Sukces Lecha jest dla poznaniaków ważniejszy, niż może wam się wydawać. Serio (FELIETON GOŚCINNY)

Zobacz również:Cieszmy się z małych rzeczy. Lech widowiskowo przeszedł Valmierę
Ramirez20201001awj420-kopia.jpg
Fot. Lech Poznań/Adam Jastrzębowski

Chcecie popsuć humor kibicowi Lecha? Puśćcie mu Nic śmiesznego Marka Koterskiego. A zwłaszcza jedną scenę...

Tę, w której deliberujący nad swoim życiem Adaś Miauczyński wygłasza kwestię: Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi, kurwa. W życiu wiecznym także drugi? Ciągle we wszystkim byłem drugi. Na 1500 drugi, z polskiego drugi, w nogę drugi, z zielnika drugi. Tak mniej więcej wygląda kibicowanie Lechowi Poznań.

Pewnie zaraz powiecie, że i tak 99% kraju chciałaby się ze mną zamienić. Lech regularnie liczy się w walce o mistrzostwo, wjeżdża na najwyższe szczeble Pucharu Polski, ba - to lechici wygrali z Manchesterem City, Fiorentiną czy Feyenoordem, wyeliminowali z Ligi Europy Juventus (może i ten z Krasiciem na skrzydle, ale jednak Juventus!) i generalnie raz na jakiś czas są tą polską drużyną, która w europejskich pucharach kręci wyniki ponad stan. Mamy piękny stadion, fanatycznych kibiców, kasa klubowa się zgadza. Jest super, jest super, więc o co ci chodzi? - jak lata temu śpiewał Muniek Staszczyk.

Aha - w całej historii gry Lecha na najwyższym poziomie rozgrywkowym, drudzy byliśmy zaledwie trzy razy (pierwsi - siedmiokrotnie). Więc o co ci chodzi?

Przyczyny trzeba szukać w mentalności poznaniaków. Generalnie jesteśmy... trochę inni od reszty kraju. Bardziej zorganizowani, ale chyba trochę mniej spontaniczni. Postępowi, ale tradycyjni. Mieszczańscy, rodzinni, mocno przywiązani do korzeni. Jak już wychowujesz się w Poznaniu, to całkiem prawdopodobne, że wychowasz tu także swoje dzieci, a potem wnuki i nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby prysnąć do innego miasta. Co więcej, oni wszyscy będą chodzić do tego samego liceum. I może nawet trafią pod skrzydła tych samych nauczycieli, co ty. Mamy czyste buty, zawsze odkurzone mieszkania i nigdy nie zapominamy o czapce i szaliku na zimę. Nazwijcie nas nudziarzami, ale to do nas zadzwonicie, kiedy przyjdzie wam pożyczać od kogoś pieniądze.

Po prostu ogarniamy. A przy tym cenimy sobie tych, którzy też ogarniają. Naszym bohaterem jest Hipolit Cegielski, czyli facet, który nie był ani wojskowym, ani artystą, a XIX-wiecznym przemysłowcem. To u nas robi się biznes, to my zapraszamy resztę kraju na największe targi w Polsce. Wierzymy w kult pracy jak mało kto. I do tego wierzymy w samych siebie - w oczach poznaniaka drugi poznaniak jest tym, komu najchętniej dałby robotę. A bo ci z Warszawy to tylko cwaniakują i kręcą - słyszałem często w dzieciństwie. Łapię się na tym, że cały czas piszę w pierwszoosobowej liczbie mnogiej, a przecież już blisko dekadę mieszkam w stolicy. To tylko podkreśla, jak mocne jest nasze przywiązanie do barw.

Dlatego tak wiele wymagamy od naszych klubów. Nie musicie być zawsze pierwsi. Znaczy dobra, musicie, ale jak będziecie zap***dalać i przegracie, to i tak wam wybaczymy. Nie bez powodu tak żałowaliśmy Zaura Sadajewa, który w zwycięskim sezonie 2014/2015 grając w ataku, zdobył tylko pięć bramek (o jedną mniej niż ikona solidnego polskiego ligowca Grzegorz Bonin), ale gryzł trawę jak zły; nie pamiętam, który to był mecz, gdzie faulowany Sadajew przewrócił się, przeturlał, po czym wciąż na pełnej prędkości wstał i dalej leciał za piłką. Lech Poznań ma być odzwierciedleniem stereotypu prawdziwego poznaniaka: pracowitego, sumiennego, który bez fajerwerków dochodzi do celu. Pisałem o naszych klubach, bo o tym, jak mocny jest nasz lokalny patriotyzm, najlepiej świadczą tegoroczne derby, gdy zadziwiliśmy Polskę, kibicując i jednym, i drugim.

A jednak zawsze byliśmy jak ten Adaś Miauczyński. Nie chcę wjeżdżać tu w rzekomą niechęć poznaniaków do stolicy; ja mieszkam w niej osiem lat i świetnie czuję się w obu tych miastach. Jak ktoś z Warszawy ma problem do Poznania, albo z Poznania do Warszawy - trudno. Natomiast zobaczcie, jak przez ostatnie 30 lat wyglądało to z piłką.

