Efekt Gerrarda i jasno sprecyzowany kierunek. Aston Villa chce wrócić tam, gdzie jej miejsce

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Aston Villa - Steven Gerrard
Fot. Justin Setterfield/Getty Images

Już letnie transfery – mimo że odszedł Jack Grealish – pokazywały, że Aston Villa to ciekawy sportowy projekt. Kolejne ruchy zimą, wraz z wcześniejszą zmianą menedżera na Stevena Gerrarda, tylko umacniają to poczucie. Philippe Coutinho i Lucas Digne mają pomóc klubowi wrócić na miejsce godne byłego zdobywcy Pucharu Europy, ale wszystko po kolei. Pierwszy krok: finisz w górnej połowie tabeli Premier League.

Złośliwi powiedzą, że The Villans budują ambitne plany na dwóch odrzutach z Barcelony. Ale skoro mowa o drużynie, która do elity wróciła ledwie dwa i pół sezonu temu, to pozyskanie Philippe Coutinho i Lucasa Digne'a może robić wrażenie. Po tym jak w lecie Aston Villa spożytkowała środki ze sprzedaży Jacka Grealisha na Danny'ego Ingsa, Emiliano Buendię, Leona Baileya i Ashleya Younga, teraz dołożyła dwóch piłkarzy z wyrobioną marką, choć znajdujących się w różnych sytuacjach, którzy potwierdzają, że w Birmingham rodzi się coś ciekawego.

Od momentu awansu do Premier League The Villans pokazują, że szybko chcą wrócić do czasów, kiedy uchodzili za symbol stabilności i potrafili bić się o miejsca w europejskich pucharach. Ściągnęli więc menedżera, który ma doświadczenie z występów w nich, a przy okazji budują ciekawy skład. Mało drużyn w Anglii wykonało w ciągu ostatnich lat tak ambitne ruchy jak oni i dwa zimowe nabytki to kolejny tego przykład.

KILKA TYGODNI NA ROZEZNANIE

Owszem, na razie wygląda to lepiej na papierze niż w rzeczywistości, ale trudno nie zwrócić uwagi na to, co dzieje się na Villa Park. Pod wodzą Stevena Gerrarda zespół rozegrał już osiem meczów ligowych i wygrał dokładnie połowę z nich, a połowę przegrał. Trzy z czterech porażek przyszły jednak z najlepszymi w Anglii – było 0:1 z Liverpoolem, potem 1:2 z Manchesterem City i 1:3 z Chelsea w Boxing Day. W żadnym z nich Villa nie odstawała jakoś mocno i choć nie zdobyła punktów, to Gerrard potrafił znaleźć pozytywy.

– Dobrze, że mamy już tych rywali za sobą – mówił Anglik. – Dzięki temu szybko przekonaliśmy się, ile brakuje nam do ligowej elity. Dobrze mieć taki punkt odniesienia, kiedy samemu chcesz być jak najwyżej i uczyć się od najlepszych. Wierzę, że to doświadczenie, które zaprocentuje – dodawał.

Gerrard nie ukrywa, że przyszedł do klubu realizować ambitne cele. W tabeli nie wygląda to rewelacyjnie, bo mowa o zespole z dolnej części, ale trzeba też pamiętać o zaległych meczach (w tym przypadku z Burnley oraz Leeds) i o tym, że przecież nowy menedżer pracuje od niedawna. Gerrard zastąpił Deana Smitha w połowie listopada. Nadal jeszcze uczy się nowych piłkarzy, choć już widać efekty – Aston Villa pod jego wodzą lepiej broni, więcej biega i poprawiła wyniki (12 punktów w ośmiu meczach Gerrarda przy 10 w 11 spotkaniach za Smitha).

Aston Villa - Steven Gerrard
Fot. Catherine Ivill/Getty Images

Pierwsze tygodnie miały jednak przede wszystkim posłużyć do rozeznania się w sytuacji i wygląda na to, że na Villa Park szybko zdiagnozowali potrzeby. Zarówno w kwestii Coutinho, jak i Digne'a klub działał szybko i skutecznie – ledwo pojawiły się pogłoski, a już sprawa była załatwiona. I mimo że obaj są niechciani w klubach, z których odchodzą, to z fani w Birmingham nie traktują ich jako odrzuty.

PO STAREJ ZNAJOMOŚCI

Największą uwagę przykuwa oczywiście Coutinho. Gerrard wierzy, że jest w stanie odbudować brazylijskiego magika, który gdzieś stracił swoją iskrę po przejściu do Barcelony. Pomóc ma znajomość. Nie dość, że obaj grali razem w Liverpool, to przecież angielska ziemia służyła Coutinho najlepiej w karierze.

