Brazylijski Niemiec. Jak Julian Nagelsmann odzyskał Leroya Sane dla Bayernu

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Bayern Monachium
Boris Streubel/Getty Images

W pierwszym meczu, na który mogli wejść, monachijscy kibice wygwizdali zmienionego w przerwie gwiazdora. Wróżono mu przyspawanie do ławki rezerwowych i utratę miejsca w reprezentacji. Od tego momentu były skrzydłowy Manchesteru City niemal z dnia na dzień wyrósł na czołową postać Bayernu Monachium. Nowy trener miał na to spory wpływ.

Pierwszy po półtorarocznej przerwie mecz Bayernu rozegrany w obecności monachijskich kibiców miał być świętem. Jednak w jego trakcie doszło do zgrzytu, który przyćmił nawet ogłoszone wtedy przedłużenie kontraktu przez Joshuę Kimmicha, kluczowego zawodnika i przyszłego kapitana. Leroy Sane został przez miejscowych fanów wygwizdany, gdy opuszczał boisko, robiąc miejsce owacyjnie witanemu Jamalowi Musiali. Kiedy nastolatek chwilę później zaliczył asystę w nadspodziewanie trudnym meczu z Kolonią (3:2), sytuacja urosła do rangi wiadomości dnia w niemieckiej piłce. Bo była kolejnym sygnałem, że piłkarz, który miał stać się gwiazdą Bayernu, coraz wyraźniej staje się Mesutem Oezilem. Geniuszem, który publikę częściej irytuje, niż zachwyca. I o którego mowie ciała dyskutuje się częściej niż o dryblingach. Trudno uwierzyć, że opisywane wydarzenia miały miejsce ledwie dwa miesiące temu.

RADYKALNA WOLTA

Po wspaniałej bramce z woleja, jaką Sane zdobył we wtorkowym meczu z Benficą i po asyście, którą krótko potem zaliczył przy trafieniu Roberta Lewandowskiego, były gracz Manchesteru City ma już w tym sezonie cztery gole i cztery asysty w czterech meczach Ligi Mistrzów. W klasyfikacji strzelców ma przed sobą tylko Lewandowskiego, Mohameda Salaha i Sebastiena Hallera z Ajaksu. W otwierających podaniach może się z nim równać tylko Kylian Mbappe. Ogółem w siedemnastu meczach, jakie rozegrał od tamtej zmiany w przerwie meczu z Kolonią, zdobył dziesięć bramek i zanotował dziesięć asyst. To statystyki wielkiej gwiazdy, a nie zawodnika, którego miała czekać ławka rezerwowych w Bayernie i o którym spekulowano, że zostanie pominięty przy pierwszych powołaniach nowego selekcjonera. Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. W ultrakrótkim czasie.

HUMORZASTA GWIAZDA

Po bardzo kiepskim początku sezonu u Juliana Nagelsmanna, który był przedłużeniem przeciętnego roku u Hansiego Flicka, obaj trenerzy odbyli ponoć ze sobą długą rozmowę na temat Sane i tego, co z nim zrobić. Nie byli jedyni, bo po dwóch ostatnich nieudanych turniejach całe Niemcy rozmawiały o wychowanku Schalke. W 2018 roku Joachimowi Loewowi zarzucano, że nie znalazł dla niego miejsca w kadrze. Trzy lata później Sane uznano za jednego z głównych winowajców nieudanego Euro. Nie, żeby coś spektakularnie zepsuł. Nie chodziło o to, co zrobił, lecz o to, czego nie zrobił. Nie został tym, kogo chciano w nim widzieć. Nowym Ronaldinho. Chłopakiem, który wniesie do zespołu luz, polot i fantazję. Zamiast tego, który tak fenomenalnie wprowadził się do klubu z Gelsenkirchen i który tak obiecująco zaczął w Anglii, coraz częściej oglądano obrażoną i humorzastą gwiazdę z własną podobizną na plecach.

