Zahavi i żart Tarantino. Co oznacza flirt Lewandowskiego z Barceloną (KOMENTARZ)

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Bayern Monachium
Roland Krivec/vi/DeFodi Images via Getty Images

Niewykluczone, że najlepszy polski napastnik na końcu faktycznie wyląduje na Camp Nou. Ale wysyp newsów w polskich mediach o osiągniętym porozumieniu jest dopiero początkiem tego serialu. Negocjowanie takich umów to szachy. A agent Polaka właśnie wykonał ruch.

W jednej z najbardziej charakterystycznych scen “Desperado” Roberta Rodrigueza Quentin Tarantino opowiada kawał o gościu, który założył się z barmanem o trzysta dolarów, że nasika do stojącej o trzy metry dalej szklanki, nie roniąc ani kropli. Chwilę później zalane są bar, stołki, podłoga, telefon, sam barman. Facet trafia wszędzie, tylko nie do szklanki. Barman śmieje się w najlepsze, że tak łatwo zarobił trzysta dolców. Przegrany znika na chwilę i wraca z pieniędzmi. Zadowolony, bo wcześniej założył się z każdym z mężczyzn siedzących przy sąsiednim stoliku o pięćset dolarów, że nasika na bar, stołki, podłogę oraz samego barmana, a ten i tak będzie piał z radości. Najpóźniej od momentu, gdy przez polskie media przetoczyła się informacja, że Robert Lewandowski jest już dogadany z Barceloną, wiadomo, że Pini Zahavi też oglądał ten film. A szczególnie scenę z żartem Tarantino.

Gdy początkiem roku miałem okazję wziąć udział w spotkaniu z Robertem Lewandowskim, uderzyło mnie, z jakim spokojem szykował się do partii szachów dotyczącej przyszłości. Nie zamykał żadnej z opcji. Nie sprawiał wrażenia człowieka, który nie może już patrzeć na kolejne mecze z Augsburgiem. Ani takiego, który za wszelką cenę do końca życia będzie chciał zostać w Monachium. Zamykanie sobie jakichkolwiek opcji nie jest zbyt mądre biznesowo. Futbol na tym poziomie to polityka. Jeśli Bayern zrobi to, on zrobi tamto. Jeśli on zareaguje tak, Bayern zachowa się tak. Pełen spokój. Już kilka miesięcy po tamtym spotkaniu dało się słyszeć głosy, że zwłaszcza żona Lewandowskiego ciągnie w kierunku Barcelony. Takich głosów nie można lekceważyć, zwłaszcza że to brzmiało przecież bardzo prawdopodobnie: kto raz był w Barcelonie, ten zwykle miał myśl, że fajnie byłoby tam kiedyś zamieszkać. Anna Lewandowska też mogła tak pomyśleć.

Nie potrzeba jednak nawet takiej soft power. Jest wiele argumentów wizerunkowych, by uznać taką przeprowadzkę za atrakcyjną. Inna liga. Ciekawsza, jeśli chodzi o wyzwanie od Ligue 1, dająca większe nadzieje na międzynarodowe sukcesy niż Serie A, lepsza od Bundesligi, ale jednak nie aż tak wymagająca dla wiekowego piłkarza, jak Premier League. Klub o marketingowej mocy jeszcze większej niż Bayern. Codzienna gra w świątyni futbolu. Magia bycia pierwszym Polakiem w Barcelonie. Uczestnictwo w najbardziej śledzonym meczu na świecie. Zwiększone szanse na wygranie Złotej Piłki. Wzniesienie zainteresowania marką Lewandowskiego na świecie na jeszcze wyższy poziom. To sensowne rozwiązanie, nawet jeśli pewnym minusem jest mniejsza szansa na regularne zdobywanie trofeów. Barcelona ma z kim przegrać rywalizację w kraju, w Lidze Mistrzów raczej radziła sobie w ostatnich latach gorzej niż Bayern. Ale w Monachium Lewandowski wszystko już i tak wygrał. Dałoby się tę wadę przełknąć.

To wszystko sprawia, że wierzę, iż faktycznie Barcelona może kusić Lewandowskiego i ta sprawa może się tak skończyć. W co natomiast nie wierzę, to, że 11 kwietnia, czternaście miesięcy przed zakończeniem kontraktu w Monachium, sprawa jest zamknięta, przesądzona i można się już rozejść, jeszcze zanim Bayern na dobrą sprawę przystąpił do negocjacji. Na razie Pini Zahavi wziął po pięćset dolców od gości, którzy siedzą przy sąsiednim stoliku. Do barmana dopiero pójdzie. Gdyby zrobił to w odwrotnej kolejności, miałby przecież niewielkie szanse, że wygra zakład.

