Strzelaj, broń – cokolwiek, bo się ściemnia. David De Gea przerwał męczarnie w Gdańsku (KOMENTARZ)

Zobacz również:Płuca, serce i mózg w jednym. Donny van de Beek wniesie do Manchesteru United talent, energię i charakter
fot. Aleksandra Szmigiel - Pool/Getty Images

Dawno nie poczułem takiej ulgi, kiedy ktoś nie strzelił karnego. Miałem wrażenie, że ten mecz trwa już z 18 godzin. Finał Ligi Europy w Gdańsku męczył przeokrutnie. Przychodziły kolejne esemesy od znajomych. „Jeszcze grają? Zasnąłem i zdążyłem się obudzić”. „Co za męka”. „Karne – najgorsze co mogło nas spotkać”. Nie wiem, czy to efekt trudnego sezonu, który zamordował naszą miłość do piłki, czy może faktycznie ten mecz był męczący, ale cieszę się, że mamy to za sobą. A już w sobotę finał Ligi Mistrzów! Cieszycie się?

Unai Emery udowodnił, że na polu Liga Europy nie pozwoli nikomu na dzikie tańce. Ole Gunnar Solskjaer ma czego żałować – jego drużyna w drugiej połowie bardzo mocno naciskała, a kluczowym momentem była sytuacja zmarnowana przez Marcusa Rashforda. W serii karnych nikt nie chciał pudłować, jakby piłkarze Manchesteru United i Villarreal umówili się na jakiś abstrakcyjny scenariusz. Doszliśmy do punktu, w którym strzelać musieli bramkarze i pomylił się David De Gea. United zostają bez trofeum. To był udany sezon, jednak za parę lat nikt nie będzie z niego nic pamiętał. Może tylko te karne w Gdańsku.

Tych jedenastek nie powinno być. Piłkarze Villarreal słaniali się na nogach i zdawali się prosić o to, by nie wymierzać im kary. Manchester United napierał, dociskał, pressing był wręcz morderczy. Bramka na 2:1 skończyłaby ten mecz, jestem pewien. Robili to przecież tyle razy w ubiegłym sezonie Premier League – pozwalali rywalowi uwierzyć, że może wygrać mecz. A potem targali scenariusz i pisali swój.

Nie tym razem. To są piękne chwile dla Unaia Emery’ego. Liga angielska go przemieliła. Miał być zbawcą Arsenalu, a okazało się, że połamał sobie zęby w północnym Londynie. Zatrudnienie Mikela Artety pokazało, że słabe wyniki Kanonierów to niekoniecznie wina menedżera. Arsenal nie był dla Emery’ego piękną historią, ale zupełnie się tym nie przejął i postanowił kontynuować swój sen o potędze w Lidze Europy. To znamienne, że jego drużyny przegrały tylko jeden z pięciu finałów tych rozgrywek – kiedy prowadził Arsenal. Czwarty triumf mówi dużo o nim jako trenerze. Specjalista. To nie był porywający finał, ale przejdzie do historii europejskich pucharów. 11:10 – niesamowity wynik.

De Gea zmarnowanym karnym dał piłkarzom Villarreal wejściówkę do Ligi Mistrzów. To niezła winda z Ligi Konferencji. Solskjaer przekonał się, że pomiędzy chwałą a zapomnieniem jest cienka granica. Norweg musiał mieć w pamięci swój finał z 1999 roku, kiedy sir Alex Ferguson był menedżerem United, a on decydował o rozstrzygnięciu w starciu z Bayernem Monachium na Camp Nou. Ale w roli trenera ostatni finał zaliczył w 2013 roku, prowadził wtedy Molde i zdobył Puchar Norwegii. Oczekiwania wobec MUTD są zawsze najwyższe. Bycie drugiem to krok do nieba, ale jednocześnie bycie zapomnianym. Na Old Trafford przed blisko trzy dekady drugie miejsce było uznawane za hańbę.

Ferguson siedział na trybunach w Gdańsku, ale nie przyniósł szczęścia piłkarzom. Solskjaer nie może się zdecydować kto jest bramkarzem numer jeden: De Gea czy Henderson. W ostatnim karnym w serii jedenastek Hiszpan z Manchesteru United nie trafił do siatki, co nie powinno być absolutnie wyznacznikiem formy golkipera. Wydaje mi się jednak, że tym samym skończyła się kariera De Gei na Old Trafford. Kto nie zasnął przed karnymi, ten na pewno nie żałował.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.