Pozycje, które nie istnieją. Jak polszczyzna ogranicza rozumienie futbolu

Zobacz również:Od ligi więziennej po mundial. Nelson Mandela i jego ciernista droga, w której sport jest największą nadzieją
ustawienie.jpg
JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Eskimosi mają ponoć kilkadziesiąt określeń na różne rodzaje śniegu. Włosi mają kilka określeń na różne rodzaje tych, których my nazywamy po prostu środkowymi pomocnikami. A to znacząco wpływa na sposób rozmawiania o piłce.

Juliuszowi Słowackiemu chodziło o to, by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Nawet najbardziej giętki język nie wystarczy jednak, jeśli zbyt ubogi będzie słownik. Najlepiej to, jak kwestie językowe wpływają na sposób myślenia, opisał George Orwell w „Roku 1984”. Wprowadzona w fikcyjnym państwie nowomowa eliminowała z języka wyrazy nazywające zjawiska niewygodne dla władzy. Głównym jej zadaniem było takie zawężenie zakresu myślenia obywateli, które uniemożliwiłoby myślenie w inny sposób, niż narzucała to oficjalna ideologia. Nikt oczywiście nie zawężał celowo polskiego słownika piłkarskiego, by utrudnić Polakom zrozumienie piłki nożnej. Już samo jednak to, że nikt go nie poszerzał, znacząco obniża w kraju świadomość tego, co się dzieje na boisku. Wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie po polsku nazwać, co wpływa na brak powszechnej świadomości ich istnienia. Bardzo wyraźnie widać to po nazewnictwie boiskowych pozycji. Znacznie uboższym w Polsce niż w wielu bardziej rozwiniętych piłkarsko krajach.

UBOGI SŁOWNIK

Teoretycznie, w piłkę nożną wszędzie gra się bardzo podobnie. Jest bramkarz. Środkowi i boczni obrońcy, środkowi pomocnicy, dzielący się na ofensywnych i defensywnych, skrzydłowi oraz napastnicy. Szczytem polskiego słowotwórstwa piłkarskiego jest określenie „wahadłowy”, nazywający hybrydę bocznego obrońcy bocznego pomocnika, występującego w systemach z trójką środkowych obrońców. Co bardziej zaawansowani mówią jeszcze o pół-lewych i pół-prawych stoperach (środkowych obrońcach grających bliżej prawej lub lewej strony boiska), odwróconych skrzydłowych (bocznych pomocnikach grających po przeciwnych stronach boiska niż wskazywałaby na to ich silniejsza noga), fałszywych napastnikach (grających w ataku, ale schodzących często do środka czy na boki), czy o „szóstkach”, „ósemkach”, „dziesiątkach” i „dziewiątkach”. To jednak określenia rzadko rozumiane w głównym nurcie, zarezerwowane dla trenerów i komentatorów w branżowych telewizjach, raczej nie pojawiające się w transmisjach dla milionów ludzi. Nawet jednak takie poszerzenie słownika nie pozwala nazwać po polsku wszystkiego, co się dzieje.

BOGACTWO ŚRODKA

Najbardziej złożoność futbolu objawia się w środkowej strefie boiska. O ile bramkarze też się różnią i w Anglii niektórych nazywa się sweeper-keeper (bramkarz-libero), dla podkreślenia ich aktywnej gry z dala od własnej bramki, o tyle jednak w nazwaniu ich roli nie ma większej filozofii. Dzielenie środkowych pomocników na defensywnych i ofensywnych nieprawdopodobnie spłyca jednak futbol. Jeszcze lata temu może było bliższe prawdy, gdy Claude Makelele widział pole karne rywali tylko, gdy gratulował kolegom z ataku strzelenia gola, a Juan Roman Riquelme nigdy nie brudził sobie rąk pracą w defensywie. Dziś jednak każdy środkowy pomocnik jest zarazem defensywnym, jak i ofensywnym. Polskie określenia nie mówią więc nic o charakterystyce zawodników. Nawet jeśli poszerzy się je o nieprecyzyjną „szóstkę”, czyli tego grającego najbliżej własnych obrońców, „dziesiątkę”, ustawioną za plecami napastnika, czy grającą pomiędzy nimi „ósemkę”.

