Definicja pyrrusowego zwycięstwa. Efekt chińskiego motyla w Interze Mediolan

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Inter Mediolan
Jonathan Moscrop/Getty Images

Co mają wspólnego problemy platformy sprzedażowej z Nanjing z transferem Romelu Lukaku do Chelsea? Wszystko. Bo nie od dziś wiadomo, że trzepot skrzydeł owada w prowincji Jiangsu może doprowadzić do spustoszenia w oddalonym o tysiące kilometrów Mediolanie.

Spacerując po Narodowym Muzeum Archeologicznym w Neapolu, można się natknąć na popiersie Pyrrusa, jednego z najwybitniejszych wodzów czasów antycznych, gruntownie wyszkolonego świetnego taktyka. Pamięć o Królu Epiru przetrwała do dziś nie tylko dzięki posągowi, ale i powiedzeniu często używanego w różnych językach. Gdy pobił wojska rzymskie, tracąc kilkadziesiąt procent składu osobowego armii, skonstatował, że jeszcze jedno takie zwycięstwo i jesteśmy zgubieni. Do końca nie ma pewności, czy miał na myśli bitwę pod Ausculum, czy sytuację Interu Mediolan po zdobyciu mistrzostwa Włoch.

REAKCJA ŁAŃCUCHOWA

Pod każdą szerokością geograficzną od dekad co jakiś czas słychać apele, by nie mieszać sportu do polityki i zajmować się tylko tym, co na boisku. Za każdym razem okazuje się jednak, że jeśli chce się rozumieć, dlaczego Romelu Lukaku przechodzi do Chelsea, a Achraf Hakimi do Paris Saint-Germain, trzeba zainteresować się chińskim potentatem, który wyrósł na handlu klimatyzacjami, a dziś obraca praktycznie wszystkim. Kiedy próbuje się wyjaśnić, na czym polega efekt motyla, trzepot skrzydeł tego owada, wywołujący reakcję łańcuchową, na której końcu jest spustoszenie tysiące kilometrów dalej, zwykle umiejscawia się w Chinach. W przypadku Interu Mediolan wszystko odbyło się więc podręcznikowo.

PRZERWANA FETA

Massimiliano Allegri, nowy trener Juventusu, stwierdził ostatnio, że faworytem do zdobycia mistrzostwa w nadchodzącym sezonie jest Inter, lecz trzeba to uznać raczej za psychologiczną gierkę cwanego lisa. Mediolańczycy bowiem, zamiast po przełamaniu wieloletniej turyńskiej hegemonii spróbować zapoczątkować swoją dynastię, przeszli do defensywy natychmiast po fecie w centrum miasta. Jeszcze na dobre nie opadły ostatnie kawałki confetti, jeszcze nie każdy szampan został do końca dopity, a w Mediolanie już nie było Antonio Contego, twórcy wyczekiwanego triumfu. Jego odejście było zwiastunem tego, co miało się wydarzyć w kolejnych tygodniach.

Inter Mediolan mistrzem Włoch
Emilio Andreoli - Inter/Inter via Getty Images

ROZBIÓRKA MISTRZÓW

Od ostatniego meczu poprzedniego sezonu nerrazzurri stracili oprócz trenera także najlepszego strzelca i dobrego ducha drużyny, zdobywcę 24 bramek i autora dziesięciu asyst w minionych rozgrywkach, wahadłowego, który strzelił siedem goli i zaliczył dziesięć asyst, podstawowego rozgrywającego oraz dość regularnie grającego zmiennika na pozycji wahadłowego. O ile strata Hakimiego na rzecz Paris Saint-Germain za sześćdziesiąt milionów euro była jeszcze jakoś wkalkulowana, by zrównoważyć efekty gry przez cały rok przy pustych trybunach i Ashleya Younga, któremu wygasł kontrakt, o tyle straty Lukaku na rzecz Chelsea i Christiana Eriksena, który doznał zawału podczas Euro, kompletnie nikt się nie spodziewał. Mistrzowska drużyna w ciągu kilku tygodni praktycznie przestała istnieć. Ci, którzy w niej zostali, z każdym kolejnym odejściem coraz mocniej zaczęli się zastanawiać nad trwałością projektu. Aktualne doniesienia mówią, że Inter nie puści już tego lata Lautaro Martineza, ale o Lukaku też tak mówiono. A oferty z Atletico, Tottenhamu i Arsenalu za Argentyńczyka napływają. To nie musi więc być koniec fatalnych wieści dla fanów Interu.

