Z BANI: „Będziemy się ciulać na całego”. Za co Błachowiczowi należy się szacunek na zawsze (FELIETON)

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
GettyImages-1206562122-e1584278738593.jpg
Fot. Josh Hedges/Zuffa LLC via Getty Images

Grzegorz Sobieszek, czyli znany w środowisku "Griszka" zadebiutował niedawno audycją Z BANI w newonce.radio, a teraz rozpoczyna pisanie felietonów pod tą samą nazwą dla newonce.sport. Początek ma wymarzony, bo pisze o Janku Błachowiczu przed jego walką o pas UFC z Dominikiem Reyesem.

Janek Błachowicz zdobył moje serce dawno temu. Może to było przed walką z Valtonenem, a może przed walką Sokoudjou? Kto by to pamiętał po ponad dziesięciu latach. Janek walczył wtedy dla KSW i przed którąś swoją walką, na zapowiedzi wideo, mówił tak: „mieszkam i trenuję teraz w Warszawie, ale wiem, że dopinguje mnie sporo osób z rodzinnego Ślaska. Wpadnijcie na galę! Będziemy się ciulać na całego!”. I to „ciulać na całego” zdobyło moje serce. Dlaczego? Odpowiedź jest dość prosta. Ja po prostu lubię ludzi szczerych i autentycznych, którzy nie wstydzą się swoich korzeni.

SŁOIK Z CIESZYNA

Sprowadzający się do Warszawy najczęściej pieczołowicie pracują nad tym, aby pozbyć się akcentu, regionalnych naleciałości językowych, wszystkiego co może pokazywać tubylcom: on nie jest stąd. Wtapiają się w ten jednolity językowo, i przez to nudny, wielkomiejski tygiel. Błachowicz w cytowanym filmiku na przekór. Olał etykietkę „słoika”. Regionalizmem i mrugnięciem oka pokazał kibicom, że może teraz faktycznie i owszem, mieszka w Warszawie, ale jeszcze „godo po naszymu”. To nie jedyny przypadek kiedy Janek Błachowicz postąpił na przekór, odważniej niż inni, i w długofalowej perspektywie wygrał.

PO MARZENIA NA NOSZACH

Janek prowadził swoją karierę sportową tak odważnie, jak odważnie przyjmował w pierwszej walce lowkicki od Sokoudjou. Kopnięcia Kameruńczyka sprawiły, że tamtą walkę Janek przegrał, a ring opuścił na noszach, bo po prostu nie był w stanie wyjść na własnych nogach do trzeciej rundy. Pamiętam to jak dziś. Noga mnie bolała od samego patrzenia. Wydawałoby się, że weteran organizacji Pride z Kamerunu brutalnie zweryfikował „cieszyńskiego księcia” i wysyłając do szpitala złamał go psychicznie. Tak jednak nie było. Janek wrócił, a w rewanżu pokonał swojego oprawcę i krytykom, w tym autorowi tego tesktu, zamknął buzie. Taka sytuacja w jego życiu powtarzała się kilkukrotnie - już miał zatonąć, już go ktoś odsyłał na emeryturę, już go ktoś weryfikował, już mu pokazywano miejsce w szeregu, a Błachowicz powoli, ale odważnie, szedł do przodu.

UFC? A TO NIE ZNAM...

Wydawałoby się, że w szczycie swojej popularności w Polsce nierozsądnym jest rezygnowanie z takiego zaplecza życiowego, jakim jest wsparcie medialne federacji KSW, ale Janek Błachowicz świadomie z niego zrezygnował. Tym kibicom, którym się wydaje, że to była łatwa decyzja i droga do UFC (i wielkich pieniędzy) stała otworem, pragnę przypomnieć, że na zarobki zawodników MMA tylko w jakiejś części składa się gaża za walkę. Im zawodnik jest bardziej popularny, tym więcej zarabia dzięki kontraktom ze sponsorami, a sponsorzy na polskim rynku są przeważnie zainteresowani osobami, które walczą w KSW.

Potwierdzają to menedżerowie wielu zawodników walczących dla innych organizacji. Niejednokrotnie ich rozmowa z potencjalnym sponsorem ucinała się natychmiast, gdy tylko ten usłyszał, że omawiany zawodnik nie walczy dla polskiego giganta. Janek odszedł z KSW jako mistrz i na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że jego popularność w oczach przeciętnego fana nieco przygaśnie, a to geometrycznie odbije się na zarobkach.

NIE WYCHYLAJ SIĘ, BO CIĘ ZMIECIE Z PLANSZY

Na pewno również zdawał sobie sprawę z tego, że sportowa stawka tej decyzji jest wysoka, a w UFC nie będzie miał łatwiejszych przeciwników, wręcz odwrotnie. Sportowo to było dla niego mega wyzwanie, a jeśli chodzi o zarobki, przynajmniej początkowo, na pewno krok wstecz. Hardcorowi fani MMA piali z zachwytu nad decyzją Janka i wyborem UFC jako pracodawcy.

Do czasu kiedy Jan zaczął dla UFC faktycznie walczyć i na pierwszych sześć walk aż cztery z nich przegrał. Wtedy zaczęło się typowo polskie piekiełko: „za wysokie progi”, „brutalnie zweryfikowany”, „lubię Janka, ale z czym do ludzi”. Zawodnicy mogą mówić, że nie czytają komentarzy hejterów, ale prawda jest taka, że często czytają i później tego bardzo żałują…

SZACUNKU NIE KUPISZ

Czy Janek czytał, czy nie, tego nie wiem, ale wiem, że jakby na przekór tym którzy go, kolejny raz, skreślali, dość niespodziewanie wystrzelił w górę i na ostatnich osiem walk w UFC, aż siedem wygrał! Te wygrane zaprowadziły go w miejsce w którym jest teraz. Do walki o pas mistrzowski organizacji UFC z Dominikiem Reyesem! Grubiej w MMA się nie da.

Złośliwi oczywiście twierdzą, że zaprowadziła go tam wyłącznie decyzja Jona Jonesa o zwakowaniu pasa mistrzowskiego, ale kto by się przejmował opinią internetowych złośliwców. Każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że Błachowicza do walki o pas UFC zaprowadziły ciężka praca, poświecenie i odwaga. I za to, niezależnie od wyniku walki, szacunek dla Jana na zawsze. A także za to, że ciula się na całego… <3

O AUTORZE:

Grzegorz „Griszka” Sobieszek, trener Muay Thai, założyciel sieci klubów sportów walki Academia Gorila, ogromny fan brazylijskiego jiu-jitsu i mma. Prowadzący audycję Z BANI w newonce.radio w każdy wtorek o godzinie 16:00.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Ojciec, trener Muay Thai, założyciel Academia Gorila, wiceprezes Polskiego Związku Muaythai, wspólnik w Warsaw Mineral EXPO, autor tekstów długich i krótkich.