Jan Bednarek stwierdził, że namiesza trochę w walce o Ligę Mistrzów. Okrojony, ale szalony weekend z Premier League (KOMENTARZ)

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
jan bednarek.jpg
fot. Matt Watson/Southampton FC via Getty Images

Życie kibica Southampton jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz. Czasem może to być porażka z Chelsea 0:6, a niekiedy zwycięstwo nad Arsenalem. Drużyny Polaków, choć akurat Brighton and Hove Albion bez kontuzjowanego Jakuba Modera w składzie, mocno wstrząsnęły rywalizacją o Champions League. Mewy pokonały Tottenham, Święci – Arsenal. Okazało się więc, że nawet zwycięstwo nad Norwich City może mieć dużą wartość, bo hat trick Cristiano Ronaldo przywrócił Czerwonym Diabłom nadzieję miejsce w Top 4. Działo się, ale czy to jakaś nowość w tym sezonie?

W miniony weekend kibice ligi angielskiej obejrzeli zaledwie sześć spotkań, jednak każde z nich ma ważną historię do opowiedzenia. Nie przeciągając – Tottenham po czterech wygranych z rzędu był na fali wznoszącej i wydawało się wszystkim, że kolejne trzy punkty są tylko formalnością do dopełnienia. Nic bardziej mylnego – Brighton lubi Londyn w obecnych rozgrywkach, nie przegrał jeszcze meczu w stolicy i odzyskuje trochę blasku z najlepszych momentów bieżącej kampanii.

KONCERT BISSOUMY

Graham Potter i jego piłkarze pokonali wcześniej Arsenal, a teraz udzieli lidze lekcji, jak zatrzymać trio Kane-Son-Kulusevski. Niezwykle skuteczni w ostatnich tygodniach gracze Antonio Conte nie poszaleli sobie pod bramką Roberta Sancheza. Ten mecz bardzo długo miał znamiona wykładu taktycznego w szkole trenerów. Koncertową partię rozgrywał Yves Bissouma, który przed końcem sezonu powiedział dużym klubom: „Tutaj jestem!”. Potter ustawił swój zespół prawie perfekcyjnie, gospodarze, którzy w tym roku kalendarzowym strzelili – obok RB Lipsk – najwięcej goli w topowych europejskich ligach – nie mogli znaleźć drogi do bramki. Gol Leandro Trossarda w końcówce spotkania był nagrodą za ciężką pracę, a Mewy zasłużyły na trzy punkty. W drugiej połowie koledzy Kuby Modera rozgrywali mecz na swoich warunkach. To było naprawdę imponujące.

Słowa uznania należą się również Southampton. Nawet jeśli Arsenal nie jest w najlepszej dyspozycji. Gol Bednarka był czwartym trafieniem Polaka w tym sezonie. Coraz bardziej może się podobać aktywność naszego obrońcy pod bramką przeciwnika.

ODWAŻNE NORWICH

Najciekawsze widowisko stworzyli zawodnicy Manchesteru United i Norwich City. Kanarki są w beznadziejnej sytuacji – okupują ostatnie miejsce w tabeli. Ale Dean Smith wyszedł chyba z założenia, że nie ma sensu się stresować, a na dodatek wziął pod uwagę fakt, że wicemistrzowie Anglii przegrali ostatnio z Evertonem, który – ujmując to delikatnie – nie jest w wysokiej formie.

W drugiej połowie koledzy Kuby Modera rozgrywali mecz na swoich warunkach. To było naprawdę imponujące.

Jestem przekonany, że gdyby nie kunszt Cristiano Ronaldo, trzy punkty mogłyby pojechać na Carrow Road. Portugalczyk szybko zdobył dwie bramki, wydawało się nawet, że United mają to spotkanie pod totalną kontrolą, a jednak goście raz po raz potrafili wyprowadzić szybki atak. Świetną sytuację zmarnował Teemu Pukki (David De Gea znów kapitalny, dwie wielkie interwencje w tym meczu!), a pierwszego gola podarował jedenastce Ralfa Rangnicka Ben Gibson, który zapomniał chyba, że nie umie dryblować i stracił piłkę na rzecz Anthony’ego Elangi.

