Przypadek czy upadek? Rewanż, na który czeka cały świat MMA

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
Amanda Nunes Julianna Pena
fot. Chris Unger/Zuffa LLC

Ich pierwsza walka okazała się jedną z największych sensacji w historii UFC. W świecie, w którym doskonale wiemy, że wszystko może się zdarzyć, Julianna Peña miała nie mieć najmniejszych szans z „najlepszą w historii”, Amandą Nunes. Mimo to zszokowała cały świat MMA. Nie było innego wyjścia – Nunes musiała dostać rewanż. W końcu każdy zadaje sobie pytanie: jaka jest prawda?

Pierwszy pojedynek Amandy Nunes i Julianny Peñy – mimo tego że mistrzowski – był przed galą UFC 269 niemalże przemilczany. W walce wieczoru walczyli Charles Oliveira i Dustin Poirier w starciu, które miało wywołać najwięcej emocji, a co-main event zapowiadał się jednostronnie, żeby nie powiedzieć nudno. Ot, Nunes zrobi to co zawsze i do gabloty, możemy się zwijać, prawda?

KWESTIA CZASU

Otóż nie tym razem. Co więcej, sam przebieg pojedynku także wyglądał co najmniej dziwnie. Czasem po prostu zdarza się tak, że zawodnik ma paskudny dzień i od momentu wejścia do oktagonu widać, że coś jest nie tak. Tak było chociażby z Janem Błachowiczem w walce z Gloverem Teixeirą. Od pierwszych ciosów widać było, że Polak jest bez formy i zapowiada się naprawdę bolesne starcie. Sam zresztą potem przyznał, że „Legendarną Polską Siłę” zostawił w hotelu.

Z kolei Nunes zaczęła po swojemu. Otrzymała parę ciosów, ale dominowała pierwszą fazę starcia i zdążyliśmy się już zacząć zastanawiać, kiedy i jak skończy całą sprawę. Ba, miała do tego kilka niewykorzystanych okazji w parterze. Przy pełnej kontroli Nunes nawet uśmiechała się do swojego narożnika – można było pomyśleć, że bawi się z własną ofiarą. Schodząc na przerwę po pierwszej rundzie wszyscy myśleli to samo, co przed nią – „kwestia czasu”.

Tymczasem walka zmieniła się o 180 stopni. Peña zaczęła trafiać, przejmować kontrolę, a nastrój wokół oktagonu przechodził w powolne zdumienie. Nunes zaczęła wyglądać coraz ciężej i oddawać inicjatywę coraz częściej, aż w końcu całkowicie bezradna poddała się w parterze. Wystarczy spojrzeć na twarze komentatorów, publiczności i wszystkich w budynku, by wiedzieć, jak ogromnym szokiem było to, co przed chwilą wydarzyło się w oktagonie.

JAKA JEST PRAWDA?

Dosłownie sekundy po walce pojawiły się pierwsze pytania i niepewność – czy to koniec Amandy Nunes? A może najlepsza w historii pozwoliła sobie zlekceważyć przygotowania lub rywalkę, próbując się z nią bawić? Gdzie leży prawda? Odpowiedź była prosta – konieczny jest rewanż.

Dana White nie musiał się długo zastanawiać, szczególnie że pewna siebie Peña nie miała z tym żadnego problemu. Ona doskonale wie, że wielu uznaje jej zwycięstwo za wypadek przy pracy ze strony uznawanej za najlepszą w historii Brazylijki. Rewanż, a konkretniej zwycięstwo w nim, sprawi, że wszystkie wątpliwości znikną.

Można próbować przewidywać, co wydarzy się w tym rewanżu, ale pierwsza walka tej dwójki sprawia, że jest to trochę wróżenie z fusów. Wtedy nikt nie spodziewał się takiego przebiegu pojedynku, a jego ostateczny rezultat dał nam kolejne pytania, zamiast odpowiedzi na poprzednie. Czy zdziwi nas, jeśli Nunes wyjdzie jak po swoje i z łatwością odzyska pas? Nie, tak samo jak nie zdziwi nas wyrównana walka albo zwycięstwo Peñy pokazujące powolny upadek wielkiej Brazylijki – opcji jest bowiem wiele i większość z nich jest równie prawdopodobna.

