Rosyjsko-niemiecki pakt, który podbił Europę. U Abramowicza zegar tyka trenerom szybko, ale da się go na chwilę zatrzymać

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
fot. Alex Caparros - UEFA/UEFA via Getty Images

Bez względu na to, co stanie się w przyszłości z Thomasem Tuchelem, dla fanów Chelsea zawsze będzie tym gościem, który wszedł z futryną na Stamford Bridge. Jeśli ktoś miał pokonać Manchester City, to właśnie The Blues pod wodzą Niemca. W finale w Porto dostaliśmy starcie dwóch genialnych trenerów, ale tylko jeden geniusz funkcjonował w praktycznym świecie. Liga Mistrzów i Pep Guardiola nie umieją stworzyć udanego związku, od kiedy Katalończyk pracuje na Etihad. Ale to on zawala w tej relacji zdecydowanie częściej.

22 marca 2003 roku siedziałem na trybunach Stamford Bridge, razem z ponad 40 tysiącami kibiców, z ekscytacją czekając na obejrzenie na żywo pierwszego w życiu meczu Premiership. Chelsea grała z Manchesterem City i przypomniałem sobie o tej klamrze czasowej w końcówce sobotniego finału Ligi Mistrzów. Tamtego marcowego popołudnia w 42 minuty Chelsea strzeliła Peterowi Schmeichelowi pięć goli. Goście nie byli w stanie odpowiedzieć żadnym, chociaż w ich ataku grali wtedy Robbie Fowler i Nicolas Anelka.

NA SWOICH WARUNKACH

18 lat to w futbolu cała epoka, zwłaszcza gdy mówimy o lidze, która rozwija się w takim tempie. Przez te blisko dwie dekady oba kluby przeszły niesamowitą transformację. Frank Lampard, strzelec jednego z goli w meczu w 2003 roku, zdążył przejąć stery Chelsea i wylecieć z roboty, co – na jego nieszczęście – kibice długimi latami będą pamiętać jako fantastyczne posunięcie, choć początkowo wcale tak pewnie nie uważali.

Menedżerem Chelsea był wówczas Claudio Ranieri, za moment miał go zastąpić Jose Mourinho, a do Londynu i samej ligi wkroczył Roman Abramowicz, z pewnością siebie podobną do tej, jaką zaprezentował teraz Tuchel.

Manchester City v Chelsea FC - UEFA Champions League Final
Fot. Matthew Ashton - AMA/Getty Images

Rosjanin dał się poznać nie tylko jako pasjonat dymisjonowania kolejnych szkoleniowców, czy kolekcjoner drogich jachtów i piłkarzy, ale również beneficjent podejmowanego ryzyka. Zatrudniani przez niego w trybie awaryjnym menedżerowie dochodzili do finałów Ligi Mistrzów – Roberto Di Matteo nawet ją wygrał, a Avram Grant był bardzo blisko.

Byłem na obu tych finałach i mam wrażenie, że żadnego The Blues nie rozegrali z tak zimną krwią jak ostatniego. W Moskwie w 2008 roku to była wymiana ciosów z United, bardzo nerwowa dla obu stron, zakończona dramatem Johna Terry’ego w karnych. W Monachium Chelsea była zespołem słabszym od Bayernu, ale to nie miał znaczenia po ostatnim gwizdku. W Porto londyńczycy zagrali na swoich warunkach. Bo i trener-strażak nie jest strażakiem na miarę Sama Allardyce’a, lecz po prostu wybitnym fachowcem. Tuchel nie tylko ugasił pożar, ale na zgliszczach błyskawicznie zbudował piękny pałac.

ZMIENILI ZASADY GRY

W 2003 roku Chelsea skończyła ligę na czwartym miejscu, czyli dokładnie tak jak w 2021. Wtedy był to oczywiście sukces, dziś obowiązek, którego spełnienie nie jest witane głośnymi fanfarami

Manchester City był cieniem obecnego giganta. Sezon zakończył na dziewiątym miejscu. Teraz każde inne niż pierwsze jest uważane za porażkę.

