W raju nie ma głodu. Dlaczego RB Lipsk ma problem ze szkoleniem młodzieży

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Akademia RB Lipsk
Andreas Rentz/Getty Images

Za 33 miliony euro zbudowali jedną z największych akademii w Niemczech. Pompują w nią rokrocznie 15 milionów euro. Jednym z jej najlepszych absolwentów w seniorskiej piłce jest Przemysław Płacheta, któremu przecież, jak na ambicje klubu, wcale nie wiedzie się nadzwyczajnie. Szkolenie młodzieży to jedyne, co w RB Lipsk w ciągu dwunastu lat istnienia nie wyszło. Tyle że właśnie to Red Bull niesie na sztandarach.

Na początku rundy wiosennej w 2017 roku w kadrze RB Lipsk na mecze Bundesligi dwukrotnie znalazł się Kamil Wojtkowski. W starciach z Hoffenheim oraz Borussią Dortmund trener Ralph Hasenhuettl nie wpuścił go na boisko nawet na minutę. To jeden ze szczytowych momentów nie tylko w dotychczasowej karierze 23-latka, dziś rezerwowego Jagiellonii Białystok, ale także w krótkiej historii istnienia akademii klubu z Lipska. Bo jak dotąd żadnemu z graczy szkolonych przez RB nie udało się w pierwszej drużynie wiele więcej niż Wojtkowskiemu.

SUKCESY SKAUTINGU

Jeśli komuś udaje się dojść w jedenaście lat z V ligi do półfinału Ligi Mistrzów, nie mógł wielu rzeczy zrobić źle. Niezależnie od tego, ile miał do dyspozycji pieniędzy. Temat szkolenia młodzieży nie jest jednak w Lipsku bagatelizowany, bo nie tylko klub, ale też firma Red Bull od początku ma go na sztandarach. Red Bull ma dodawać skrzydeł, czyli sprawiać, że ktoś, kto wcześniej nie latał, zacznie to robić. Red Bull w każdej dyscyplinie, w którą inwestuje, stawia na młode talenty. W futbolu też to robi. I to znakomicie. Ale Dayot Upamecano, Naby Keita, czy Christopher Nkunku to sukcesy działu skautingu, a nie zbudowanej za trzydzieści trzy miliony euro jednej z największych akademii w Niemczech. – Nie możemy tylko mówić, że szkolenie młodzieży jest dla nas ważne, a potem nic w tej kwestii nie robić – grzmiał przed rokiem prezes Oliver Mintzlaff.

MŁODZI BEZ SZANS

RB Lipsk w niedzielę (15.30) gra z Eintrachtem Frankfurt ważny mecz w walce o mistrzostwo Niemiec. Szans dla zdolnej młodzieży, nawet gdyby wynik był już rozstrzygnięty, nie należy się spodziewać. Julian Nagelsmann nie rozdaje ich za darmo. W czasach Hoffenheim wyrobił sobie markę trenera, który nie boi się stawiać na zdolnych juniorów. Do Bundesligi wprowadził m.in. Dennisa Geigera, Gregora Kobela, czy Christopha Baumgartnera, dziś uznanych ligowców. W Lipsku pracuje przez półtora roku. I choć ma pod sobą akademię, uchodzącą za jedną z najlepszych w kraju, a szefowie wręcz wymagają, by na boisku pojawiali się jak najmłodsi gracze, Nagelsmann w ogóle z nich nie korzysta. Jak dotąd w Bundeslidze zagrało u niego trzech wychowanków RB. Najdłużej Josha Wosz, który dostał szansę pokazania się łącznie przez 48 minut. Nawet przy grze na trzech frontach i bardzo napakowanym kalendarzu, trener nie sięga po miejscową młodzież. Bo nie widzi w jej oczach ognia.

