Wysoki wzlot i bolesny upadek Leeds United. „Dzieciaki O'Leary'ego”, dwa półfinały i zderzenie z rzeczywistością

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
GettyImages-651264516-Copy.jpg
Fot. Steve Morton/EMPICS via Getty Images

Leeds United wraca do Premier League po 16 latach przerwy. Długa absencja to cena za chęć sięgnięcia gwiazd, które zakończyło się katastrofą. Tuż przed pożegnaniem z elitą Pawie były bowiem jedną z najbardziej ekscytujących ekip w Anglii.

Historia Leeds United jest do tego stopnia pełna opowieści o wielkich triumfach i ekstremalnych zjazdach dosłownie chwilę później, że gdyby podsunąć komuś ją jako scenariusz, uznano by go za zbyt naciągany, by stworzyć na jego podstawie film. Żaden okres w dziejach klubu nie oddaje tego jednak tak dobitnie, jak przełom XX i XXI wieku. Pawie będą beniaminkiem Premier League, a przecież jeszcze niedługo przed pożegnaniem z elitą na 16 lat były w niej znaczącą siłą. Rywale im najpierw bardzo zazdrościli, a później patrzyli z niedowierzaniem, jak to eldorado się kończy. Zanim doszło do spektakularnego upadku, klub zaliczył wzlot, po którym wydawało się, że w Anglii wyrosła znacząca siła. Jej dzieje zaczynają się w końcówce lat 90. Ale żeby mieć pełny obraz, trzeba cofnąć się dalej.

ZEJŚCIE ZE SZCZYTU

Zanim w 1992 roku powstała Premier League, Leeds United było ostatnim mistrzem dawnej First Division. Tytuł zawdzięczało takim zawodnikom jak Eric Cantona, Gordon Strachan, Lee Chapman, Gary Speed czy Gary McAllister. Trenował ich Howard Wilkinson. Później jednak z piedestału zrzucił ich sir Alex Ferguson i jego Manchester United, który zdobywał cztery z pierwszych pięciu tytułów w lidze pod nowym szyldem.

W tym czasie Leeds obniżyło loty. O mało co nie doszłoby do tragedii. W rozgrywkach 1992/93 sprzedało Cantonę, przez cały sezon nie potrafiło wygrać ani jednego spotkania wyjazdowego i uniknęło spadku o ledwie dwa punkty. Później było już spokojnie. Pawie dwa lata z rzędu zajmowały piąte miejsca. Gwiazdą drużyny był Tony Yeboah.

Wilkinson doprowadził jeszcze Leeds do finału Pucharu Ligi i występów Pucharze UEFA, jednak zaraz na początku sezonu 1996/97 stracił pracę. Przesądziła porażka 0:4 z Manchesterem United i to ona zakończyła kadencję drugiego po Donie Reviem najbardziej utytułowanego menedżera w historii klubu. Zastąpił go George Graham, czemu towarzyszyły duże kontrowersje. Były trener Arsenalu był bowiem świeżo po rocznym zawieszeniu po skandalu łapówkowym. Z jego przyjściem wiąże się jednak przemiana drużyny.

ZŁOTE POKOLENIE

O nowej fali talentów na Elland Road zaczęło być głośno jeszcze przed zwolnieniem Wilkinsona. To on zresztą kładł duży nacisk na klubową akademię i w niej widział przyszłość drużyny. Nie mylił się. Młodzieżowy zespół Leeds United radził sobie bardzo dobrze i wychowankowie naciskali na pierwszy zespół. Kulminacją dla tej generacji graczy był triumf w FA Youth Cup w 1997 roku.

Pod wodzą legend klubu Eddiego Graya i Paula Harta Pawie wychowały wówczas najzdolniejszą grupę w Anglii od czasów pamiętnej "Klasy 92" w Manchesterze United. Jej liderem był Harry Kewell. Australijczyk zachwycał szybkością, kreatywnością i świetną lewą nogą. Jego partnerem z przodu często był Alan Smith. W bramce stał Paul Robinson, późniejszy numer 1 reprezentacji Anglii. Na środku obrony nie do przejścia był Jonathan Woodgate. Dobrze zapowiadał się również Irlandczyk Stephen McPhail. Wcześniej w drużynie był też boczny obrońca Ian Harte, który już w tym czasie debiutował w pierwszym zespole Leeds. W tym samym czasie klub kupował 21-letniego Lee Bowyera z Charltonu, który szybko zadomowił się w nowej drużynie. Przyszłość zapowiadała się optymistycznie.