CHIŃSKI PRAGMATYZM

Po prawdzie kibice już dawno przeczuwali, co się święci. Przed siedzibą klubu już w maju zbierali się, by doprowadzić do spotkania ze Stevenem Zhangiem, 29-letnim prezesem klubu. Transparentami próbowali na nim wymóc, by trzymał ręce precz od sztabu i drużyny. Jednak syn założyciela koncernu Suning i jednego z najbogatszych ludzi w Chinach, miał większe zmartwienia niż kilkudziesięciu Włochów wykrzykujących coś pod oknami jego gabinetu. Rząd w Pekinie już dawno wyraził się jasno, przedłużając firmie termin spłaty kolejnej pożyczki: ani centa na futbol. Inwestorzy z Kataru czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich patrzą futbol przede wszystkim przez pryzmat prestiżu i pokazu siły. Messiego, Neymara czy Guardiolę ściągają, bo mogą i pokazują w ten sposób, że stać ich na absolutnie wszystko, a pandemia nie gra dla nich roli. Inwestorzy chińscy są bardziej pragmatyczni. Robią to, co się opłaca. Jeśli coś przestaje się opłacać, przenoszą się gdzie indziej.

ZATRZYMANY PROJEKT

Suning świętował w ostatnim czasie nie tylko mistrzostwo Interu. Jiangsu Suning w 2020 roku w końcu sięgnęło po tytuł w Chinach. Do kupionego w 2015 roku klubu bogaty sponsor ściągnął m.in. Ramiresa, Alexa Teixeirę czy Fabio Capello. Trzy miesiące po triumfie klub wycofał się z chińskiej SuperLigi i przestał istnieć. Już wtedy pojawiły się spekulacje, że firma będzie chciała sprzedać także Inter. Zwłaszcza że Conte jeszcze jako trener mediolańczyków otwarcie mówił, że “projekt zatrzymał się w sierpniu”, a media donosiły o opóźnieniach w płatnościach transz za transfery Hakimiego, bonusów za Lukaku i wypłat dla piłkarzy. Zresztą tuż po mistrzowskiej fecie Zhang wystąpił do piłkarzy z propozycją odroczenia o dwa miesiące wypłat ich pensji.

INWESTYCJE I POTENCJAŁ

Nie jest tak, że firma, która kupiła Inter w 2016 roku, okazała się gołodupcem. W poprzednich latach nie można było właścicielom nic zarzucić. Wpompowali w klub ponad 350 milionów euro, czyli więcej niż ktokolwiek inny we Włoszech. Podnieśli budżet płacowy o 74 miliony. Ściągnęli Giuseppe Marottę i Contego, którzy przywieźli do Mediolanu mistrzowski tytuł. Jak opisywał w marcu “The Athletic”, wykształcony na Zachodzie Zhang szybko docenił potencjał Interu jako marki lifestylowej i próbował reformować klub w tym kierunku. Także ze względu na gigantyczne możliwości, jakie Chińczycy dostrzegają w klubie o takiej marce usytuowanym w sercu włoskiej stolicy mediów, mody i finansów, Suning nie chce się lekką ręką pozbyć klubu. Ale utrzymanie go bardzo dużo kosztuje.

PROBLEMY FINANSOWE

Założona w 1990 roku firma początkowo zajmowała się handlem urządzeniami klimatyzującymi, ale szybko rozrosła się tak mocno, że weszła w praktycznie każdą branżę. Handluje sprzętem rtv-agd, nieruchomościami, artykułami dziecięcymi i spożywczymi. Kilka lat temu przejęła chińskie oddziały Carrefoura. Jednak pandemia bardzo mocno w nią uderzyła. Wartość akcji firmy w ciągu trzech lat spadła trzykrotnie. ¼ inwestycji Suning sprzedał państwu. Cztery tysiące punktów sprzedaży zostało zamkniętych, a właściciele stracili 30 procent osobistego majątku. Firma zanotowała w 2020 roku pięć miliardów euro straty w stosunku do poprzedniego okresu rozliczeniowego. A jej założyciel — ojciec prezesa Interu – w lipcu odszedł z zarządu. Trwa akcja ratowania, co się da. Sportowe ambicje kibiców z Mediolanu muszą zejść na dalszy plan.

