Awans rozpoczęty od trzęsienia ziemi. Jak najgorszy sezon Nottingham Forest zamienił się w wymarzony

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Nottingham Forest
Fot. Mike Hewitt/Getty Images

Gdy we wrześniu Steve Cooper przejmował Nottingham Forest, w pierwszej kolejności musiał myśleć, by wyjść ze strefy spadkowej. Po najgorszym starcie sezonu w historii klubu nikt nie nastawiał się na awans, ale okazało się, że to był początek długiej drogi. Dwukrotny zdobywca Pucharu Europy wraca do elity, w której w XXI wieku jeszcze nie było okazji go oglądać.

To święto mogło odbyć się już wcześniej, ale skoro kibice czekali od 1999 roku, byli skłonni zaczekać jeszcze przez kilka tygodni. W przedostatniej kolejce sezonu Championship, dokładnie 3 maja, Nottingham Forest mierzyło się na wyjeździe z Bournemouth i gdyby wówczas wygrało, zajęłoby drugie miejsce za Fulham. Po golu Kieffera Moore'a przegrało jednak 0:1 i było jasne, że o awans do Premier League trzeba będzie powalczyć w play-offach.

Historia zna już przypadki drużyn, które otarły się o bezpośredni awans, ale na finiszu przegrywały, a potem spadały do baraży, które traktowano jako zło konieczne. W ten sposób wydłużył się chociażby pobyt Leeds United w Championship za kadencji Marcelo Bielsy, a w sezonie 2019/20 dwie porażki na koniec sezonu sprawiły, że Brentford zajął trzecie miejsce, a potem przegrał finał play-offów na Wembley. Dla Forest przegrany mecz z Bournemouth nie był jednak powodem, by załamywać ręce. Szczególnie, że po siedmiu kolejkach fani wzięliby taki scenariusz z pocałowaniem ręki.

NAJGORSI OD 108 LAT

Historia tego awansu zaczyna się tak naprawdę we wrześniu. Do sezonu drużynę przygotowywał Chris Hughton, który zaczynał pracę w październiku 2020 roku i obejmował Forest po Sabrim Lamouchim. Wybór wydawał się dobry – mowa o cenionym na tym poziomie fachowcu, który kilka lat wcześniej wywalczył awans z Brighton, a potem utrzymał ten zespół w Premier League. Rzecz w tym, że Hughton za bardzo chciał upobodbnić Forest do Mew. Ściągnął w tym celu m.in. Glenna Murraya i Anthony'ego Knockaerta, jednak wyniki były słabe, a nawet fatalne.

Sezon 2021/22 zaczął się bowiem dla klubu z Nottingham najgorzej w historii. W pierwszych siedmiu Hughton spotkaniach wywalczył tylko jeden punkt, w dodatku z mającym ogromne problemy Derby County i trzeba było reagować. Właściciele Forest zwolnili więc menedżera, a w jego miejsce przyszedł Steve Cooper – trener, który wyrobił sobie renomę, pracując wcześniej w Swansea. Mimo tego oczekiwania były nieduże, bo Cooper zaczynał w trudnym położeniu. Hughton zdążył jeszcze wygrać jedno spotkanie, ale podczas zmiany menedżera Forest znajdowało się w strefie spadkowej i raczej szykowano się na kolejny przejściowy sezon.

POLITYKA OTWARTYCH DRZWI

Cooper szybko zabrał się do przeprowadzenia zmian i wiedział, że zacząć zależy od fundamentów. Pracy u podstaw nauczył się wcześniej, bo zanim ze Swansea dotarł dwa razy do baraży (w 2021 roku przegrywając finał o awans z Brentfordem), pracował głównie z młodzieżą. Najpierw był Liverpool, po tym jak został wypatrzony w Wrexham. Walijczyk pracował z drużyną The Reds U-23 do 2013 roku i przyjął ofertę z angielskiego związku. Najpierw zajmował się reprezentacją U-16, a potem U-17.

Z tą drugą grupą Cooper odnosił sukcesy i wtedy pierwszy raz zrobiło się o nim głośno. W 2017 roku Anglicy w kategorii U-17 doszli do finału mistrzostw Europy, a jesienią tego samego roku Cooper zdobył z nimi mistrzostwo świata. W zespole, który wtedy prowadził, występowali m.in. Phil Foden, Jadon Sancho, Conor Gallagher, Callum Hudson-Odoi, Emile Smith Rowe czy Marc Guehi. Był też półfinał młodzieżowego Euro w 2018 roku.

Cooper wpisał się w szkoleniową rewolucję, jaka zachodziła wtedy w FA. Anglicy chcieli kształcić piłkarzy na nowo i w duchu nowoczesnej gry, a trenerzy stawiali na grę opartą o posiadanie piłki, wysoki pressing i uniwersalność w ofensywie. Poza trenowaniem, Cooper odgrywał też inne role w związku. M.in. regularnie tworzył raporty dla związku i przygotowywał program dla trenerów w najmłodszych grupach wiekowych.

