Zmarł O.J. Simpson – człowiek, który miał wszystko i to stracił

Zobacz również:Gdy legenda szokuje cały świat sportu. Co jeszcze chce udowodnić Tom Brady?
OJ Simpson
Fot. Robert Riger/Getty Images

Mówisz: „O.J. Simpson”, myślisz: „proces”. To wydarzenie, które tak mocno przebiło się do popkultury, że trudno go nie znać. Ale żeby o jego sądowej rozprawie zrobiło się głośno, najpierw Simpson musiał być znany z zupełnie innych powodów.

Oto historia człowieka, którego losami Ameryka żyła nie tylko, gdy w latach 90. próbował dowieść swojej niewinności, a właściwie od czasu, gdy był jeszcze nastolatkiem.

Spokojnie, to nie będzie tekst wybielający postać O.J.'a Simpsona. Wprawdzie w procesie karnym w sprawie zabójstwa swojej żony Nicole Brown i Rona Goldmana został uniewinniony, ale dwa lata później sąd cywilny uznał go za winnego śmierci obojga i zasądził wypłatę 33,5 mln dolarów odszkodowania dla rodzin. Simpson jednak ani myślał spłacać tej kwoty i wyprowadził się z Kalifornii na Florydę. Później, w 2007 roku, został też skazany za włamanie do pokoju hotelowego, a w 2008 roku za napad z bronią i porwanie. Po dziewięciu latach wyszedł za sprawą warunkowego zwolnienia, jednak według informacji z 2021 roku, przez ponad dwie dekady niemal nie spłacił wspomnianych wcześniej 33,5 mln dolarów.

Zanim jednak Ameryka go znienawidziła, przez wiele lat go kochała i uchodził za idola. Sam był sobie winny tego, że dzisiaj niewiele osób pamięta o jego wcześniejszym życiu. A w nim było miejsce na karierę sportową, telewizyjną i aktorską, dzięki którym Simpson zyskał wielką sławę. Gdyby nie to, jego proces nie budziłby aż tak wielkich emocji i nie stał się jednym z kamieni milowych amerykańskiej kultury lat 90.

Legenda Trojan

Można powiedzieć, że problemy trzymały się Orenthala Jamesa Simpsona – bo tak brzmi jego pełne imię i nazwisko – od najmłodszych lat. Urodził się w 1947 roku w San Francisco, ale już od piątego roku życia wychowywała go tylko matka Eunice. Ojciec Jimmy był znanym na kalifornijskiej scenie drag-queen i pewnego dnia po prostu zostawił rodzinę, a Eunice musiała zająć się O.J.'em i trójką jego rodzeństwa.

Samotna matka miała duży problem, by zapewnić czwórce dzieci odpowiednie warunki i rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania, aż wylądowała w dzielnicy budynków komunalnych Portero Hill w San Francisco. Młody O.J. sprawiał kłopoty wychowawcze i był nawet członkiem nastoletniego gangu, przez co jeszcze zanim ukończył szkołę średnią był aresztowany trzy razy. Na szczęście miał drogę wyjścia. Szybko objawił talent do sportu, a do tego, by go nie zaniedbywać, przekonała go rozmowa z gwiazdą baseballa i jego największym sportowym bohaterem, Willym Maysem.

Simpson łapał się wszystkich dyscyplin. Grał w futbol amerykański, w koszykówkę, w baseball i był członkiem szkolnej drużyny lekkoatletycznej, ale zdecydowanie najlepiej szło mu w tej pierwszej. Przestał być kojarzony z problemami, a zaczął z talentem do sportu, jednak nie mógł liczyć na wiele ofert stypendiów, bo miał zbyt słabe oceny. Przez moment myślał nawet, by iść do wojska, ale trwała wówczas wojna w Wietnamie i bliski przyjaciel O.J.'a wrócił stamtąd ciężko ranny, co ostatecznie odwiodło go od tych planów.

