno wypromowały w ciągu roku dwóch piłkarzy do 1. ligi, też pokazuje, że robią tam dobrą pracę.

Bo jest tam tylu zdolnych chłopaków, czy dlatego, że nikomu nie chce się tam jeździć?

Tam wielu agentom nie chce się jeździć, taka jest prawda. My często uderzamy do piłkarzy z małych klubów jako pierwsi. Oglądamy wojewódzkie ligi juniorów albo IV ligę. Mało komu chce się „pobrudzić” wyjazdem do Białej Podlaskiej, a my to lubimy. Lubimy ludzi ze wschodniej ściany, z biedniejszych regionów Polski, bo to ludzie pracowici, którzy wiedzą, ile muszą się napracować, żeby zostać zauważonym. Kamil Piątkowski wyrwał się z Jasła do Krosna, z Krosna do Lubina, potem była Częstochowa i cały czas parcie do przodu. Pewnie nieraz było mu trudno, ale nigdy w siebie nie zwątpił. Nikt mu niczego nie podał na tacy. Nikt go klimatyzowanym BMW na treningi nie woził.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.