WŁOSKA MNOGOŚĆ

O tym, jak brak odpowiedniego nazewnictwa w języku polskim wpływa na brak zrozumienia geniuszu Piotra Zielińskiego, znakomicie pisał kilka lat temu Michał Borkowski, specjalista od włoskiego futbolu. W tekście „Polski mez’alians z Serie A” opisywał rolę, jaką we włoskiej kulturze piłkarskiej odegrał Gianni Brera, ojciec nowoczesnego włoskiego dziennikarstwa sportowego, który w 1949 roku został redaktorem naczelnym La Gazzetta dello Sport. - Włoch był nie tylko twórcą słynnych powiedzeń, lecz także autorem terminów piłkarskiego leksykonu — to właśnie on nazwał trzeciego środkowego obrońcę "libero", on wprowadził do włoskich słowników pojęcie "centrocampista", środkowy pomocnik [...]. Z jego pasji wzięło się ugruntowanie włoskiej prasy piłkarskiej w kwestiach taktycznych, co z kolei przeniosło się na jej czytelników — kibiców.

ŚPIEWNA MEZZ'ALA

Pozycję, na której Zieliński radzi sobie znakomicie, Włosi nazywają mezz'ala, czyli, próbując to dosłownie przetłumaczyć na polski, „półskrzydłowym”. Zawodnika Napoli określamy często środkowym albo ofensywnym pomocnikiem, narzekając, że za plecami Roberta Lewandowskiego się nie sprawdza. Na Półwyspie Apenińskim odgrywa rolę człowieka, który żyje w półprzestrzeniach. Miejscach boiska, które nie podlegają ściśle żadnemu z zawodników rywala. Wisi gdzieś między bokiem placu gry, jego środkiem i atakiem. Jest skrajnym środkowym pomocnikiem w ustawieniach bez tradycyjnych skrzydłowych, np. w 4-3-1-2. Po samym tym opisie widać, jak trudno nazwać pozycję, która w danym języku nie istnieje. Trzeba było kilku zdań, by nakreślić coś, co włosi zrozumieliby w lot po jednym, krótkim śpiewnym słowie „mezz'ala”.

PRACUJĄCY „MEDIANO”

Środkowym pomocnikiem reprezentacji Polski jest nie tylko Zieliński, ale też Jacek Góralski. Nie trzeba bardzo dobrze rozumieć futbolu, by wiedzieć, że ci dwaj zawodnicy po prostu nie mogą robić na boisku tego samego. Jeden porusza się po boisku z gracją baletnicy, drugi z gracją buldożera. Jeden piłkę najczęściej muska stopą, drugi kopie wyprostowaną nogą. Przez nogi rywala. Jeden i drugi są przydatni. Wrzucenie ich jednak do worka „środkowi pomocnicy” nie mówi o nich kompletnie nic, oprócz określenia strefy boiska, w której mniej więcej się poruszają. Włosi pewnie nazwaliby Góralskiego „mediano”. Tak określają pomocnika pracującego. „Przecinaka”. Tego, który większość meczu spędza, robiąc wślizgi. Jak Gennaro Gattuso, jak Diego Demme.

SCHOWANY REŻYSER

W wielkim Milanie Carla Ancelottiego u boku Gattusa bardzo często grał Andrea Pirlo, z którym polska terminologia miałaby gigantyczny problem. Biorąc pod uwagę styl gry, chciałoby się go nazwać rozgrywającym, co u nas zwykle równa się z ofensywnym pomocnikiem. Jednak biorąc pod uwagę miejsce na boisku, kompletnie by to nie pasowało. Ofensywny pomocnik ma przed sobą zwykle tylko napastnika i często wbiega w pole karne albo tuż za nie. Pirlo, jak kiedyś Kazimierz Deyna, a dziś Marco Veratti, najczęściej był widywany w środkowym kole, skąd posyłał długie piłki w różne części boiska. Włosi tego typu zawodników nazywają „regista”, czyli reżyser. Naszych tradycyjnych ofensywnych pomocników, czyli klasyczne dziesiątki, na Półwyspie Apenińskim nazywa się „trequartista”. To specjaliści od trzeciej ćwiartki boiska, patrząc od własnej bramki. Mają stać z przodu, zwykle mało angażować się w grę defensywną, za to dzięki kreatywności znajdować miejsce między liniami przeciwnika i posyłać tam zabójcze prostopadłe piłki. To jasne, że taka mnogość powszechnie znanych określeń ułatwia dyskutowanie o tym, co się dzieje na boisku.