Z uwagi na słabe stopnie Simpson zaczynał wyższą edukację na mało prestiżowym City College of San Franciso i na tle przeciętnych uniwersyteckich drużyn dominował. To nie umknęło uwadze silniejszych i po roku Simpson dostał propozycję przenosin na uczelnię Utah. Gdy jednak wpłynęła oferta stypendium z University of Southern California, wybór był prosty. Simpson nie chciał opuszczać rodzinnego stanu, a po drugie słynna USC była wtedy czołowym futbolowym programem w Stanach pod wodzą legendarnego trenera Johna McKaya.

O.J. grał w USC przez dwa lata i pobił wszelkie możliwe rekordy. McKay już wcześniej sięgał z futbolową drużyną Trojans po mistrzostwo akademickie, ale dopiero era Simpsonsa sprawiła, że zespół stał się niemal bezkonkurencyjny. Regularnie dostarczał talenty do draftu i niektórzy nazywali wówczas USC 29. drużyną NFL. McKay oparł grę w ataku na biegach Simpsona, który dodatkowo miał mocarną ofensywną linię.

– O.J. Simpson był nie tylko najlepszym zawodnikiem, jakiego kiedykolwiek trenowałem. Był najlepszym zawodnikiem, jakiego ktokolwiek kiedykolwiek trenował – rozpływał się McKay, gdy jego zawodnik decydował się przejść na zawodostwo. W USC spędził tylko dwa sezony, a i tak został legendą. Przeszło 3400 uzyskanych jardów i 36 przyłożeń to niebotyczne osiągnięcia, jak na tak krótki czas gry. Było niemal pewne, że w drafcie NFL 1969 Simpson zostanie wybrany z numerem pierwszym. Kwestia rozbijała się o to, kto okaże się szczęśliwcem z prawem do czołowego wyboru.

Legenda Bills

Nim zostali Buffalo Bills. Drużyna zakończyła wcześniejszy sezon z bilansem tylko jednej wygranej w czternastu spotkaniach i kibice liczyli, że nowa gwiazda ofensywy sprawi, że uda się wrócić na zwycięską ścieżkę i nawiązać do mistrzostw AFL z 1964 i 1965 roku.

Draft 1969 był już wspólnym dla dwóch istniejących wówczas równolegle lig futbolowych i za chwilę miała nastąpić fuzja. Więcej możecie posłuchać o tym w podcaście NFL Po Godzinach w całości poświęcony temu wydarzeniu.

Simpson nie był jednak skory do przenosi ze słonecznej Kalifornii do zimnego Buffalo na północnym wschodzie Stanów. Postawił właścicielowi drużyny Ralphowi Wilsonowi ultimatum – albo otrzyma najwyższy kontrakt w lidze, albo nie zagra dla Bills, porzuci zawodowy futbol i zostanie aktorem. Wilson w końcu się ugiął i wręczył mu pięcioletnią umowę na łączną sumę 650 tysięcy dolarów. To był wówczas rekord ligi, ale fani byli zachwyceni. Buffalo w końcu miał swojego idola.

Mimo wszystko Simpson nie był zachwycony swoim nowym kierunkiem. W USA krążył wówczas żart, że w Buffalo nawet popełnienie samobójstwa jest zbędne, bo już samo życie w tym mieście bardziej przypomina śmierć. Położenie przy granicy z Kanadą nad jeziorem Erie sprawiało, że w Buffalo szczególnie surowe były zimy, co dla chłopaka wychowanego w Kalifornii było trudną zmianą.

Simpson musiał też przywyknąć, że w NFL pomiędzy zawodowcami nie będzie już miał tego samego statusu co na uczelni USC. Ponadto w Bills jego trener John Rauch wydawał się nie podzielać zachwytu kibiców. Wszyscy oczekiwali, że atak drużyny będzie w całości oparty na biegach numeru 1 draftu, ale Rauch chciał bardziej zbalansowanej ofensywy. Simpson w pierwszym sezonie nie był nawet podstawowym graczem na swojej pozycji, a Rauch chciał, by łapał również piłki. Drugi sezon też nie był udany, bo przez urazy wystąpił w ledwie ośmiu meczach. W obu tych sezonach Bills uzyskali łączny bilans siedmiu zwycięstw, 20 porażek i jeden mecz zremisowali, co doprowadziło do dymisji trenera. Jego następca Harvey Johnson poradził sobie jeszcze gorzej, bo wygrał tylko jedno spotkanie i został zwolniony po roku.