To wtedy przekonał się również, jak ważna jest indywidualna praca z zawodnikiem. Gdy więc zastąpił Hughtona na City Ground, zaczął od spotkań. Z każdym graczem porozmawiał w cztery oczy, były też sesje grupowe i zapowiedział, że drzwi do jego gabinetu zawsze są otwarte. Mówił, że w piłce drażni go wszechobecna hierarchizacja i że nie lubi budować z szatnią relacji szef-pracownik. Woli budować atmosferę jedności i nie stawia się wyżej. Woli, kiedy piłkarze mówią do niego „Steve” lub „Coops” zamiast „boss”.

BUDOWNICZY GWIAZD

W reprezentacji, a później w Swansea – gdzie miał na wypożyczeniu Geuhiego, Gallaghera i innego członka mistrzowskiej drużyny U-17 Rhiana Brewstera – Cooper dał się poznać jako trener, który buduje młodych piłkarzy. W Nottingham Forest, mimo że w pierwszej kolejności musiał skupić się uciekaniu spod kreski, też postawił to sobie za cel i już można powiedzieć, że ukształował jednego zawodnika.

Brennan Johnson, bo o nim mowa, u Hughtona grał niewiele, bo irlandzki menedżer obawiał się, czy jest gotowy na wymagania Championship. Ofensywny pomocnik z rocznika 2001 błyszczał na wypożyczeniu w Lincoln City (udział przy 22 golach sezon wcześniej w League One) i zdaniem Coopera już samo to wskazywało na to, że warto dać mu szansę szczebel wyżej. Na początku sezonu u Hughtona Johnson wprawdzie w końcu zaczął grać częściej w wyjściowym składzie, ale dopiero po zmianie trenera stał się kluczową postacią. Cooper przestawił go ze skrzydła na środek, by 21-latek operował w świetle pola karnego, a nieraz stosował ustawienie z nim jako fałszywą dziewiątką.

Efekt? Przełomowy sezon i liczby jeszcze lepsze niż w trzeciej lidze. Johnson u Hughton strzelił jednego gola i zaliczył dwie asysty. U Coopera przez resztę sezonu dołożył jeszcze czternaście kolejnych trafień i siedem asyst, a potem były jeszcze dwie bramki w barażach. Już zimą pytały o niego Brentford, Southampton czy Crystal Palace, ale dziś nie wydaje się, by był sens, żeby Johnson odchodził. To dziś największa nadzieja klubu.

NIE MAJĄ DOSYĆ

Cooper najczęściej stosował ustawienie 3-4-1-2, odchodząc od 4-2-3-1 preferowanego przez Hughtona. W nowym systemie zyskał nie tylko Johnson, a też kilku innych zawodników, jak m.in. Djed Spence. To kolejne nazwisko, wokół którego kręcą się już większe firmy i zainteresowany ma być rzekomo nawet Antonio Conte. Nic dziwnego, skoro Tottenham szuka ofensywnie grającego prawego wahadłowego, a Spence w wieku 21 lat ma za sobą udany rok, w trakcie którego miał udział przy dziesięciu golach drużyny.

Cooper poukładał Nottingham Forest na boisku i szybko widać było poprawę. Zaczął od pięciu meczów bez porażki, a w sumie przegrał tylko jedno z pierwszych piętnastu w Championship. Drużyna przesunęła się wtedy na ósme miejsce w tabeli jeszcze przed Boxing Day, grając o wiele bardziej atrakcyjną i skuteczną piłkę niż wcześniej.

Zaczęły pojawiać się pierwsze nadzieje, że Forest powalczy o awans, a udane zmagania w FA Cup umocniły to poczucie. Drugoligowiec wyrzucił w III rundzie za burtę Arsenal, a później w IV rundzie Leicester City. Następnie poradził sobie z Huddersfield i dopiero w ćwierćfinale minimalnie przegrał u siebie z Liverpoolem. Cooper był na fali i płynął na niej do samego końca. I choć miał wspomnianą na początku szansę na bezpośredni awans, to baraże i tak uznano za sukces. Tym bardziej, że Forest widziano w nich jako faworyta, bo ze wszystkich drużyn podchodzących do play-offów mieli najlepszy atak i najlepszą defensywę.

Nic dziwnego, że hymnem kibiców stał się słynny utwór „I Just Can't Get Enough” zespołu Depeche Mode – tak dobrze nie było na City Ground od dawna. Po zwycięskim meczu na Wembley przeciwko Huddersfield, który przypieczętował awans do Premier League, też z głośników popłynęły te dźwięki. Dla fanów Forest było to piękne zwieńczenie sezonu, który zapowiadał się najgorzej w historii, a skończył się jako najlepszy w XXI wieku i wyczekiwany przez długie 23 lata.

