Organizują wyjazdy na mecze, spotykają się z idolami, przeprowadzają z nimi wywiady i sami udzielają się w zagranicznych mediach. Strony kibicowskie poświęcone drużynom z innych lig kiedyś były hobbystycznymi ciekawostkami prowadzonymi przez mających dużo czasu nastolatków. Teraz na trwałe wrosły w polski krajobraz medialny.
W grudniu 2015 roku AS umieścił na okładce Roberta Lewandowskiego. Słynny madrycki dziennik uczynił główny temat z sondy, przeprowadzonej na stronie RealMadryt.pl. Odwoływał się do niej bezpośrednio już sam tytuł: „Polskie madridismo chce Lewandowskiego”. To nie był jedyny raz, kiedy o założonym w 2000 roku serwisie było głośno poza granicami Polski. Dwa lata później działania strony były jednym z głównych tematów omawianych w programie „Madridistas Por El Mundo”, wyemitowanym w Real Madrid TV, który został nakręcony w Warszawie. Członkowie RealMadryt.pl byli też współorganizatorami przyjazdu ich ulubionej drużyny do Polski w 2014 roku, gdy Królewscy zagrali na Stadionie Narodowym z Fiorentiną.
INTERNETOWE ENKLAWY
Choć aż tak spektakularnymi osiągnięciami mogą się pochwalić tylko nieliczne polskie serwisy kibicowskie zagranicznych klubów, wiele z nich przeżyło w trakcie lat działalności momenty zarezerwowane dotąd dla tradycyjnych mediów. Spotkania z gwiazdami futbolu, wywiady na wyłączność, bezpośredni kontakt z wielkimi piłkarzami, czy relacjonowanie spotkań z lóż prasowych słynnych stadionów do początków XXI wieku były wyłącznie przywilejami największych gazet, stacji telewizyjnych, czy rozgłośni radiowych. Powszechny dostęp do internetu oraz szeroko pojęte skurczenie się świata sprawiło jednak, że ci, którzy wcześniej byli po prostu kibicami, mogli się nagle stać twórcami treści. W przeciwieństwie do tradycyjnych dziennikarzy, od których zwykle wymaga się uniwersalności tematycznej i zachowania bezstronności, redaktorzy stron klubowych nie musieli udawać, że nie kibicują nikomu. Internet stworzył enklawy wyłącznie dla kibiców jednego klubu.
ZAKOCHANI W OBCYCH KLUBACH
Równolegle z rozwojem internetu i możliwości samodzielnego tworzenia treści, postępował coraz szerszy dostęp do zagranicznych transmisji telewizyjnych. Możliwość oglądania tydzień w tydzień meczów najsilniejszych lig europejskich wychowała pokolenie polskich kibiców, któremu często obojętne są losy ich miejscowych drużyn. Mieszkają w Rzeszowie, Opolu, czy Szczecinie, ale Stal, Odra, czy Pogoń są dla nich w najlepszym razie klubami drugiego wyboru. Ich serce bije dla Milanów, Manchesterów i Bayernów tego świata.
NORMALNE MIEJSCA PRACY
Kibice zagranicznych klubów, mający twórcze zacięcie, zaczęli na początku XXI wieku masowo zakładać serwisy kibicowskie. Początkowo w pełni amatorskie, tworzone z pasji. Wiele z nich – zdecydowana większość – nie przetrwała próby czasu. Część jednak rozrosła się na tyle, że ich prowadzenie przestało już być tylko czasochłonnym hobby, a stało się normalną pracą. Kiedyś pisanie dla serwisu klubowego mogło być w najlepszym razie przepustką do wybicia się do tradycyjnego medium. Dziś może być już stacją docelową, z której – w niektórych wypadkach — można się utrzymywać.