Simpson obawiał się, że utknął w beznadziejnej sytuacji. Przez pierwsze trzy lata w NFL uzyskiwał kolejno 697, 488 i 742 jardów. Jak na zawodnika wybranego z jedynką draftu, to były mało satysfakcjonujące liczby. Dopiero trener Lou Saban, który wracał na to stanowisko, a w przeszłości sięgał z Bills po wspomniane tytułu w 1964 i 1965 roku, uznał, że trzeba wokół O.J.'a zbudować filozofię gry i efekty okazały się piorunujące. Już pierwszy rok, 1972, był udany, bo zawodnik przebił barierę 1000 jardów w sezonie, długo uznawaną za pułap określający ligową czołówkę, a później było już tylko lepiej.

Do dziś, gdy toczy się dyskusja na temat najwybitniejszych indywidualnych sezonów w historii NFL, rozgrywki 1973 w wykonaniu Simpsona wymienia się na szczycie listy. Ówczesny rekord w liczbie jardów w 14-meczowym sezonie zasadniczym wynosił 1863 jardów i ustanowił go legendarny Jim Brown w roku 1963. Dziesięć lat później Simpson pobił go ze sporym zapasem.

Licznik zatrzymał się na 2003 jardach i po raz pierwszy w historii NFL ktoś mógł pochwalić się dwójką z przodu. To dawało średnio 143 jardy na mecz, czyli wynik, do którego nikt już się później nawet nie zbliżył. W 1978 roku liga poszerzyła sezon zasadniczy do 16 meczów (w 2021 roku już do 17) i rekord Simpsona pobił Eric Dickerson, który z dorobkiem 2105 jardów w sezonie dzierży go do dziś. Jego średnia na mecz wynosiła jednak 131 jardów. Gdyby więc osiągnięcie O.J.'a przełożyć na warunki 16 meczów, dałoby to blisko 2300 jardów. Gdyby przełożyć go na dzisiejsze realia, wyszłoby 2431 jardów sezonie. Pod względem średniej może się okazać, że nikt już nie odbierze rekordu Simpsonowi, szczególnie, że NFL z roku na rok coraz większy nacisk kładzie na grę podaniową.

Simpson był wówczas jednoosobową ofensywą Bills. I to niemal dosłownie, bo rozgrywający Joe Ferguson podawał z celnością 45%, co było słabym wynikiem nawet na początku lat 70. w NFL, a przez cały sezon 1973 rzucił tylko cztery przyłożenia. Nic więc dziwnego, że mimo wysiłków biegacza, który bezapelacyjnie zgarnął nagrodę MVP, Bills nie weszli nawet do play-offów. Ba, przez dziewięć lat gry Simpsona w tym zespole udało się tam awansować jedynie raz w sezonie 1974.

Na koniec kariery O.J. przeniósł się jeszcze na dwa lata w rodzinne strony do San Francisco 49ers i zakończył grę w NFL po sezonie 1979. Gdy żegnał się z futbolem, na listach wszechczasów w liczbie wybieganych jardów wyprzedzał go jedynie wspomniany Brown. Włączenie do Hall of Fame było tylko kwestią czasu, ale eksperci zgodnie nazywali Simpsona talentem nieco zmarnowanym z uwagi na to, gdzie grał.

Bills z nim w składzie dodatni bilans osiągnęli tylko trzy razy. W play-offach zameldowali się raz i odpadli od razu w pierwszej rundzie. Do 49ers trafił z kolei zanim drużyna rozwinęła się pod wodzą Billa Walsha. Załapał się na jeden rok pracy z przyszłą legendą NFL, ale ekipa z San Francisco osięgnęła w nim bilans 2-14. Gdy w 1981 roku świętowała zdobycie Super Bowl z Walshem i rozgrywającym Joe Montaną, Simpson był już na sportowej emeryturze i zaczynał drugi bardzo udany okres swojego życia.