ZOBACZYĆ OGIEŃ

- Jako młody zawodnik musisz wchodzić do szatni pierwszej drużyny, przebrać się i potem sprawić, że trawa będzie płonąć. Nie musisz być we wszystkim dobry. Nie musisz być perfekcyjny technicznie i taktycznie. Ale muszę widzieć odpowiednią mentalność. A nie u wszystkich ją dostrzegam – narzekał trener jesienią na łamach „Bilda”. – Znacznie szybciej wpuszczę do gry zawodnika, który ma doskonałą mentalność, niż takiego, który ma super jakość. Nie będzie mentalności, zawodowcy go pożrą. Ale jeśli taki zawodnik wejdzie i będzie harował jak szalony, wtedy wybaczą mu czasem złe podanie. Każdy mecz na świecie jest rozgrywany po to, by go wygrać. Będę w nich widział ambicję, będę ich częściej pokazywał światu – dorzucił.

Julian Nagelsmann
Sascha Steinbach - Pool/Getty Images

STUTTGARCKIE WZORCE

Jego spostrzeżenia współgrały z tym, co dwa lata wcześniej mówił jego poprzednik. Ralf Rangnick własnoręcznie budował struktury szkolenia młodzieży w Lipsku, ale w 2018 roku, jako trener pierwszej drużyny, skonstatował, że wśród juniorów nie widzi nikogo, kogo mógłby czasem wpuścić za Emila Forsberga czy Marcela Halstenberga. – To nasz najsłabszy zespół juniorów starszych od sześciu lat – przyznawał samokrytycznie. W 2012 roku, gdy Rangnick zaczął wzniecać na wschodzie Niemiec młodzieżową rewolucję, namówił do przeprowadzki do Lipska m.in. dwóch szefów akademii VfB Stuttgart, od lat uchodzącej za jedną z najlepszych w Niemczech (m.in. Joshua Kimmich, Serge Gnabry, Sami Khedira, czy Timo Werner). Obaj zaprowadzili w młodym klubie te same ścisłe reguły, których zawsze przestrzegano w Stuttgarcie, co wyróżniało tamtejszą akademię na tle reszty kraju. Zero ekstrawaganckich fryzur. Żadnych tatuaży. Palenia fajki wodnej w internacie. Podczas wakacji można przybrać o kilogram. Za każde dodatkowe sto gramów płaci się pięć euro.

STRACH KONKURENTÓW

Na rosnące ambicje Lipska w piłce młodzieżowej najpierw z niepokojem patrzyły kluby ze wschodu kraju, które z dnia na dzień zaczęły tracić największe talenty. W mediach na ekspansywną politykę nowicjusza żalili się przedstawiciele m.in. Dynama Drezno, Energie Chociebuż czy Erzgebirge Aue. Z czasem podobne obawy zaczęli też wyrażać pracownicy działów młodzieżowych znacznie większych klubów, m.in. Eintrachtu Frankfurt czy Herthy. Kiedy przed kilkoma laty odwiedziłem w Leverkusen Andrzeja Buncola, pracującego od lat w akademii Bayeru, jednej z większej w Niemczech, na moje pełne zachwytu zdania dotyczące warunków, jakie ma jego klub, odpowiadał, że to jeszcze nic w porównaniu do Lipska. Otwarta w 2016 roku akademia kosztowała 33 miliony euro i była największa w Niemczech (dopiero później przebiło ją nowe centrum szkolenia młodzieży Bayernu Monachium).

