Z NOGĄ W GŁOWIE. Piłkarscy strażacy. Całoroczne okno transferowe w Ekstraklasie

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Lech Poznań
Mateusz Porzucek/Pressfocus

Nazywać je okienkiem transferowym byłoby już niedopowiedzeniem. To wielkie okno. W polskiej lidze handel zawodnikami trwa od końca grudnia. Jest kwiecień, a jego końca nie widać. Kadry przestały się zamykać, a każda kolejka przynosi personalne niespodzianki.

Pamiętam z czasów, gdy jeszcze pojawiałem się na lodowisku Cracovii, by opisywać mecze Polskiej Ligi Hokeja. Do realiów obcej dla siebie dyscypliny próbowałem przykładać kalkę piłkarską, ale nie miało to żadnego sensu. Uczenie się, że ten zawodnik gra w tej drużynie, a tamten w tamtej, porzuciłem po kilku tygodniach, choć przecież przy trzech meczach rozgrywanych w tygodniu i ciągłej rywalizacji kilku tych samych zespołów, powinno to wejść do głowy łatwo. Nie wchodziło jednak, bo ile razy przyjeżdżała Unia Oświęcim, Jastrzębie czy Tychy, po tafli jeździli inni zawodnicy. A gdy drużyna wyglądała słabo i próbowałem tonem eksperta powiedzieć, że chyba nic w tym sezonie z niej nie będzie, prawdziwi eksperci machali ręką: przecież przed play-offami ściągną kilku nowych i będą zupełnie inną drużyną. Sezon hokejowy startuje zwykle w Polsce we wrześniu. Do końca stycznia kadry można zmieniać w dowolny sposób, w każdym momencie dokładając do nich nowych zawodników. Nie ma zakazu gry w jednym sezonie w więcej niż dwóch klubach. Dopiero w play-offach można mówić o jakiejś stabilizacji, ale i tak względnej, bo w Polsce kontrakty dłuższe niż na sezon należą do rzadkości. Ten stan ma się zmienić dopiero od kolejnych rozgrywek, gdy kluby będą mogły ściągnąć tylko dwóch nowych zawodników w grudniu i trzech w styczniu. Ale na razie stałe pozostają tylko barwy i nazwy klubów. Do samych hokeistów nie warto się przywiązywać.

Skojarzyło mi się to ze śledzeniem tegorocznej wiosny w Ekstraklasie. O ile jeszcze z dzieciństwa, wcale nie tak wczesnego, pamiętam, że w dniu startu ligi kupowało się Skarb Kibica, by przez kilka godzin intensywnie przestudiować, kto w zimie przeszedł do Odry Wodzisław i kim będzie podbijał ligę Groclin, o tyle teraz nie ma to już najmniejszego sensu. Ze względu na wojnę w Ukrainie, piłkarze z tamtejszych oraz rosyjskich klubów mogą podpisywać krótkotrwałe kontrakty także poza oknem transferowym, co całkowicie wywróciło ligowe realia. Nawet dobrze zorientowany w polskiej lidze kibic, oglądający mecze weekend w weekend, może w sobotę przeżyć zaskoczenie, widząc skład Stali Mielec czy innej Jagiellonii.

Wisła Kraków wzmocniła się w tym tygodniu Georgijem Citaiszwilim z Dynama Kijów. Zwróciłem na to uwagę, bo 21-latek utkwił mi w pamięci z rozgrywanych trzy lata temu w Polsce mistrzostw świata U-20. Rozgrywający wtedy był jeszcze Ukraińcem — na szczeblu seniorskim reprezentuje Gruzję. Jego drużyna wygrała wówczas turniej, a brylantowy technik był mózgiem tamtego dobrze zorganizowanego zespołu. To on zapewniał kreatywność, nieszablonowe zagrania, mierzone przerzuty na kilkadziesiąt metrów. Od tego czasu go nie widziałem, ale mam poczucie, że w polskiej lidze pojawił się dobry piłkarz. Jednocześnie zastanawia mnie jednak, jaki to może mieć wpływ na zagrożony spadkiem zespół. Umowa została podpisana do końca sezonu, co brzmi trochę lepiej niż “na 46 dni”. Citaiszwili podpisał kontrakt w środę, czyli do meczu z Górnikiem Zabrze zostały mu trzy dni treningów. Jeśli ma w czymkolwiek pomóc drużynie, musi zacząć funkcjonować w nowym środowisku od razu, bo przecież nie jest też powiedziane, że Wisła do ostatniej kolejki będzie miała o co grać. Gruzin to rodzaj piłkarza-strażaka. Ma wskoczyć do zespołu, pomóc mu w pięciu meczach i pojechać dalej.

AKTYWNA NIECIECZA

Ciekawie będzie obserwować, czy coś takiego ma prawo się udać. Zwłaszcza że Citaiszwili nie jest jedynym takim przypadkiem. Przed tygodniem zwycięskiego gola dla Jagiellonii w meczu z Zagłębiem strzelił Marc Gual, pozyskany jedenaście dni wcześniej, w trakcie przerwy na kadrę. Dla Hiszpana był to debiut w Ekstraklasie. Trochę wcześniej do składu białostoczan wskoczył też pozyskany w podobny sposób Diego Santos Carioca. W podstawowej jedenastce Lecha Poznań zagrał przed tygodniem Tomasz Kędziora, który przecież jeszcze niedawno był w Dynamie Kijów. A już Bruk-Bet Termalica Nieciecza co tydzień atakuje nowymi wzmocnieniami. Po zakończeniu okna transferowego do ekipy Radoslava Latala dołączyło trzech nowych piłkarzy — Andrij Dombrovskij, Artem Poljarus i Roland Varga, a po rozpoczęciu rundy wiosennej nawet pięciu, bo trzeba jeszcze doliczyć Tomasa Poznara i Vetona Tushę. Gdyby czeski trener się uparł, mógłby wystawić skład, z którego połowa nie pamiętałaby, że w styczniu w Niecieczy pracował jeszcze Michał Probierz.

