W Manchesterze United mu nie wyszło, bo wyjść nie mogło. Zresztą nie jemu jednemu. Jednak posada selekcjonera kraju, w którym wszyscy najlepsi piłkarze grają według jego wyobrażeń o futbolu, pasuje do Ralfa Rangnicka idealnie. Austriacy właśnie przeżywają z nim miesiąc miodowy.
Ci, którzy znali Ralfa Rangnicka od lat, przestrzegali, że to może się skończyć katastrofą. To nie jest trener, którego bierze się tymczasowo. I który spokojnie będzie grzał posadę dla następcy, nie zmieniając zbyt wiele. Nie przez przypadek 63-latek największe sukcesy odnosił tam, gdzie nie miał wokół siebie grona działaczy oraz miejscowych mędrców patrzących mu na ręce i wymuszających kompromisy. Rangnick sprawdzał się tam, gdzie mógł najpierw wszystko wyburzyć, a później zbudować od nowa, na swoją modłę, kładąc pieczęć na każdym aspekcie. Jeśli w Manchesterze nie mieli zamiaru zatrudniać go, by wymyślił im klub na nowo, lepiej było w ogóle do niego nie dzwonić. W efekcie rozczarowani są wszyscy. Działacze Manchesteru po kolejnym fatalnym sezonie. I sam Rangnick, który pewnie w Anglii spalił sobie nazwisko po wsze czasy. Ale szybko znalazł nowe zajęcie. Takie, które pasuje do niego idealnie. Wąsko patrząc: prowadzenie reprezentacji Austrii. Szerzej: przebudowanie austriackiego futbolu.
Komentarze 0