Zwalanie winy na Świderskiego jest absurdem. Jedyna jego wina taka, że strzelił dwa gole

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
MLS - Karol Świderski w Charlotte FC
Fot. David Jensen/Icon Sportswire via Getty Images

Karol Świderski miał absolutne prawo szybciej wrócić po kontuzji i zagrać w sobotę w barwach Charlotte FC. Miał też prawo strzelić dwa gole i nie studzić radości tylko dlatego, że działo się to w momencie, gdy reprezentacja Polski walczy o mundial. Jeśli ktoś chce szukać winnych w tej sytuacji, szybciej znajdzie ich po naszej stronie Oceanu. Skoro Arkadiusz Milik przyleciał na kadrę z urazem, to mógł również przylecieć walczący o powrót Świderski.

Ta dyskusja jest oczywiście przepompowana. Śmieszne jest to, że chwilę przed kluczowym meczem ze Szwecją zajmujemy się sprawą napastnika nr 5 w kadrze. Czesław Michniewicz powołał na marcowe mecze 33 zawodników, a nagle okazuje się, że lepimy kadrę w locie i martwimy się, żeby ktoś jeszcze nie wypadł. To pokazuje, że w piłce nie da się wszystkiego zaplanować, bo ciągle są jakieś wywrotki. Sytuację ze Świderskim łatwo ocenia się dzisiaj, gdy wiemy o problemach Milika i Piątka. Jeszcze inaczej oceni się ją wtedy, gdy - odpukać - przegramy na Stadionie Śląskim, narzekając na deficyt ognia i wąski wachlarz w opcji. Dopiero wtedy wylejemy szambo i będziemy zastanawiać się, co by było, gdyby.

Oczywiście, na ten moment wygląda to słabo. Absurdalne są jednak zarzuty pod adresem Świderskiego, że wybrał klub zamiast reprezentacji. Że olał kolegów i kibiców, co ogóle brzmi niedorzecznie. Trener Charlotte, Miguel Angel Ramirez po sobotnim meczu mówił, że decyzja o wyjściu na boisko została podjęta w ostatniej chwili. Piłkarz i trener podjęli ryzyko tak jak zrobili to Milik z Michniewiczem w meczu ze Szkocją. Szczęściem Świderskiego jest to, że bez uszczerbku na zdrowiu rozegrał cały mecz, szczęściem są też jego forma i gole, chociaż paradoksalnie właśnie przez to obserwujemy polskie bagienko. Gdyby „Świder” rozegrał 45 minut i przetruchtał kilka kilometrów, nikt by o tym nie rozmawiał.

Na tym właśnie polega jedyna wina Świderskiego. To po prostu splot niezapowiadanych zdarzeń: szybsze dojście do zdrowia niż zapowiadano, dwa gole w MLS, a w międzyczasie kontuzje w reprezentacji Polski i dziury w ataku. To stąd nagle napastnik nr 5 przedstawiany jest jako ten, który mógłby zrobić we wtorek różnicę. Na dobrą sprawę można zrozumieć logikę Czesława Michniewicza, który tydzień temu, mając inne fakty pod ręką, podjął decyzję o pominięciu „Świdra”. Skoro lekarz Charlotte FC wskazywał kontuzję, to rozsądnym wyjściem było pozwolenie piłkarzowi na spokojne dojście do siebie. Z drugiej strony - to też pokazuje miejsce w hierarchii Świderskiego. Gdyby to był dużo ważniejszy gracz dla reprezentacji, być może ktoś w sztabie szerzej otworzyłby oczy.

Dzisiaj możemy mówić, że to nauka: żeby zawsze dmuchać na zimne i dzięki temu mieć jak najszersze pole działania. Od początku wiadomo było, że taki Charlotte FC zabezpiecza własne interesy. Pismo lekarza z niejasną diagnozą i niesprecyzowanym terminem powrotu pokazuje, że może warto było wykazać się tu większą wyobraźnią. Pewnie zawiodła komunikacja, łatwe zawierzenie Amerykanom, a przecież mówimy o napastniku, który w ostatnich 6 meczach kadry strzelił 4 gole. Serio, nie było tego lepiej skonsultować?

Niestety, ale uśpiło nas bogactwo w ataku. To, że był Lewandowski, Milik, Piątek, a obok jeszcze sprawdzający się jesienią w meczach kadry Buksa. Znowu zawiodły lampki alarmowe tak jak w jesiennym meczu z Węgrami, gdy zbagatelizowano absencję Roberta Lewandowskiego zamiast do końca trzymać wszystkie karty w rękach. Obyśmy tym razem nie musieli się w tym babrać, za kilka dni traktując sprawę Świderskiego jako nic nieznaczący epizod.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.