Oba kluby sporo łączy – choćby to, że w 2003 roku, przejmując Chelsea, Abramowicz zmienił zasady gry, a szejkowie, kupując City parę lat później, wznieśli rywalizację na jeszcze wyższy poziom.

Kai Havertz: Manchester City v Chelsea FC - UEFA Champions League Final
Fot. Jose Coelho/Pool via Getty Images

Końcówka tego sezonu była ciekawym zjawiskiem – City, choć mieli zapewniony tytuł, dorzucili ostro do pieca, by postraszyć Chelsea. The Blues przypominali natomiast bohatera dość głupawego filmu akcji z lat 70. „Pijany mistrz”. Za portalem filmweb.pl:

„Historia krnąbrnego Wong Fei-Honga (Jackie Chan). Chłopak zostaje oddany na naukę do surowego, acz nie wylewającego za kołnierz mistrza, Su Hua Chi (Siu Tin Yuen). Wkrótce ucieka od niego i zostaje pobity przez zawodowego mordercę (Jang Lee Hwang). Skruszony wraca jednak do swojego nauczyciela, który udowadnia mu, że stan upojenia alkoholowego może być doskonałą strategią”.

Zmęczeni końcówką sezonu, a także tym, że musieli odrabiać straty i piąć się z 9. miejsca do Top 4 piłkarze Tuchela, wysłali mylny sygnał, uśpili czujność przeciwnika. Niemiec miał na czym budować pewność siebie w zespole, wiedział bowiem, że potrafili już pokonać City w tym sezonie. Porażka z Aston Villą w finałowym akordzie minionej kampanii nie była obarczona słoną ceną, wszak Leicester City zawaliło sprawę. Z perspektywy czasu nie miała żadnego wpływu na mecz w Porto.

POTENCJAŁ DO UWOLNIENIA

Tuchel miał uratować sezon, a zrobił 300-400 procent normy. To ironia losu, że ze swoim głównym mocodawcą, Abramowiczem, spotkał się na żywo po raz pierwszy na murawie, po finale. Nie sądzę, by Rosjanin, zwalniając Lamparda, nakreślił sobie w głowie taki bajkowy scenariusz. Wydaje mi się, że szalone metody oligarchy bywają skuteczne, ponieważ nie patrzy on na finansowe straty tak jak inni ludzie. Wypłacanie odpraw kolejnym trenerom nie stanowi problemu. Abramowicz lubi ruch w interesie, nudzi go spokojna tafla wody, rzuca więc ciężki głaz i liczy pojawiające się kręgi. Ale tym razem złowił złotą rybkę.

Chelsea win Champions League title
Fot. Alexander Hassenstein/UEFA/Anadolu Agency via Getty Images

Ogólnie to nie był super sezon w wykonaniu Chelsea. Właściciel tego klubu zawsze pragnął, by drużyna grała widowiskowo i strzelała dużo goli. Trofea były priorytetem, jednak 58 goli w sezonie to wynik, który nie mógł się podobać Abramowiczowi.

Wynikało to ze skuteczności. W bramkowej akcji Chelsea z finału zobaczyliśmy odwrotność wszystkiego tego, co zazwyczaj widzieliśmy w Premier League. W punkt, celnie, pozmiatane. The Blues kończyli rozgrywki w Anglii jako 13. ekipa pod względem skuteczności. Wykorzystanie zaledwie 10 procent sytuacji podbramkowych, a mieli ich mnóstwo, i wykręcenie przy tym takiego wyniku w kraju i w Europie to dowód na to, że w drużynie Tuchela drzemie jeszcze niesamowity potencjał do uwolnienia.

KRÓL KANTE

Niemiec najbardziej cieszył się z możliwości podjęcia pracy z N’Golo Kante i nie Francuz go nie zawiódł. To nieprawdopodobne co wyczynia filigranowy pomocnik – w parę lat zdobył dwa mistrzostwa, wygrał mundial, Ligę Europy, Puchar Anglii i teraz Champions League, ale akurat on zasługuje na oddzielny tekst i taki się pojawi.

Kante jest jak te tryby, które możesz włączać w samochodzie – normalny, ekonomiczny, sportowy. Jest bijącym sercem Chelsea, a zarazem jej płucami, bywa też mózgiem. W najważniejszych meczach tego sezonu zagrał wybitnie. Znów jest królem.

