Jest ich siedmiu: dwóch dotknęło dużej piłki, reszta nazwisko budowała od podstaw. – Kiedy jesteś młody, musisz w siebie inwestować. Pamiętam, jak z własnej kieszeni płaciłem studentom, żeby pomogli mi z analizą rywala – mówił niedawno Luis Freire na łamach „Tribuna Expresso”. Trener portugalskiego Nacionalu ma 35 lat i jest jednym czterech w Liga NOS z trójką z przodu.
Temat najmłodszych trenerów w Europie nasunął się sam po tym, jak we wtorek belgijski Beerschot ogłosił nominację 28-letniego Willa Stilla. Jeszcze niedawno wydawało się, że stosunkowo młodymi trenerami są Steven Gerrard (40 lat, Rangers) albo Andrea Pirlo (41, Juventus), ale gdy zagląda się w poszczególne ligi i wypisuje nazwiska, to te wyżej wymienione nie znalazłyby się nawet w pierwszej dwudziestce.
Kluby nie boją się wyciągać królików z kapelusza, coraz mocniej ufają młodym i już dawno pozbyły się kalek w stylu „A, bo ty w piłkę nie grałeś”. Działa na pewno efekt Juliana Nagelsmanna, gościa z deskorolką pod pachą, który wtargnął na trenerskie salony. Nikt już nie pamięta jak „Frankfurter Rundschau” pięć lat temu o jego zatrudnieniu przez Hoffenheim pisał per „Schnapsidee”. W skrócie chodzi o decyzję tak głupią, że mogła przyjść do głowy tylko pod wpływem alkoholu.
Will Still (Beerschot) – 28 lat
Pierwszy raz belgijskie media napisały o nim trzy lata temu. Still poprowadził drugoligowe Lierse w dziewięciu meczach zanim te ogłosiło upadłość. Miał 25 lat, był najmłodszym trenerem w kraju, a teraz będzie tę drogę kontynuował, tyle że na poziomie Jupiler League w Beerschot. Dotychczas był asystentem Hernana Losady. Rozważał nawet, by razem z nim przenieść się do MLS. Ostatecznie wybrał pracę na własny rachunek, co może kiedyś zaprocentować, ponieważ beniaminek ligi od początku sezonu daje radę – w listopadzie ograł choćby Anderlecht.
Historia Stilla jest ciekawa, bo pokazuje, że czasem trzeba po prostu trafić na odpowiednich ludzi i zainteresować ich swoją pracą. Jako 22-latek był analitykiem video w Sint-Truiden. Klub po miesięcznym stażu nie był w stanie zaproponować mu pensji, więc trener Yannick Ferrera z własnej kieszeni dorzucał mu grosza. Mówił: „Will, nie rezygnuj, zobaczysz”, a potem wziął go do Standardu Liege. Był 2016 roku, klub wygrał nawet Puchar Belgii w tym czasie. Potem była praca w Lierse i w końcu Beerschot.
Julian Nagelsmann (Lipsk) – 33 lata
Nie miał jeszcze trzydziestu lat, gdy poprowadził zespół w Bundeslidze i został trenerem roku DFB. Wkrótce dostał ofertę z Realu Madryt i przeszedł na „ty” z Juppem Heynckesem urodzinym chwilę przed zakończeniem II wojny światowej, czyli 42 lata przed Nagelsmannem. To jest fenomen, tysiące artykułów powstało na jego temat i tysiące powstanie. To on w Hoffenheim pokazywał technologiczne cuda, łącznie z wielkim telebimem do bieżącej analizy treningu. On wysyłał piłkarzy Lipska na szkolenia snu albo pokazywał w ZDF nagrania jak dzieli połowę na dwanaście sektorów, by wpajać piłkarzom odpowiednie poruszanie się po boisku.
