TYGODNIÓWKA #32. Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni. Czy Premier League wystartuje zgodnie z planem?

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
pogba-e1598640369631.jpg
fot. James Williamson - AMA/Getty Images

12 września ma ruszyć nowy sezon Premier League, ale nie możemy być dzisiaj pewni, że tak się stanie. Puszczenie piłkarzy na urlopy przynosi coraz to nowsze niespodzianki. Przepychanki z policją, koronawirus, nie ma chwili nudy. Menedżerowie co rano z trwogą otwierają strony internetowe, mając nadzieję, że tym razem żaden z ich zawodników nie zrobił czegoś głupiego.

W Wielkiej Brytanii na COVID-19 zmarło już ponad 40 tysięcy ludzi, a blisko dziesięć razy tyle osób zostało zakażonych. To naprawdę cud, że udało się dokończyć poprzedni sezon ligowy. Piłkarze wzięli sobie – w zdecydowanej większości – do serca przestrzeganie odpowiednich zasad. Byli regularnie badani, mecze odbywały się tak często, że nikt nie miał czasu na myślenie o głupotach. Prasa częściej informowała o występkach graczy podczas samego lockdownu niż po restarcie. Wydawało się, że gwiazdy skupiły się na robocie. Ale koniec rozgrywek okazał się starterem do „odpięcia wrotek”. Najgoręcej jest w Manchesterze United. Jeśli Ole Gunnarowi Solskjaerowi zostały jeszcze jakieś włosy, które nie są siwe, wkrótce z pewnością je straci. W Grecji nawywijał Harry Maguire, ale akurat jego sprawa dotyczy zupełnie innych spraw niż wirus.

Brytyjski rząd, który podczas pandemii odbijał się od ściany do ściany – najpierw koronawirusa lekceważono, by w końcu zdać sobie sprawę z powagi sytuacji, nie panując jednak nad społeczeństwem, szczególnie w weekendy i święta – stara się traktować wszystkich obywateli jednakowo. Piłkarzy dotyczą więc dokładnie takie same procedury jak innych śmiertelników. A jednak co rusz czytamy o nowych przypadkach niesubordynacji. Aż ośmiu zawodników Chelsea musi siedzieć w domach po tym, jak wskazówki rządowe mieli w głębokim poważaniu. Wśród nich Mason Mount, który był – a jakże (niektórzy piłkarze chyba nie znają innego miejsca) – na Mykonos. Zakażony jest Paul Pogba, kłopoty ma Aaron Wan-Bissaka (także kwarantanna po wakacjach).

Od kiedy kluby wróciły do treningów pojawiło się – oficjalnie i nieoficjalnie – 14 przypadków koronawirusa. Władze klubów wściekają się, bo ich gwiazdy nic sobie nie robią z pandemii, chodzą po zatłoczonych pubach, barach, nie zasłaniają ust i nosa.

Bawią się na Ibizie, jak Jack Grealish i James Maddison, czerpią z życia pełnymi garściami, co poniekąd jest zrozumiałe – to młodzi ludzie, którzy zarabiają wielkie pieniądze i też należy im się odpoczynek. Groteskowo jednak wygląda zderzenie fotografii, jakie kibice oglądają w gazetach i na portalach internetowych, z obrazkami, na których zawodnicy podczas meczów siedzą na ławkach rezerwowych w maseczkach.

Mikel Arteta to bez wątpienia inteligentny facet. Nic dziwnego, że przewiduje, jak każdy człowiek pełen zdrowego rozsądku, że spirala pandemii wkrótce nakręci się mocniej – w końcu sam był piłkarzem i wie jak zachowuje się ta grupa społeczna. Hiszpan oczekuje, że wkrótce pojawią się kolejne przypadki, szczególnie w momencie, kiedy ruszą rozgrywki i zawodnicy będą mieli kontakt na co dzień, podczas treningów, podróży czy posiłków. Sam jako jedna z pierwszych osób w świecie futbolu zachorował na koronawirusa.

Teraz zdiagnozowano go u dwóch Francuzów – Tanguya Ndombele i wspomnianego Pogby. Ten ostatni został sfotografowany przez paparazzich w Londynie, gdy wychodził z restauracji z ciężarną małżonką. Tabloidy, w swoim stylu, rozkładają wirtualne sale sądowe i wydają wyroki, piętnują i pohukują, na przykład oskarżając Pogbę, że naraża zdrowie swoje, bliskich i kolegów z drużyny. Oczywiście tylko skrajny naiwniak uwierzy, że piszący te teksty ludzie nie wyskakują na piwko do pubu co weekend. Są jednak w o tyle komfortowej sytuacji, że nikogo nie obchodzi ich los. Gwiazdy futbolu mają świecić przykładem. Dziennikarze i kibice najchętniej chcieliby, żeby siedziały w domu.

Dziś coraz więcej angielskich gazet niepokoi fanów z całego świata, że start Premier League jest poważnie zagrożony. Władze ligi też szykują się na najgorsze. Jedno z założeń mówi nawet o tym, że tabela całej kampanii 2020/21 będzie uznana za ważną w przypadku, gdy chociaż 50 procent spotkań zostanie rozegranych. 3 września będzie w tej sprawie ważne spotkanie. Premier League przypomina potężny samolot. Teraz kluczowe jest to, żeby maszyna oderwała się od ziemi i zgodnie z rozkładem lotów wystartowała 12 września. Biznes wart miliardy funtów musi się kręcić, zdrowiem wszyscy będą się martwić później.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.