saneglowneGettyImages-1261346677.jpg
M. Donato/FC Bayern via Getty Images

DOGMAT ODWRÓCONYCH

Ale Nagelsmann i Flick rozmawiali o 25-latku w innym kontekście. Przynajmniej tego można się domyślać. Bo po meczu z Kolonią obaj zaczęli ustawiać go inaczej. Po pełnej sukcesów dekadzie z Franckiem Riberym i Arjenem Robbenem, w Monachium należało do dogmatów, że drużyna musi grać z odwróconymi skrzydłowymi, czyli z zawodnikami na bokach ustawionymi przeciwnie, niż wynikałoby to z ich nóg dominujących. Prawonożny Franck Ribery biegał po lewym skrzydle. Lewonożny Arjen Robben został mistrzem zejść do środka i uderzeń dystansu. W tym kontekście Kingsleya Comana zawsze widziano jako następcę rodaka, a Sane ściągano z myślą o zastąpieniu Robbena. Przecież ten drybler z Manchesteru City też świetnie gra lewą nogą.

WIELE STRAT

Nagelsmann zauważył jednak, że ten detal może być jedną z przyczyn tłumienia potencjału reprezentanta Niemiec. Grając po prawej stronie, Sane był zmuszony do bardzo częstego spowalniania akcji. Zejście do środka wymaga odwrócenia się i wejścia w gąszcz rywali. W dryblingach przeciw kilku przeciwnikom Niemiec często tracił piłkę, a podając piłkę słabszą nogą w kierunku środkowej osi boiska, napędzał często kontrataki rywali. Celność jego zagrań wynosiła w tym miejscu boiska tylko 68%.

TŁUMIONY POTENCJAŁ

Sane rzadko wybierał grę korytarzem wzdłuż linii bocznej, bo to zmuszałoby go do dośrodkowań słabszą prawą nogą. Rzadko miał też wsparcie partnerów. Benjamin Pavard, grający na prawej obronie, jest znacznie bardziej zachowawczy, niż biegający po drugiej stronie Alphonso Davies. Josip Stanisić, któremu Nagelsmann dawał na początku sezonu sporo szans, jako wchodzący dopiero do drużyny też raczej pilnował obrony, niż zapędzał się do przodu. Sane musiał sobie radzić sam, schodząc na lepszą nogę i nadziewając się na rywali albo idąc w mniej oblegane sektory, grając słabszą nogą. Jako dobry piłkarz jakoś się bronił, bo nie można powiedzieć, by dziesięć bramek i dwanaście asyst z pierwszego sezonu (we wszystkich rozgrywkach) było słabym wynikiem. Ale nie było wynikiem na miarę następcy Robbena.

WOLNA STRONA

Flick rzadko korzystał w Bayernie z Sane po lewej stronie, bo obawiał się, że skrzydłowy będzie się kanibalizował z biegającym do przodu Daviesem. Obaj potrzebują przestrzeni, uwielbiają dryblingi. Wydawało się, że grając na jednym skrzydle, mogą chcieć biegać tymi samymi ścieżkami, jak czasem bywało w przypadku Daviesa i Serge’a Gnabry’ego. Wyszło jednak inaczej, choć obaj trenerzy znaleźli w swoich drużynach różne wyjścia z problemu. Flick w reprezentacji pozostawił Sane osamotnionego, bo Thilo Kehrer, który grał za nim, nie zapędzał się do środka i zachowywał się raczej ostrożnie jak Pavard, ale ustawił go po lewej stronie, gdzie łatwiej było mu ścigać się z obrońcami, częściej używając lepszej nogi. Sane, zamiast ścinać do środka, odzyskał ciąg na bramkę. Tak dobrze, jak tej jesieni, w reprezentacji nie grał jeszcze nigdy wcześniej.