Z grania w piłkę wypisały go kontuzje, szybko zrozumiał, że nic z tego nie będzie. Jako student zarządzania oblał egzaminy. Zrezygnował też z pracy w BMW, choć wszystko było już gotowe. Nocami analizował mecze dla Thomasa Tuchela w Augsburgu, a potem już poszło. Tim Wiese powiedział kiedyś o nim, że to „Baby Mourinho”, choć dziś już nikt tej ksywki nie używa. Nagelsmann to marka, wonderkid z pierwszej półki światowych trenerów, który w wolnych chwilach nadal przerzuca się z Guardiolą mailami z akcjami meczów jakby razem układali łamigłówkę.
Sjors Ultee (Fortuna Sittard) – 33 lata
Na profilu kibiców Fortuny Sittard nie da się przeoczyć tego obrazka. Tabela Eredivisie siedmiu ostatnich meczów pokazuje ich zespół na czele, a obok uśmiecha się 33-letni Sjors Ultee. Holender przejął drużynę w grudniu i odpalił do tego stopnia, że zwolniony trener Kevin Hofland przestał się do niego odzywać.
Żeby wyjaśnić kontekst: obaj dotąd pracowali razem. Ultee miał 19 lat, gdy trafił do Utrechtu - początkowo jako trener od techniki w grupach młodzieżowych, a potem samodzielny szkoleniowiec. Osiem lat później Erik ten Hag zaproponował mu rolę asystenta w Twente. Od 2016 roku dostał natomiast pracę w Fortunie Sittard jako dyrektor techniczny. W nowym sezonie był asystentem Hoflanda, po jego zwolnieniu został trenerem tymczasowym, a następnie dostał kontrakt. – Zarząd długo przekonywał, że szukają większego nazwiska. Nie wiedziałem, że to tak się potoczy – opowiadał w rozmowie z „AD”.
Holenderscy dziennikarze na razie zachwyceni są Ultee. Grę Fortuny porównują do Ajaxu, ciesząc się, że ktoś tak młody dostał szanse i wnosi do ligi coś nowego. 33-latek to kolejny z grupy trenerów, który nigdy nie zaistniał w profesjonalnej piłce. Grał co najwyżej w trzeciej lidze. Fortunę trenuje dwa miesiące, ale już zapisał się w historii. 13 punktów w pierwszych 5 meczach było najlepszą passą od przygody Berta van Marwijka w 2000 roku.
Vincent Kompany (Anderlecht) – 34 lata
Wydaje się, że dopiero zapewniał Manchesterowi City mistrzostwo Anglii – huknięcie w meczu z Leicester wciąż trzepocze w pamięci, choć od tego czasu minęły już dwa lata. Czas leci nieubłaganie, Kompany jest już w Belgii i próbuje sił w trenerce. Na razie trudno mówić o jego sukcesach, bo Anderlecht rok temu był ósmy, a w tym sezonie idzie dokładnie tą samą trasą. Kompany dopiero w sierpniu zapisał się na kurs UEFA Pro, trenerem jest warunkowo, ponieważ odpowiednie dokumenty mają jego asystenci.
Kompany poza tym, że trenuje, jest też jednym z udziałowców Anderlechtu. Jego władza wykracza poza tradycyjne kompetencje trenera. Ostatnio zatrudnił choćby Luca Nillisa, który ma zająć się napastnikami. Trudno powiedzieć, czy zwiastuje to lepsze czasy dla Anderlechtu, bo w styczniu przegrał trzy mecze z rzędu. Być może przyjdzie moment, że Kompany będzie musiał zwolnić samego siebie.
Domenico Tedesco (Spartak Moskwa) – 35 lat
Ostatnio powiedział, że nie przedłuży umowy ze Spartakiem i po sezonie wyjedzie z Rosji. Na uboczu wielkiej piłki trochę o nim zapomnieliśmy, a przecież Tedesco to wciąż trener z dużym potencjałem – mało kto już pamięta, że w słynnej szkole trenerów w Kolonii uczęszczał na kurs z Nagelsmannem i nawet ukończył go z wyższą notą. Jego kariera jest powszechnie znana: student ekonomii, były trener roczników młodzieżowych w Stuttgarcie, następnie trener U-19 w Hoffenheim i praca w Erzgebirge Aue, które podniósł z dna 2. Bundesligi i zostawił na bezpiecznej pozycji.