– Nie pamiętam, jak to było w 1992, za młody jestem. Ten rok kojarzę głównie z olimpiadą i tym, że nasz chłopak z Bułgarskiej wymiatał na ataku. Pamiętam za to, że rok później zdobyliśmy mistrza, a kraj wypominał nam, że przekręciliśmy. Miałem osiem lat i nie wiedziałem, o co chodzi, przecież wygraliśmy, no nie? No nie, bo inni powtarzali, że złodzieje, jesteście drudzy, a w ogóle to nawet trzeci.

– Później byliśmy jak te podupadłe hrabiny, które potraciły majątki i wciąż przechadzały się z pieskami po parku, próbując podtrzymać resztki pozorów, ale i tak wszyscy wiedzieli, że nie mamy nawet za co nakarmić te pieski. Rywali straszyliśmy głównie nazwą, tułaliśmy się gdzieś w środku tabeli, co chwila zmienialiśmy nazwę i herb (PKP Lech Poznań, pamiętacie?), kasy nie było, widowni prawie nie było - jeśli dobrze pamiętam to chyba na jakimś meczu z Siarką gigant z Bułgarskiej wypełnił się... setką kibiców - a jak już prawie otarliśmy się o walkę o Ligę Mistrzów (rok 1999, wygrała Wisła, ale miała zakaz występów w europejskich pucharach), to w ostatnim meczu dostaliśmy w trąbę z Ruchem Radzionków; do dziś pamiętam nastoletniego doła, kiedy studio S-13 poinformowało, że ojechał nas stuletni Marian Janoszka do spóły z Józefem Żymańczykiem. A rok później spadliśmy z hukiem z ligi i tak to się skończyło.

– Co prawda dwa lata później z równym hukiem wróciliśmy na najwyższy poziom, ale co to była za radość, skoro Lech ma wygrywać pierwszą ligę, a nie drugą. Dalej jechaliśmy na nazwie, chociaż w 2004 udało nam się wygrać Puchar Polski, do tego z Legią. Kasy jednak jak nie było, tak nie było - uwierzcie, dla poznaniaka to plama na honorze - a kiedy w końcu doszło do fuzji z Amicą, to cała Polska śmiała się z nas, że jesteśmy kuchenkarzami.

– Za Smudy graliśmy pięknie, ale co z tego, skoro nie byliśmy pierwsi, ani nawet drudzy. Tyle dobrego, że chociaż mieliśmy te europejskie puchary w 2008/09. No i Lewego, podobno z Warszawy, ale takiego tytana pracy, jakby dorastał na Wildzie ze szneką w ręku.

– Jak już wygraliśmy w 2010, to po farciarskim meczu z Wisłą i performensie Mariusza Jopa. Radość olbrzymia, ale był żal, że nie załatwiamy tego tak, jak wcześniej robiła to Wisła albo Widzew - pełna deklasacja konkurencji.

– A potem drudzy, drudzy, ciągle drudzy. W lidzie drudzy, w Pucharze Polski drudzy. Nawet jak w 2015 pierwsi byliśmy, to i tak niepewni do ostatniej minuty ostatniego meczu. Jak potem szło nam w pucharach, to w lidze szorowaliśmy dno. Wiecie, o co chodzi - tu zawsze była jakaś doza przypadkowości, a przecież w poznańskiej firmie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. I ta kumulacja pecha: to Żalgiris, to Stjarnan, to Hamalainen, który jak już musiał komuś strzelić gola, to akurat Lechowi i akurat w doliczonym czasie gry. Dwa razy.

Teraz, po wielu, wielu latach, wreszcie wydaje się, że mamy Lecha na miarę Poznania. Lecha, w którym wszystkie tryby działają, jak należy. Gdzie nie ma cienia przypadku. Gdzie trzon zespołu stanowią nasi, chłopaki stąd. Wiecie, nie jesteśmy warszawiakami, którzy w naturze mają wjeżdżanie wszędzie na pewniaku. My tu raczej pomału, spokojnie, a nuż się uda. I tak szczerze, to nawet w przypadku Hammarby mieliśmy trochę wątpliwości, a z Apollonem czy Charleroi to już w ogóle. A jednak się udało. Ten nowy Lech jest po prostu poznaniakiem, dlatego to wszystko jest dla nas takie ważne.

Pewnie jest sporo prawdy w tym, że kibice Lecha nakładają na piłkarzy ogromną presję. Ale to naprawdę jest element tego lokalnego patriotyzmu. Poznaniacy kochają Poznań. A co za tym idzie - kochają też produkty z Poznania; wiecie, jakie słodycze, albo jaką kawę. Nie wypuściliśmy w Polskę wielu ważnych polityków, aktorów czy celebrytów, ale mamy Lecha, owoc pracy u podstaw setek tysięcy ludzi, klub, którego nazwę zna się na całym świecie. No to wymagamy od niego, żeby był wielki.

I wreszcie jest.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.