„The Heat is on”! W Miami znów powstał mocny zespół

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Miami Heat v Denver Nuggets
Fot. Kevin C. Cox/Getty Images

Dziesięć lat temu nazywali się "The Heatles" i byli najbardziej znienawidzonym zespołem w Ameryce. Cztery razy z rzędu awansowali do finału i zdobyli dwa mistrzowskie tytuły. Teraz Miami Heat nie mają już tercetu supergwiazd, ale grają dobrą, zespołową koszykówkę i wyrośli na poważną siłę w Konferencji Wschodniej.

- Miami Heat są największą przeszkodą dla Milwaukee Bucks na Wschodzie. Pokonali ich w tym sezonie już dwukrotnie, mają snajperów na obwodzie, a także wysokich, atletycznych obrońców, których mogą rzucić na Giannisa. Poza tym nikt się niczego wielkiego po nich nie spodziewa, więc grają bez presji - ocenia ekspert ESPN Stephen A. Smith. Nie jest w tej opinii odosobniony. Po kilku chudych latach Heat znów pukają do bram ścisłej elity ligi. Tym razem bez wielkich gwiazd, ale z grupą ciężko pracujących na parkiecie koszykarskich rzemieślników, dowodzonych przez jednego z największych twardzieli NBA Jimmy’ego Butlera oraz mistrzowskiego trenera Erica Spoelstrę. Szkoleniowiec - obok już rzadko wychodzącego na parkiet weterana Udonisa Haslema - jest ostatnim reliktem dawnej epoki w historii klubu z Południowej Florydy.

DEKADA W ROLLERCOASTERZE

Dopiero niespełna miesiąc temu celebrowaliśmy dziesiątą rocznicę "Decyzji", gdy LeBron James przed kamerami stacji ESPN, w specjalnym programie na żywo, oznajmił że "zabiera swój talent na South Beach". Tym samym dołączył do Dwayne’a Wade’a i Chrisa Bosha w Miami. Odtrąbiono to jako gigantyczny sukces Pata Rileya - wcześniej architekta Showtime w Los Angeles w latach 80-tych, a teraz prezesa Heat oraz uważanego powszechnie za jednego z najlepszych właścicieli w NBA multimilionera Micky’ego Arisona.

Tercet supergwiazd zdobył dwa mistrzowskie tytuły, ale gdy w 2014 roku LeBron wrócił do Cleveland - wszystko się rozsypało. Bosh musiał przedwcześnie zakończyć karierę z powodu zakrzepów krwi w płucach, a nawet Wade - związany z zespołem od początku - odszedł na chwilę do Chicago, nie mogąc dogadać się w sprawie nowego kontraktu. Klub z Miami popadł w przeciętność aż do końca dekady. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego organizacja mająca dużo pieniędzy, hojnego właściciela i jedną z najbardziej szanowanych osób w zawodowej koszykówce w roli prezesa, nie może przyciągnąć koszykarzy ze ścisłej elity. Ten impas nie mógł jednak trwać wiecznie.

KRNĄBRNY LIDER, JAKIEGO POTRZEBOWALI

Heat ubiegły sezon zakończyli z bilansem 39-43, ale latem pozyskali Jimmy’ego Butlera - zawodnika cenionego w NBA z racji na swoją wszechstronność, ale mającego opinię trudnego w prowadzeniu, o czym przekonali się szkoleniowcy Chicago Bulls i Minnesota Timberwolves, a także dość konfliktowego. Arison i Riley byli jednak tak spragnieni gwiazdy, że skusili Butlera - niezadowolonego w Filadelfii, gdzie miał serdecznie dosyć gry z chimerycznymi Joelem Embiidem i Benem Simmonsem - gigantycznym kontraktem. W Miami otrzymał prawie 141 milionów dolarów za cztery lata. Sixers oferowali mu ponoć jeszcze więcej, bo aż 190 milionów za pięć sezonów, ale po pierwsze - na Florydzie nie ma podatku stanowego, a po drugie - tutaj zespół miał być budowany wreszcie wokół niego. Nie jak wcześniej w Minneapolis, gdzie liderem był Karl Anthony Towns, skonfliktowany z Butlerem, albo Filadelfii (Embiid i Simmons).

Wątpliwości pozostały, ale nie na długo. Szybko okazało się, że szalony, choć twardy jak skała skrzydłowy to zawodnik, jakiego Heat potrzebowali. Drużyna pod jego przywództwem wykonała olbrzymi progres i przed rozpoczęciem turnieju w Orlando zajmowała czwarte miejsce na Wschodzie. Fachowcy zaczęli widzieć w ekipie Spoelstry poważnego kandydata nawet do udziału w wielkim finale.

