Grzegorz Sobieszek, czyli znany w środowisku "Griszka" zadebiutował niedawno audycją Z BANI w newonce.radio, a teraz rozpoczyna pisanie felietonów pod tą samą nazwą dla newonce.sport. Początek ma wymarzony, bo pisze o Janku Błachowiczu przed jego walką o pas UFC z Dominikiem Reyesem.
Janek Błachowicz zdobył moje serce dawno temu. Może to było przed walką z Valtonenem, a może przed walką Sokoudjou? Kto by to pamiętał po ponad dziesięciu latach. Janek walczył wtedy dla KSW i przed którąś swoją walką, na zapowiedzi wideo, mówił tak: „mieszkam i trenuję teraz w Warszawie, ale wiem, że dopinguje mnie sporo osób z rodzinnego Ślaska. Wpadnijcie na galę! Będziemy się ciulać na całego!”. I to „ciulać na całego” zdobyło moje serce. Dlaczego? Odpowiedź jest dość prosta. Ja po prostu lubię ludzi szczerych i autentycznych, którzy nie wstydzą się swoich korzeni.
SŁOIK Z CIESZYNA
Sprowadzający się do Warszawy najczęściej pieczołowicie pracują nad tym, aby pozbyć się akcentu, regionalnych naleciałości językowych, wszystkiego co może pokazywać tubylcom: on nie jest stąd. Wtapiają się w ten jednolity językowo, i przez to nudny, wielkomiejski tygiel. Błachowicz w cytowanym filmiku na przekór. Olał etykietkę „słoika”. Regionalizmem i mrugnięciem oka pokazał kibicom, że może teraz faktycznie i owszem, mieszka w Warszawie, ale jeszcze „godo po naszymu”. To nie jedyny przypadek kiedy Janek Błachowicz postąpił na przekór, odważniej niż inni, i w długofalowej perspektywie wygrał.
PO MARZENIA NA NOSZACH
Janek prowadził swoją karierę sportową tak odważnie, jak odważnie przyjmował w pierwszej walce lowkicki od Sokoudjou. Kopnięcia Kameruńczyka sprawiły, że tamtą walkę Janek przegrał, a ring opuścił na noszach, bo po prostu nie był w stanie wyjść na własnych nogach do trzeciej rundy. Pamiętam to jak dziś. Noga mnie bolała od samego patrzenia. Wydawałoby się, że weteran organizacji Pride z Kamerunu brutalnie zweryfikował „cieszyńskiego księcia” i wysyłając do szpitala złamał go psychicznie. Tak jednak nie było. Janek wrócił, a w rewanżu pokonał swojego oprawcę i krytykom, w tym autorowi tego tesktu, zamknął buzie. Taka sytuacja w jego życiu powtarzała się kilkukrotnie - już miał zatonąć, już go ktoś odsyłał na emeryturę, już go ktoś weryfikował, już mu pokazywano miejsce w szeregu, a Błachowicz powoli, ale odważnie, szedł do przodu.
UFC? A TO NIE ZNAM...
Wydawałoby się, że w szczycie swojej popularności w Polsce nierozsądnym jest rezygnowanie z takiego zaplecza życiowego, jakim jest wsparcie medialne federacji KSW, ale Janek Błachowicz świadomie z niego zrezygnował. Tym kibicom, którym się wydaje, że to była łatwa decyzja i droga do UFC (i wielkich pieniędzy) stała otworem, pragnę przypomnieć, że na zarobki zawodników MMA tylko w jakiejś części składa się gaża za walkę. Im zawodnik jest bardziej popularny, tym więcej zarabia dzięki kontraktom ze sponsorami, a sponsorzy na polskim rynku są przeważnie zainteresowani osobami, które walczą w KSW.
Potwierdzają to menedżerowie wielu zawodników walczących dla innych organizacji. Niejednokrotnie ich rozmowa z potencjalnym sponsorem ucinała się natychmiast, gdy tylko ten usłyszał, że omawiany zawodnik nie walczy dla polskiego giganta. Janek odszedł z KSW jako mistrz i na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że jego popularność w oczach przeciętnego fana nieco przygaśnie, a to geometrycznie odbije się na zarobkach.
NIE WYCHYLAJ SIĘ, BO CIĘ ZMIECIE Z PLANSZY
Na pewno również zdawał sobie sprawę z tego, że sportowa stawka tej decyzji jest wysoka, a w UFC nie będzie miał łatwiejszych przeciwników, wręcz odwrotnie. Sportowo to było dla niego mega wyzwanie, a jeśli chodzi o zarobki, przynajmniej początkowo, na pewno krok wstecz. Hardcorowi fani MMA piali z zachwytu nad decyzją Janka i wyborem UFC jako pracodawcy.
Do czasu kiedy Jan zaczął dla UFC faktycznie walczyć i na pierwszych sześć walk aż cztery z nich przegrał. Wtedy zaczęło się typowo polskie piekiełko: „za wysokie progi”, „brutalnie zweryfikowany”, „lubię Janka, ale z czym do ludzi”. Zawodnicy mogą mówić, że nie czytają komentarzy hejterów, ale prawda jest taka, że często czytają i później tego bardzo żałują…
SZACUNKU NIE KUPISZ
Czy Janek czytał, czy nie, tego nie wiem, ale wiem, że jakby na przekór tym którzy go, kolejny raz, skreślali, dość niespodziewanie wystrzelił w górę i na ostatnich osiem walk w UFC, aż siedem wygrał! Te wygrane zaprowadziły go w miejsce w którym jest teraz. Do walki o pas mistrzowski organizacji UFC z Dominikiem Reyesem! Grubiej w MMA się nie da.
Złośliwi oczywiście twierdzą, że zaprowadziła go tam wyłącznie decyzja Jona Jonesa o zwakowaniu pasa mistrzowskiego, ale kto by się przejmował opinią internetowych złośliwców. Każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że Błachowicza do walki o pas UFC zaprowadziły ciężka praca, poświecenie i odwaga. I za to, niezależnie od wyniku walki, szacunek dla Jana na zawsze. A także za to, że ciula się na całego… <3
O AUTORZE:
Grzegorz „Griszka” Sobieszek, trener Muay Thai, założyciel sieci klubów sportów walki Academia Gorila, ogromny fan brazylijskiego jiu-jitsu i mma. Prowadzący audycję Z BANI w newonce.radio w każdy wtorek o godzinie 16:00.