Planem A był Kylian Mbappe, planem B Erling Haaland, a plan C będzie trzeba dopiero wymyślić. Florentino Perez potrzebował młodej supergwiazdy na otwarcie nowego Bernabeu i latami prowadził rozsądną politykę finansową, aby pozwolić sobie na takie szaleństwa. Z Mbappe byli po słowie, rozmawiali dwa razy w miesiącu, traktowali jego przyjście za pewnik, aż zaskoczył cały Madryt, najpewniej zamykając sobie drzwi do Realu. Francuz miał wnieść ich projekt sportowy na inny poziom, a kolejnego piłkarza o takiej wartości marketingowej i sportowej na rynku po prostu nie ma. Na razie Królewscy ruszają po jego rodaka Auréliena Tchouaméniego, będą pompować Viniciusa i głowić się, jakimi transferami obudować atak.
Real Madryt poczuł się zdradzony i dotknięty. W końcu nikt tak nie wierzy w wielkość swojego herbu. Tak, jak powiedział Unai Emery: „Problemem nie jest sama decyzja Kyliana Mbappe, ale styl i okoliczności, w jakich to rozegrał”. Florentino Perez traktował go jak swojego przyszłego piłkarza, dzwonił do niego co dwa tygodnie na FaceTime, wieloletnie oszczędności w klubowej kasie szykował właśnie dla niego, aż sam w zeszły weekend został zaskoczony decyzją 23-latka. Mógł się poczuć potraktowany jak zagrywka na podbicie pieniędzy w Paryżu.