Boisko jako przeciwwaga dla kawiarni Paryża. Piłkarskie lekcje Alberta Camusa

camusglowne.jpg
Cecil Beaton/Condé Nast via Getty Images

W krajach najbardziej dotkniętych koronawirusem renesans popularności przeżywa „Dżuma”. Jej autor to największy intelektualista, jakim kiedykolwiek owładnął futbol. Tyle że cytat, który zwykle ma to potwierdzać, akurat tego nie mówi.

Wielu spośród trzydziestu trzech tysięcy paryżan, którzy wybrali się w tamto niedzielne popołudnie na stadion Parc-des-Princes, pewnie winiło bramkarza Andre Pivoisa. Racing szybko objął z Monaco prowadzenie, ale już cztery minuty później je wypuścił. Max Samper, 19-letni obrońca, nieszczęśliwie zmienił po dośrodkowaniu tor lotu piłki i zmylił własnego bramkarza, który już nie zdążył rzucić się w przeciwną stronę. Rykoszet był jednak na tyle nieznaczny, że z trybun na pewno trudno go było dostrzec. Wyglądało to po prostu na fajtłapowatą interwencję bramkarza. – Nie jest dziś w najlepszej formie – zagadnął o Pivoisa dziennikarz, przeprowadzając wywiad na żywo. – Nie obwiniaj go. Gdybyś sam stał między słupkami, zrozumiałbyś, jakie to trudne – pouczył piłkarza Albert Camus. To chyba jedyny w historii wywiad z laureatem literackiej Nagrody Nobla przeprowadzony na stadionie. 44-letni Camus ledwie tydzień wcześniej dowiedział się, że ją otrzyma. Do tego momentu tylko Rudyarda Kiplinga spotkało to wyróżnienie w młodszym wieku.

PAŁKA NA SCEPTYKÓW

Stadion Racingu był dobrym miejscem, by spotkać Camusa w niedzielne październikowe popołudnie, tak jak epidemia koronawirusa jest dobrym czasem, by wspominać autora „Dżumy”. Pomijając „Miłość w czasach zarazy” Gabriela Garcii Marqueza, to dziś najczęściej przypominana książka. O związkach Marqueza z futbolem wiele jednak nie wiadomo. A Camus od lat uchodzi za oręż wszystkich kibiców-intelektualistów, którym ktoś zarzuci, że futbol to prymitywna rozrywka. Wtedy zawsze można użyć dostarczonej przez Camusa pałki i przywalić rozmówcy stanowczo zbyt często przywoływanym cytatem o moralności i powinnościach człowieka.

NADINTERPRETOWANY CYTAT

Z pisaniem o Camusie i piłce nożnej jest często ten problem, że łatwo popaść w pułapkę przesady. Robić z niego lepszego kandydata na bramkarza niż rzeczywiście był. Tak jak Karola Wojtyłę zwykle przedstawia się jako utalentowanego golkipera, choć nic o jego umiejętnościach w tej kwestii nie wiadomo, ale ze względu na jego późniejszą działalność, trudno sobie wyobrazić, by akurat bramkarzem był nieutalentowanym. Jerzy Pilch ładnie kiedyś powiedział o swym stosunku do Camusa-piłkarza. – Nie jest do końca godny zaufania, bo grał na bramce. To jest zawsze trochę dwuznaczne, bo może był za słaby w polu, a może był tak dobry, że jako bramkarz kierował grą. Nie wiem. Jest też ryzyko doszukiwania się w jego cytatach o piłce nożnej większego znaczenia, niż zawierają. Tak się zresztą ponoć stało z tym najsłynniejszym.

W grudniu 1957 roku, czyli w szczycie pisarskiej sławy, do Camusa zgłosiło się „France Football”, by napisał coś o swoim stosunku do tej dyscypliny. Nie miał czasu pisać czegoś nowego, więc wysłał redakcji sportowego pisma tekst, który napisał cztery lata wcześniej dla klubowego magazynu Racing Universitaire d'Alger, swojego ulubionego klubu, dla którego grał przed wojną. W Paryżu kibicował tamtejszemu Racingowi głównie dlatego, że jego koszulki miały takie same biało-niebieskie barwy – jak jego algierska miłość. To pod koniec tamtego artykułu padają wielokrotnie przekręcane słowa o tym, czego pisarz nauczył się dzięki piłce nożnej. Zdaniem The Albert Camus Society słowa zdecydowanie nadinterpretowane.