N'Golo Kante.jpg
fot. David Ramos/Getty Images

Tuchel stworzył bardzo ciekawą miksturę. Zespół, który rzadko pozwala przeciwnikowi oddawać strzały na swoją bramkę – finał to tylko potwierdził. A na tym możesz już sporo zbudować. Masz czyste konta i większą pewność siebie.

Gdyby wziąć pod lupę największe ligi w Europie, dwa zespoły, które najczęściej grały na zero z tyłu w lidze i pucharach to właśnie CFC i Man City – po 32 mecze. Za kadencji Lamparda takich spotkań Chelsea zagrała 31 procent, za Tuchela blisko 70 procent. Niesamowite. Ale to dawało nam pewnie obraz już przed finałem. Trudno było się nastawiać na bramkową fiestę.

RZUCONE WYZWANIE

W całej erze Abramowicza jedno się nie zmieniło. Pogoń za wielkimi meczami, za trofeami. Popatrzmy na pięć ostatnich lat: 2017 i finał Pucharu Anglii, 2018 – to samo, 2019 – Pucharu Ligi i Ligi Europy, 2020 – znów FA Cup, 2021 – jeszcze raz FA Cup i Ligi Mistrzów.

Tych 18 lat, od roku, w którym na dobre wpadłem po uszy jeśli chodzi o ligę angielską, oglądając popis Chelsea w starciu z City, klub ze Stamford Bridge włożył do gabloty 17 trofeów. Premier League – pięć razy, Liga Mistrzów – dwukrotnie, Liga Europy – dwa razy i Puchar Ligi – trzy. Dokonało tego ośmiu różnych menedżerów, ale nie sądzę, by to jakoś szczególnie przeszkadzało fanom Chelsea.

fot. Jose Coelho - Pool/Getty Images

Tuchel jest dziś na ustach wszystkich. Ma 47 lat i ochotę na zdominowanie ligi. Jeśli rok po roku wprowadzasz dwa różne zespoły do finału LM, to znaczy, że jesteś totalnym trenerskiem kozakiem.

Nie było wielu niemieckich piłkarzy, którzy zdobyli mistrzostwo Anglii. Tak się to układało, że rzadko odgrywali wielkie role na tej akurat scenie. Robert Huth, Michael Ballack, Jens Lehmann, no i oczywiście ci z City – Ilkay Gundogan i wcześniej Leroy Sane. Z Chelsea zrobił to Andre Schurrle, kto dziś o nim pamięta? Z niemieckimi trenerami jest podobnie. Ale to oni dzisiaj chcą nadawać rytm tej lidze. Juergen Klopp zrobił z Liverpoolu klub na zupełnie innym poziomie, Tuchel rzuca wyzwanie i jemu, i Guardioli. Trzy razy z rzędu szkoleniowiec z Niemiec triumfował w Lidze Mistrzów – to nie jest już przypadek.

Abramowicz nigdy wcześniej nie sięgnął po menedżera z kraju naszych zachodnich sąsiadów. Ale okazało się, że rosyjsko-niemiecki pakt zadziałał bez zarzutu. Niecierpliwość może przynosić w piłce happy end, jak w sobotę, może też grać rolę figlarza: Arsenal zwolnił Unaia Emery’ego, który wyrzucił Kanonierów z Ligi Europy i ostatecznie znów ją wygrał. PSG nie miało cierpliwości do Tuchela, dziś jest w lesie, a Niemiec ma puchar z wielkimi uszami.

Tuchel wie, że piłka to rwąca rzeka i w każdej chwili nurt może cię ponieść w dziwnym kierunku. Zwalniano go z Paryża, choć zdobył tam cztery trofea i wprowadził drużynę do finału LM. W Dortmundzie stracił posadę trzy dni po zdobyciu Pucharu Niemiec. Podejmując pracę u Abramowicza Tuchel wiedział doskonale, że stoper ruszył w momencie podpisania umowy. Zegar tyka, ale w sobotni wieczór czas zatrzymał się na kilka pięknych chwil.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.