Gwiazda Hollywood

Po zakończeniu kariery Simpson zrobił to, czym straszył działaczy Bills jedenaście lat wcześniej i postawił na aktorstwo. Już przed dołączeniem do NFL zaliczył epizody w kilku serialach, a pod koniec gry w San Francisco otrzymał kilka drugoplanowych ról. Najbardziej znaną produkcją z jego udziałem było kultowe „Roots” (pol. „Korzenie”) z 1977 roku, czyli miniserial opowiadających o drodze i losach czarnoskórej ludności do Ameryki Północnej, który wykreował słynną postać Kunta Kinte. Simpson wcielił się w nim w rolę Kadi Touraya. Zagrał też w m.in. „Płonącym wieżowcu”, „Skrzyżowaniu Kassandra” czy „Koziorożcu 1”. Założył również własną wytwórnię filmową, która podpisała umowę ze stacją NBC.

Simpson cieszył się wielką popularnością. Podobnie jak Brown, stanowił przykład dawnej gwiazdy NFL, która odnalazła się w „życiu po życiu”. W latach 80. łączył aktorstwo z pracą jako telewizyjny ekspert podczas transmisji meczów NFL, a także zagrał role w trzech częściach słynnej „Nagiej broni” u boku kultowego Lesliego Nielsena. Magazyn „People” okrzyknął go mianem „pierwszego czarnoskórego sportowca, który stał się niekwestionowanym pupilkiem mediów i supergwiazdą ekranu”. Ogromne zyski przyniosły mu też reklamy firmy Hertz zajmującej się wypożczaniem samochodów. Można powiedzieć, że O.J. był wtedy na szczycie.

OJ Simpson - NFL Monday Night Football
Legendarny zestaw ekspertów transmisji Monday Night Football z lat 80. Od lewej: OJ Simpson, Don Meredith i Frank Gifford (fot. Bettman/Getty Images)

W życiu prywatnym nie wiodło mu się jednak tak pomyślnie. Podczas ostatniego sezonu gry w NFL w basenie przy domu utonął jego dwuletni syn Aaren. Był najmłodszym z trójki dzieci, które Simpson miał ze swoją żoną Marguerite. Oboje poznali się jeszcze w czasach szkolnych i Marguerite nie kryła, że gdy się poznali, O.J. był trudną osobą i budził strach wśród rówieśników. Gdy jednak poznała go lepiej, a on sam wyszedł na prostą dzięki sportowi, zaczęli się spotykać i niedługo później wzięli ślub. Oboje mieli wówczas po 19 lat.

Małżeństwo przetrwało 12 lat. O.J. i Marguerite rozwiedli się w 1979 roku, na co wpływ miała zarówno rodzinna tragedia, jak i to, że Simpson dwa lata wcześniej poznał Nicole Brown, która była kelnerką w klubie nocnym chętnie uczęszczanym przez byłego sportowca. W kolejnych latach ich związek kwitł, aż w 1985 roku O.J. wziął ślub po raz drugi, tym razem z Nicole.

Razem mieli dwójkę dzieci, ale to nie był związek idealny, mówiąc delikatnie. Awantury były w ich domu na porządku dziennym. Znajomi mówili, że to był typowy przykład toksycznej relacji, gdzie oboje nie mogli żyć ani ze sobą, ani bez siebie. Wiele razy odwiedzała ich policja i w 1989 roku Simpson stanął nawet przed sądem za znęcenia się nad Nicole. Ostatecznie para rozwiodła się w 1992 roku, jednak pozostawała w kontakcie i nieraz wydawało się, że się zejdzie, by znów się pokłócić. I jak pokazały kolejne lata, to wcale nie był koniec tej historii.

Pościg na oczach Ameryki

Życie O.J.'a Simpsona nieodwracalnie zmieniło się w czerwcu 1994 roku. Najpierw 12 czerwca późnym wieczorem przed domem Nicole w Brentwood na obrzeżach Los Angeles znaleziono dwa ciała – jej oraz Rona Goldmana, który był jej znajomym. Wcześniej tego dnia O.J. i Nicole oglądali wspólnie szkolny występ ich córki, po czym się rodzielili – Nicole wybrała się ze swoją rodziną do restauracji, a Simpson miał wraz ze znajomym pojechać do McDonald'sa, a później kupić narkotyki.

