Pytanie, które będzie wracać w nieskończoność: czy Ole Gunnar Solskjaer się nadaje? (FELIETON)

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
solskjaer.jpg
fot. Martin Rickett/PA Images via Getty Images

Za takie mecze uwielbiamy Premier League. Niewiarygodne tempo, zwroty akcji, przepiękne gole i dramaturgia niemal do samego końca. Na King Power Stadium zawodnicy Leicester City i Manchesteru United postanowili wsadzić nas do kapsuły czasu i przenieść ponownie do roku 2014, kiedy to stworzyli równie spektakularne widowisko, zakończone zwycięstwem Lisów 5:3. O ile fani Leicester, a także postronni obserwatorzy ligi angielskiej czuli się jak na uczcie, to kibice Czerwonych Diabłów – niekoniecznie. Ich ukochany zespół zaprezentował się co najwyżej przeciętnie, zupełnie nie wykorzystał swojego potencjału ofensywnego, a Ole Gunnar Solskjaer przez kolejnych kilka dni będzie wywoływany do tablicy. Norwegowi znów włączono odliczanie. Czy z tej próby znów wyjdzie obronną ręką?

Kiedy Mason Greenwood postanowił odpalić rakietę ziemia-powietrze i United objęli prowadzenie, wydawało się, że to będzie dość spokojne popołudnie, pod kontrolą ekipy z Old Trafford. Ale ten przepiękny gol okazał się być tylko preludium kłopotów Cristiano Ronaldo i jego kolegów.

Reakcja Leicester City na stratę była fenomenalna. Zespół Brendana Rodgersa natychmiast rzucił się do walki, choć tych sygnałów w pierwszej połowie było zdecydowanie za mało. Druga to już koncert Lisów. Oglądaliśmy w niej zespół, który w dwóch poprzednich sezonach pokazał wiele razy, że potrafi grać w piłkę.

O ile dla Leicester i samego Rodgersa po tygodniu spekulacji mediów na temat potencjalnego transferu tego menedżera do nowo budowanej potęgi w Newcastle, a także po paru słabych tygodniach drużyny, zwycięstwo to może być początkiem czegoś milszego, powrotu na właściwe tory, dla United wynik jest dużym zmartwieniem.

OBLĘŻONA TWIERDZA

Już bez tej porażki nad OGS zbierały się czarne chmury i w sumie sam do końca nie wiedziałem, dlaczego. Bardzo długo obstawałem przy stwierdzeniu, że Norweg do tej pracy się zwyczajnie nie nadaje. Jednak sposób, w jaki poradził sobie w przeszłości z kryzysami, bardzo mi zaimponował. Uważam, że nie ma niczego złego w zmianie zdania, uznałem więc, iż były napastnik z Old Trafford zasługuje na szansę w dłuższej perspektywie.

Wicemistrzostwo Anglii w poprzednich rozgrywkach i przegrany finał Ligi Europy to nie są sukcesy na miarę United, sir Alex Ferguson, wielki men tor Solskjaera, wyznaczył przez ćwierć wieku takie standardy, że kolejni jego następcy od samego myślenia o tym mogą poczuć się przytłoczeni. Manchester United to klub, o którym po każdym remisie, każdej porażce, każdym przegranym finale i każdym drugim miejscu będzie się pisało negatywnie. Powodem nie będzie niechęć do klubu, ale właśnie wspomniane standardy.

ole gunnar solskjaer
fot. Robbie Jay Barratt - AMA/Getty Images

To zresztą znamienne, że kibice – nie tylko United, żeby była jasność – lubią tworzyć syndromy oblężonej twierdzy. Kiedy ktoś z zewnątrz krytykuje ich klub, czy podważa sens zatrudnienia trenera, potrafią się okrutnie oburzać (najczęściej wyrażają to w sieci), choć niejednokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której spotkany przypadkowo fan jakiegoś pogrążonego w kryzysie zespołu przyznawał rację. Czy dzisiaj kibice MUTD stoją murem za Solskjaerem? Szczerze wątpię. Zapytani, dlaczego nie mają wiary w swojego menedżera, zapewne mówiliby o stylu gry, niewykorzystaniu potencjału, itd.