KLUB PRZYSZŁOŚCI

Zarówno krytycy, jak i entuzjaści projektu z Lipska byli zgodni, że te metody lada moment uczynią z RB młodzieżową potęgę. W 2015 roku swoje grupy Bundesligi wygrały zarówno drużyny U17, jak i U19 Lipska. Juniorzy młodsi obronili tym samym pierwsze miejsce wywalczone rok wcześniej. Medalami Fritza Waltera, czyli odznaczeniami przyznawanymi najzdolniejszym piłkarzom w kraju, w najstarszej kategorii wiekowej zostali wyróżnieni gracze III-ligowej drużyny Lipska – Joshua Kimmich i Lukas Klostermann. Oni wychowali się jeszcze w Stuttgarcie i Bochum, a do Lipska trafili jako seniorzy, ale panowała zgodność, że następni medaliści będą już własnego chowu. Niekoniecznie szkoleni od dziecka, to udaje się bardzo nielicznym klubom na świecie. Ale właśnie mniej więcej tacy jak Wojtkowski. Ściągnięci do Lipska w wieku 16 lat, uformowani na własną modłę w ekipie juniorów i wpuszczeni do seniorskiej piłki we własnej drużynie.

PŁACHETA NA PODIUM

Kiedy w 2017 roku oprowadzano mnie po opływającym w kosmiczne technologie centrum treningowym Lipska, o Polakach, którzy tam wtedy grali, wypowiadano się raczej z rezerwą. Fajni, ciekawi, ale to jeszcze nie to, co RB zamierza robić na rynku szkolenia młodzieży. Wojtkowski doszedł do kadry meczowej w Bundeslidze. Przemysławowi Płachecie nie udało się nawet to, ale cztery lata po odejściu z klubu może mieć satysfakcję. Przez portal transfermarkt.de jest wyceniany jako trzeci wśród najdroższych piłkarzy, którzy przeszli przez akademię RB Lipsk. Wyprzedzają go jedynie Ermedin Demirović z S.C. Freiburg oraz Julian Chabot ze Spezii. Mowa o rezerwowym angielskiego II-ligowca. I o akademii, która od dziesięciu lat ściąga najlepszych piłkarzy, trenerów i działaczy z Niemiec oraz okolicy.

fot. Bradley Collyer/PA Images via Getty Images

TALENTY SĄ DALEKO

W Lipsku zdawali sobie oczywiście sprawę, że nie od razu będą znakomicie wychowywać młodzież. Pierwsze roczniki, które prowadzili po stworzeniu klubu w 2009 roku, miały służyć głównie temu, by we wszystkich kategoriach wiekowych możliwie jak najszybciej awansować na najwyższy poziom. Po to, by ci lepieni już od początku według pomysłu Lipska, mierzyli się z najlepszymi. Pierwszym rocznikiem, który prowadzono w pełni według ideałów RB, był 1997. Jeśli porówna się, kto wychował pięciu najwyżej wycenianych niemieckich piłkarzy z roczników 1997-2004, okaże się, że Lipsk z trudem łapie się do pierwszej dziesiątki najskuteczniejszych akademii w Niemczech. Przegrywa nie tylko z innymi wielkimi klubami jak Dortmund, Bayern, czy Leverkusen, ale także ze znacznie mniejszymi, jak Kolonia, Moguncja, TSV 1860, czy Hoffenheim. Choć Lipsk wydaje na szkolenie młodzieży piętnaście milionów euro rocznie, jeśli chce grać na poziomie Ligi Mistrzów, wciąż musi sprowadzać zdolnych nastolatków z Francji oraz innych kierunków. Największe niemieckie talenty, jak Florian Wirtz, Kai Havertz, Florian Neuhaus, czy Youssufa Moukoko, wychowywały się z dala od Lipska.

