Hiszpanie wolą unikać nieznanego. Jak zmieniają się trendy transferowe

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
PacoAlcacer.jpg
Fot. David S. Bustamante/Soccrates/Getty Images

Miejsca na eksperymenty jest coraz mniej. Zimą w Hiszpanii oglądaliśmy liczne powroty zawodników doskonale znanych w LaLiga. Łatwiej sięgać po sprawdzone nazwiska ze znajomością języka i historią sukcesu w kraju. Po pandemii trend powinien się tylko nasilić.

Miniona zimę naznaczyły powroty starych znajomych do rozgrywek. Powitaliśmy nazwiska szukające nowego otwarcia, lecz takie, których nikomu nie trzeba było przedstawiać. Paco Alcácer trafił w rodzinne strony do Villarrealu, Suso też w okolice najbliższych do Sevilli, a Yannick Carrasco w zasadzie wrócił do Atletico Madryt. Można do nich dopisać jeszcze Raúla de Tomása, Jesúsa Vallejo czy Jeisona Murillo. Każdy z wyrobioną marką, każdy w swoim czasie robiący wrażenie w lidze, więc bez względu na ostatnią formę przyjęty z otwartymi rękoma. W ostatnich latach 71 procent transferów do klubów LaLiga to gracze mający w niej jakąkolwiek przeszłość – wylicza w swoim raporcie El País.

Espanyol oraz Villarreal zimą pobili rekordy transferowe, nie wiedząc jeszcze jaki kryzys finansowy gruchnie na cały świat piłki. W historii jeszcze nigdy nie wydali tyle co na Raúla de Tomása czy Paco Alcácera, ale przynajmniej mieli gwarancje ich reprezentowanego poziomu. Pierwszy może nie sprawdził się w Benfice, lecz w pojedynkę prowadził słabiutkie Rayo Vallecano i zdobył 14 bramek w sezonie. Jako wychowanek Realu Madryt reprezentuje pewien poziom, przez wielu uznawany za jednego z topowych hiszpańskich napastników. Paco z kolei nie czuł się najlepiej w Borussii Dortmund, lecz zdążył w Bundeslidze pokazać swój instynkt. W Hiszpanii nikt nie miał wątpliwości, jakim jest lisem pola karnego – nawet jeżeli odbił się od Barcelony, to pamiętano mu 13 goli w Valencii czy 18 w BVB na przestrzeni jednych rozgrywek.

Prawie 3/4 ostatnich wzmocnień to zawodnicy znający już realia ligi. Coraz rzadziej – szczególnie zimą – są do niej dopuszczani piłkarze, którzy nagle musieliby uczyć się wszystkiego na nowo. Przestawienie się na specyficzny klimat danych rozgrywek bywa wymagający. „To też pewna charakterystyka zimowych zakupów, że są pilne i mają potrzebę szybkiego sprawdzenia się. Znajomość języka, dobre nawyki żywieniowe, przyzwyczajenie do ligi bywa tu kluczowe” – uważa Rufete, dyrektor sportowy Espanyolu. Przekonywali się o tym nawet doświadczeni trenerzy na czele z Cesare Prandellim. Sam podkreślał, że spotkał się z realiami, które wymagały od niego nauki.

Zaglądając w głąb sposobu doboru piłkarzy, w Hiszpanii popularne stało się narzędzie Mediacoach do analizy statystycznej oraz wideo zawodników. Przy InStat czy WyScout można liczyć na ogrom danych i materiałów, lecz to program specjalistyczny wewnątrz ligi hiszpańskiej. Szczególnie popularny w pierwszej i drugiej lidze. Kluby o wspomnianych zawodników dostają nawet 1936 specjalistycznych danych na bazie ich występów w Hiszpanii. Działy sportowe opierają na nim swoją pracę, bo pomaga w doborze odpowiedniego profilu zawodnika do wybranej taktyki oraz pomysłu na grę. Jednocześnie to swego rodzaju pieczątka jakości, weryfikacja, że na tych konkretnych boiskach zawodnik zdążył się sprawdzić. Może w ostatnim czasie, może pięć lat temu.