Kontakt złapany przez Norwich przed przerwą okazał się wystarczającą zachętą na drugą połowę, gol Pukkiego smakował gościom słodko, szczególnie że snajper strzelił go w sytuacji na styku, VAR musiał dokładnie sprawdzić, czy był spalony. W tym momencie można było się zastanawiać, czy Kanarki pójdą po całą pulę, jednak przesądził geniusz Ronaldo. Portugalczyk huknął z rzutu wolnego, piłka leciała z prędkością 110 km/h i możemy dyskutować o ustawieniu Tima Krula, ale facetowi po prostu przełamało dłonie. To był 60. hat trick CR7 w karierze klubowej i reprezentacyjnej. Tydzień po wydarzeniach w meczu z Evertonem, gdzie wytrącił chłopcu z ręki telefon komórkowy, Ronaldo skasował z systemu grzeszki i uratował swój zespół przed kompromitacją.

WEST HAM JAK ZWYKLE

Cieszy kolejna asysta Christiana Eriksena i to, że w kolejnym sezonie będziemy oglądać w Premier League zespół Brentford i jakoś nie martwi, że nie obejrzymy Watfordu, dziesiąta z rzędu porażka u siebie to coś, na co rodzina Pozzo pracowała w pocie czoła. Jeśli kogokolwiek żal, to Roya Hodgsona, ale w sumie wiedział na co się pisze.

Jestem przekonany, że gdyby nie kunszt Cristiano Ronaldo, trzy punkty mogłyby pojechać na Carrow Road.

Swój mecz wygrała drużyna Newcastle United, dublet ustrzelił Bruno Guimaraes, tym samym doprowadził St. James’ Park do ekstazy. Eddie Howe wykonał misję, teraz czas zbudować zespół na coś więcej niż walka o utrzymanie. Tradycyjnie już dwóch dobrych meczów z rzędu nie był w stanie zagrać West Ham United. Łukasz Fabiański spowodował rzut karny, ale poszkodowany Maxwel Cornet nie umiał zamienić jedenastki na gola. Wynik 1:1 jest beznadziejny zarówno dla Młotów, jak i dla Burnley. Piłkarze Davida Moyesa dali show w Lyonie, awansując po zwycięstwie nad Olympique do półfinału, a teraz potknęli się na przeszkodzie ze strefy spadkowej. Zwolnienie Seana Dyche’a na niewiele się zdało. The Clarets wciąż są kandydatem do spadku.

LIVERPOOL REALIZUJE CEL

Tydzień temu emocjonowaliśmy się rywalizacją na Etihad, Liverpool urwał punkty Manchesterowi City i zachował szanse na tytuł, w tygodniu The Citizens szarpali się skutecznie w Lidze Mistrzów z Atletico, a The Reds wyrzucili za burtę Benfikę. Teraz dwie najlepsze angielskie ekipy zmierzyły się w FA Cup, Liverpool był górą, a Zack Steffen dryblował jak Gibson z Norwich. Juergen Klopp ma na celowniku wszystkie trofea, wciąż może zdobyć aż cztery, co byłoby wyczynem absolutnie kosmicznym. W najważniejszym meczu o Puchar Anglii zespół z Anfield zagra z Chelsea. LFC trzeci raz w historii w jednym sezonie dotarł do finału obu krajowych pucharów.

fot. Andrew Powell/Liverpool FC via Getty Images

Londyńczycy szybko pozbierali się po trudnej do przyjęcia porażce z Realem Madryt, a Thomas Tuchel udowodnił, że w trakcie trenerskiej kariery stał się specjalistą od... półfinałów. Niemiec z jedenastu takich prób jednaście razy wychodził zwycięsko. Teraz ma ochotę na rewanż na Kloppie za przegrany finał Pucharu Ligi. Chelsea po raz trzeci z rzędu zagra w finale FA Cup.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.