Samiec alfa z Wolverhampton. Raul Jimenez chce spełnić marzenia Wilków o Lidze Mistrzów

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Wolverhampton Wanderers v Crystal Palace - Premier League
Fot. Sam Bagnall - AMA/Getty Images

Żaden z graczy z angielskich boisk nie miał w tym sezonie udziału przy większej liczbie bramek niż on. Na czele watahy z Molineux stoi Raul Jimenez, który okrężną drogą robi karierę w Europie. Ale wilki zawsze chodzą swoimi ścieżkami.

Snajper Wolverhampton to przykład piłkarza późno dojrzewającego. Z ojczyzny wyjechał jako 23-latek, choć największe talenty zwykle robią to wcześniej. Europę miał podbić przez Madryt, a później Lizbonę, ale ani w Atletico, ani w Benfice nie był pierwszym wyborem. Swoje miejsce na ziemi odnalazł dopiero w Wolverhampton. Ma 29 lat i bardziej kameralne warunki mu służą. Choć piłkarsko wychował się w Meksyku w stołecznym Club de Futbol America, zawsze pozostał chłopakiem z niewielkiego Tepeji del Rio. To tam, w małym, górniczym, zakochanym w piłce miasteczku w samym sercu Meksyku, wykuwała się jego miłość do futbolu.

Do dziś zresztą jest tam wspominany z wielkim sentymentem. Lokalny turniej piłkarski, w którym biorą udział amatorskie drużyny z całego stanu, nazwany został El Torneo Raul Jimenez.

Gwiazdor Wolverhampton to autorytet szczególnie w lokalnej społeczności, ale właściwie w całym Meksyku traktowany jest jak półbóg. W tamtejszych miasteczkach koszulki kadry oraz Wolves z jego nazwiskiem wiszą nawet na stoiskach, które zajmują się sprzedażą zupełnie innych produktów oraz pamiątek. W reprezentacji, podobnie jak w klubach, też rozwinął się późno, ale dziś jest jej najważniejszym zawodnikiem.

GettyImages-1201524851-e1582320807877.jpg
Fot. Malcolm Couzens/Getty Images

NIEUDANE PODEJŚCIA

Europę miał podbić już kilka lat temu. Wyjeżdżał z Meksyku jako 23-latek i w 2014 roku trafił do Atletico. U Diego Simeone wpadł jednak na bardzo głęboką wodę. Nie poradził sobie. Sprzedano go już po roku, w trakcie którego strzelił jednego gola. - Miałem dobry start, ale potem wszystko się zmieniło. Rozmawiałem z Cholo i wyjaśnił mi sytuację, jednak miał wtedy sztywno ustalony zespół - opowiadał Jimenez w wywiadzie dla meksykańskiej edycji magazynu GQ.

Z przymrużeniem oka można by stwierdzić, że być może Meksykanin nie włożył w występy w Atletico wystarczająco serca. Od dzieciństwa marzył bowiem o grze dla Realu Madryt. Jego kuzyn przyznał nawet w mediach, że to główny powód niepowodzenia w drużynie Simeone. Kibice Los Colchoneros wyciągnęli mu zresztą stare wpisy z Twittera, kiedy podczas El Clasico trzymał kciuki za Królewskich. - Nie znalazłem wspólnego języka z fanami - mówił po latach Jimenez.

Z Atletico przeniósł się do Benfiki, ale tam, choć miał lepsze liczby, nigdy nie ugruntował pozycji. W hierarchii zawsze był przed nim jakiś inny napastnik. Ze 120 występów w barwach Orłów z Lizbony tylko 34 zaliczył w pierwszej jedenastce, dlatego w klubie nie sądzili, że oddanie go do Wolverhampton będzie dużą stratą. Po dwóch latach można jednak stwierdzić, że Anglicy zrobili doskonały interes.

KRÓL WOLVERHAMPTON

Wolves najpierw wypożyczyli Jimeneza, a po roku wykupili go za 30 milionów funtów. Na transfer definitywny zapracował udanym sezonem, w trakcie którego był najlepszym strzelcem drużyn, która zajęła siódme miejsce w Premier League. Rewelacyjny beniaminek z Molineux zawdzięcza je w dużej mierze jego trzynastu ligowym trafieniom.

W tym sezonie, trwającym już dla Wilków ponad rok, Jimenez strzelił już 27 goli we wszystkich rozgrywkach, ale nie jest tylko snajperem. Do tego dołożył dziesięć asyst. Dzięki temu z udziałem przy 37 bramkach jest najlepszym pod tym względem piłkarzem z angielskich boisk. Taki sam dorobek ma jeszcze Kevin De Bruyne.