WAŻNE ZMIANY

Formalnie zimowe okno transferowe w Polsce trwa od 1 do 28 lutego, ale zazwyczaj kluby starały się dokonywać zmian jeszcze w styczniu, by nowi zawodnicy mogli wziąć udział w okresie przygotowawczym i sparingach. Trenerzy często podkreślali, że chcą mieć kadry zamknięte przed wyjazdem na obóz. Luty był już przeznaczony tylko dla desperatów albo dla tych, którym trafią się jakieś niesamowite okazje last minute. Trzymano jednak dla nich zwykle ostatnie miejsce w kadrze, a nie pięć miejsc. W tym roku o stabilizacji składów nie może być mowy. W Wiśle kluczowymi postaciami w ostatnich meczach stali się Elvis Manu i Marko Poletanović, którzy, podobnie jak Citaiszwili, nie pamiętają już Adriana Guli zwolnionego w lutym. Gdyby nie te transfery, krakowianie byliby już pogrzebani. Z nimi jeszcze wykazują znaki życia. Kilka innych klubów też dokonało po starcie sezonu bardzo ważnych wzmocnień. Frank Castaneda już się spłaca Warcie Poznań, Richard Strebinger to ostatnio podstawowy bramkarz Legii, Ilja Szkurin grał przed tygodniem w podstawowym składzie Rakowa, a Jewhen Konoplanka też miał już ciekawe momenty w Cracovii. Te zmiany to nie jest tylko kosmetyka, a coś, co realnie wpływa na siłę zespołów.

Osiem klubów, czyli prawie połowa ligi, ściągnęło piłkarzy w marcu bądź w kwietniu, już po zamknięciu okna transferowego. Należą do nich zdesperowane jak Wisła czy Nieciecza, ale też czołowe, jak Lech czy Raków oraz będące w środku tabeli Górnik, Stal, Legia czy Jagiellonia. Transferów już po wznowieniu rozgrywek dokonało piętnaście z osiemnastu klubów ligi. Wyłamały się tylko Piast Gliwice, Pogoń Szczecin i Wisła Płock. Tyle że w tej ostatniej o stabilizacji też nie może być mowy, skoro już w trakcie rundy zatrudniono nowego trenera.

JASNOŚĆ RUNJAICIA

Względną jasność co do tego, z kim będą pracować na wiosnę, mieli szybko tylko Waldemar Fornalik i Kosta Runjaić. Ale trener Piasta i tak musiał sobie radzić ze wkomponowywaniem ważnego ogniwa w biegu, bo Kamil Wilczek podpisał kontrakt już po obozie i rozegraniu wszystkich sparingów, zamykając kilka dni przed startem wiosny zimową aktywność gliwiczan. W stu procentach zgodnie z marzeniami wszystkich trenerów świata wszystko odbyło się jedynie w Szczecinie, gdzie trzy zimowe wzmocnienia zostały dokonane przed 10 stycznia, a jedyny ubytek, czyli Kacper Kozłowski, został sprzedany 5 stycznia. Trzy dni po starcie przygotowań Runjaić miał gotową kadrę, odbył z nią dziesięciodniowy obóz i wszyscy mogli wystąpić w pięciu zimowych sparingach. Coś, co kiedyś było pożądaną normalnością, w obecnych realiach stało się absolutnym wyjątkiem.

ZAPRACOWANI DYREKTORZY

Co więcej, trudno się spodziewać, by transferowe szaleństwo miało wkrótce się zatrzymać. Wprawdzie do końca sezonu pozostało już na tyle niewiele czasu, że Citaiszwili pewnie na jakiś czas pozostanie ostatnią zmianą w kadrach, ale im bliżej maja, tym więcej będzie informacji o zawodnikach, którzy trafią do klubów albo z nich odejdą w letnim oknie transferowym. Które formalnie zacznie się w lipcu, ale przecież już od zakończenia sezonu 22 maja kluby będą ogłaszać nabytki na nowe rozgrywki. A skończą to robić dopiero w sierpniu. Kiedyś, gdy dyrektorzy sportowi zamknęli w lutym zimowe okno, wyjeżdżali na krótkie urlopy, by po nich zacząć przygotowywać letnią aktywność. Dziś stali się najbardziej zapracowanymi ludźmi świata. Agenci nie przestają przysyłać ofert zawodników dostępnych od ręki, nagła kontuzja podstawowego piłkarza niekoniecznie powoduje szansę dla zmiennika, bo nie ma innego wyjścia, lecz wzmaga pokusę pozyskania kogoś z kartą na ręku. A okazje cały czas krążą po świecie.

AKLIMATYZACJA PRZEREKLAMOWANA?

Jeśli dobrze przyjrzeć się terminarzowi tego sezonu, okaże się, że pierwszych sześć kolejek rozegrano w trakcie letniego okna transferowego, cztery w trakcie zimowego, a kolejne cztery w trakcie nieoficjalnego marcowego przeznaczonego dla graczy ze wschodu. To daje łącznie czternaście z trzydziestu czterech kolejek, czyli blisko połowę sezonu toczoną ze świadomością, że w każdej chwili kadry zespołów mogą się zmienić. Teraz okaże się, czy stabilizacja i aklimatyzacja, o których zawsze tyle się mówiło, faktycznie są ważne, czy jednak trochę przereklamowane. Bo niewykluczone, że ludzie, o których istnieniu na początku rundy wiosennej nie mieliśmy pojęcia, pod jej koniec z marszu wpłyną na decydujące rozstrzygnięcia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0