Na początku roku Dragić tak opowiadał mi o Butlerze w wywiadzie dla newonce.sport: - Pamiętam, jak jeszcze występował w Chicago Bulls i grałem przeciwko niemu. Zawsze był twardym, niewygodnym przeciwnikiem. NBA stała się bardzo "grzeczną" ligą, a Jimmy na pewno ma bardziej "oldschoolowe" podejście. Jak mu się coś nie podoba - nie owija w bawełnę. Mnie to bynajmniej nie przeszkadza, bo nawet jako młody zawodnik w Europie miałem trenerów, który wydzierali się na nas w szatni, używając niecenzuralnych słów. Wprost przeciwnie - cieszę się, że mam w drużynie kogoś, kto motywuje mnie do lepszej gry, naciska, wywiera presję… - mówił Słoweniec.

- Poza tym Jimmy jest - jak na supergwiazdę - niezwykle skromnym gościem. W lidze, gdzie prawie każdy patrzy na swoje statystyki, on potrafi całkowicie poświęcić się dla zespołu. Na parkiecie robi wszystko, co w danym momencie pomoże w odniesieniu zwycięstwa, nawet czarną robotę. Nie ma problemu z byciem w cieniu, jeśli inny zawodnik ma swój wieczór. Strasznie mi to w nim zaimponowało. Nigdy nie grałem z takim liderem w NBA - dodawał.

ŚWIETNE NABYTKI

Rzeczywiście, intensywność Butlera staje się powoli wręcz legendarna. Na początku lipca w hotelu zajmowanym przez Miami Heat obsługa odebrała skargę od jednego z gości, mieszkającego na piętrze poniżej. Chodziło o to, że późnym wieczorem nie mógł on zasnąć z powodu odgłosów walenia w sufit. Gdy ochroniarz zapukał pod wskazane drzwi - otworzył mu… ociekający potem, mający na sobie strój treningowy Butler. Okazało się, że w pokoju hotelowym ćwiczył godzinami drybling z piłką.

Przykład "Jimmy’ego Buckets", jak wołają na niego od lat koledzy, okazał się zaraźliwy dla pozostałych, głównie młodych zawodników. Center Bam Adebayo rozwinął się tak bardzo, że jest głównym kandydatem do nagrody Most Improved Player. Notuje średnio 16.2 punktów, 10.5 zbiórek oraz 5.1 asyst i grał tak dobrze, że w lutym dołączył do Butlera w Meczu Gwiazd. Niedługo po tym Riley wykonał majstersztyk, pozyskując z Memphis dwóch weteranów - wszechstronnego obrońcę Jae Crowdera oraz, przede wszystkim, znakomitego weterana Andre Iguodalę.

Być może 36-letni jest już, jak mówią niektórzy, "na ostatnich nogach", ale nie zapominajmy, że to trzykrotny mistrz NBA z Golden State Warriors oraz MVP finałów w 2015 roku. Na pewno wnosi do szatni Heat wiedzę, jak wygrywać najważniejsze mecze w play-offach, stanowiąc jednocześnie wzór do naśladowania jako stuprocentowy profesjonalista, zawsze poświęcający się grze zespołowej.

- Z nim w drużynie mogę wreszcie iść na wojnę! - komentował Butler.

SZEROKI ZESTAW ZADANIOWCÓW

Obok całej plejady solidnych obrońców (wymienić trzeba także mającego opinię boiskowego brutala Kelly'ego Olynyka), Spoelstra ma także do dyspozycji niezłych snajperów. Zwłaszcza Duncana Robinsona, który trafia za trzy ze skutecznością 45 procent. Bardzo dobrze w tym elemencie gry radzą sobie także debiutanci Tyler Herro i Kendrick Nunn.

Heat może nie mają w składzie supergwiazdy - chociaż wielu fachowców uważa Butlera za jednego z dziesięciu najlepszych koszykarzy świata w tym sezonie - ale z młodą, wszechstronną ekipą, dobrze broniącą oraz mającą solidne zaplecze w postaci weteranów z dużym doświadczeniem w play-offach, są w stanie pokrzyżować szyki głównym faworytom turnieju w Orlando.

Na razie Heat rozbili w pierwszym meczu mocną ekipę Denver Nuggets. Następnie w poniedziałek minimalnie przegrali z obrońcami tytułu Toronto Raptors. - Naszym celem jest przygotowanie optymalnej formy na play-offy. Na razie się do tego szykujemy. Nie można oczekiwać, że będziemy grać na najwyższym poziomie od pierwszego tygodnia - tłumaczy Spoelstra. Wygląda na to, że najlepsze w ich wykonaniu jeszcze przed nami. Jak kiedyś śpiewał Glenn Frey: "The Heat Is On"!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.