Na pół roku przed mundialem nikt nie wie, czego się spodziewać po Niemcach. Nowy selekcjoner zrobił wiele, by posprzątać po nieudanych ostatnich latach, ale i tak wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy od szesnastu lat czterokrotni triumfatorzy pojadą na mistrzostwa świata, nie będąc w gronie ścisłych kandydatów do tytułu. Liga Narodów, w której dotąd zbierali okrutne lanie, będzie pierwszym testem nowej drużyny. I pokaże, czy przebudowa zmierza w dobrą stronę.
Niemcy postawili na integrację. Zamiast po sezonie puścić zawodników na urlopy, razem zaprosili ich wraz z rodzinami na zgrupowanie do hiszpańskiej Marbelli. Przed południami ojcowie szli do pracy, by potem dołączyć do żon i dzieci pod palmami. Widok maluchów plątających się wokół boiska treningowego nie przerażał selekcjonera. - Mam wystarczająco dużo wnucząt, by znać się na dzieciach - uśmiechał się Hansi Flick. Gdy obóz dobiegł końca, zawodnicy już we własnym gronie przenieśli się do Herzogenaurach. Ale i tam sztab zadbał, by nie myśleli tylko o piłce i w wolnym czasie uczyli się grać na perkusji. Dla nowo powstającego zespołu bezturniejowe lato to pierwsza i ostatnia okazja do integracji. Przed mundialem czasu już na nią nie będzie.