ROZCZAROWANIE FRANCJĄ

Z dzisiejszej perspektywy słowa Camusa o futbolu brzmią dziwacznie. Zdecydowanie trafniejsza wydaje się odpowiedź na nie Orhana Pamuka: „Moralność jest bodaj ostatnią rzeczą, jakiej można uczyć się od współczesnego futbolu”. Camus nie mówił jednak ani o futbolu współczesnym nam, ani współczesnym Pamukowi, ani nawet sobie, w latach pięćdziesiątych. On właściwie wcale nie mówił nimi o futbolu. Zdanie o moralności i powinnościach najlepiej interpretować razem z drugim słynnym cytatem Camusa o futbolu: „Szybko nauczyłem się, że piłka nigdy nie trafia do ciebie z tej strony, z której się jej spodziewasz”. Tu zwykle cytowanie się kończy. Jest jednak jeszcze kolejna część tej wypowiedzi. Kluczowa. Ta wiedza przydała mi się potem w życiu, zwłaszcza w samej Francji, gdzie ludzie najczęściej nie są tacy, za jakich się podają.

FUTBOL LEPSZY NIŻ TEATR

Gdy Camus pisał w latach pięćdziesiątych o futbolu, pisał o powojennej Francji i głębokim rozczarowaniu Paryżem, w którym mieszkał od ponad dziesięciu lat. Mówił o rozczarowaniu wielkimi ideami, polityką, religiami i kościołem. Tamten cytat nie brzmiał, jak się go zwykle cytuje: „Wszystko, co wiem na pewno o moralności i powinnościach człowieka, zawdzięczam futbolowi”. Tamten cytat brzmiał: „Po wielu latach, w trakcie których widziałem na świecie wiele rzeczy, wszystko, co wiem o moralności i powinnościach człowieka, zawdzięczam futbolowi”. To pierwsze ogólne zastrzeżenie mocno zmienia sens. Pokazuje, że wcale nie wielkie ideologie i dysputy o moralności w paryskich kawiarniach mają dla Camusa sens, lecz prosty kodeks honorowy wyniesiony z algierskich podwórek. We wszelkich aktywnościach ludzie udają tych, którymi nie są. Na podwórkowym boisku widać prawdziwą twarz każdego. Pod koniec krótkiego życia, zakończonego w wypadku samochodowym, Camus do listy osobistych uniwersytetów życia, oprócz boisk, dorzucił jeszcze sceny teatrów, czym pewnie musiał rozczarować kibiców piłkarskich. Na szczęście na pytanie jednego z przyjaciół, czy woli futbol, czy teatr, odparł: „Futbol. Bez żadnych wątpliwości”.

KARIERA PRZERWANA GRUŹLICĄ

Bez żadnych wątpliwości chodziło mu przede wszystkim o futbol lokalny. Podwórkowy. Po raz pierwszy w klubie sportowym zaczął grać jako 15-latek na pooranym boisku francuskiego klubu Montpensier w Algierii. Przyjaciel, z którym pływał w porcie, grał tam w piłkę wodną i dlatego przyszły noblista zapisał się do sekcji piłkarskiej. Wkrótce potem przeniósł się do uniwersyteckiej drużyny z Algieru. Nieistniejący już klub RUA był w tamtym czasie całkiem poważną siłą. Kilka lat później sięgnął po mistrzostwo i puchar Afryki Północnej. Klubowy biuletyn opisywał nastoletniego Camusa jako utalentowanego i grającego odważnie. To, że grał z numerem jeden, co dziś się chętnie podkreśla, niczego jednak nie dowodzi, bo z jakim numerem miał wtedy grać bramkarz? Jakiekolwiek myśli o poważniejszej karierze piłkarskiej zahamowała gruźlica, na którą zachorował w wieku osiemnastu lat. Choroba, z którą walczył wiele miesięcy, znacznie osłabiła jego organizm. Do końca życia musiał unikać wysiłku fizycznego, co nie przeszkadzało mu być zapamiętałym palaczem. Nawet kotu dał na imię „Papieros”.