DOCENIONA FACHOWOŚĆ
Serwisy tego typu musiały się przez lata zmagać z różnymi, często krzywdzącymi, opiniami. Były skazane na ciągłe udowadnianie, że ich działalność nie polega tylko na przepisywaniu zagranicznych stron. Spora część tych serwisów regularnie wysyła przecież swoich redaktorów na mecze i może się pochwalić wieloma przeprowadzanymi na żywo wywiadami oraz tekstami publicystycznymi. Komentatorzy telewizyjni narzekali często, że trudno im zadowolić każdego widza, skoro po drugiej stronie telewizora siedzą nastolatkowie, którzy wolny czas spędzają na oglądaniu meczów rezerw zagranicznych klubów i wiedzą wszystko o najzdolniejszych juniorach, czekających jeszcze na debiut w seniorskiej piłce. Wydaje się jednak, że ci, którzy przetrwali na rynku, zostali docenieni. Coraz częściej ich opinie są cytowane w transmisjach, komentatorzy zasięgają opinii fachowców od konkretnych klubów w ramach przygotowań do transmisji, a nawet zapraszają redaktorów stron klubowych do komentowania meczów oraz konkretnych wydarzeń w gazetach czy telewizjach.
HISTORIE ŻYCIA
Zaprosiliśmy redaktorów siedmiu polskojęzycznych stron zagranicznych klubów, by opowiedzieli o realiach funkcjonowania takich serwisów. Są to historie spektakularnych osiągnięć, ale i tysięcy godzin spędzonych nad redagowaniem strony, krytyki, batalii prawnych, zarwanych nocy i przegapionych imprez rodzinnych. Po prostu historie życia. Bo dla większości strona, którą prowadzą, już dawno zrosła się z pozostałymi codziennymi aktywnościami. Gdyby nagle mieli przestać je prowadzić, powstałaby w ich planie dnia dziwna pustka.
Istniejemy od 2000 roku. W tym czasie napisaliśmy już ponad sto tysięcy tekstów, a liczba zarejestrowanych użytkowników przekroczyła 238 tysięcy. W przeszłości teksty u nas publikowali Kamil Glik, Szymon Matuszek, czy Krzysztof Król, którzy grali wówczas w młodzieżowych sekcjach Realu. Redaktorzy naszego serwisu przeprowadzali na wyłączność wywiady m.in. z Raulem, Ruudem Van Nistelrooyem, czy Fernando Morientesem. Za regularne tworzenie materiałów, czyli pisanie tekstów oraz nagrywanie podcastów, odpowiada dziewięć osób. Do tego dochodzą jeszcze moderatorzy, grafik, programista, marketingowiec i kilku współpracowników.
Od 2015 roku wszyscy pracują na umowach o pracę, o dzieło, bądź zlecenie. Dla jednych jest to dodatkowa praca, dla innych robota na pełny etat. W normalnych czasach wielokrotnie gościliśmy na Santiago Bernabeu, czy na meczach wyjazdowych Realu. Mieliśmy redaktorów, którzy na stałe przebywali w Madrycie i przez całe sezony byli akredytowani na każdy domowy mecz Królewskich. Przewinęło się przez nasz serwis kilka osób, które dziś pracują w innych mediach. Przez chwilę w redakcji był Marcin Gazda (Eleven), a znacznie dłużej Darek Dobek (Onet), czy Anita Kobylińska, która teraz pracuje w Reutersie.
Nasz serwis powstał w listopadzie 2003 roku, choć wcześniej znajdowaliśmy się pod inną nazwą bayern.munchen.pl. Pewnego dnia dostaliśmy list, w którym mieliśmy wyjaśnione pismem czysto prawniczym, że nie możemy używać tej nazwy, ponieważ została ona zastrzeżona jako znak Bayernu. Nakazano nam zamknąć stronę, bo nie działaliśmy w literze prawa. Nie poddaliśmy się i walczyliśmy do końca o przetrwanie. Wynajęliśmy prawnika, wymieniliśmy między sobą sporo wiadomości i ostatecznie doszliśmy do porozumienia. Zmieniliśmy domenę, usunęliśmy wszystkie niezgodne z regulaminem klubu elementy oraz przekształciliśmy stronę w nieoficjalny serwis sympatyków FCB. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że sprawa tak naprawdę nie wyszła z klubu, lecz z kancelarii prawniczej, z którą klub współpracował. Gdybyśmy od razu to wiedzieli, kontaktowalibyśmy się bezpośrednio z klubem i uniknęlibyśmy wszelkich nieporozumień.