Dla Wolves Jimenez to prawdziwy skarb, nie tylko na boisku. Od kiedy przyszedł do klubu, liczba meksykańskich obserwujących kanały Wilków w mediach społecznościowych urosła o 13000%. Nie, to nie pomyłka i o jedno zero za dużo. Wolverhampton śledzi dziś ponad pięć razy więcej ludzi w Meksyku niż w Wielkiej Brytanii. Ukłonem w ich stronę był komplet trzecich koszulek - zielonych i jako żywo przypominających stroje tamtejszej reprezentacji. Nazywane są zresztą "Mexico green". Klub zaangażował się też w zbiórkę pieniędzy na ratowanie zagrożonego wyginięciem gatunku meksykańskiego wilka i gdyby nie pandemia, między sezonami miał lecieć tam i rozegrać sparing z macierzystym klubem Jimeneza.

TECHNIKA WYNIESIONA ZE SZTUK WALKI

Jimenez to napastnik bardzo sprawny i dobrze wyszkolony technicznie. Jak sam mówi, dobrą grę w powietrzu zawdzięcza siatkówce i koszykówce, które uprawiał jako nastolatek. Balans ciała zawdzięcza z kolei trenowaniu taekwondo. - Byłem tak dobry, że miałem nawet okazję pojechać na międzynarodowy turniej do Japonii. Wybrałem jednak piłkę nożną. Ale dzięki temu tak kocham nożyce, przewrotki i uderzenia z powietrza - mówił.

Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wystarczy przypomnieć bramkę z Burnley, kiedy w ułamku sekundy złożył się do bardzo trudnego strzału, a mimo tego trafił piłkę z wielkim impetem i pokonał Nicka Pope'a.

ANGLIA, CZYLI DOM

Meksykanin pokochał Wyspy. W sensie piłkarskim odnalazł się znakomicie w Premier League, która służy jego atutom. U Nuno Espirito Santo jest nietykalny. Kochają go kibice, którzy na jego cześć śpiewają zawsze: "Si señor, podaj do Raula, a on strzeli". Ale Anglia okazała się jego miejscem na ziemi również w sensie prywatnym. Wraz z rodziną Jimenez czuje się tam dobrze i nie wyklucza, że po zakończeniu kariery wróci tu na stałe. Jak sam mówi, mimo że grał w Hiszpanii i Portugalii, to Anglicy najbardziej przypominają mu meksykańskich fanów pod względem pasji do piłki.

- Różnica polega na tym, że w Wolverhampton kibice mnie szanują. Nie oblegają w knajpach i supermarketach, a jeśli podejdą, to zawsze dziękują za gole. Znają się na piłce i inaczej o niej rozmawiają. Dzięki temu mogę się skupić na swojej pracy - mówił w GQ.

Anglia bardzo mu się spodobała. W trakcie urlopu zamiast udać się na egzotyczne wakacje postanowił lepiej ją poznać. Tydzień wolnego u Nuno to rzadkość, ale Jimenez wolał zwiedzić okoliczne zabytki zamiast wygrzewać się na plaży. - Zawsze chciałem zobaczyć Stonehenge - odpowiadał zdziwionym. Razem z partnerką był też w Bath i katedrze Salisbury. Niektórzy dopatrywali się w tej wizycie mistycznego wpływu na formę Meksykanina. Przed nią strzelił dwa gole w ośmiu meczach. Po niej - dziewięć w dziesięciu.

MARZENIA O LIDZE MISTRZÓW

Niektórzy już widzą Jimeneza w barwach innych klubów. Sam śmieje się, że o plotkach transferowych dowiaduje się z grafik, jakie przysyłają mu fani. Mógł już zobaczyć się w barwach Manchesteru United, Arsenalu, Chelsea, Barcelony czy ukochanego Realu. Na razie jednak skupia się na tym, by spełniać cele w Wolverhampton. W poprzednim sezonie poprowadził ich do pierwszego od 38 lat awansu do europejskich pucharów. Teraz celuje w Ligę Mistrzów. Nie udało się poprzez ligę, dlatego uwaga koncentruje się na Lidze Europy. Dla klubu, który ambitnie opowiada o swoich celach, Champions League po dwóch latach od awansu do Premier League byłby spełnieniem marzeń i wyprzedzeniem słynnego siedmioletniego planu, który zakłada wówczas zdobycie mistrzostwa, o kilka kroków.

Wilki wraz ze swoim samcem alfa w turnieju kończącym LE w Niemczech atakować będą z przyczajenia. Faworytami są Inter, Sevilla czy Manchester United, ale Wolverhampton już pokazało, że ma sposób na wielkich. Wataha poczeka na odpowiedni moment do ataku i można mieć pewność, że na jej czele stanie wtedy Jimenez.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.