UFC 277 A SPRAWA POLSKA

Nunes i Peña to jedyna prawdziwie mistrzowska walki na gali, ale to nie znaczy, że zabraknie na niej interesujących pojedynków. W drugim od końca starciu wieczoru zmierzą się Brandon Moreno i Kai Kara-France – numer jeden i dwa rankingu w kategorii muszej. Moreno jest po mistrzowskiej trylogii (remis, zwycięstwo, porażka - w tej kolejności) z Deivesonem Figuereido, a Kara-France z ostatnich pięciu pojedynków przegrał zaledwie jeden.

Moreno będzie jego ostatnim sprawdzianem na drodze do „prawdziwego” pasa. Jeśli wygra oczywiście, a będzie to rewanż za ich starcie z 2019 roku, gdzie były już mistrz kategorii muszej zwyciężył przez decyzję sędziów. Mowa o „prawdziwym” pasie ze względu na to, że już w tej walce na szali będzie mistrzowski pas – tyle że tymczasowy, co w zasadzie jest przede wszystkim przepustką do pojedynku o ten główny.

Nas będzie też interesował pojedynek w kategorii półciężkiej, gdzie Magomed Ankalajew zmierzy się z Anthonym Smithem. Panowie zajmują odpowiednio czwarte i piąte miejsce w rankingu, w którym numerem dwa jest Jan Błachowicz i mimo tego że zastanawiamy się, czy szansę na pas otrzyma Błachowicz czy Glover Teixeira, to sam Anthony Smith przekonuje, że Dana White i jego ludzie rozpisujący gale czekają na wynik jego walki z Ankalajewem. Mówi wręcz (m.in. w rozmowie z TVP Sport), że ich walka to eliminator, a Błachowicz i Teixeira nie mają w tym momencie aż takiej pozycji, by chcieć kolejnych szans na pas.

Z kolei plotka mówi o tym, że faktycznie UFC czeka na rezultat tego starcia, ale zmieni swoje mistrzowskie plany tylko wtedy, kiedy wygra Ankalajew – fighter posiadający aktualnie serię ośmiu zwycięstw i mający tylko jedną porażkę w całej karierze. White i inne wysoko postawione osoby widzą w nim przyszłą gwiazdę kategorii, tak jak widzieli ją wcześniej w Jirim Prochazce. Smith raczej nie byłby aż tak interesującą postacią.

Jakkolwiek by na to nie patrzeć, sprawa nie wygląda dobrze dla kolejnej mistrzowskiej szansy Błachowicza. Okazuje się, że wybór może być nie między nim, a Teixeirą, którego chce Prochazka, a między Teixeirą, a Ankalajewem. Połączenie fantastycznego pojedynku Prochazka-Teixeira oraz faktu, że Błachowicz przez kontuzję Aleksandara Rakicia nie wygrał w przekonujący sposób, daje podkładkę, by dać mu jeszcze jedną walkę przed ewentualną szansą mistrzowską.

Z kim? Być może z lepszym z dwójki Smith/Ankalajew, jeśli włodarze zdecydują się na rewanż Jiriego z Gloverem. A jeśli nie, to może rewanż z Gloverem, który zdecyduje, kto z weteranów otrzyma jeszcze swoją szansę? Trudno wymyślić sobie jakąkolwiek inną propozycję dla Polaka. Wszyscy poniżej piątego miejsca w rankingu nie są w wystarczająco dobrej pozycji, by z nim walczyć, szczególnie że taka walka z perspektywy pasa nic by mu nie dała. Podobnie jak starcie z gorszym z pary Smith/Ankalajew, bo przegrany powinien na jakiś czas wypaść z grona kandydatów do mistrzowskiego tytułu.

Musimy po prostu poczekać. Na szczęście czekać nie będzie trzeba na to, co wydarzy się w walce wieczoru, bo będzie to najciekawsze starcie Amandy Nunes od dawna. Przynajmniej jeśli chodzi o jego podbudowę. Tyle znaków zapytania, a przynajmniej na część z nich odpowiedź uzyskamy już za moment. Nunes vs Peña, starcie o miano tymczasowego mistrza czy sprawa polska w pełnej gotowości - UFC 277 nie ma tak mocnej karty, jak inne „numerowane” gale od najlepszej federacji świata, ale na pewno nie brakuje w niej ciekawych wątków, które mogą zmienić całe wydarzenie w znacznie lepsze, niż wskazywałyby na to zestawienia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0