Opuścić samotną wyspę. Jak zmienia się podejście Anglików do grania za granicą

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
SS Lazio v AC Milan - Serie A
Fot. Giuseppe Maffia/NurPhoto via Getty Images

Dla Anglików futbol poza ich krajem mógłby nie istnieć. Mają przecież najbogatszą ligę, największe gwiazdy i rozbudowaną kulturę piłkarską, więc po co interesować się rozgrywkami w innych częściach świata? Takie myślenie długo dominowało też wśród piłkarzy, którzy niechętnie przenosili się do innych lig. Powoli jednak się to zmienia. Fikayo Tomori, Tammy Abraham czy Jadon Sancho odmieniają trendy i pokazują innym młodym zawodnikom nową drogę rozwoju.

– Jesteśmy wyspiarzami, każdy człowiek jest wyspą. Kiedyś nie było telefonów, nikt nie miał telewizji czy ekspresów do kawy. Dlatego trzeba było na kimś polegać. Teraz nie trzeba. Można stworzyć samemu własną rajską wyspę – mówił Will Freeman, bohater kultowej powieści Nicka Hornby’ego “Był sobie chłopiec”, w którego rolę w filmowej adaptacji wcielił się Hugh Grant.

Ten wprowadzający w książkę i film monolog obrazuje egocentryczną filozofię życia Willa, ale może być też dobrą metaforą podejścia Anglików do futbolu. Ich wyspiarskie myślenie o piłce często ogranicza się do tego, co dzieje się na ich podwórku. Dlatego zawsze Harry Kane będzie lepszy od Roberta Lewandowskiego, a Michaela wycenią na 40 milionów więcej niż Miguela i 80 milionów więcej niż Michała.

Dla niektórych kibiców w Anglii futbol poza ich krajem mógłby nie istnieć, co widać po cenach biletów na mecze Ligi Mistrzów. Za wejście na spotkanie w Premier League trzeba zapłacić średnio 50-70 funtów, podczas gdy nawet na hitowe starcie we wtorkowy czy środowy wieczór wydamy ledwo 30-40.

To myślenie długo dominowało też wśród piłkarzy, którzy niechętnie wyjeżdżali do innych lig. A jeśli już decydowali się na taki ruch, najczęściej wybierali kulturowo bliskie im Stany Zjednoczone czy Australię. W rozgrywkach w Europie Anglików wciąż jest stosunkowo mało. Weźmy chociażby przykład Włoch, gdzie na wszystkich szczeblach w sumie występuje ich tylko ośmiu, czyli o 25 mniej niż Polaków. Podobnie sytuacja wygląda w Niemczech, gdzie grupa naszych rodaków ponad trzykrotnie przewyższa Wyspiarzy.

Można to oczywiście tłumaczyć wysokim poziomem sportowym i finansowym w samej Anglii, który sprawia, że mało kto odczuwa potrzebę wyjazdu. Ale kariera Fikayo Tomoriego we Włoszech czy wejście do wielkiej piłki Jadona Sancho w Niemczech pokazują, że czasami lepiej wyjechać niż na siłę zostawać w kraju. A gra poza Wielką Brytanią nie tylko pozytywnie wpływa na rozwój, ale też zbliża do reprezentacji Anglii.

TOMORI CZYLI PRZYKŁAD IDEALNY

– Mam duży szacunek do Fikayo, który odnalazł się na boisku w nowym kraju, a wolny czas poświęca na naukę języka i kultury – chwalił 24-latka Shaun Wright-Phillips.

Były piłkarz Chelsea czy Manchesteru City trafił w sedno. Ponieważ Tomori przeciera Anglikom ścieżkę zarówno jeśli chodzi o samą piłkę, jak i podejście. Jeszcze dwa lata temu znalazł się na zakręcie. Po kilku dobrych miesiącach w dorosłej drużynie Chelsea Frank Lampard niespodziewanie odsunął go od składu. A następnie zasugerował odejście z klubu.

Żeby ratować karierę, Tomori poszedł na wypożyczenie do Milanu, gdzie przez pół roku ominął tylko trzy mecze i solidnymi występami zapracował na transfer definitywny. W kolejnym sezonie Anglik został liderem defensywy i w znaczny sposób przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Włoch. Uwagę angielskich mediów przykuła jednak nie sama forma na boisku, tylko to co poza nim. Po marcowym spotkaniu z Napoli internetowym viralem stał się film, na którym Tomori płynnie odpowiada na pytania dziennikarzy po włosku. W obcym języku chwalił przeciwników i tłumaczył rolę współpracy z Pierre Kalulu.

– Byłem zdziwiony, że po tak krótkim czasie tak dobrze mówi po włosku – pisał jeden z kibiców Milanu. – Imponujące. Wypowiada co prawda dosyć proste zdania, ale słychać, że ma ucho do języka. Większośc ludzi uczy się gramatyki, ale ma trudności z wymową. On sobie radzi bardzo dobrze – wtórował mu drugi. – Uwielbiam to, że całkowicie przesiąkł Milanem. Co za gość! – cieszył się inny.

Ciężka praca w Milanie się opłaciła. Tomori wrócił do reprezentacji Anglii, zaliczając pod koniec zeszłego roku 30 minut z Andorą. Dzięki świetnej postawie we Włoszech jego status tak wzrósł, że kiedy Gareth Southgate nie wysłał do niego powołania przy okazji kolejnego zgrupowania, w kraju rozpętała się burza.