WEWNĘTRZNE REFORMY

Markus Kroesche, który rok temu został dyrektorem sportowym RB, podkreśla wprawdzie, że nie jest łatwo szkolić piłkarzy na poziom Ligi Mistrzów, ale natychmiast dodaje, że obecna sytuacja jest dla Lipska całkowicie niedopuszczalna. – Chcemy średnio i długofalowo mieć czterech-pięciu zawodników, którzy nie będą odstawać poziomem od naszej pierwszej drużyny – mówił. By tak się stało, od tego sezonu podjęto w akademii kilka zmian. Zespoły od U-13 do U-16 mają co jakiś czas zajęcia łączone, by młodsi piłkarze rywalizowali przeciwko starszym, którym ustępują fizycznie. Trenerzy mają rzadziej udzielać zawodnikom wskazówek w trakcie meczów, by uczyć piłkarzy samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji na boisku. Skoro wszystkie zespoły są już w najwyższych ligach swoich kategorii, ma zostać porzucone myślenie o wyniku. Trenerzy też mają mieć możliwość eksperymentowania i testowania nowych rozwiązań. Mają się skupiać na graczach o największym potencjale, a nie o największych umiejętnościach. Taktyki zespołowej uczy się dopiero 17-latków. U młodszych zawodników kładziony jest większy nacisk na indywidualny rozwój. Wprowadzono też wewnętrzny przepis o młodzieżowcu. W kadrze pierwszej drużyny co roku trzy miejsca są zarezerwowane dla najzdolniejszych juniorów, którzy mają na co dzień sprawdzać się na tle czołowych piłkarzy w kraju.

TRENERZY LEPSI OD PIŁKARZY

Nie można powiedzieć, że akademia Lipska jest jednoznacznie zła. Na razie lepiej promuje jednak trenerów niż piłkarzy. Już trzech jej wychowanków prowadziło w ostatnim czasie uznane kluby. Achim Beierlorzer, były trener drużyny U-19 RB, prowadził w poprzednim sezonie Kolonię oraz Moguncję w Bundeslidze, Sebastian Hoeness jest trenerem Hoffenheim, a Robert Klauss od tego sezonu prowadzi II-ligową Norymbergę. Młodzież z Lipska rzadko przebija się do klubów o takich nazwach. Wprawdzie w ostatnich trzech latach aż dwudziestu pięciu wychowanków RB grało w zawodowych ligach, co jest przyzwoitym wynikiem, ale mało który na naprawdę wysokim poziomie. W tym sezonie Bundesligi regularnie występuje jedynie Demirović z Fryburga, którego Lipsk ściągnął z HSV jako 16-latka i po trzech latach oddał za darmo do rezerw Deportivo Alaves. Rangnick akurat wtedy zdecydował o rozwiązaniu drugiej drużyny, przez co ekipa juniorów Płachety, Wojtkowskiego i Demirovicia rozjechała się po świecie. Większość przepadła, ale Bośniak wypłynął na powierzchnię. S.C. Freiburg zapłacił za niego przed rokiem niemal cztery miliony euro. Dziś jest wyceniany już na dziesięć.

BROŃ OBOSIECZNA

Niezależnie jednak od tego, jak potoczy się kariera jego, czy Kiliana Ludewiga, mającego w tym sezonie na koncie sześć występów w Schalke, Lipskowi to nie może wystarczyć. Mintzlaff nie ukrywał, że w porównaniu do skali inwestycji w młodzież, zyski są jak na razie zdecydowanie niesatysfakcjonujące. Pierwsza drużyna nie ma z wychowanków nic, a do innych klubów udało się ich jak dotąd sprzedać za nędzne 650 tysięcy euro. Niewykluczone, że Red Bull ginie od własnej broni. Przed laty konkurenci narzekali, że nuworysz psuje nie tylko rynek, ale też głowy młodych chłopaków, w których za szybko zaczyna wirować. Być może lata później trudno się domagać odpowiedniej mentalności od ludzi, z których zrobiono zawodowców już w wieku 15 lat. Głośna książka Michaela Calvina o tym, dlaczego wielkie akademie mają problem z wychowywaniem dobrych piłkarzy, nosiła tytuł „No hunger in paradise”. W raju nie ma głodu. A, jak przekonywał Rasmus Ankersen w książce „Kopalnie talentów”, bez głodu nie ma dobrych sportowców. Być może to, co przed laty przedstawiano jako największą zaletę akademii Lipska, stało się jej największą przeszkodą: jest po prostu zbyt idealna.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.