BAYERN POD ŚCIANĄ

Bayern jest zadowolony z Lewandowskiego i chciałby go mieć dalej. Ale przecież negocjacje na temat takich pieniędzy nie wyglądają w ten sposób, że przyjmuje się pierwszą ofertę i idzie się w swoją stronę. Trzeba trochę pokręcić nosem. Lewandowski w styczniu doskonale zdawał sobie sprawę, że Bayern zwleka z rozpoczęciem negocjacji, bo sondował szanse pozyskania Erlinga Haalanda. Skoro już wiedział, że Norweg tam nie trafi, miał zamiar przyjść do Polaka i trochę pokręcić nosem. Że w tym roku skończy 34 lata. Że w zeszłym roku miał kontuzję, co wcześniej mu się nie zdarzało. Że pandemia i gra przy pustych trybunach. Że w tym sezonie chyba strzeli mniej goli niż w poprzednim. No i że wygasają też kontrakty Muellera, Neuera, Gnabry’ego. Więc wicie, rozumicie, ciężko wam dać aż tyle. Gdyby Lewandowski z Zahavim nie mieli w tych negocjacjach drogi wyjścia, musieliby iść na kompromisy. Teraz pewnie nie będą musieli. Przecież od pierwszego dnia to Bayern będzie w tych rozmowach pod ścianą.

LEWANDOWSKI WYGRA

Monachijczycy, którzy przeciągali sprawę rozpoczęcia negocjacji, przeczytawszy w mediach, że wszystko jest już dogadane, będą musieli błyskawicznie wziąć się za ten temat. Od Zahaviego usłyszą, że faktycznie jest bardzo blisko, ale jeszcze nic nie jest podpisane, więc jeśli chcą powalczyć, taką długość kontraktu, pensję i prowizję dla menedżera muszą przebić. Bez dogadania się z Barceloną, każda podwyżka niebotycznej pensji Lewandowskiego byłaby w Niemczech traktowana jako niemoralna i jako odklejenie się od rzeczywistości. Teraz będzie to uznawane po prostu za próbę uratowania się przed odejściem największej gwiazdy. I jeśli Oliverowi Kahnowi uda się przed tym uchronić Bayern, będzie za to powszechnie chwalony. Niezależnie od tego, na jakich warunkach się to odbędzie. A pewne jest, że na korzystnych dla Lewandowskiego.

O ile do dzisiaj Bayern musiał się nastawiać na negocjacje transferowe, o tyle po najnowszych rewelacjach negocjacji praktycznie nie ma. Albo Bayern zaakceptuje warunki Lewandowskiego, albo Polak odejdzie. Na każdą próbę skrócenia długości kontraktu czy obniżenia wysokości pensji, Zahavi może postraszyć porozumieniem z Barceloną. Jeśli się nie podoba, nikt was nie zmusza. Pójdziemy gdzie indziej.

SPRAWA HONORU

Teraz to od Bayernu zależy, jak ta sprawa się skończy. Monachijczycy nie lubią być przypierani do ściany. Ale jeszcze bardziej nie lubią wysyłać w świat sygnału, że ich potęga się kurczy. A utrata jednego z najlepszych piłkarzy w historii klubu na rzecz rywala, którego ostatnio ogrywali w Lidze Mistrzów, byłaby jednak poważnym sygnałem. Zwłaszcza że następcy na podobnym poziomie Bayern nie ma i na razie mieć nie będzie. Utrata Lewandowskiego roztoczyłaby wokół monachijczyków aurę klubu, który najlepsze ma już za sobą. A mimo wszystkich trudności finansowych, z jakimi Bayern się zmaga, na to, by roztaczać wrażenie potęgi, pieniądze zawsze się znajdą. Być może odpuszczą Serge’a Gnabry’ego. Być może nie kupią odpowiedniego następcy Niklasa Suelego. Lecz nie pozwolą bez walki na stratę jednego z najlepszych piłkarzy świata. Tyle że już wiedzą, że nie obędzie się bez dojścia do granicy bólu. Jeśli żądania będą za daleko idące, pewnie odpuszczą. Niemniej przypadek Lewandowskiego będą traktować zupełnie inaczej niż Davida Alaby, Toniego Kroosa czy Niklasa Suelego. Akurat na zatrzymanie Lewandowskiego pieniądze zawsze się znajdą.

ZAWIĄZANIE AKCJI

Kiedy Lewandowski zmieniał agenta na Zahaviego, mówiło się, że to zapowiedź rychłego transferu, bo przecież nie po to wynajmuje się tego menedżera, by przedłużyć kontrakt z Bayernem. Czasem wynajmuje się go jednak właśnie po to. Negocjowanie nowych umów z klubami tego formatu, wyrywanie od nich następnych milionów i kolejnych lat kontraktu, wymaga stosowania forteli i gier salonowych. Zahavi doskonale to potrafi. I teraz to on zaszachował Bayern. Po serii szczegółowych przecieków w Polsce teraz należy się spodziewać reakcji niemieckich mediów. Najpierw Christian Falk poinformuje, że wprawdzie rozmowy Lewandowskiego z Barceloną przebiegły w dobrej atmosferze, ale sprawa jeszcze nie jest aż tak zaawansowana, jak piszą w Polsce. A potem serial rozkręci się na dobre. Dziś oglądamy dopiero zawiązanie akcji.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.