W którą stronę pójdą polskie festiwale muzyczne?

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
The Killers Perform At Emirates Stadium
fot. Nicky J Sims/Getty Images

Jeszcze dwa lata temu zadawaliśmy sobie pytanie o to, czy w ogóle instytucja festiwali przetrwa. Był środek pandemii, kolejne koncerty i imprezy przekładano na następne lata i nikt nie wiedział, co dalej. Powiedzieć, że nastroje były w branży minorowe, to nic nie powiedzieć.

Ale udało się. Znaków zapytania było przed bieżącym sezonem bardzo dużo, bo choć zagrożenie pandemiczne nie jest aż tak wielkie, jak rok czy dwa lata temu, to branżą zachybotał atak Rosji na Ukrainę. Mówiąc wprost: Polacy zastanawiali się, czy gwiazdy nie będą się bały przyjeżdżać na polskie koncerty, sądząc, że przecież niedaleko jest wojna. Na szczęście obyło się bez odwołań, zagraniczni artyści nie tylko koncertują u nas z powodzeniem, ale i nie stronią od politycznych nawiązań na scenie; ledwie dwa dni temu solidarność z narodem Ukrainy wyrażali muzycy Pearl Jam na koncercie w Krakowie.

Branża zadawała sobie też pytania o to, czy po dwuletniej, pandemicznej przerwie ludzie będą w ogóle chcieli przychodzić na koncerty. Częściowo ze względu na... Może nie strach, ale dystans międzyludzki, jakiego nabraliśmy od wybuchu pandemii koronawirusa, częściowo – bo po prostu się od nich odzwyczailiśmy. Także i te przewidywania okazały się błędne. Na wszystkich największych europejskich festiwalach frekwencja dopisała, nawet pomimo globalnego wzrostu cen, co przełożyło się na koszty biletów. Nawet gdyński Open'er mógł pochwalić się wyprzedanym dniem (co nie wydarzyło się chociażby w roku 2019); niestety to był ten dzień, w którym publiczność została ewakuowana z terenu festiwalu.

291401672_719141502526733_2398147231860977611_n.jpg

Ale coś się zmienia, także w podejściu festiwalowiczów. Swoisty konflikt pokoleń najlepiej widać w reakcjach na ogłoszenia kolejnych artystów przez krajowe festiwale. Wróćmy jeszcze raz do Open'era, który line-upem wyraźnie skręcił w stronę młodszego widza. Co oczywiście zdenerwowało tych starszych, którzy zawsze mieli przynajmniej dwóch headlinerów i sporo koncertów namiotowych dla siebie. Tymczasem Dua Lipa, Twenty One Pilots, Imagine Dragons, A$AP Rocky czy Martin Garrix podziałali na nich jak płachta na byka; zamykające festiwal koncerty dinozaurów (The Killers i The Chemical Brothers, którzy finalnie i tak do Gdyni nie dojechali) okazały się zbyt małą rekompensatą. To już nie jest festiwal dla mnie! Kiedyś to było! – pohukiwali w komentarzach ludzie, wychowani na Open'erach z pierwszej i drugiej dekady XXI wieku; trafili się nawet tacy, którzy dokonując obliczeń opartych na uśrednionych ocenach krytyków wywnioskowali, że tegoroczny zestaw headlinerów jest najsłabiej oceniany spośród wszystkich dotychczasowych.

Co na to młodsi? Po prostu... przyjeżdżają na festiwale. Zwłaszcza na koncerty polskich artystów, co jest nowością, bo do tej pory krajowe gwiazdy okupowały zwykle te godziny w slotach, które nie miały wysokiego potencjału frekwencyjnego. Tymczasem w Gdyni Main Stage zamknął Taco Hemingway, a Tent – Young Leosia; i ona, i on przy gigantycznej publice.

Do legendy urósł już namiotowy koncert Dawida Podsiadło, gdzie ludzi było podobno tak wiele, że spóźnialscy nie mogli się dopchać nawet do... telebimów, ustawionych kilkadziesiąt metrów od namiotu, nie mówiąc już o tym, żeby wejść do środka.