– Powinien znaleźć się w zespole i grać zamiast Harry’ego Maguire’a – apelował Darren Bent. Jego prośby zostały częściowo wysłuchane. W czerwcu Tomori wystąpił obok kapitana Manchesteru United w pierwszym składzie w spotkaniu Ligi Narodów z Włochami, a Anglicy zachowali czyste konto.

Przykład z kolegi chciał wziąć Tammy Abraham. 24-latek zaliczył solidny debiutancki sezon w Serie A, ale dobre wrażenie chciał zrobić też poza murawą. Po niedawnym remisie z Juventusem zaczął konferencję po włosku i choć szło mu dużo gorzej niż Tomoriemu i ostatecznie szybko przerzucił się na angielski, to sam fakt, że spróbował, pokazuje zmianę w myśleniu Anglików. To już nie czasy Paula Gascoigne’a, który przyznał, że grając w Lazio, jego umiejętności językowe ograniczały się do zdania “chciałbym zamówić piwo” w restauracji. Wyspiarze wyszkolili wreszcie bardziej świadome i mniej strachliwe przed wyjazdami za granicę pokolenie.

NIEMCY JAKO ROZWÓJ

Trochę inaczej wyglądał przypadek Jadona Sancho, którego z Anglii nikt nie wypychał – wręcz przeciwnie: Manchester City zaproponował mu wysoki kontrakt i plan na stopniowe wejście do pierwszego zespołu. On jednak wierzył, że Niemcy będą lepszym miejscem do rozwoju. – Borussia bardzo o mnie zabiegała – wspominał. – Widziałem młodego Christiana Pulisica i chciałem być na jego miejscu – tłumaczył.

Po latach do jego odejścia z Manchesteru City odniósł się Pep Guardiola, co wywołało niemałe poruszenie na Wyspach. Sancho to przecież jeden z pierwszych angielskich super-talentów, które jeszcze na poziomie juniorskim odeszły z Premier League do klubów z Kontynentu.

– Wierzyliśmy w niego, zaproponowaliśmy treningi z dorosłą drużyną, ale on albo ktoś z jego doradców zdecydował, że nie podpisze kontraktu. Powiedziałem mu, że w takim razie nie pojedzie na okres przygotowawczy do USA. Po kilku tygodniach przestał przychodzić na treningi, a następnie przeszedł do Borussii – opowiadał.

Anglik raczej nie żałował swojej decyzji. Szybko zadomowił się w Dortmundzie i rozkochał w sobie kibiców, wypełniając lukę po Ousmane Dembele. W 104 występach w Bundeslidze strzelał lub asystował średnio co 90 minut. A to bezpośrednio przełożyło się na jego pozycję w reprezentacji Anglii, z którą pojechał na historyczne Euro 2020.

Podobnie do Tomoriego Sancho mocno zżył się z lokalną społecznością w Dortmundzie. Zaczął mówić po niemiecku, a z czasem nawet w angielskojęzycznych wywiadach sztucznie naśladował niemiecki akcent tak, aby wszyscy mogli go bez problemu zrozumieć.

Niemal identyczną ścieżkę kariery obrał Jude Bellingham, który mimo zainteresowania ze strony czołowych marek z Premier League, wybrał Bundesligę. I tak samo jak Sancho wyszedł na tym nie najgorzej.

Teraz takie losy marzą się Callumowi Hudsonowi-Odoi, który po kolejnym średnim sezonie w Chelsea, udał się na wypożyczenie do Bayeru Leverkusen. On tak samo jak jego koledzy z młodzieżowych reprezentacji uwierzył, że raj może leżeć poza Wyspami. I nauczony przez nich już w pierwszym wywiadzie po przyjeździe do Niemiec zadeklarował, że od razu rozpocznie kurs języka niemieckiego.

ZMIANY W REPREZENTACJI

Może nie rewolucję, ale nowy trend można było zauważyć już na Euro 2020. Po raz pierwszy od czasów Davida Beckhama i mundialu w 2006 roku w kadrze Anglii znaleźli się zawodnicy grający na co dzień poza Wielką Brytanią. Byli nimi Jadon Sancho i Jude Bellingham z Borussii oraz Kieran Trippier z Atletico Madryt.

Z tej trójki poza Anglią został już tylko wychowanek Birmingham, ale do grupy dołączyli wspomniani Tammy Abraham i Fikayo Tomori, którzy jeśli tylko utrzymają aktualną formę, nie powinni się martwić o miejsce w szerokim składzie.

Tammy Abraham
Fot. Paolo Bruno/Getty Images

Morał z filmu “Był sobie chłopiec” mówi, że nawet jeśli człowiek czasami jest wyspą, to potrzebuje kontaktów z innymi ludźmi. Główny bohater, jak to w komediach romantycznych bywa, pod wpływem miłości zmienia swoje nastawienie.

Z angielskimi piłkarzami dzieje się tak samo. Tomori zakochał się w Mediolanie, a Mediolan w nim. Tak samo jak Abraham w Rzymie czy Bellingham w Dortmundzie. O względy zagranicznej publiczność będą teraz walczyć kolejni. Nie tylko wspomniany Hudson-Odoi, ale też chociażby Ademola Lookman, który trafił do Atalanty Bergamo, czy Harry Winks, który po 20 latach zamienił Tottenham na Sampdorię. Czy im się uda? Nie wiadomo. Ale ścieżkę mają już wydeptaną.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Jędrzej, choć częściej występuje jako Jj. Najlepiej opisuje go hasło: londyński sound, warszawski vibe. W Drugim Śniadaniu regularnie miesza polskie brzmienia z tym, co dzieje się na Wyspach, dorzucając również utwory z amerykańskiej nowej szkoły. Afrowave, drill, trap - słyszymy się!
Komentarze 0