Wyrzut sumienia Evertonu. James Rodriguez postanowił wypisać się z poważnej piłki

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
James Rodriguez
Fot. Jan Kruger/Getty Images

Związek Jamesa z Evertonem trwał tylko niewiele ponad rok, ale już od kilku miesięcy było wiadomo, że się wypalił. Kolumbijczyk miał się w Premier League odbudować i pokazać, że nadal ma wysokie umiejętności i może być jeszcze liderem drużyny z ambicjami. Zamiast tego Goodison Park okazało się dla niego złotą klatką, z której nawet nie miał ochoty wychodzić. Udało się to dopiero po zamknięciu okna transferowego. Kierunek katarski i wybór Al-Rayyan każe się jednak zastanowić, czy ten piłkarz ma jeszcze motywację do gry na najwyższym poziomie.

Suche liczby nie oddadzą tego w pełni, poza tym trzeba pamiętać, że Everton nie zapłacił za niego odstępnego i poniósł koszty samych pensji, ale James Rodriguez w Premier League okazał się niewypałem. Dla Toffees zagrał 26 razy i miał w tych meczach udział przy 15 golach, co samo w sobie nie jest złym wynikiem. Trzeba jednak dodać kontekst. Odkąd James pojawił się w Evertonie, klub rozegrał 54 mecze na wszystkich frontach – łatwo więc policzyć, że kolumbijski rozgrywający wystąpił w mniej niż połowie z nich.

The Toffees myśleli, że sprowadzają rozgrywająćego, który pociągnie grę zespołu, ale po ponad roku w głowie zostanie tylko kilka momentów z jego dobrej gry. Dwa gole z Brighton, asysta przy zwycięskim golu na Anfield czy gol na Old Trafford pokazywały, że w 30-latku wciąż drzemie potencjał. Tych chwil było jednak coraz mniej, aż w końcu James przestał w ogóle wychodzić na boisko. W tym sezonie nie zagrał jeszcze ani przez minutę, a w poprzednim od początku marca do końca rozgrywek wystąpił w ledwie pięciu spotkaniach.

Zmiana menedżera przyspieszyła tylko to rozstanie. Rafa Benitez nie widział bowiem Jamesa w swoich planach, a ten również niespecjalnie palił się do gry u menedżera, który na pierwszym miejscu stawia defensywę. Częstym zarzutem wobec Kolumbijczyka było to, że nie wraca za rywalami i w obronie jest zupełnie zbędny, a to u Beniteza nie przejdzie. Widać to było w poprzednim sezonie, że rywale wyprowadzali kontry tą stroną, po której ustawiony był 30-latek, bo wiadomo było, że tam Everton będzie miał o jednego gracza mniej. Stało się jasne, że albo Rodriguez się dostosuje do nowych wymgań, albo wyląduje w Klubie Kokosa.

Tottenham Hotspur v Everton - Premier League
Fot. Charlotte Wilson / Offside via Getty Images

Benitez powtarzał przez całe lato, że klub musi najpierw sprzedać kilku piłkarzy, by ruszyć na zakupy, bo wisi nad nim Finansowe Fair Play. I choć nie padło to wprost, każdy zdawał sobie sprawę, że mowa m.in. o Jamesie. Okno transferowe w Europie zdążyło się jednak zamknąć, z rzekomego zainteresowania Porto nic nie wyszło (mówiło się też o wymianie, bo The Toffees chcieli skrzydłowego tego klubu Luisa Diaza) i Rodriguez nadal pozostawał piłkarzem Evertonu. Wydawało się już, że drużyna zostanie z kulą u nogi za prawie milion funtów miesięcznie (około 220 tysięcy funtów tygodniowo), jednak pojawił temat Al-Rayyan i James postanowił wyfrunąć, nie czekając na zimę. Tym samym szefowie na Goodison Park odetchnęli z ulgą, choć jednocześnie zostali z ogromnym wyrzutem sumienia.

James, czy tego chce, czy nie, będzie się kibicom nierozerwalnie kojarzył z kadencją Carlo Ancelottiego. Włoch po to przychodził do klubu, by pokazać, że Everton nie tylko o pucharowych ambicjach mówi, ale faktycznie chce je realizować. Władze The Toffees wierzyły, że Ancelotti będzie w stanie skusić do gry w klubie piłkarzy z najwyższej półki. Problem jednak w tym, że rozglądał się za sytymi kotami, zamiast zbudować drużynę głodną i ambitną. Mówiło się, że z Realu chciał wyciągnąć też Isco, ale stanęło na Jamesie, z którym pracował nie tylko w Madrycie, ale też wziął go do Bayernu.

Z Kolumbijczykiem wyszło jednak trochę jak z Misiem z komedii Stanisława Barei. Właściciel klubu Farhad Moshiri zapewne nie zna klasyki polskiego kina, ale on też wyobrażał sobie, że gwiazdor mundialu 2014 to piłkarz na skalę możliwości Evertonu, który otwiera oczy niedowiarkom i to nie jest ostatnie słowo klubu. Miał ładnie wyglądać i być dowodem na chęć gry o wysokie cele, ale ostatecznie, niczym ten filmowy słomiany miś, został zrzucony bez żalu. Najwyżej Moshiri zrobi protokół zniszczenia.