OFENSYWNA GWIAZDA

Nagelsmann też przesunął 25-latka na lewą stronę, jednak zadbał, by nie zderzał się głowami z Daviesem. Podczas gdy Kanadyjczyk zwykle trzyma się linii bocznej, Sane zaczął grać bliżej szerokości pola karnego. Stał się zawodnikiem atakującym półprzestrzeń. Dynamicznie wbiegającym w pole karne z lewej strony, a nie zbiegającym od linii bocznej. Dzięki temu Niemiec mógł częściej dotykać piłkę lepszą nogą, a jednocześnie miał opcję do pomocy, gdyby w tłoku panującym bliżej środka boiska wpadł w tarapaty. Celność jego zagrań wzrosła nagle do 85%. Drobna zmiana całkowicie odmieniła zawodnika, który stał się jedną z największych gwiazd ligi. Nie tylko strzela gole i zalicza asysty, ale ciągle stwarza zagrożenie bramki rywala. Jakością sytuacji, do których dochodzi, ustępuje tylko Lewandowskiemu i Patrickowi Schickowi z Bayeru Leverkusen. W liczbie strzałów oddawanych na 90 minut gry jest drugi po Erlingu Haalandzie. Wskoczył do ścisłej czołówki pod względem kluczowych podań, wbiegnięć z piłką w tercję rywala czy prowadzeń zdobywających teren. No i oczywiście należy do czołowej dziesiątki pod względem przedryblowanych przeciwników i w liczbie zaliczonych siatek. To w końcu zawsze miał być najbardziej brazylijski z niemieckich piłkarzy.

SaneSchalke.jpg
Fot. Alexander Hassenstein/Bongarts/Getty Images

TRUDNE OKOLICZNOŚCI

Przyczyn tej przemiany jest naturalnie więcej niż tylko zmiana pozycji. W dyskusjach o jego zeszłorocznych występach pomijano zwykle skrzętnie, że rozgrywał dopiero pierwszy sezon po zerwaniu więzadeł krzyżowych, co u wielu zawodników pozostawia na jakiś czas ślad. W pewien sposób był też ofiarą wojny Flicka z Hasanem Salihamidziciem. Sane był uważany za człowieka dyrektora sportowego. Sam Flick wolałby Timo Wernera i być może także dlatego nie korzystał z Sane tak często, jak z duetu, z którym wygrał Ligę Mistrzów. Tak jakby chciał udowodnić, jak kiepskie były letnie transfery. Spekuluje się też, że piłkarzowi w końcu coś “przeskoczyło też w głowie”. Poprzedni trenerzy mieli zastrzeżenia wobec jego pracy w defensywie, tymczasem w reprezentacji oraz w Bayernie imponował ostatnio nie tylko tym, jak strzela i podaje, ale też tym, jak zachowuje się po stracie piłki, błyskawicznie starając się po sobie posprzątać. Także dlatego nazywano go największym wygranym pierwszego zgrupowania Flicka.

LEROY JEST LEROYEM

Na początku sezonu Hasan Salihamidzić nałożył dodatkową presję na Sane, podkreślając, że kupionego za 50 milionów euro piłkarza czeka właśnie rok prawdy. Karl-Heinz Rummenigge mówił natomiast o współczuciu wobec skrzydłowego, który “stara się, ale nie ma pewności siebie”. Jedynie Nagelsmann uderzał w inne tony: “Pozwólcie temu zawodnikowi po prostu grać w piłkę, rozwijać się, pokazywać jakość na boisku. Pozwólcie Leroyowi być Leroyem” - apelował. I wygląda na to, że miał rację. Obdarzony zaufaniem, którego nie dawali mu w klubie Flick, a wcześniej Pep Guardiola, Sane zaczął grać jak dawniej. Zamiast ugrzęznąć na ławce za Comanem i Musialą, jest w tym sezonie najwięcej grającym spośród wszystkich bawarskich skrzydłowych. W meczu z Benficą, gdy Thomas Mueller akurat odpoczywał, grał nawet jako ofensywny pomocnik, za plecami Lewandowskiego. Jeśli powie się więc, że robi się coraz bardziej centralną postacią Bayernu Monachium, nie będzie to tylko metafora. Jeśli Leroy Sane jest zdejmowany z boiska, to tylko dlatego, że trener chce go oszczędzić na jakiś ważniejszy mecz. I nikt już tego nie fetuje.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.