Około godziny 22:15 sąsiedzi Nicole Brown zgłosili głośne ujadanie jej psa, a kilkadziesiąt minut później ktoś inny zauważył tego psa biegającego wściekle po osiedlu. Pies miał łapy pokryte krwią i nie dał się zaprowadzić do domu. Zaniepokojeni mieszkańcy wezwali policję, która dopiero w okolicy północy zjawiła się na miejscu i niemal od razu znalazła na podjeździe ciało Nicole Brown. Widać było, że kobieta padła ofiarą nożownika, a napastnik był tak brutalny, że zadał jej kilkanaście ran i niemalże odciął jej głowę. Po kilku minutach znaleziono również ciało Goldmana.

Simpson tymczasem miał lecieć do Chicago, by wziąć udział w charytatywnym turnieju golfowym. Samolot startował o godzinie 23:45 i półtorej godziny wcześniej szofer zgodnie z ustaleniami przyjechał pod rezydencję byłego gwiazdora NFL, by zabrać go na lotnisko. Nikt jednak nie wyszedł z domu, ani nie otworzył, gdy kierowca zadzwonił do bramy. Postanowił, że poczeka i później zeznał, że stojąc przed domem, zauważył, że ktoś po ciemku wchodzi do domu przez drzwi główne. Zaniepokojony chciał się temu przyjrzeć, bo myślał, że jest świadkiem włamania, ale po kilku minutach z domu wybiegł Simpson. Był cały w nerwach i przepraszał, że zaspał na lot.

Ostatecznie zdążył na lot do Chicago, jednak szofer zwrócił uwagę na jeszcze jedną dziwną rzecz. Simpson włożył do bagażnika samochodu cztery walizki, ale na lotnisku nadał tylko trzy. Tak czy inaczej Simpson ruszył w podróż. Podczas gdy jego samolot startował, policja akurat docierała do domu Nicole Brown, gdzie odkryła dwa ciała. Okazało się też, że na górnym piętrze domu zupełnie nieświadome niczego śpią jej dzieci, które przewieziono na posterunek policji i poinformowano Simpsona, że musi je odebrać.

Simpson wrócił z turnieju golfowego już następnego dnia i został wezwany na komendę w Los Angeles. Policja dość wcześnie uznała go za kluczową osobę w śledztwie, a fakt, że zginął też Goldman miał sugerować motyw, jakim była zdaniem śledczych zazdrość. Simpson przeczuwał, co się święci i 14 czerwca zatrudnił prawnika Roberta Shapiro, który później stanął na czele tzw. prawniczego dream teamu, który miał oczyścić go z zarzutów.

W międzyczasie zaczęto przeszukiwać okolice domu Simpsona, gdzie za żywopłotem znaleziono zakrwawioną rękawiczkę, która pasowała do tej, jaką znaleziono obok ciała Goldmana. Na miejscu zbrodni odkryto też ślady krwi, które nie należały do żadnej z ofiar i gdy powiedziano o tym Simpsonowi, ten dobrowolnie zgodził się oddać krew, by porównać próbki. Podczas przesłuchania zauważono również, że dawny futbolista ma rozciętą dłoń, a fakt, że zmieniał wyjaśnienia na temat tego, jak do tego doszło oraz to, że w jego samochodzie znaleziono czerwone plamy, tylko budził dodatkowe podejrzenia.

Policja otrzymała wyniki testu 16 czerwca i okazało się, że próbki do siebie pasują. Simpson oficjalnie miał usłyszeć zarzut podwójnego morderstwo, a Shapiro poinformowano o swojego klienta, że ma się stawić na posterunku policji z samego rana 17 czerwca. Simpson jednak nie zrobił tego, a gdy mijały kolejne godziny, Shapiro i Robert Kardashian (nazwisko nieprzypadkowe, bo to biologiczny ojciec Kim) pojechali po niego.