U Grahama przebijali się już Kewell i McPhail, ale to jego następca dał młodzieży prawdziwą szansę. W sezonie 1997/98 Pawie zajęły bardzo dobre piąte miejsce, co oznaczało awans do Pucharu UEFA. O sile drużyny stanowili wtedy bardziej doświadczeni gracze - Jimmy Floyd Hasselbaink, Rod Wallace, Alf-Inge Haaland, Nigel Martyn i Lucas Radebe. Oni, wraz z młodą falą, stanowili doskonałe połączenie.

Jednocześnie pozbyto się niewypałów. Ian Rush, Thomas Brolin czy Carlton Palmer to gracze, których mało kto pamięta z gry na Elland Road.

Graham jednak długo miejsca w Leeds nie zagrzał. Zaraz na początku sezonu 1998/99 wybrał ofertę z Tottenhamu i zarząd klubu stanął przed dylematem. Długo wydawało się, że faworytem do zastąpienia Anglika jest Martin O'Neill, który świetnie radził sobie z Leicester City, jednak ostatecznie wybór padł na Davida O'Leary'ego - dawnego znakomitego obrońcę Arsenalu i długoletniego asystenta Grahama. Irlandczyk słynął wtedy raczej ze śmiesznych pomyłek przed kamerami ("Dorastając, byłem bardzo młodym chłopcem" to tylko jeden z przykładów) i początkowo miał być tylko opcją tymczasową. Zarząd cały czas walczył o przekonanie O'Neilla, ale gra drużyny była na tyle dobra, że O'Leary przejął stery na stałe. Jak miało się okazać, to był moment, w którym historia tamtego Leeds United gwałtownie przyspieszyła.

"MOJE DZIECIAKI"

Za jego kadencji Leeds nagle stało się kandydatem do tytułu. Tuż po tym, jak objął drużynę, ta zsunęła się na 10. miejsce w Premier League, jednak szybko wyszła na prostą. O'Leary jeszcze mocniej postawił na klubową młodzież. Harte i Woodgate zagrali większość meczów w linii obrony. Pewniakiem w jedenastce był Bowyer, a z przodu Kewell towarzyszył Hasselbainkowi. Dziewięć bramek dorzucił Smith, wcielający się często w rolę superrezerwowego. Swoje szanse dostawali też McPhail i Robinson, a z Charltonu zabrano kolejnego utalentowanego gracza, Danny'ego Millsa. O'Leary miał dość irytującą tendencję do nazywania piłkarzy "swoimi dziećmi", ale na tej młodzieńczej fantazji udało mu się poprawić miejsce poprzednika, zajmując pozycję w TOP 4.

Zmiana była o tyle zaskakująca, że wielu spodziewało się pozostawienia dawnego sposobu gry. Graham słynął z organizacji, to on prowadził Kanonierów w czasach przyśpiewek "boring, boring Arsenal", a skoro O'Leary był jego asystentem, to miało być podobnie. Leeds Grahama kończyło ligę z 28 i 40 bramkami, a u następcy skończyło się na 62 w rozgrywkach 1998/99. - Lubię wychowywać piłkarzy, którzy atakują. Jestem trenerem z ofensywnym nastawieniem i chcę rzucać innym wyzwania - tłumaczył O'Leary.

Leeds miało jedną z najbardziej podziwianych drużyn w kraju i menedżer pękał z dumy. W rozgrywkach 1990/2000 średnia wieku składu ekipy Irlandczyka wynosiła 24 lata i 162 dni, co czyniło ją najmłodszą w dotychczasowych dziejach Premier League. I mimo, że przed rozpoczęciem sezonu sprzedano Hasselbainka, Pawiom udało się wykonać kolejny krok do przodu. Początek XXI wieku był okresem, w którym Leeds ostatni raz podleciało tak blisko słońca.

