Aby plusy nie przesłoniły minusów. Oceniamy największe letnie transfery w NBA

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Rudy Gobert
Fot. Sean Gardner/Getty Images

Trzeba to sobie powiedzieć szczerze. Wielkiego trzęsienia ziemi w NBA tego lata nie było. Przynajmniej na razie. Niemal cała liga nerwowo czeka na dalszy rozwój sytuacji na Brooklynie, odkąd Kevin Durant zażądał od Nets transferu. W międzyczasie kluby zmieniło m.in. dwóch all-starów oraz kilku mniej lub bardziej znanych zawodników. Warto więc te dotychczasowe letnie ruchy podsumować. Szczególnie że na rozwiązanie brooklyńskiej dramy możemy jeszcze trochę poczekać.

Tegoroczny rynek wolnych agentów w NBA w fajerwerki na pewno nie obfitował. Co prawda jeszcze zanim na dobre zaczęła się zabawa, to Kevin Durant zażądał transferu od Brooklyn Nets, ale potem wielkich ruchów nie było.

Całą zabawę popsuł zresztą trochę sam KD, bo po jego żądaniu niemal wszyscy w lidze dali sobie na wstrzymanie. Co więcej, w pierwszych dniach posypały się też przedłużenia kontraktów. Umowy przedłużyli m.in. Beal, LaVine, Jokić, Morant czy Zion. Po nich z rynku znikać zaczęli wartościowi weterani. Z dnia na dzień ruchów było coraz mniej, a spora grupa graczy została w swoich dotychczasowych klubach.

Być może coś zmieni się w najbliższym czasie, bo menadżerowie chyba wszystkich zespołów pojawili się w Las Vegas przy okazji rozgrywek ligi letniej NBA. A to zawsze dobra okazja, by porozmawiać o wymianach. Na razie jednak skupmy się na tych transferach, które już się dokonały. Ruchy oceniamy tylko i wyłącznie z perspektywy drużyn, które sięgnęły po poszczególnych zawodników.

1
Dejounte Murray do Atlanta Hawks

Plusy: Gdy w 2021 roku Atlanta Hawks grali w finale konferencji, to zdawało się, że na Wschodzie rośnie nowa siła. Kilkanaście miesięcy później Jastrzębie ledwo co awansowały do fazy play-off. Heliocentryczna ofensywa prowadzona przez Trae Younga znakomicie funkcjonowała w sezonie zasadniczym, ale w fazie play-off zabrakło wsparcia dla rozgrywającego. Hawks ten problem chcą rozwiązać, sięgając po Dejounte Murraya, który może okazać się fantastycznym uzupełnieniem dla Younga na obwodzie Atlanty.

Murray ma za sobą najlepszy sezon w karierze. Został all-starem, był królem przechwytów i wykonał znaczący skok w ataku. Spurs jednak do sukcesów nie poprowadził, lecz jako „ten drugi” obok Younga ma szansę robić ogromną różnicę. Nie tylko przykryje niedoskonałości kolegi w obronie, ale też zdejmie z niego brzemię prowadzenia ataku. Nie ma już raczej opcji, by Trae powtórzył taką serię, jak w pierwszej rundzie tegorocznej fazy play-off przeciwko Miami Heat (gdy zaliczył więcej strat niż asyst), mając obok siebie 25-latka.

Minusy: Aż trzy wybory w pierwszej rundzie draftu kosztował Murray, ale Hawks takie ryzyko byli skłonni podjąć. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to te wybory i tak wylądują gdzieś w trzeciej dziesiątce naboru. Gorzej jednak, jeśli coś nie wypali, a wiele zależy w tej kwestii od kolejnych ruchów Jastrzębi. Wciąż nierozwiązana jest m.in. sytuacja z Johnem Collinsem, którego transfer jeszcze przed tegorocznym draftem był już tylko „kwestią czasu”. Podkoszowy tymczasem wciąż pozostaje w Atlancie.