Ponadto w Aston Villi Brazylijczyk będzie mógł grać na swojej preferowanej pozycji. W barwach The Reds wyglądał najlepiej, gdy był ustawiony bliżej boku, ale miał możliwość złamania akcji do środka. Kombinacyjna gra, ścięcia na prawą nogę, znakomite uderzenia z dystansu – takiego Coutinho pamiętają fani Premier League i jeżeli dostałby na boisku swobodę, to mógłby do nich nawiązać. Szczególnie, że w systemie Gerrarda jego rola powinna tak wyglądać. Zarówno w Rangersach, jak i w Aston Villi widać, że za plecami napastnika chce mieć dwóch zawodników, którzy teoretycznie są ustawieni na bokach, ale w praktyce grają wąsko. To bardziej ustawienie z dwiema dziesiątkami niż klasyczne 4-3-3.

Wsparcie w dziale kreacji zdecydowanie się przyda. Aston Villa jak do tej pory nie potrafi w tym aspekcie zasypać dziury po odejściu Grealisha. Emiliano Buendia – rekordowy nabytek, który miał Anglika zastąpić – kiepsko zaczął sezon i dopiero u Gerrarda zaczyna się rozkręcać. Buendia razem z Coutinho mógłby grać jako dwaj fałszywi skrzydłowi, jednak może też zejść piętro niżej i stworzyć linię środkową z Douglasem Luizem oraz Johnem McGinnem, a wówczas z przodu Gerrard mógłby wystawić Danny'ego Ingsa i wspomóc go Coutinho oraz Olliem Watkinsem. A jeszcze są Bailey, zdolny wychowanek Jacob Ramsey czy Bertrand Traore. Taka rotacja wygląda już naprawdę dobrze.

Philippe Coutinho - Aston Villa
Fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

Najważniejsza kwestia dotyczy jednak samej postawy Coutinho i jego chęci do gry. Ostatnie lata to ciągły zjazd i dziś trudno uwierzyć, że Brazylijczyk kosztował kiedyś 145 mln euro. To jedna z najbardziej wyhamowanych karier ostatnich lat, dlatego Aston Villa to może być ostatnia szansa. Może w klubie, w którym jego nazwisko nadal budzi szacunek i w którym nie będzie jednym z wielu gwiazdorów Coutinho odżyje. Zadbać ma o to stary znajomy Gerrard. Jednak już sam fakt, że piłkarz o takim nazwisku – nawet jeżeli odrobinę przebrzmiałym – trafia do Aston Villi pokazuje, że są tu poważne ambicje.

Szefowie klubu z pewnością liczyli, zatrudniając Gerrarda, że jego obecność pozwoli na pozyskanie klasowych piłkarzy. Coutinho pewnie nigdy nie przyszedłby na Villa Park, gdyby nie osoba menedżera. Owszem, Gerrard jest dopiero na początku trenerskiej drogi i w Premier League jest ledwie żółtodziobem. Ma jednak większą siłę przebicia niż Dean Smith i potencjalne nowe nabytki nadal patrzą na niego przez pryzmat wielkich osiągnięć na boisku. To jego niewątpliwy atut, dzięki któremu łatwiej zbudować w szatni mocną pozycję.

BOCZNI OBROŃCY DODAJĄ SKRZYDEŁ

Lucas Digne też jest tego potwierdzeniem. Reprezentant Francji pewnie celował wyżej, myśląc o odejściu z Evertonu, ale padło na Aston Villę. Nie jest to jednak żadne zesłanie. To, co daje do myślenia w tym przypadku, to fakt, w jakim miejscu znalazły się oba kluby. Jeszcze do niedawna trudno byłoby traktować przejście z Evertonu do Aston Villi jako sportowy awans, tymczasem można odnieść wrażenie, że oba kluby się właśnie mijają. The Toffees snują plany o potędze i od lat wydają duże pieniądze na piłkarzy albo menedżerów pokroju Rafy Beniteza czy Carlo Ancelottiego, a efektów brak. Aston Villa tymczasem inwestuje z głową i idzie w górę.