GettyImages-973160-1024x843.jpg
Fot. Gary M. Prior / ALLSPORT via Getty Images

DWA PÓŁFINAŁY I BAL W GABINETACH

Bez holenderskiego snajpera drużyna O'Leary'ego była jeszcze młodsza i bardziej dynamiczna. Niespodziewanie eksplodował talent Michaela Bridgesa, który po przyjściu z Sunderlandu nagle strzelił 19 goli w lidze. Kewell, Smith, Woodgate, Harte i Bowyer rozwijali się dalej i dzięki nim Leeds od początku października do końca stycznia było liderem Premier League. Świetnie szło im również w Pucharze UEFA. Najpierw dzieciaki O'Leary'ego wyrzuciły z tych rozgrywek Partizana Belgrad, później Lokomotiw i Spartaka Moskwa, w 1/8 finału wygrały zacięty dwumecz z AS Romą i w ćwierćfinale pokonały Slavię Praga. Dopiero półfinał z Galatasaray okazał się zaporą nie do przejścia.

Długa walka w Europie odbiła się jednak na formie Pawi w końcówce sezonu ligowego. Leeds United przegrało osiem meczów w drugiej połowie rozgrywek i tylko sensacyjnej wygranej Bradford City z Liverpoolem w ostatniej kolejce zawdzięcza to, że nie wypadło z pierwszej trójki. Mimo kiepskiego finiszu, O'Leary znów mógł się jednak chwalić postępem. Trzecie miejsce oznaczało awans do Ligi Mistrzów i kolejny wabik dla nowych piłkarzy.

Przed sezonem 2000/01 uznano więc, że czas pójść na zakupy. Peter Ridsdale, ówczesny prezes klubu, upewnił się, że Leeds będzie nawiązywało do Realu Madryt nie tylko barwami na koszulkach oraz ofensywną piłką, ale i polityką transferową.

Ridsdale od dziecka kibicował Pawiom i kupił klub w 1997 roku. Majątek zbił na prowadzeniu lokalnych biznesów i lubił błyszczeć w mediach. Już wtedy porównywano go do Donalda Trumpa, choć wpływ na to - poza stylem bycia i zamiłowania do dziennikarzy - miała pewnie także podobna fryzura do obecnego prezydenta USA. Ridsdale mówił kibicom to, co chcieli usłyszeć. Snuł wielkie plany, chciał wrócić do walki o tytuły i gdy Graham oraz O'Leary uczynili z Leeds stałego bywalca europejskich pucharów, podjął wielkie ryzyko. Prezes klubu pożyczył 60 milionów funtów, stawiając na to, że dług uda się spłacić dzięki występom w Lidze Mistrzów. Był typowym człowiekiem, który myśli o tym, co dzisiaj, a nie o tym, co będzie jutro. Za często działał jak kibic, a nie prezes.

FOWLER, CZYLI BŁYSKOTKA

Przed debiutem w odmienionej Champions League pozwolił za te pieniądze pobawić się menedżerowi. Latem 2000 roku Leeds do młodego kręgosłupa drużyny dołożyło kolejnych graczy. Olivier Dacourt z Lens, Rio Ferdinand z West Hamu, Mark Viduka z Celticu, Dominic Matteo z Liverpoolu oraz Robbie Keane z Interu kosztowali w sumie 48,5 miliona funtów. Najpierw pierwszy, a potem drugi nabytek bił rekord transferowy klubu. Wtedy jednak nikt nie mówił o lekkomyślności. Raczej chwalono zarząd za ambicje i próbę walki o najwyższe cele.

Tak czy inaczej trochę zabrakło w tym wszystkim głowy. Ferdinand był już wtedy świetnym stoperem, ale O'Leary nagle miał na środku obrony wybór między nim, Woodgate'em, Radebe i Matteo. W ofensywie było jeszcze bardziej na bogato. Viduka, Keane, Smith, Kewell, Bridges, a później jeszcze pozyskany z Liverpoolu Robbie Fowler byli razem nie do pomieszczenia w jednym składzie. - Moment, w którym wiedziałem, że robi się źle, to transfer Fowlera. Był jak rzucająca się w oczy, nikomu niepotrzebna, za duża błyskotka na choince. Mówił: "Patrzcie, stać nas, jesteśmy tacy fajni" - mówił John Mann, brytyjski polityk i kibic Leeds. Wtedy jednak nikt w zarządzie się tym nie przejmował.

Sezon 2000/01 przeszedł do historii Leeds głównie z uwagi na występy w Lidze Mistrzów. Klub trafił w fazie grupowej na potęgi - Barcelonę, Milan i Besiktas. Mało kto na nich stawiał, szczególnie po porażce 0:4 w pierwszej kolejce na Camp Nou. Udało się jednak awansować do kolejnego etapu. Pawie ugrały cztery punkty z Milanem, Besiktas rozbiły u siebie aż 6:0 i o mało co nie zrewanżowały się Barcelonie, bo Rivaldo uratował dla niej punkt na Elland Road w 94. minucie.