Hawks muszą też teraz przekonać Younga, by oddał trochę piłkę – chyba nikt inny w lidze nie ma jej w rękach tak często, jak właśnie Trae – a jednocześnie stworzyć wokół niego i Murraya taki system, by ich ofensywa nie zeszła z poziomu. Young udowodnił, że potrafi trafiać w akcjach catch-and-shoot (choć na bardzo małej próbce), natomiast Murray jako mocno przeciętny strzelec dystansowy (33-procentowa skuteczność w poprzednich rozgrywkach) będzie musiał mocno się postarać, by nie utrudniać życia koledze z drużyny.

2
Malcolm Brogdon do Boston Celtics

Plusy: Zawodnicy Boston Celtics mogliby za kilka miesięcy odbierać pierścienie, gdyby mieli wcześniej w składzie kogoś takiego jak Malcolm Brogdon. To obrońca, który jest niemal idealnym kandydatem do rozwiązania najbardziej palących problemów Bostonu, przez które Celtowie przegrali w finałach. Brogdon jest pewny z piłką w rękach, a choć nigdy nie będzie najbardziej widowiskowym zawodnikiem w lidze (czasy wsadów nad LeBronem i Irvingiem w jednym meczu dawno minęły), to może być jednym z najbardziej… bezawaryjnych.

29-latek to po prostu mądry koszykarz po obu stronach parkietu, któremu można zaufać, jeśli chodzi o wykonywanie swoich zadań. Potrafi rozgrywać, a mimo przeciętnej tylko szybkości świetnie dostaje się pod kosz. Nie powinien mieć przy tym żadnych problemów, by grać bez piłki. W żadnym razie nie będzie też słabym ogniwem obrony Bostonu. Fakt, że Celtom udało się go tak tanio pozyskać, nie oddając żadnego ważnego gracza z rotacji, jest wielkim zwycięstwem generalnego menedżera Brada Stevensa.

Minusy: Niezawodność Brogdona ogranicza się niestety tylko do tych momentów, kiedy rzeczywiście jest na boisku. A w ostatnich latach sporo czasu spędził jednak poza parkietem. Jeszcze zanim trafił do ligi, to przy jego nazwisku zapalała się czerwona lampka. Powodem było niepewne zdrowie, przez które Brogdon spadł w drafcie w 2016 roku aż do drugiej rundy. Całkiem zdrowy był tak naprawdę tylko w debiutanckim sezonie. Potem miewał różne problemy zdrowotne, choć nigdy tak w zasadzie nie zaliczył żadnej poważnej kontuzji.

W poprzednich rozgrywkach zagrał tylko w 36 spotkaniach. To mocno wpłynęło na jego wartość, ale w Bostonie chcą zrobić z niego rezerwowego. Bo czasami mniej znaczy więcej. Liczą też, że 29-latek wróci do lepszej formy strzeleckiej. W zeszłym sezonie trafił tylko 31 procent trójek, lecz przecież ledwie kilka lat temu dołączył do elitarnego klubu 50-40-90. Bostończycy tymczasem takim ruchem mocno weszli w podatek – po raz pierwszy od lat. Skoro jednak otworzyło się Celtom mistrzowskie okienko, to warto z tej szansy korzystać.

3
Rudy Gobert do Minnesota Timberwolves

Plusy: Sporo wydać musieli w tym transferze Timberwolves, ale to do nich trafia najlepszy w wymianie zawodnik. Krótko trwała przygoda Patricka Beverleya w Minneapolis. Udało się przynajmniej zatrzymać w zespole Jadena McDanielsa. To akurat należy uznać za wielki plus, szczególnie że ponoć bardzo mocno na włączenie go do wymiany naciskał Danny Ainge. Tym samym został w drużynie chociaż jeden zawodnik z dużym potencjałem w defensywie. Nowy generalny menedżer Tim Connelly musi jednak postarać się o więcej takich graczy.

Gobert to oczywiście cały czas jeden z najlepszych obrońców obręczy w lidze, a do tego ciągłe zagrożenie pod koszem po drugiej stronie boiska. Karl-Anthony Towns w poprzednim sezonie sporo czasu spędził w ataku obok tradycyjnego środkowego w osobie Jarreda Vanderbilta (on powędrował w tej wymianie do Salt Lake City), więc z nowym kolegą też powinien się dogadać jako samozwańczy „najlepszy podkoszowy specjalista od trójek w historii ligi”. Stęsknieni za sukcesami Wolves nie musieli, ale poszli tym samym trochę all-in.