Irański miliarder skusił Jamesa kontraktem, w ramach którego zarabiał on najwięcej w drużynie, jednak wraz z upływem czasu panowało coraz większe poczucie, że wyrzuca pieniądze w błoto. Dobre występy Jamesa w Evertonie można bowiem policzyć na palcach obu rąk i właściwie zamykają się one w pierwszych dwóch w klubie. Trzy z sześciu goli dla Evertonu Kolumbijczyk strzelił od debiutu w połowie września do końca listopada 2020 roku. W tym okresie zaliczył też pięć z dziewięciu asyst w barwach klubu. Złożył więc obietnicę dobrej gry, narobił nadziei, a później przepadł.

Everton
Fot. Jan Kruger/Getty Images

Ostatnie miesiące to już niemal farsa. Najpierw tajemnicza kontuzja łydki, z której tłumaczył się jeszcze Ancelotti i nieobecność w meczowej kadrze. Później już Benitez na początku obecnego sezonu mówił, że James trafił na kwarantannę, bo przyleciał z Ameryki Południowej, której większość krajów znajduje się na czerwonej liście w Wielkiej Brytanii. To tłumaczenie miało jednak sens w pierwszej czy w drugiej kolejce, ale minął miesiąc, a przy nazwisku Rodrigueza dalej widniała wiadomość: nieobecny – kwrantanna.

Obrazkiem ostatnich tygodni stał się jeden ze streamów Jamesa na Twitchu. Kolumbijczyk, podobnie jak wielu piłkarzy hiszpańskojęzycznych i pochodzących z Ameryki Południowej, bije rekordy popularności na tej platformie i jego transmisje oglądają setki tysięcy ludzi. Podczas jednej z nich James został zapytany o to, czy zagra w następnej kolejce, po czym odpowiedział, że nie i... nie wie, z kim w ogóle gra Everton. Widzowie szybko podpowiedzili mu, że z Leeds na wyjeździe.

Kibice potraktowali to bardzo wymownie. Nie chodzi nawet o to, że najlepiej zarabiający piłkarz drużyny dzień przed jej meczem nie wie nawet, z kim ona gra, ale to pokazywało, że James nie zbudował żadnych relacji w szatni. Zdaniem kibiców nie ma takiej siły, żeby jakiś kolega z zespołu nie powiedział Kolumbijczykowi, co słychać w klubie czy czegokolwiek na temat przygotowań do meczu. Panowało przekonanie, że skoro James tego nie wie, to znaczy, że nawet go to nie interesuje. Bardziej dobitnego przykładu na to, że jest on w Evertonie ciałem obcym nie dostali, więc ich frustrację dało się zrozumieć.

Na ratunek przychodzi jednak Al-Rayyan, ale odejście Jamesa do klubu z tej części świata sugeruje, że mówimy jednak o piłkarzu wypalonym. W wieku 30 lat mógłby jeszcze zagrać w Europie i darować sobie Anglię, ale na przykład poszukać okazji w Hiszpanii czy w Ligue 1. To wciąż jest zawodnik z mocnym CV, który odgrywa ważną rolę w swojej reprezentacji i kiedy mu się chce, to potrafi grać wyśmienicie. Przecież nawet wejście do Evertonu miał dobre, ale kiedy pojawiły się gorsze wyniki i pierwsze prywatne problemy, Rodriguez usunął się w cień.

Nie wiadomo, jak wyglądały jego rozmowy z Benitezem, ale skoro Hiszpan nie widział Jamesa w swoich planach, to piłkarz ambitny uciekałby jeszcze w lecie, by znaleźć dobry klub i przygotować się porządnie do sezonu. Kolumbijczyk wolał jednak siedzieć w domu, streamować na Twitchu i siedzieć w tej złotej klatce aż problem rozwiąże się sam. Pomocną dłoń wyciągają teraz Katarczycy, jednak trudno pozbyć się wrażenia, że takim transferem James wypisuje się z poważnej piłki i stawia na hobby football.

Owszem, James nadal będzie ważną postacią kadry i w wieku 30 lat może potraktować Al-Rayyan jako krótką przygodę z okazją na dodatkowy wielki zarobek, a potem wrócić jeszcze na solidny poziom w Europie. Pytanie tylko, czy mu się chce. Wygląda bowiem na to, że przede wszystkim stracił wewnętrzny głód i motywację, bo piłkarsko nadal mógłby się obronić w lepszym klubie.

Dla Evertonu najważniejsze jest to, że ma dość kosztowny problem z głowy, jednak fani zdecydowanie mogą żałować. Myśleli, że klub sprowadził rok temu piłkarskiego magika. I faktycznie, okazało się, że James potrafi czarować. Szkoda tylko, że ze wszystkich sztuczek najlepiej wychodziło mu znikanie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.