POŻYCZKA NA PRZETRWANIE

Gdy wiosną Zhang latał po Azji i Europie, szukając mniejszościowego akcjonariusza albo pożyczkodawcy, wydawało się, że robi to po to, by Inter mógł ponownie wystartować ze wstrzymanym projektem. Uzyskanie 275 milionów euro pożyczki od funduszu Oaktree nie okazało się jednak powrotem do dobrych czasów, w których Inter klubowy rekord transferowy bił dwa razy w ciągu jednego okienka (najpierw na Nicolo Barellę, później na Lukaku), lecz formą pozwalającą jedynie na przetrwanie. Inter, klub o najwyższej średniej frekwencji w Serie A, przez rok gry przy pustych trybunach stracił 60 milionów euro. Sky Italia nie wypłaciła klubom ponad stumilionowej transzy za ostatnią część przerwanego sezonu 2019/20, co dołożyło mediolańczykom problemów. Wycofało się kilku sponsorów, a część, która została, nie podniosła świadczeń tak mocno, jak zakładano. Z raportu finansowego wynika, że Inter stracił 102 miliony euro, co było jednym z najwyższych wyników w europejskiej piłce.

KILKU ZA GWIAZDY

W tym kontekście mistrzostwo i dwa bardzo dobre sezony pod wodzą Contego spadły chińskim właścicielom z nieba, bo pozwoliły podnieść wartość niektórych zawodników na rynku transferowym i otrzymać z niego tak potrzebne pieniądze. Stało się to jednak przy jednoczesnych potężnych stratach sportowych. Lukaku jest nie do zastąpienia, bo nie ma na rynku drugiego piłkarza o jego charakterystyce. Pozyskanie Edina Dżeko z Romy, który jest na horyzoncie, obniża siłę ognia Interu względem poprzedniego sezonu, ale w klubie wyszli z założenia, że tylko to pozwoli zbudować bardziej zrównoważoną kadrę. Bez największej gwiazdy, ale za to z mniejszymi lukami w innych częściach boiska. Mediolańczycy mają ruszyć na zakupy, próbując ściągnąć m.in. Joaquina Correę z Lazio czy Nathana Nandeza z Cagliari. Inter zamierza z pieniędzy za gwiazdy kupić kilku niezłych, choć nie aż tak dobrych zawodników, licząc, że w Mediolanie się rozwiną.

CIĘŻKIE ZADANIE INZAGHIEGO

Kiedy Simone Inzaghi na początku czerwca został ogłoszony jako nowy trener Interu, było wiadomo, że czeka go ciężkie zadanie zastąpienia uwielbianego przez piłkarzy Contego, ale wyglądało to jednak na spory krok do przodu w karierze trenera, który z Lazio walczył zwykle w najlepszym wypadku o czwarte miejsce. Dziś wydaje się jednak, że zadanie będzie znacznie trudniejsze. Nie dość, że musi przekonać do siebie sieroty po poprzedniku, stanie przed wyzwaniem zbudowania drużyny niemal kompletnie od nowa. W tych warunkach trudno mówić o walce o dwudzieste scudetto, czy przypomnieniu o Interze na scenie Ligi Mistrzów. W tych warunkach trzeba się cieszyć z małych rzeczy jak wyciągnięcie za darmo Hakana Calhanoglu z Milanu. Zupełnie nie zanosi się, by Inter miał zapoczątkować jakąś serię zwycięstw na włoskim podwórku. Ale jeśli triumfy miałyby się kończyć aż taką wyprzedażą, jak w tym roku, może faktycznie lepiej się nie szarpać o kolejne mistrzostwo. Pyrrus świadkiem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.