W LM rozgrywano wówczas dwie fazy grupowe i w następnej na Pawie czekały Anderlecht, obrońca trofeum Real Madryt i aktualny mistrz Włoch Lazio. Udało się jednak uzbierać 10 punktów, co oznaczało awans do ćwierćfinału. Tam zaliczka 3:0 z pierwszego spotkania z mistrzem Hiszpanii Deportivo La Coruna wystarczyła na rewanż przegrany 0:2. Leeds było w najlepszej czwórce w Pucharze Mistrzów po raz pierwszy od 1975 roku. Obietnice Ridsdale'a o powrocie do złotych czasów brzmiały wtedy bardzo wiarygodnie.

GettyImages-650953198-1.jpg
Fot. Nick Potts/EMPICS via Getty Images

Sezon zakończył się jednak sporym zawodem. Valencia pewnie wygrała dwumecz 3:0 i pomiędzy spotkaniami z Hiszpanami przyszła jeszcze ligowa porażka z Arsenalem. Przez nią Leeds spadło z trzeciego miejsca na czwarte, a ono wtedy nie dawało jeszcze awansu do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. W tym momencie zaciągnięta przez Ridsdale'a pożyczka zaczęła być wielkim problemem. Sytuację mógł uratować powrót do Champions League, jednak puchnący od sowicie opłacanych graczy zespół w rozgrywkach 2001/02 był piąty. Długi rosły, więc trzeba się było ratować. A skoro najwięcej kosztowali piłkarze i ich tygodniówki, oszczędności należało zacząć od nich.

MASOWA WYPRZEDAŻ

Początkiem końca tamtego Leeds United był transfer Rio Ferdinanda. Kupiony za rekordowe dla brytyjskiego rynku 18 milionów funtów Anglik poszedł do Manchesteru United za kolejny rekord - 30 milionów. Ridsdale przekonywał, że jego odejście to nie jest wielki problem, szczególnie, że w Leeds mają jeszcze Woodgate'a, którego uznawano tam za bardziej utalentowanego i widziano w nim następcę Rio oraz przyszłą ikonę klubu. O'Leary był jednak przeciwnego zdania i nie chciał pozbywać się Ferdinanda. Prezes i menedżer toczyli o to publiczny konflikt i zakończył się on zwolnieniem Irlandczyka.

- Odejście Rio było ważne nie dlatego, że nie mieliśmy w składzie nikogo, kto mógłby go zastąpić, ale dlatego, że stanowiło ważny sygnał dla innych czołowych piłkarzy: Leeds United ma szczyt za sobą i stało się klubem, który sprzedaje - mówił Matteo. - Kupowaliśmy piłkarzy, którzy byli co najwyżej dobrzy, a dostawali tygodniówki supergwiazd. Nie miało to sensu - po latach przyznawał Ridsdale.

O'Leary'ego zastąpił Terry Venables, jednak skład sypał mu się w rękach. Latem 2002 roku za 9,5 mln funtów sprzedano jeszcze Keane'a do Tottenhamu. Pół roku później Woodgate też musiał zostać sprzedany, bo długi klubu rosły. Na początku 2003 roku przeszedł do Newcastle i tyle było z tego bycia następcą Ferdinanda. To wyjątkowo rozwścieczyło fanów. Pozbyto się też Fowlera, który przeniósł się do Manchesteru City, a także Bowyera.

W końcu przyszedł czas również na Ridsdale'a. Prezes, który wcześniej był przez fanów uwielbiany, stał się symbolem upadku. Nieprzemyślane transfery, pożyczki, huczne obietnice i kłamstwa przelały czarę gorczycy. Twierdził m.in., że 30 milionów za Ferdinanda w pełni wystarczy, by pokryć długi, ale okazało się, że te wynoszą znacznie więcej i trzeba było dalej sprzedawać. Ridsdale zrezygnował z końcem marca, jako powód podając nadmiar krytyki, która negatywnie odbija się na jego zdrowiu i samopoczuciu rodziny. Kiedy opuszczał Leeds, wyglądał na człowieka absolutnie pokonanego przez los. - Czy powinniśmy byli tyle wydawać? Zapewne nie. Ale żyliśmy wtedy jak we śnie - rozkładał ręce. Po latach twierdził jednak, że to wcale nie przez niego Leeds zaliczyło upadek.