Tedesco w piłkę maksymalnie grał na poziomie okręgówki. Był czas, że dorabiał pakując gazety w lokalnym wydawnictwie. W Niemczech o takich jak on mówi się, że to generacja trenerów z laptopem. Dyrektorzy sportowi już dawno przestali ich lekceważyć, czego przykładem jest Christian Heidel w Schalke. Trzy i pół roku temu mógł postawić na sprawdzonego konia, a powierzył zespół świeżakowi. Tedesco miał dopiero 32 lata, nieprzypadkowo znowu wróciły porównania z Nagelsmannem. Po Spartaku pewnie jeszcze zobaczymy go w Bundeslidze. Tacy ludzie nie giną z radarów.
Ruben Amorim (Sporting) – 35 lat
Rok temu dziennik „A Bola” opublikował tabelkę z najdroższymi trenerami świata, biorąc pod uwagę wykup klauzuli w przeszłości. Na pierwszym miejscu był Villas-Boas, na drugim Brendan Rodgers, a na trzecim 34-letni Ruben Amorim.
Sporting wykupił go za 10 mln euro z Bragi, wiedząc, że ma do czynienia z portugalską wersją Nagelsmanna. To w ogóle jest temat na oddzielny tekst – jak niesamowitych trenerów potrafią szkolić Portugalczycy i że nie boją się dawać szansy ludziom bez wielkiej kariery. W Liga NOS aż czterech trenerów ma z przodu „trójkę”. Byłby jeszcze Pepa z Pacos Ferreira, ale w grudniu skończył czterdzieści lat.
Amorim to były piłkarz m.in. Benfiki, grał w portugalskich młodzieżówkach, wystąpił również na mundialu w RPA, zastępując w kadrze kontuzjowanego Naniego. Jeszcze dwa lata temu trenował rezerwy Bragi w trzeciej lidze. Następnie wykorzystał zwolnienie Sa Pinto, samodzielnie wszedł za kierownicę i wygrał Puchar Ligi. Miał już więc na rozkładzie wszystkich wielkich: Sporting, Benfikę i Porto. Portugalscy dziennikarze nie mają wątpliwości: to kolejne cudowne dziecko świata trenerów. Z charyzmatyczną osobowością i klarownym systemem 3-4-3, który od początku kariery wbija do głów piłkarzom.
Sporting jest dziś oczywiście pierwszy w tabeli. W sieci jest mnóstwo analiz gry zespołu Amorima. Coraz częściej pisze się też, że jeszcze chwila i ruszy w Europę. Przyszły pracodawca znowu musiałby wykupić klauzulę, a ta nie wynosi już dziesięć, tylko dwadzieścia milionów euro. Rekord Villasa-Boasa, gdy przechodził z Porto do Chelsea, wydaje się poważnie zagrożony.
Luis Freire (Nacional) – 35 lat
Jeden z najbardziej perspektywicznych trenerów w Portugalii. Jeszcze bez wielkiego nazwiska, bo dopiero latem awansował z Nacionalem do Liga NOS, za to już z sześcioma awansami w karierze. Freire zaczynał jako 27-latek od małych klubów w Lizbonie i okolicach. Mafra, Pêro Pinheiro i Ericeirense – te drużyny nikomu nic nie powiedzą, łączy je jedynie zero euro, które Freire zarobił w tym czasie.
Nigdy nie był profesjonalnym piłkarzem. To kolejny trener z fali, która w Portugalii narodziła się po sukcesach Jose Mourinho. Pierwszy raz progi szkoły trenerów przekroczył w 2005 roku, od tego momentu cały czas się dokształca, jeżdżąc na staże do Guardioli, Jorge Jezusa i Paulo Sousy w Fiorentinie. Warto go obserwować. I przejrzeć liczne wywiady jak opowiada, że latami płacił 25 euro pasjonatom piłki, którzy za zwrot kosztów podróży oferowali mu pomoc w analizie rywala.