HAK I OŚ

Włosi, choć uchodzą za społeczeństwo wyjątkowo dobrze rozumiejące futbol i jego taktykę, nie są jedynym narodem, mającym tyle określeń. W wielu krajach funkcjonują miejscowe nazwy, wyjaśniające mniej więcej to samo, co swoimi wyrazami przekazują Włosi. W Argentynie „trequartistę” określa się jako „enganche”, czyli „hak”. W Hiszpanii mianem „pivota”, czyli osi drużyny, określa się pomocnika teoretycznie defensywnego, który jednak uczestniczy w rozegraniu i jest zaangażowany w atak, co najlepiej uosabia od wielu lat Sergio Busquets z Barcelony. Wkład w światową terminologię piłkarską mają też Anglicy. Ich pomocnicy box-to-box, to bardzo silni kondycyjnie i wszechstronni zawodnicy, grający od jednego pola karnego, do drugiego. Holding midfielder, czyli „pomocnik trzymający”, ma wiele cech hiszpańskiego "pivota". Środkowy pomocnik typu "screener" został wprowadzony w odpowiedzi na napastników, którzy przestali się trzymać linii ataku i stworzony po to, by odcinać ich od podań.

KIM JEST NAPASTNIK

Anglicy mają też wiele do powiedzenia w kwestii napastników, która w Polsce bywa wyjątkowo myląca. O najczystszej krwi napastnikach często mówi się u nas, że nie są „typowymi dziewiątkami”, tylko dlatego, że brakuje im wzrostu i siły fizycznej. W Polsce bowiem określenia „klasyczna dziewiątka”, czy „typowy napastnik” rezerwuje się bowiem dla angielskich „target menów”, czyli „ludzi, którzy są celem”. Zawodnicy z obrony grają w ich kierunku długie piłki, a oni dzięki wzrostowi, sile fizycznej i zastawianiu się, zapewniają utrzymanie posiadania piłki pod bramką rywala. To jednak, że Tomasz Frankowski nie miał warunków Petera Croucha i Jana Kollera nie sprawia, że nie był typowym napastnikiem. Frankowski był klasycznym napastnikiem, Grzegorz Rasiak też. Frankowski nie był target manem, którym był Rasiak, tylko „poacherem”, czyli „kłusownikiem” (nawet nazywaliśmy go „łowcą” bramek) tak jak Gerd Mueller czy Filippo Inzaghi. Paweł Janas wystawiał Rasiaka, bo potrzebował w ataku target mana, ale nie mogliśmy o tym podyskutować, bo brakowało nam słów. Pisano: Janas nie wystawia Frankowskiego, bo nie jest typową dziewiątką. Słusznie odpowiadano: jeśli człowiek, który strzela dwieście siedemnaście goli w karierze, nie jest typową dziewiątką ani klasycznym napastnikiem, to kto nim do cholery jest?

NEOLOGIZM MUELLERA

Nawet jednak przy takiej mnogości ugruntowanych za granicą określeń pozycji piłkarzy, wciąż pojawiają się nowe. To odpowiedź na zmieniający się futbol albo na zawodników, którzy wyłamują się wszelkim schematom. Do międzynarodowego języka piłkarskiego weszło już niemieckie określenie „Raumdeuter”, którego autorem jest sam piłkarz, grający na tej „pozycji”. Odkąd w światowej piłce pojawił się Thomas Mueller, nie było możliwości, by w jakikolwiek sposób go nazwać. Strzela tak wiele goli, jak napastnik, ale nim nie jest, nawet jeśli zaczerpnie się wszelkie rodzaje napastników z różnych języków. Asystuje jak rozgrywający, ale nim nie jest, ani pod względem stylu gry, ani miejsca na boisku. Często gra na skrzydle, ale żadna z definicji graczy z bocznych stref do niego nie pasuje.

INTERPRETACJA PRZESTRZENI

Można by wzruszyć ramionami, że skoro nie potrafi grać na żadnej z istniejących pozycji, to znaczy, że nie jest dobry, jak często w Polsce wzrusza się ramionami na Zielińskiego. Takie podejście ma jednak jedną wadę. Jest błędne. Bo on jest dobry. Muellera spytano więc, jak nazwałby pozycję, na której gra. Odpowiedział neologizmem: Raumdeuter, co można przetłumaczyć jako „interpretator przestrzeni”. Główną siłą Niemca nie jest to, co robi z piłką, a to, co robi bez niej. Mueller nie jest przypisany do żadnej pozycji. Krąży i szuka miejsca. A jego największym atutem jest to, że zawsze jest we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. Podobnie zaczyna się już czasem opisywać rolę Dellego Allego czy Jose Callejona. Być może Mueller intuicyjnie czuł Orwellowską lekcję: jeśli ludzie dalej nie potrafiliby nazwać tego, co robi, w końcu uznaliby, że nie robi nic.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.