Strona pochłania mnie 24 godziny na dobę. Jeśli minę jakąś wiadomość, mam wyrzuty sumienia. To nałóg, bez którego nie mogę normalnie funkcjonować. Często zaniedbuję przez to rodzinę, czy dziewczynę, bo mam poczucie, że muszę coś napisać, aby kibice mogli się o tym dowiedzieć w pierwszej kolejności. Niebawem stuknie mi dwadzieścia tysięcy napisanych artykułów. Jeśli jadę gdzieś w dalszą podróż, zarywam nocki, aby na zapas przygotować kilkanaście-kilkadziesiąt artykułów do publikacji. Muszę wtedy dobrze je przemyśleć, aby teksty się nie przeterminowały. Największą nagrodą za to wszystko było to, że latem zeszłego roku zaczął mnie na Twitterze śledzić Robert Lewandowski. Mimo wszystko zdaję sobie doskonale sprawę – moja praca na tym serwisie nie byłaby możliwa, gdyby nie zaufanie redaktora naczelnego Pawła i niezwykłej pracy naszego administratora i grafika (Pawła i Krzyśka), którzy dbają o prawidłowe funkcjonowanie strony i zajmują się także tworzeniem zupełnie nowej wersji. Tworzymy świetny zespół
Strona powstała w momencie, kiedy polskie serwisy dotyczące zagranicznych drużyn piłkarskich pojawiały się jak grzyby po deszczu. Istniejemy od 2007 roku, a w tamtych czasach strony takich ekip jak Alemannia Akwizgran czy Heart of Midlothian nie były żadnym zaskoczeniem. Obecnie polskojęzyczny serwis kibicowski mają – z kilkoma wyjątkami — praktycznie sami giganci europejskiej piłki. Bez wątpienia przyczyną tego jest ogromny rozwój mediów społecznościowych. Serwisy internetowe zostały wyparte przez fanpage i grupy na Facebooku. My aktualnie działamy w pięcioosobowym składzie, ale zdarzało się, że w przeszłości liczba osób w redakcji była nawet trzykrotnie wyższa. W erze Juergena Kloppa i polskiego trio z Dortmundu zgłaszało się do nas znacznie więcej chętnych. Z drugiej strony, z perspektywy założyciela strony, myślę, że obecny zespół jest jednym z najlepszych, z jakim przyszło mi współpracować.
Pod patronatem serwisu Borussia.com.pl aktywnie działa fanklub Polnische Borussen, który jest w stałym kontakcie z klubem. Status oficjalnego fanklubu BVB daje nam m.in. większe możliwości w zakresie zdobycia biletów na mecze czy zakupu gadżetów. To również idealne miejsce spotkań i integracji. Regularnie organizowane są zloty członków fanklubu, a dzięki takim spotkaniom, czy wspólnym wyjazdom na mecze, zawiązało się wiele przyjaźni.
Serwis ruszył ponad siedemnaście lat temu. W tej chwili mamy w redakcji siedem osób, które dodają newsy, plus osobę od korekty i kilku moderatorów komentarzy. Trzon obecnej redakcji zawiązał się w 2014 roku. Dodatkowo prowadzimy też konta na Facebooku i Twitterze. Możemy powiedzieć, że to wciąż nasze hobby, bo nie czerpiemy z tego żadnych korzyści materialnych. Natomiast czasem przypomina to pracę na kilka etatów. Zwłaszcza w trakcie okna transferowego, kiedy staramy się być cały czas na bieżąco z informacjami dla naszych użytkowników. Punktem centralnym są mecze – zapowiedzi, relacji, komentarze. Do tego dochodzi tłumaczenie dłuższych tekstów, wywiadów, które czasem też wymagają kilku godzin pracy. Wszystko to robimy w naszym czasie wolnym, bo każde z nas pracuje bądź studiuje. Przed pandemią zdarzało nam się bywać na San Siro po kilka razy w sezonie. Zdarza nam się nawiązać kontakt z najbliższego otoczenia Milanu. Nasz redaktor Marcin Długosz udzielał nawet wywiadu portalowi MilanNews (głównemu i najbardziej znanemu źródłu informacji o Milanie). Szczególnie dużo zapytań dostawaliśmy, gdy w Milanie grał Krzysztof Piątek.