W ten sposób przecież drużynę zbudowała Valencia, która wróciła do Ligi Mistrzów, wystąpiła tam dwa razy z rzędu, wkradła się do 1/8 finału (gdzie akurat skompromitowała się z Atalantą) oraz wygrała Puchar Króla. Jaki plan na budowę drużyny wymyślili Mateu Alemany oraz Marcelino? Odbudować tych, którzy pokazywali wielkie umiejętności w Hiszpanii, ale ostatnio im nie szło. Według tego schematu ściągnęli m.in. Gabriela Paulistę czy Geoffrey'a Kondogbię.

Cztery lata temu kluby w Hiszpanii ruszyły na zimowe zakupy i zakontraktowały 24 zawodników, którzy nie wystąpili ani przez minutę w LaLiga. Tylko 46 procent piłkarzy z tamtego okna znało realia rozgrywek. Z tamtej ekipy do dziś pozostał tylko Gonzalo Escalante. Coraz częściej jednak drużyny wolą kupować nawet wewnątrz ligi – dlatego Sevilla szukając bramkostrzelnego, szybkiego napastnika gwarantującego intensywność i dobrą grę w powietrzu, zdecydowała się Youssefa En-Nesyriego z Leganes. Łatwo sprawdzili, że to piąty gracz na półmetku ligi z największą liczbą pojedynków w powietrzu, również piąty, który przebiegł największy dystans powyżej prędkości 21 km/h, do tego był zdecydowanie najlepszym strzelcem Leganes pod bramką w każdym aspekcie.

Dyrektorzy sportowi badają mnóstwo czynników. Technologia pozwala im na obracanie się w świecie cyferek. Skoro Sevilla szuka lewoskrzydłowego schodzącego do środka pola niczym rozgrywający, należy sprawdzić w jakie sektory zawodnik lubi najczęściej wbiegać oraz w jakie zagrywać piłkę. Kolejnym aspektem jest zmęczenie – jak wpływa na skuteczność zagrań piłkarza. Są przecież tacy, którzy bywają doskonali do przerwy, a czym dalej w las, tym więcej zadyszki i popsutych statystyk. Jednopołówkowicze. Na to też łatwo się naciąć.

Intensywność, tempo, specyfika hiszpańskiej gry nie każdemu pozwoli się odnaleźć. Jedni dostają burę, że ciągle chcą atakować, skoro ważniejszy jest aspekt taktyczny i poszukanie przestrzeni, gdy przeciwnik będzie bardziej zmęczony, inni zwyczajnie nie nadążają za szybkością gry w decydujących momentach meczów. Niewypałów nie brakuje. Dlatego tej zimy zakontraktowano 30 zawodników z obyciem w lidze, a tylko 12 nowicjuszy. I z każdym rokiem idzie to w tym kierunku, szczególnie kiedy mówimy o zimowych oknach.

Wydaje się, że identycznie będzie w erze post-pandemicznej, czyli podczas najbliższych zakupów. W cenie będą wolne transfery, wymiany, wypożyczenia oraz z pewnością powroty zawodników w rodzinne strony. Przy niewiadomej sytuacji na świecie, zapewne część graczy ciągnąć będzie do domu. A wystarczy szybki rzut oka na tych, którym kończą się kontrakty oraz którzy są najczęściej wymieniani w kontekście plotek transferowych. David Silva, Jose Callejón, Pedro czy Borja Valero będą szukali powrotu do Hiszpanii. Od kilku lat kluby zacierają ręce na powrót Cédrica Bakambu, łakomymi kąskami są też Mateo Musacchio czy Dani Ceballos, który będzie poszukiwał nowego otwarcia. Wydaje się, że to kolejna fala zawodników, na których Hiszpanie patrzą z uznaniem. I którzy chętnie pograją w lidze, gdzie już pokazali się światu. Zgodnie z nowym trendem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.