W domu nie zastali jednak nikogo i po kilku godzinach Simpsona uznano za zbiega. Po południu, o godzinie 17 czasu lokalnego, prawnicy byłego futbolisty odczytali list, który zostawił w posiadłości. W nim Simpson podkreślał, że nie ma nic wspólnego z morderstwem, a cała wiadomość utrzymana była w takim tonie, że wszyscy pomyśleli, że mają do czynienia z listem pożegnalnym. Matka O.J.'a, która słuchała relacji telewizyjnej, po odczytaniu treści listu wpadła w histerię, a później straciła przytomność. Jak niemal każdy w tej chwili była przekonana, że jej syn postanowił odebrać sobie życie.

Tak się nie stało, a „zguba” znalazła się niewiele ponad godzinę później. Simpson próbował dodzwonić się na policję, sygnał namierzono i rozpoczął się pościg, który przeszedł do historii. Dawny sportowiec uciekał białym Fordem Bronco i za chwilę śledzić zaczął go telewizyjny helikopter. Wszystkie stacje zaczęły na żywo nadawać jego ucieczkę, a NBC przerwała nawet transmisję... meczu finałów NBA pomiędzy Houston Rockets a New York Knicks.

Amerykanie oderwali się od obowiązków i z zapartym tchem śledzili tę ucieczkę, bo choć początkowo złościli się, że ktoś przerywa ich ulubione programy, to gdy dowiedzieli się, co właśnie oglądają, momentalnie wsiąknęli. Samochód prowadził Al Cowlings, przyjaciel Simpsona i to do niego należał wóz. On także prowadził Forda Bronco w czasie ucieczki i krzyczał do przybywających za plecami radiowozów, że O.J. siedzi na tylnym fotelu, przystawia sobie pistolet do głowy i straszy, że się zabije.

Zaczęła się cała mydlana opera. W pewnym momencie białe Bronco śledziło 20 radiowozów i dwa helikoptery, a jednemu nawet... skończyło się paliwo. Próbowano jakoś się skontaktować z kierowcą i pasażerem, więc znajomi Cowlingsa przekazali policji, że ten zawsze słucha w samochodzie stacji KNX-AM. Po chwili prowadzący w tamtym momencie program sportowy w tym radiu Pete Arbogast zaczął na antenie przemawiać do Simpsona, by zatrzymał samochód, nie zrobił krzywdy sobie ani nikomu innemu i oddał się w ręce policji. Skontaktował się również z Johnem McKayem, u którego Simpson odnosił sukcesy w USC i poprosił go, by osobiście zadzwonił do swojego dawnego zawodnika.

– To było surrealistyczne. Nagle O.J. odebrał telefon od McKaya i przez łzy przyrzekał mu, że nie zrobi niczego głupiego. Jestem przekonany, że ta rozmowa odwiodła go od samobójstwa – mówił po latach Cowlings.

To wszystko działo się na oczach kamer. Szacuje się, że w szczytowym momencie pościg za białym Fordem oglądało 95 mln Amerykanów. NBC zdecydowała się na dwie transmisje w jednym – Simpson był na dużym ekranie, a mecz finałów NBA w mniejszym okienku w rogu ekranu.

Samochód zatrzymał się około godziny 20 pod rezydencją Simpsona i został otoczony przez policję oraz oddziały SWAT, ale z domu wybiegł syn dawnego futbolisty i prosił o spotkanie z ojcem. Ostatecznie Simpson wysiadł po 45 minutach. Był roztrzęsiony i podczas zatrzymania trzymał rodzinne zdjęcie. W pojeździe znaleziono walizki z rzeczami Simpsona i Cowlingsa, załadowany pistolet, paszport, ubrania i sztuczne wąsy. Simpson na chwilę jeszcze wszedł do domu, gdzie czekała jego matka, uspokoił ją, a potem oddał się w ręce policji.

Sądowy teatr

Przebiegu całego procesu nie ma co przytaczać. Tę historię opowiadano już wiele razy, a kilka lat temu Netflix sfabularyzował ją w cyklu „American Crime Story”. Opinia publiczna była jednak od początku przekonana o tym, że Simpson zabił swoją byłą żonę i jej znajomego, a zdaniem wielu jego zachowanie już po fakcie dobitnie na to wskazywało. Obrońcy Simpsona zaczęli tymczasem zbierać argumenty na jego niewinność, tłumacząc panikę swojego klienta, ucieczkę i niedoszłą próbę samobójczą tym, że kilka tygodni wcześniej zaczął leczyć się na depresję i wieść o tym, że Nicole została zamordowana miała sprawić, że stracił nad sobą kontrolę, choć nie był w żaden sposób zamieszany.