To nie jest jednorazowy przypadek. Taco oraz Jan-rapowanie są też w line-upie Kraków Live Festivalu i nie zdziwimy się, jeśli na ich koncerty przyjdzie więcej osób niż na headlinerski duet Future i Halsey. Na krajowych artystów odważnie stawiają też włodarze FEST Festivalu; jednym z headlinerów chorzowskiej imprezy (obok Stromae i The Chainsmokers) będzie Quebonafide; FEST to także jedyny z wiodących polskich festiwali, któremu udało się zabookować Sanah oraz Jimka z orkiestrą, a pamiętamy przecież, że pojedyncze występy tych artystów potrafią przyciągać po kilkadziesiąt tysięcy widzów. I choć polska widownia dalej nie jest przekonana do polskich artystów w line-upach, o czym pisaliśmy nie tak dawno temu, to trend będzie się w najbliższych latach pogłębiać – to efekt boomu na krajową muzykę. Co było jego przyczyną? Tego do końca nie wiadomo. Na pewno wybuch drugiej fali rapu. Na pewno profesjonalizacja koncertów; oprawa wizualna ostatniej trasy Quebonafide była na poziomie europejskim. I na pewno buzz wokół polskich koncertów, jaki zapoczątkowały festiwale, rokrocznie sięgające tylko po krajowych artystów – jak trasa Męskie Granie czy mnóstwo wydarzeń hiphopowych. Wszystko to sprawia, że Mata, Taco Hemingway, Young Leosia czy Sanah są dziś festiwalowym dobrem pożądanym, często bardziej niż gwiazdy z importu. Zresztą ten trend jest za granicą obecny od dawna – headlinerami duńskiego Roskilde czy niemieckiego Hurricane bywali tamtejsi artyści.

Kiedy cztery lata temu relacjonowałem dla newonce to, co działo się na koordynowanym przez Tylera, The Creatora festiwalu Camp Flog Gnaw w Los Angeles, zwróciłem uwagę nie tylko na to, kto tam zagrał, ale – a może: przede wszystkim – na to, jak cała impreza wyglądała. Wychowany na polskim klasyku: kilka scen – strefa gastro – toi toie przeżyłem szok, wchodząc na festiwal przez bramę, będącą odzwierciedleniem okładki albumu Kids See Ghosts, korzystając z okazji przejechania się na młyńskim kole... w strefie dla mediów (tak, poza kołem dla wszystkich było też takie tylko dla dziennikarzy) oraz kupienia słodyczy w lodowym domku, wyglądającym jak z baśni Andersena. Trzeba było tylko się tam dopchać, bo wszyscy chcieli zrobić sobie z nim fotkę.

Zachód szybko zrozumiał, że dziś widownia w równym stopniu przyjeżdża na festiwale dla muzyki, co... dla klimatu. I nie ma co już się śmiać z ludzi, którzy pozują do fotek przy jakimś efektownym, charakterystycznym punkcie imprezy – to znak czasów, a i darmowa reklama dla festiwalu. W Polsce dość szybko ten trend przeszczepiła agencja Follow The Step, organizująca m.in. FEST Festival, Wisłoujście, Undercity oraz beniaminka na festiwalowej mapie, On Air, którego pierwsza odsłona odbędzie się we wrześniu. Każda z tych imprez jest zorganizowana z położeniem ogromnego nacisku na warstwę wizualną, efekty świetlne, charakterystyczne dekoracje, czy po prostu ciekawe aktywności pozafestiwalowe; tylko w tym roku na FEST Festivalu będzie można choćby popływać sobie na kajakach, iść do sauny czy przelecieć balonem nad Parkiem Śląskim. Dobrym benchmarkiem jest też gdańskie Wisłoujście, gdzie teren zabytkowej twierdzy Wisłoujście jest na czas festiwalu zmieniony nie do poznania przez tony dekoracji świetlnych i szereg drobiazgów, budujących atmosferę. I to jest droga, którą stopniowo będą podążać wszyscy najwięksi gracze. Zresztą, pół żartem pół serio, ale prekursorem w tym temacie, choć mimowolnie, jest Jerzy Owsiak, pomysłodawca i organizator Przystanku Woodstock, aktualnie odbywającego się pod szyldem Pol'And Rock Festival. Przecież w ustnych relacjach woodstockowiczów mniej miejsca zwykle zajmowały koncerty, a więcej – atrakcje w rodzaju kąpieli błotnych.

Zresztą zmian jest jeszcze więcej. Gołym okiem widać, jak przez ostatnią dekadę wzrosło zainteresowanie festiwalami poświęconymi rapowi i muzyce elektronicznej; wykonawcy tych nurtów są poza tym headlinerami największych imprez. I to będzie się utrzymywać, szczególnie że trudno znaleźć wśród nowych przedstawicieli muzyki gitarowej kogoś, kto byłby w stanie sprzedać kilkadziesiąt tysięcy biletów na jeden dzień festiwalu, tak jak robią to weterani z Red Hot Chili Peppers, Metalliki czy The Cure. Festiwale przepraszają się też z popem – jeszcze parę lat temu trudno byłoby wyobrazić sobie popowego headlinera na barcelońskiej Primaverze, mekce fanów muzyki alternatywnej, tymczasem tylko w tym roku grali tam m.in. Dua Lipa czy Lorde.

Więcej o zmianach na polskim i światowym rynku festiwalowym dowiecie się z rozmowy Jacka Sobczyńskiego z Tamarą Przystasz (agencja Follow The Step), która odbyła się w programie Status. Niech zachęci was chociażby to, że w rozmowie został poruszony m.in. wątek festiwali w... metawersum. Podcast znajdziecie poniżej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0