Digne trafia do zespołu, w którym będzie pełnił istotną rolę. Boki obrony są kluczowe u Gerrarda. Jego styl bazuje na tym, co robi Liverpool, gdzie Trent Alexander-Arnold i Andy Robertson terroryzują przeciwne defensywy i kreują najwięcej sytuacji w drużynie. Już w Szkocji Gerrard opierał system na bocznych obrońcach. Aż 74% akcji Rangersów przechodziło skrzydłami, a boczni obrońcy James Tavernier i Borna Barisić uzbierali w lidze w sumie 19 asyst.

Teraz Anglik to samo robi w Premier League. To nie jest przypadek, że Matty Cash ma w Aston Villi najwięcej sprintów, odbiorów, dośrodkowań oraz kontaktów z piłką. Obrońca reprezentacji Polski dostał od Gerrarda swobodę na prawej flance, podobnie jak Matt Targett na lewej. Odstawał jednak od Casha jakościowo i Digne to wzmocnienie.

Aston Villa - Lucas Digne
Fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

Francuz ma za sobą kiepskie pół sezonu w Evertonie, ale to nie powinno przekreślać jego umiejętności. Benitez zmienił ustawienie tej drużyny na bardziej klasyczne 4-4-2, na czym Digne stracił. Hiszpański menedżer latem sprowadził Demaraia Graya i Androsa Townsenda, którzy zajęli miejsce na skrzydłach i zabrali Digne'owi dużą część zadań ofensywnych. Nagle lewy obrońca, który w zestawieniach kreowanych sytuacji i zagrań w pole karne nieraz przewyższał Alexandra-Arnolda, Robertsona czy wahadłowych Chelsea stał się największym przegranym zmiany menedżera na Goodison Park. Benitez na odchodne powiedział, że Digne'a bardziej obchodziły statystyki indywidualne niż dobro drużyny, jednak Francuz musiał widzieć, że w Evertonie doszedł do ściany. W Aston Villi ponownie ma rozwinąć skrzydła.

.

KIERUNEK: EUROPA

Oba te transfery to ze strony The Villans kolejna wyraźna deklaracja. Od awansu do Premier League latem 2019 roku szefowie klubu wydali już ponad 370 mln funtów, a zakup Digne'a jest już trzynastym w tym czasie za kwotę wyższą niż 15 mln funtów. A to nie koniec, bo rzekomo zasadzają się na Yvesa Bissoumę z Brightonu i chcą stanąć do rywalizacji o niego z takimi firmami jak Manchester United czy Liverpool.

To wszystko ma sprawić, że Aston Villa znów zagra w europejskich pucharach. Cel jeszcze niedawno wydawał się odległy, jednak kolejne miesiące wydają się ją do tego zbliżać. Wprawdzie rok 2021 nie był zbyt udany (obok Southampton najwięcej porażek w ciągu minionych 12 miesięcy w Premier League), ale trzeba pamiętać o okolicznościach. W lutym, przed kontuzją Grealisha, ten zespół był o kilka punktów od miejsca pucharowego. Bez swojego lidera wpadł w dołek, a latem go sprzedał i trzeba było zmienić grę drużyny. Potem doszła jego sprzedaż, więc można traktować to jako krok w tył wykonany po to, by za chwilę zrobić dwa do przodu.

To Smith mówił, że miejsce tak dużego klubu jest w europejskich pucharach. On, jako ktoś, kto Aston Villi kibicował od dziecka i z ojcem przeżywał triumf w Pucharze Europy w 1982 roku, często uderzał w sentymentalne tony i podkreślał wielkość klubu. Gdy jednak to samo mówi Gerrard – człowiek z zewnątrz, który z The Villans wiele razy rywalizował jako piłkarz – to czuć, że nie jest to tylko perspektywa dumnych fanów drużyny. On zresztą szybko wyczuł nastroje i zaczął budować zaufanie kibiców.

Na razie Anglik chce jeść małymi łyżeczkami. Perspektywa pucharów jest kusząca, ale o awans do nich będzie trudno. Po pierwsze, trzeba odrabiać straty. Poza tym wielka szóstka powoli wraca na swoje miejsce, jest mocny West Ham, ambicje mają w Leicester City, a jeszcze podobne plany snują Wolverhampton czy Brighton. The Villans w Europie nie grali od sezonu 2010/11 i po drodze spędzili trzy lata w Championship, więc poniekąd są w tym towarzystwie nowi, ale z drugiej strony to przecież nadal wielki klub i od kilkunastu miesięcy wysyła sygnały, że wraca. Pierwszy od 11 lat finisz w górnej połowie tabeli Premier League byłby potwierdzeniem tego, że Aston Villa zmierza we właściwym kierunku. Patrząc na potencjał kadrowy, nie jest to cel poza zasięgiem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.