ROZPOZNANY PRZEZ TAKSÓWKARZA

Od osiemnastego roku życia Camus zaczął więc doświadczać futbolu jedynie biernie. Jeszcze w Algierii lubił się przyglądać lokalnym rozgrywkom. Już w czasach paryskich, gdzie podejmował pierwsze prace dziennikarskie, szczególnie czekał ponoć na niedzielne wieczory, gdy do redakcji spływały wyniki meczów z całego kraju. Liczył, że jego RUA dobrze sobie poradziło. W 1941 roku, pracując jako nauczyciel, prowadził szkolny zespół piłkarski i był zszokowany własnym brakiem kondycji. A gdy trzy lata później Alianci wylądowali w Normandii, dowiedział się o tym, bo odwołano mecz, na który się wybierał. Już po wojnie, gdy odbywał w Brazylii spotkania autorskie, poprosił organizatorów tournée o możliwość wybrania się na lokalny mecz piłkarski. To na takich boiskach odnajdywał wspomnienia Algierii. Był zachwycony, gdy już po otrzymaniu nagrody Nobla w jego rodzinnych stronach taksówkarz rozpoznał go nie jako znanego pisarza, lecz byłego bramkarza.

DUSZA KIBICA

Więcej o stosunku Camusa do boiska i futbolu dowiadujemy się jednak nie z jego rzeczywistego życiorysu, lecz z tego co pisał. Badacze literaccy uważają, że w piłce nożnej pociągał go szczególnie jej fatalizm, który sprawia, że kibicowanie czy granie w jakiejś drużynie z definicji wiąże się z nadciągającym niepowodzeniem. Przecież nikt nie wygrywa wiecznie. Zawsze za rogiem czai się porażka. A gdy nastąpi, trzeba znów pchać kamień pod górę. Doskonale wiedząc, że znów się stoczy. Mądre głowy doszukują się w tym analogii futbolu do „Mitu Syzyfa”, jednego z najsłynniejszych utworów Camusa. Kto jednak sam jest fanem, kto wychował się w duchu książek Nicka Hornby'ego, ten nie znajduje w opisach kibicowskich doświadczeń Camusa niczego wyjątkowego. Noblista pisał o swoim ulubionym klubie, że „podręcznikowo przegrywa te mecze, które powinien wygrać”, co przecież Pilch odniósłby od razu do Cracovii, Michał Okoński do Tottenhamu, a jeszcze ktoś inny do każdego innego klubu, któremu akurat kibicuje. Camus dodaje też, że pokochał swoją drużynę nie tylko z powodu radości ze zwycięstw, tym wspanialszych, że poprzedzonych ogromnym wysiłkiem i zmęczeniem, ale i ze względu na głupie pragnienie rozpaczania po porażkach. To żaden ślad egzystencjalizmu. To zwyczajny opis duszy każdego kibica.

PIŁKARSKIE WĄTKI

O ile więc doszukiwanie się w „Micie Syzyfa” analogii do futbolu może akurat być nieco naciągane, o tyle w praktycznie wszystkich pozostałych utworach Camusa pojawiają się bez żadnych wątpliwości rozmaite wątki piłkarskie. Gonzalez, bohater „Dżumy”, nie przepuszcza żadnej okazji, by kopnąć leżącą na ulicy puszkę. A dwie postaci, zmuszone do budzącego w nich dyskomfort small talku, odczuwają ulgę, gdy okazuje się, że ten drugi interesuje się futbolem. Dzięki temu czas mija im szybciej przy rozmowach o rozgrywkach we Francji, poziomie angielskich zespołów zawodowych i ustawieniu W-M.

Jeden z nich stwierdza, że środkowy obrońca to jedna z takich pozycji, która ustawia całą grę. A drugi się zgadza, choć zawsze grał w ataku. W „Obcym” bohater mija tramwaje, przywożące z podmiejskich stadionów gromady widzów oraz zawodników. W „Pierwszym człowieku”, najbardziej autobiograficznej powieści Camusa, której niedokończony egzemplarz znaleziono w samochodzie, w którym zginął, główny bohater piłkarskie boisko nazywa swoim królestwem. Wkracza do niego nawet mimo zakazów zaborczej babci, którą irytuje, że wnuk poprzez ciągłe ganianie za piłką notorycznie zdziera buty. Jacques, bo tak nazywa się książkowy chłopiec, już jako dorosły nie przestaje nazywać futbolu swoją obsesją. Nie ma wątpliwości, że Jacques to ganiający za szmacianką Albert Camus.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.