Minusy: To fakt: Timberwolves to taki klub, który nie może sobie wybierać gwiazd. Z tej perspektywy decyzja o ściągnięciu trzykrotnego najlepszego defensora ligi wydaje się dobra, choć cena za Goberta była wręcz astronomiczna. To nie tylko kilku ważnych graczy z rotacji, ale też cztery wybory w pierwszej rundzie draftu (pięć, jeśli wliczyć w to wybranego w tym roku Walkera Kesslera). Dejounte Murray byłby tymczasem tańszą, młodszą, lepszą opcją. Mniej kosztowałby też pewnie Ben Simmons, z którym Wolves od dawna byli łączeni.

Gobert to bowiem dziwny jednak wybór obok Townsa. W teorii gra na dwóch podkoszowych wciąż może w NBA działać, ale nie każdy ma taki personel, jak Boston Celtics. Co więcej, Francuz ma już 30 lat na karku, a nie przybliża Minnesoty do mistrzostwa ani teraz, ani w przyszłości. 20-letni ledwie Anthony Edwards liczył chyba na coś lepszego, szczególnie za tyle wyborów w drafcie. A gdyby zdarzyła się Wilkom faza play-off, to bez lepszych obrońców przed sobą i obok siebie Gobert różnicy na plus – tak jak w Utah – nie zrobi.

4
Jalen Brunson do New York Knicks

Plusy: Długo by wypisywać wszystkich rozgrywających, którzy przewinęli się przez rotację Knicks w ostatniej dekadzie. Za sukces należałoby więc uznać sprowadzenie Jalena Brunsona, który od miesięcy był dla nich celem numer jeden. Wściekają się trochę Mavs, bo Knicks powiązań z Brunsonem mają mnóstwo (niedawno zatrudnili do sztabu jego ojca, a syn prezydenta nowojorskiego klubu jest agentem Brunsona), natomiast ekipa z Nowego Jorku musiała też zrzucić sporo niechcianych kontraktów, by móc w ogóle po 26-latka sięgnąć.

Brunson z miejsca stanie się jednym z liderów zespołu. Z roku na rok poprawiał osiągi, a w zeszłym sezonie pod nieobecność Luki Doncica spisywał się znakomicie. Brał grę na swoje barki i nie bał się tej odpowiedzialności. Także obok Słoweńca potrafił się doskonale odnaleźć. A to dobra wiadomość dla fanów NYK, jeśli przyjąć, że sięgnięcie po Brunsona to tak naprawdę dopiero pierwszy krok. W planach jest bowiem sięgnięcie po drugą gwiazdę, w czym lepsza gra pod wodzą nowego rozgrywającego powinna pomóc.

Minusy: Jeśli jednak ten plan się nie powiedzie, to Knicks są na dobrej drodze do przeciętności. Znów. Brunson nie jest gwiazdą pierwszego kalibru, nie jest nawet all-starem. Przeszedł zresztą do historii jako pierwszy gracz bez choćby jednego występu w Meczu Gwiazd, który otrzymał kontrakt na ponad sto milionów dolarów. Dla samego zawodnika to fantastyczny testament progresu, jaki poczynił od 2018 roku, kiedy to trafił do Dallas w drugiej rundzie draftu. Zasadnicza kwestia jest taka, czy Brunson może być lepszy.

Co więcej, w Nowym Jorku niekoniecznie jest odpowiedni personel dla Brunsona, który tak w NCAA, jak i w Dallas przyzwyczajony był do szeroko rozciągniętego grania. Tymczasem w składzie wciąż jest m.in. Julius Randle po fatalnym sezonie, a nie ma już np. Aleca Burksa, którego Knicks oddali, by zrobić sobie miejsce dla Brunsona. Nowojorczycy zapłacili całkiem wysoką cenę i choć to dobry pierwszy krok ku budowie czegoś ekscytującego, to jednak bez kolejnych ruchów przeciętność znów zajrzy Knicks w oczy.