FINISZ DŁUGIEJ DROGI

Cooper jest 21. menedżerem Forest od czasu spadku w 1999 roku, co świadczy o tym, jak ten czas wyglądał, ale „oczko” okazało się szczęśliwe. Klub nie spodziewał się wówczas, że poza Premier League będzie aż tak długo. Tuż po spadku nastawiano się na szybki powrót i w tym celu poczyniono nawet drogie jak na realia początku XXI wieku w drugiej lidze wzmocnienia, ale to nie przyniosło sukcesów. Co gorsza, wydatki ponad stan doprowadziły do problemów finansowych i ledwie sześć lat po spadku z Premier League, klub zsunął się do trzeciej ligi. To był pierwszy przypadek w historii futbolu, w którym dawny zdobywca Pucharu Europy spadł w swoim kraju na tak niski poziom rozgrywkowy.

Tam Nottingham Forest spędziło trzy lata i po tym jak się wydostało, klub kupili właściciele z Kuwejtu. Dość szybko udało się beniaminkowi Championship włączyć do walki o awans, bo w 2010 i 2011 roku grał w barażach. Lepsze czasy przyszły jednak dopiero w 2017 roku – klub kupił Evangelos Marinakis, gdy Forest było po bardzo słabym sezonie zakończonym na 21. miejscu, czyli ostatnim gwarantującym utrzymanie. Grecki milioner uderzył pięścią w stół i przeprowadził zmiany.

Marinakis rządził już w Olympiakosie i w ojczyźnie wiele razy zrobił wokół siebie szum, chociażby kłócąc się z sędziami i oferując im łapówki czy wdając w bójki... z piłkarzami. W Anglii unikał jednak kontrowersji. Mądrze inwestował w klub i dziś jego ruchy się spłacają. Cooper mimo tego cały czas kładzie nacisk, by patrzeć na szerszą perspektywę. Owszem, do Premier League wraca dawny mistrz Anglii, dwukrotny zdobywca Pucharu Europy i FA Cup, co sprawia wrażenie, że jest znów tam, gdzie jego miejsce i szybko nie wróci do drugiej ligi. Realia są jednak bardziej przyziemne.

ODBUDOWA MARKI

Ponad dwie dekady poza elitą sprawiły, że wielki świat odjechał Nottingham Forest. Cooper podkreśla, że w pierwszej kolejności środki z gry w Premier League trzeba przeznaczyć na rozbudowę klubowej infrastruktury – ośrodka treningowego, zaplecza i klubowej akademii. Nikomu nie przyjdą do głowy mocarstwowe ambicje, bo i sam menedżer ceni sobie na City Ground tę kameralną atmosferę, przepełnioną jednocześnie wielkim kultem Briana Clougha i historii klubu. Gdy często mówi, jak wielkim zaszczytem jest trenowanie Forest i to samo stara się przekazywać zawodnikom, nie są to słowa pod publiczkę.

– Cała ta podróż od pierwszego dnia była ekscytująca i radosna. Nie da się nie cieszyć okazją pracy w takim klubie. Uwielbiam przychodzić każdego dnia na trening, Forest to świetne miejsce. Kiedy wygrywamy, czuję się jakbym usiadł na szczycie świata. Porażki bolą, jednak to też świadczy o czymś. Kiedy odczuwasz ból, to znaczy, że ci zależy i myślę, że takie zaangażowanie jest bardzo ważne – mówił Cooper.

W Premier League będzie chciał przede wszystkim odbudować markę klubu. Za wcześnie jeszcze na rozmowę o tym, co czeka Forest po awansie, bo przed nimi lato, które może przynieść sporo zmian. Do klubu wypożyczonych było pięciu piłkarzy, którzy regularnie występowali u Coopera, a wśród nich jest Spence. Nawet jeśli ktoś będzie chciał go kupić, to Anglik formalnie wraca do Middlesbrough, więc w Nottingham mogą nawet nie dostać funta za jego transfer. Do Manchesteru United wróci też James Garner i Erik Ten Hag może chcieć mu się przyjrzeć z bliska, skoro chłopak strzelił cztery gole, dorzucił osiem asyst i kierował środkiem pola Forest. Wkład w awans mieli również Philip Zinckernagel wypożyczony z Watfordu (udział przy trzynastu golach), Keinan Davis z Aston Villi (udział przy siedmiu) czy Max Lowe z czterema asystami, który musi wrócić do Sheffield United.

Klub planował też od dłuższego czasu rozbudowę ośrodka i zasłużonego City Ground. Stadion ostatni raz modernizację przechodził w połowie lat 90. i choć unosi się na nim duch dawnych sukcesów i wielkich postaci, na warunki Premier League sam romantyzm nie wystarczy. Temat rozbudowy przeciąga się latami i awans może w końcu coś zmienić.

Najważniejsze jest jednak to, że licznik przestał w końcu bić, a 23-letnia tułaczka, która zahaczyła nawet o trzecią ligę, ma piękny finisz. I to mimo tego, że jej ostatni rozdział zaczął się od trzęsienia ziemi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0