7 meczów wystarczyło, by atmosfera mistrzowskiej sielanki w Poznaniu zamieniła się we wszechobecną frustrację już pod koniec lipca. Same rezultaty to nie powód, aby bić na alarm, ale atmosfera wokół Lecha gęstnieje, gdy Dawid Kownacki i Damian Kądzior pokazują zachowawczość zarządu w negocjacjach, kibice znów denerwują się o skąpstwo i brak inwestycji, lechici przegrywają dwa pierwsze mecze ekstraklasy, a stylu i ręki Johna van den Broma po miesiącu nie widać. W polskiej piłce mistrzostwo niemal zawsze jest rychłą zapowiedzią kryzysów i grzmotów.
Ostatnie miejsce mistrza Polski po dwóch kolejkach nie powinno być jeszcze powodem do alarmu, bo to sam start rozgrywek i łatwo skrócić dystans do innych, ale frustracja jest zrozumiała. Kolejorz ma już połowę porażek w porównaniu ze wszystkimi ligowymi meczami z mistrzowskiego sezonu Macieja Skorży (2). A przecież rozgrywki dopiero co wystartowały. Potwierdza się, jak trudno łączyć mobilizację i jakość na kilku frontach, ale nie powinno to być jedyną wymówką, skoro tego samego dnia komplet punktów (w różnym stylu) dopisały sobie Raków, Lechia oraz Pogoń, czyli pozostali pucharowicze.