Ekipa Venablesa, zwolnionego zresztą w marcu, doczłapała ledwie do 15. miejsca. Pucharów to oczywiście nie dało, więc trzeba było sprzedawać dalej. Po sezonie m.in. do Liverpoolu odszedł Kewell. Marzenia zaczęły umierać w bardzo szybkim tempie. Ridsdale'a zastąpił profesor John McKenzie i obrazowo ujął sytuację Leeds. - Dwa lata temu pływaliśmy z najlepszymi. Teraz ledwo utrzymujemy się na wodzie. Ale za rok chcę, żebyśmy stali jedną nogą na suchej powierzchni. A później mam nadzieję, że całkiem wyjdziemy na plażę i będziemy biegać z piękną blondynką - mówił.

BRUTALNE ZDERZENIE Z RZECZYWISTOŚCIĄ

Porównanie McKenziego było całkiem ładne, ale co z tego? Z planów ratunkowych nic nie wyszło. W końcu balon pękł z wielkim hukiem. Na koniec sezonu 2003/04 Pawie spadły z ligi, mając długi na poziomie 120 milionów funtów. Próbowano się ratować sprzedażą tych, którzy zostali w klubie do końca i zmianą właścicieli, jednak było za późno. Viduka przeszedł do Middlesbrough, Mills za darmo do Manchesteru City, Alan Smith - deklarujący, że nigdy nie zagra dla Manchesteru United - odszedł właśnie na Old Trafford, Robinsona wziął Tottenham, a stawiającego wtedy pierwsze kroki w Premier League Jamesa Milnera Newcastle.

Problemy finansowe trwały jednak w Championship w najlepsze i już w 2007 roku Leeds było w trzeciej lidze - najniżej w historii. To efekt kary odjęcia 10 punktów na starcie, choć nawet z nimi na koncie zespół by się nie utrzymał. Zajął ostatnie, 24. miejsce. A przecież jeszcze rok wcześniej była szansa na powrót do elity. Pawie przegrały jednak finał baraży z Watfordem i zamiast świętować i zyskać nadzieję w 2006 roku, przeżyły w 2007 największe upokorzenie.

W słowniku angielskich kibiców pojawił się wtedy nowy zwrot. Określenia "zrobić Leeds" zaczęto używać do opisania kogoś, kto gonił za marzeniami, ale potknął się i stracił wszystko w spektakularny sposób.

Od spadku do League One zespół klub próbował podnieść się z kolan, choć z różnym skutkiem. Do drugiej ligi wrócił w 2010 roku i spędził w niej dekadę, nim Marcelo Bielsa dał wyczekiwany awans. Przedtem jednak Leeds to był jeden wielki chaos, przeciętność i złamane serca fanów. Między spadkiem z Premier League a powrotem do niej klub miał pięciu właścicieli, piętnastu menedżerów i setki piłkarzy, którzy przewinęli się przez zespół.

KlichLeedsFB-1024x611.jpg
Fot. Alex Dodd - CameraSport via Getty Images

Dzieciaki O'Leary'ego dały na Elland Road dużo radości, jednak nie osiągnęły nigdy wszystkiego, co im przepowiadano. Albo raczej osiągnęły, ale już dorastając osobno. Ferdinand w Manchesterze United stał się legendą Premier League. Kewell wygrał z Liverpoolem Ligę Mistrzów. Woodgate zagrał wprawdzie w Realu Madryt, choć uznaje się go za jeden z najgorszych transferów w dziejach klubu. Udane kariery mieli Smith, Keane, Milner czy Robinson. Fani zespołu z Elland Road obserwowali je jednak z perspektywy League One albo średniaka drugiej klasy rozgrywek.

Historia Leeds z przełomu wieków dziś służy jako przestroga. Dla wszystkich, ale i dla samego klubu. Bolesna lekcja, jaką Pawie przyjmowały przez 16 lat, zamknął dopiero powrót do Premier League pod rządami Bielsy. Teraz drużyna ma znów wnieść do ligi polot i ofensywną grę. Można jednak zakładać, że tym razem nikomu nie przyjdzie do głowy zadłużać klubu. Powrót do lat chwały ma się odbyć dzięki pracy u podstaw.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.