„Proces stulecia”, jak nazwały go media, rozpoczął się siedem miesięcy później i trwał kolejnych osiem. Gazety i stacje telewizyjne miały ogromną pożywkę. Policzono m.in., że w ciągu roku od zabójstwa Nicole Brown, dziennik „Los Angeles Times” informował o sprawie na okładce aż 300 razy. Telewizje poświęcały procesowi więcej czasu niż chociażby trwającej wówczas wojnie w Jugosławii. Gospodarze wieczornych programów nieraz żartowali z kolejnych odkryć i postaci pojawiających się w sądzie, ludzie rozmawiali o Simpsonie w metrze i w pracy. Zwyczajnie nie dało się od tego tematu uciec. Według legendy nawet odwiedzający Billa Clintona w 1995 roku ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn dopytywał prezydenta USA, czy jego zdaniem O.J. jest winny.

Najsłynniejszym momentem procesu był bez wątpienia dzień, w którym na salę sądową przyniesiono jeden z najważniejszych dowodów z dnia morderstwa, czyli zakrwawioną rękawiczkę. Simpson przymierzał ją publicznie, udając, że nie może jej wciągnąć i sugerując, że to za mały rozmiar jak na jego dłonie. Zwracano też uwagę na to, że oskarżony zupełnie zmienił swoją postawę, często zachowywał się podczas rozprawy cynicznie i ironicznie się uśmiechał.

OJ Simpson Criminal Trial - Simpson Tries on Blood Stained Gloves - June 15, 1995
Fot. Lee Celano/WireImage via Getty Images

Tak czy inaczej jego prawnicy skutecznie odbijali wszelkie zarzuty, a obserwatorzy zauważyli, że sprawa stała się z czasem walką pomiędzy Shapiro, Kardashianem i tzw. dream teamem obrońców Simpsona a Marcią Clark, czyli prokurator, która wniosła akt oskarżenia. Trwało przeciąganie liny i osią konfliktu stał się przede wszystkim 12-osobowy skład ławy przysięgłych. Ten ciągle się zmieniał. Clark chciała, by zasiadało w niej jak najwięcej kobiet. Obrońcy Simpsona chcieli większej liczby Afroamerykanów. W efekcie z oryginalnych dwunastu jej członków, do końca procesu w składzie pozostało jedynie czworo.

Werdykt zapadł po burzliwych ośmiu miesiącach sądowego teatru. Na oczach blisko 100 mln telewidzów ława przysięgłych uznała Simpsona za niewinnego, a sprawa była tak głośna, że niemal od razu stacje telewizyjne przełączyły się na transmisję z Białego Domu, gdzie swojego komentarza udzielił prezydent Clinton. Obawiano się też, że dojdzie do zamieszek i starć na tle rasowym. Wszystko dlatego, że badania opinii publicznej wykazały, że o ile 83% białego społeczeństwa USA była zdania, że Simpson zamordował Nicole Brown i Rona Goldmana, to wśród czarnoskórych Amerykanów ten odsetek wynosił 57%.

Nic już nie było takie samo

O.J. był wolnym człowiekiem, jednak już nigdy nie odzyskał dawnej popularności. Niezależnie od werdyktu, mało kto chciał być z nim kojarzony i Simpson stracił kontrakty reklamowe, telewizyjne i oferty aktorskie. Dwa lata później, w 1997 roku, zakończył się cywilny proces wytoczony przez ojca zamordowanego Rona Goldmana i w nim Simpson został już uznany winnym. Sąd nakazał mu zapłacić 33,5 mln dolarów zadośćuczynienia obu rodzinom. Rodzina Goldmana na początku 2022 roku zażądała, by kwotę podnieść do 96 mln dolarów z uwagi na inflację, medialny szum, jaki powstał wokół sprawy i zachowanie samego Simpsona.