ŻYCIE PO EUFORII

Byłoby w tym dużo racji. Kiedy opadła euforia związana z powrotem CR7 na Old Trafford, a jej miejsce zajęła zwykła codzienność – mecze co parę dni, walka na kilku frontach, przyszły potknięcia. Everton był sygnałem ostrzegawczym, choć o tamtym remisie nikt nie rozmawiał w kategoriach porażki. Więcej natomiast mówiło się o posadzeniu na ławce Ronaldo. Portugalczyk zaczął starcie z Leicester City w podstawowej jedenastce, ale gdyby nie fakt, że na większość stadionów kibice na niego gwiżdżą i buczą, co oznacza, że podobnie było na KP Stadium, moglibyśmy w ogóle nie wpaść na to, iż jest na boisku.

Cristiano Ronaldo
Fot. Laurence Griffiths/Getty Images

Ale to nie jest tekst o Ronaldo, choć on bez wątpienia jest w tej układance istotny – z przyjściem jednego z najlepszych piłkarzy w historii dyscypliny wiązano olbrzymie nadzieje, chyba nadal tak jest, a dla menedżera taki ruch był jasnym sygnałem: od tej chwili liczą się tylko trofea.

Czas zmierzyć się z tytułowym pytaniem. Czy Ole Gunnar Solskjaer nadaje się do tej roboty. 48-latek z pewnością jest dzisiaj innym trenerem niż w momencie objęcia posady na Old Trafford. Wtedy byliśmy świadkami kredytu zaufania, potem szybko postawionych wymagań, pierwszego kryzysu i pierwszego poradzenia sobie z kłopotami. Dziś Solskjaer siłą rzeczy będzie oceniany inaczej. Bardziej surowo. Ponieważ traktujemy go, wszyscy – jako fani Premier League – poważnie, tak jak należy traktować każdego menedżera porywającego się na prowadzenie Manchesteru United.

DUŻO PUNKTÓW, ALE I TAK ZA MAŁO

Kiedy kogoś oceniamy, warto podeprzeć się liczbami. One naprawdę dużo nam mogą powiedzieć. Norweg przyszedł do pracy w grudniu 2018 roku. Za chwilę stukną mu trzy lata, a to okres, w którym możemy już dość przekrojowo dokonać analizy osiągnięć. Dla kogoś na tak eksponowanej posadzie jak praca trenera w jednym z największych klubów świata liczy się wygrywanie. Trzy punkty co tydzień. I trzeba przyznać, że OGS nieźle się z tej misji wywiązuje, choć słowo nieźle jest kluczowe. W ciągu tych niespełna trzech lat United wywalczyli 194 punkty. Liverpool i Manchester City, które w sobotę wygrały swoje mecze ligowe, zgromadziły równo po 238 pkt.

44 punkty więcej. Dużo. Nawet jeśli podzielimy je na trzy lata. W wyrównanej stawce Premier League, szczególnie w sezonie takim jak obecny, gdzie wszystko dzieje się na styku, w zasadzie dwa przegrane mecze mogą zdecydować o tym, że nie zrealizujesz celu. Idealnym przykładem jest zresztą Leicester City. Drużyna prowadzona przez Rodgersa zagrała dwa bardzo dobre sezony, ale wysoka forma i wygrywanie przez 90 procent kampanii to – jak się okazało – za mało na Ligę Mistrzów. United mierzy wyżej niż Lisy. Celem Solskjaera jest mistrzostwo Anglii. Champions League jest dla fana klubu czymś obowiązkowym.

JAKI TO JEST STYL?

Kiedy rozmawiamy o atutach OGS, zawsze wracają te same wątki. Spokój, odporność na krytykę świata zewnętrznego, umiejętność radzenia sobie z wielkimi gwiazdami, których w szatni nie brakuje. To dobry fundament. Ale jeśli chcesz walczyć o mistrzostwo, musisz dołożyć dużo więcej.

Obrońca tytułu, Manchester City, gra od kilku sezonów pod wodzą Pepa Guardioli. Katalończyk nadał drużynie określony styl. Wiemy dokładnie, czego się spodziewać po The Citizens. Niezwykle rzadko zdarzają się takie mecze, po których możemy powiedzieć, że City nie byli sobą. I zazwyczaj wynikają one z kombinacji samego Guardioli. Generalnie jednak sznyt jest znany – pressing, setki krótkich podań, różnorodność ataków.

