Od koszmarnego wypadku do życiowego sukcesu. Fabio Jakobsen i Dylan Groenewegen zamykają wspólną historię symboliczną klamrą

Zobacz również:„Byłem jak Marco Pantani… prawie martwy”. Droga do życiowej normalności Jana Ullricha
Dylan Groenewegen i Fabio Jakobsen
Fot. Luc Claessen/Getty Images

Minęły dwa lata od momentu, w którym cały kolarski świat zamarł po finiszu pierwszego etapu Tour de Pologne. Holender Fabio Jakobsen na pełnej prędkości wpadł w barierki, zepchnięty przez swojego rodaka, Dylana Groenewegena. Przez całą sytuację obaj, choć z różnych powodów, nie pojawiali się na kolarskich trasach długimi miesiącami. Teraz zamykają swoją historię klamrą – wygrywając dwa kolejne etapy Tour de France.

5 sierpnia 2020 roku to data, którą Fabio Jakobsen do dziś wypiera ze swojej pamięci. Dla nas Tour de Pologne jest wyścigiem narodowym – wielu kibiców wychodzi na ulicę, setki tysięcy siedzą przed telewizorami i jest to dla wielu najważniejszy wyścig etapowy po „wielkiej trójce” (Tour de France, Giro d’Italia, Vuelta a Espana). Dla Holendra to tylko kolejny „dzień w biurze”. Jedna z wielu tego typu imprez, jednak w tym wypadku miała być szczególna – był jednym z faworytów etapów sprinterskich.

Pierwszy etap kończył się w Katowicach i już na nim Jakobsen znalazł się blisko czołówki na ostatnich metrach. Na końcowej prostej wyprzedzał Groenewegena i gdy wydawało się, że może nagle wygrać etap…

Jego rodak zepchnął go na barierki, a potem wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Na zdjęciach z wypadku (patrz: zdjęcie główne artykułu) Jakobsena często nie widać. Na pierwszym planie jest lecący na ziemię Groenewegen, jednak w tle na dużej wysokości widać rower poszkodowanego. Fabio leży już wtedy poza trasą, a w jego stronę biegną medycy. Bardzo poważny uraz mózgowo-czaszkowy, uszkodzone drogi oddechowe, złamane podniebienie, a w dodatku utrata wielu zębów i bardzo dużej ilości krwi – Jakobsen przez kilka dni był w śpiączce i lekarze ledwo uratowali go przed śmiercią.

Cały kolarski świat nie mógł wyjść z szoku. Martwienie się o stan zdrowia Jakobsena mieszało się z gromami ciskanymi w Groenewegena, który zresztą został zdyskwalifikowany na dziewięć miesięcy. Często mówi się o tym, że kara dla sprawcy powinna być identyczna jak długość przerwy poszkodowanego – w tym przypadku oczywiście nie zakładano tego z góry, ale ostatecznie właśnie tak wyszło. Kiedy Groenewegen siedział na przymusowym urlopie, drugi z Holendrów próbował dojść do zdrowia. „Jakobsen wybudził się ze śpiączki”, „Jakobsen wraca do zdrowia”, „Jakobsen ma nowe zęby” – takie nagłówki pojawiały się przez jakiś czas po wypadku. Ostatecznie założono mu 150 szwów, a do rekonstrukcji szczęki wykorzystano m.in. kość miedniczną.

Obaj kolarze wrócili do ścigania w podobnym czasie, w końcówce pierwszej połowy 2021 roku. Ostatnim sukcesem Jakobsena był wtedy… wygrany etap Tour de Pologne w Katowicach. Kraksa miała miejsce na linii mety, którą Holender przekroczył przez to jako drugi, za zdyskwalifikowanym potem rodakiem. Po żmudnym procesie rehabilitacji Jakobsen – używając wyświechtanego sportowego powiedzenia – „wrócił silniejszy”. Wygrał trzy etapy i klasyfikację punktową na Vuelcie w 2021 roku, a teraz jedzie w najważniejszym wyścigu sezonu, czyli Tour de France, na którym doszło do symbolicznego spięcia klamrą całej sytuacji.

Drugi etap „Wielkiej Pętli” padł bowiem łupem Jakobsena – to jego pierwszy tego typu sukces poza hiszpańską Vueltą. Z kolei etap numer trzy, dzień później, wygrał… Groenewegen. Za miesiąc będzie druga rocznica koszmarnego wypadku z katowickich ulic, a Holendrzy zdaje się zamknęli całą sprawę symboliczną klamrą.

Nie jest to jednak zamknięcie do końca pozytywne. Jakobsen w wypowiedziach nadal ma spory żal do swojego rodaka. Nie mówi tego wprost, ale opowiada chociażby o utracie podziwu dla umiejętności starszego kolegi (co całkiem zrozumiałe) oraz że jego zwycięstwa kompletnie go nie ruszają. Napięcie między sprinterami nie jest niczym nowym (zapytajcie kilku innych po trzecim etapie Tour de France), jednak to między tymi dwoma panami już zawsze będzie szczególne.

Najważniejsze jednak, że wszystko dobrze się skończyło i Jakobsen może się ścigać na najwyższym światowym poziomie. Może jeszcze zdarzy się moment, w którym obaj będą rywalizować bark w bark – tym razem czysto. I o najwyższe stawki. Może jeszcze na tegorocznym Tourze?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0