5
Christian Wood do Dallas Mavericks

Plusy: Jeszcze zanim Mavs stracili Brunsona, to dodali do drużyny utalentowanego podkoszowego w rozsądnej cenie. Jednym z głównych powodów ich sukcesów w tegorocznej fazie play-off, gdzie awansowali do finałów konferencji, było granie nieco niższą piątką z podkoszowym potrafiącym rozciągnąć grę. To dlatego Christian Wood z miejsca powinien przejąć rolę startera z rąk Dwighta Powella, który w playoffs ani razu nie trafił za trzy. Tym bardziej że Mavs grało się lepiej z Kleberem czy nawet Bertansem w roli fałszywego centra.

Minusy: To już siódmy klub w trwającej siedem lat karierze Wooda, który w Houston potrafił zrobić trochę problemów w szatni. Oczywiście bycie w przegrywającej na potęgę drużynie nie pomaga, natomiast kwestia charakteru miała być czynnikiem tak niskiej cenny 26-letniego gracza. Z drugiej strony, teksański zespół oddał na tyle mało, że ryzyko warto było podjąć. Wszyscy lubimy Bobana Marjanovica, ale bez przesady. A w razie co Wood po sezonie i tak wejdzie na rynek wolnych agentów. Przez to ma też motywację do lepszej gry.

6
Gary Payton II do Portland Trail Blazers

Plusy: Damian Lillard domagał się wzmocnień, to je ma. Blazers najpierw jeszcze przed draftem sprowadzili Jeramiego Granta, a potem sięgnęli po znakomitego defensywnego specjalistę w osobie Gary’ego Paytona II. Zadowolony musi być także trener Chauncey Billups, który wreszcie będzie mógł spróbować zbudować w Portland dobrze funkcjonujący blok defensywy. Dodatkowy plus za podebranie ważnego ogniwa ze składu mistrzów, nawet jeśli trzeba było troszeczkę przepłacić.

Minusy: I tu pojawia się kwestia, w jakim stopniu Gary Payton II to wynalazek Golden State Warriors. Czy w innym klubie i pod skrzydłami innego trenera niż Steve Kerr też będzie tak wartościowym zawodnikiem? Obrońca ma już zresztą 29 lat, a za sobą tak naprawdę dopiero pierwszy udany sezon w NBA. Dostał szansę, wykorzystał ją i przytulił sporych rozmiarów kontrakt, choć wcześniej grał tylko na umowach minimalnych. Mimo wszystko, w San Francisco jest żal i rozgoryczenie, a to dla fanów Blazers jednak dobry sygnał.

7
PJ Tucker do Philadelphia 76ers

Plusy: Daryl Morey, James Harden i PJ Tucker. Te trzy nazwiska kilka lat temu kojarzyć można było z Houston Rockets. Dziś cała trójka pracuje już w Filadelfii. Udało się 76ers ściągnąć bardzo pożytecznego weterana, jakim wciąż pozostaje Tucker. Mimo wieku to nadal jeden z najlepszych tego typu graczy w NBA, dlatego nic dziwnego, że takim obrotem spraw mocno wkurzył się Jimmy Butler. Lider Heat stracił bardzo cennego zawodnika, którym interesowała się zresztą pokaźna grupa ekip kandydujących do mistrzowskiego tytułu.

Minusy: Tuckera przekonała nie tylko dobrze już mu znana wizja wyjść na kluby z Jamesem Hardenem. 76ers dali bowiem 37-latkowi kontrakt na trzy lata, dzięki któremu skrzydłowy ma zagwarantowaną wypłatę w wysokości ponad 33 milionów dolarów. Sporo jak na gracza w takim wieku. Fakt faktem, że Tucker w ostatnich sezonach był nie do zajechania (od sezonu 2012/13 rozegrał najwięcej meczów w całej lidze), ale problemy zdrowotne zaczęły go dopadać w finałach konferencji przeciwko Boston Celtics, a to może być początek regresu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.