Manchester United - David De Gea i Dean Henderson
Fot. Laurence Griffiths/PA Images via Getty Images

Podobnie jest z Liverpoolem, mistrzem sprzed dwóch sezonów. Juergen Klopp to pewien stempel. Świetnie pokazał to mecz przeciwko Watfordowi, wygrany 5:0. Lata lecą, ale jeśli zdrowy jest Virgil van Dijk, a trio Salah-Mane-Firmino ma swój dzień, to nie ma czego zbierać. W sobotę na Vicarage Road oglądaliśmy Liverpool – tak, wiem, na tle kiepskiej drużyny, ale jednak drużyny Premier League – bawiący się futbolem, radosny, ofensywny i skuteczny.

To paradoks, że przed sezonem więcej osób mówiło o ataku United na tytuł niż o ponownej batalii Liverpoolu z Manchesterem City i Chelsea o tenże.

Jak gra United? Nie wiem. Niekiedy odnoszę wrażenie, że najlepiej w tych meczach, w których wszystko się układa. W wielu innych przypadkach to indywidualności przesądzają o zwycięstwach. Zespół poprawił liczby, jeśli chodzi o utrzymanie się przy piłce, ale nie zawsze przekłada się to na pozytywny wynik. Przeciwko Leicester w tym aspekcie mieli minimalną przewagę, finalnie nie doprowadziło to jednak do niczego dobrego. Organizacja gry, ale przede wszystkim pressing na defensywę Lisów – to w zasadzie nie funkcjonowało.

FATALNY MAGUIRE

Postać Soskjaera nie jest dla mnie czarno-biała. Dużo rzeczy potrafi Norweg zrobić dobrze. Przykład? Poradził sobie z rozstrzygnięciem kwestii numeru jeden w bramce, wspierał Davida De Geę i ostatecznie znów możemy mówić o meczach, w których Hiszpan jest najlepszym zawodnikiem United, na pewno był jednym z najlepszych w starciu z Leicester. Ale nie o to chodzi, by golkiper był the best, kiedy z przodu masz takie armaty, prawda?

Nie pojmuję tego, że Jadon Sancho gra tak słabą piłkę. Wiem, że Premier League to nie Bundesliga, ale są przecież jakieś granice. Facet jest tak słaby, że miałby problem ze złapaniem się do składu u Seana Dyche’a.

Kibice lubią pastwić się nad Fredem, uważam jednak, że najsłabsze ogniwo United to Harry Maguire. To nie jest piłkarz na taki klub. Na dodatek pełni funkcję kapitana. Niepojętym jest, jakim cudem gość z takim stażem w kadrze i wielkim klubie, może być nieprzygotowany na przyjęcie piłki od swojego bramkarza i doprowadza do sytuacji, po której rywal strzela gola.

Dla mnie Maguire to zawsze tykająca bomba zegarowa. A mistrzostwa wygrywa obrona – City z Rubenem Diasem i Liverpool z VVD to żywe dowody tej teorii. Jest oczywiście Raphael Varane i jego brak był okrutnie bolesny w Leicester.

W obronie defensywy staje był gracz United, Gary Neville, który przyznał, że nie chciałby występować w takim zespole, gdzie masz pięciu ofensywnych kreatorów, zorientowanych na popisy pod bramką przeciwnika, nie zaś bronienie dostępu do własnej.

ZAUFANIE ZARZĄDU

Na sobotni mecz drużyna Manchesteru United poleciała samolotem. Podróż trwała 10 minut. Tyle dobrego futbolu, mniej, więcej, pokazali piłkarze Solskjaera na King Power Stadium. Do 6 listopada Czerwone Diabły zagrają z Atalantą, Liverpoolem, Tottenhamem, ponownie Atalantą i Manchesterem City. To bardzo ważne tygodnie dla Norwega. Jeśli to będzie kilka spotkań na poziomie tych z Evertonem czy Leicester, zaczną się kłopoty. Na razie, tak przynajmniej wynika z informacji dziennikarzy The Athletic, OGS ma poparcie zarządu i zaufanie ze strony bezpośrednich przełożonych. I uważam, że to słuszne postępowanie. Paniczne reakcje zostawmy rodzinie Pozzo. Duże kluby muszą budować swoją reputację i historię na wzajemnym zaufaniu. Przynajmniej dopóki ktoś stara się z całych sił spłacać jego kredyt. Zostawiłbym więc na razie Solskjaera w spokoju, choć z pewnością fakt, iż taka decyzja cieszy kibiców City, Liverpoolu i Chelsea, nie jest komplementem dla Norwega.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.