Były futbolista od tamtego czasu zachowywał się co najmniej dziwnie. Był karany za oszustwa podatkowe, a w więzieniu i tak spędził kilka lat za włamanie oraz napaść z bronią. Nie stronił jednak od kamer i wydał również książkę, która co najwyżej dodała wątpliwości do jego rzekomej niewinności. Już samej jej tytuł, „If I Did It”, pokazywał, że Simpson porusza się w tym temacie z gracją słonia w składzie porcelany. Wiele razy po latach wypowiadając się o wszystkim, O.J. wydawał się niewzruszony.

– Wielu ludzi i tak uważa mnie za legendę – wypalił podczas wywiadu z serwisem „The Athletic”, który był dość ostro krytykowany po tym, jak w 2021 roku umieścił Simpsona na 41. miejscu listy 100 najwybitniejszych graczy w historii NFL. – Sława to jednak przedziwna rzecz. Możesz być sławny niezależnie od tego, czy byłeś dobrym, czy złym człowiekiem. Jeżeli jesteś popularny, masz w USA przewagę, dlatego każdy jej tak pożąda. Ja też marzyłem całe życie o tym, by być sławny. Modliłem się o to, by ludzie patrzyli we mnie jak w obrazek, tak jak ubóstwiałem Willy'ego Maysa, który odmienił moje życie. Dostałem to, więc nie mogę narzekać – dodawał.

W tej samej rozmowie Simpson przyznał, że wielu ludzi jest dla niego życzliwych, choć dawni koledzy z boiska w większości nie utrzymują z nim kontaktu. Kilku publicznie przyznało, że nie wierzy w to, że O.J. jest niewinny, a jego zachowanie już po zakończeniu procesu tylko umacnia to przekonanie.

– To narcystyczny dupek i jestem przekonany, że to zrobił. Jak bardzo obłąkany musi być człowiek, który zabija nożem dwoje ludzi w tak brutalny sposób? – przyznał Ron Yary, numer 1 draftu NFL 1968 i liniowy Simpsona z uczelni USC. Uwagę zwraca również fakt, że Simpson o morderstwie Nicole Brown do dziś określa jako „wydarzenia z Los Angeles” albo „ta gówniana sprawa w L.A.”.

– Niektórzy nadal będą myśleć, że coś zrobiłem, ale naprawdę jestem niewinny. Zostawiłem to za sobą. Dawniej byłem zły, że ludzie mają mnie za mordercę i starałem się na siłę udowodnić, że niczego nie zrobiłem. Ale to był błąd. Nie pozwolę, by to mnie zmieniło, choć przez chwilę tak się stało. Do dziś prześladuje mnie myśl o tym, że prawdziwy sprawca chodzi do dziś wolny – przyznawał. Twierdził też, że miał swojego podejrzanego, jednak policja nigdy nie wzięła pod uwagę tej wskazówki.

W ostatnich latach życia unikał mediów i one unikały jego. Gdy liga NFL umieściła go na oficjalnej liście 100 największych postaci na stulecie ligi, nie dostał zaproszenia na ceremonię dla jej członków, która odbywała się przed Super Bowl, choć sama nominacja nie spodobała się wielu kibicom.

Opinia publiczna już zawsze będzie w tej sprawie podzielona, choć po dzisiaj dominuje przekonanie, że Simpson zamordował dwoje ludzi. On sam przyznał, że był złym człowiekiem, ale że czas, jaki spędził w więzieniu za inne przestępstwa, odmienił go na lepsze. Wielu trudno w to uwierzyć i nadal widzą w nim cyniczną postać, której uszła na sucho brutalna zbrodnia, a jego historia pozostanie przykładem tego, jak można mieć w życiu wszystko i stracić to w mgnieniu oka.

Zobacz także:

„Ted Bundy”, a może „Król tygrysów”? TOP10 dokumentalnych seriali kryminalnych

Indyk, parady i… futbol. Skąd popularność sportu w Święto Dziękczynienia?

Kochamy naszych policjantów, czyli parę słów o prawicowym rapie ze Stanów Zjednoczonych

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0