Nowy sternik projektu Legii. W Warszawie zmieniają i cały czas poszukują kierunku

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa. Trening. 02.08.2021
FOT. MARCIN SZYMCZYK/ 400mm.pl

Droga Jacka Zielińskiego w warszawskim klubie przebiegła od wymyślonej, mitycznej funkcji, z którą mógł snuć się po korytarzach i pić kawę bez większej decyzyjności do roli dyrektora sportowego, czyli osoby wyznaczającej kierunek całego projektu. W największych klubach to od tego stanowiska zależy projekt sportowy i podobnie ma być w Legii. Dariusz Mioduski ma dać Zielińskiemu pełną autonomię, odsunąć się od tematów sportowych w takim stopniu jak wcześniej i pozwolić mu pracować na bazie własnej czutki do futbolu. Jeszcze 2,5 tygodnia temu stał murem za Radosławem Kucharskim, lecz przy Łazienkowskiej wszystko zmienia się w zawrotnym tempie. Czas na nowe otwarcie i kolejny rozdział Zieliński & Vuković.

Dopiero co w dwuczęściowym, pogłębionym materiale opisywaliśmy sagę legijnego zarządzania, a od tamtej pory w Legii zmieniło się prawie wszystko. Do końca sezonu trenerem został będący na kontrakcie Aleksandar Vuković, a nowym dyrektorem sportowym mianowano Jacka Zielińskiego, który miał dość zmarginalizowania swojej roli w poprzednich miesiącach. Dostał propozycję, aby zostać głównym sternikiem projektu Jagiellonii Białystok, lecz dał sobie kilka dni na decyzję, aż identyczne stanowisko zaproponowano mu w ukochanej Legii, z którą jest związany od 1992 roku.

Na górze w Legii dochodzi do istnych przetasowań: skończyła się era Radosława Kucharskiego, któremu podziękowano za współpracę, a dyrektorem sportowym został Jacek Zieliński; Tomasz Zahorski skupia się na zadaniach członka zarządu, czyli spinaniu całej organizacji; z klubem może się pożegnać również zarządzający akademią Richard Grootscholten. Przekaz tych zmian jest jednoznaczny – Legię w sercu ma wiele osób, ale sportem mają się zająć ci, którzy najlepiej to czują. To zresztą zostało podkreślone w samym komunikacie warszawskiego klubu: „Jacek Zieliński w nowej roli będzie miał pełną decyzyjność i odpowiedzialność za cały pion sportowy, w tym obszar pierwszej i drugiej drużyny, skautingu, akademii, politykę transferową i trenerską”.

Zieliński ma podejmować decyzje autonomicznie bez takiego patrzenia na ręce jak u poprzedników. Innymi słowy to od niego zależy, czy Legia ma wiązać przyszłość z Markiem Papszunem, czy nie. Jak sam powiedział w rozmowie w Prawdzie Futbolu: ocenia go za jednego z najlepszych fachowców w Polsce, ale również widzi u niego szereg wad i ryzykownych kwestii, więc chętnie się z nim spotka, aby lepiej poznać jego spojrzenie na ten projekt i przyszłość. To dość drastyczne, ale potrzebne nowe otwarcie w Legii. Pod warunkiem, że nowy dyrektor sportowy rzeczywiście dostanie zapowiadany komfort pracy na własnych warunkach. Bo na szczytach Legii najbardziej było potrzeba odwrócenia uwagi od dwóch najbardziej krytykowanych postaci – prezesa Dariusza Mioduskiego i byłego już dyrektora Radosława Kucharskiego.

Pamiętajmy, że minęło ledwie 2,5 tygodnia od chwili, gdy Dariusz Mioduski stawał za Kucharskim i zapowiadał dalsze inwestycje w jego rozwój, a rozstania się obu panów. Tyle samo minęło od publicznego przedstawiania Marka Papszuna jako zbawcę Legii i wyselekcjonowanego człowieka na lata do zmiany spojrzenia na proces ratunkowy drużyny ze strefy spadkowej. Dzisiaj wiemy, że za priorytetowe spojrzenie na Puchar Polski, sprzątanie kadry oraz ucieczkę z dolnych rewirów tabeli będzie odpowiedzialny duet Aleksandar Vuković & Jacek Zieliński. Ten pierwszy odpowiadając za boisko, a drugi za szersze spojrzenie na kadrę Legii. Panowie znają się od lat, bo wystarczy przypomnieć, że kiedyś Zieliński trenował Vukovicia. Jak sam jednak ocenia po czasie – co wyraził w rozmowie z Romanem Kołtoniem – pierwszy trener musi być „skur...” i potrafić spychać w przepaść, kiedy trzeba. Sam ocenił, że nie ma właściwych predyspozycji, aby siedzieć na ławce trenerskiej, tylko bardziej pasuje do pionu sportowego.

Co możemy powiedzieć o Jacku Zielińskim, to że z pewnością jest człowiekiem boiska. Potrafi oceniać boiskowy potencjał, ma oko do zawodników, czuje futbol i w wymiarze krajowym na pewno będzie miał wiele do zaoferowania. Jego doświadczenia w tej roli to trzy lata pracy w Wigrach Suwałki. Na pewno zna piłkę z wielu perspektyw: świetnego obrońcy, asystenta, człowieka pracującego w polskiej federacji, trenera, rownież dyrektora sportowego i odpowiedzialnego za akademię. W tej ostatniej miał coraz mniej do powiedzenia w ostatnich miesiącach. Dostał sztuczną funkcję szefa rozwoju karier indywidualnych i wypożyczeń, co całkowicie ograniczało jego siłę przebicia i realny wpływ na klub. W Legii otrząsnęli się pod wpływem chwili i nie chcąc stracić Zielińskiego, uznali, że będzie właściwą osobą na – w skromnej opinii autora tekstu – głowę całego projektu sportowego.

Na korzyść Zielińskiego z pewnością będzie działało doświadczenie w rzeźbieniu w trudnych warunkach. W drugoligowych Wigrach miał budżet około miliona złotych rocznie na spinanie całego zespołu oraz sztabu. Za ponad 90 tysięcy miesięcznie budował drużynę, z której w świat poszli Damian Kądzior czy Rafał Augustyniak. Wprowadził Wigry poziom wyżej na zaplecze ekstraklasy. A pamiętajmy, że chociaż Legia jest mistrzem Polski, również szyje transferowo w trudnych warunkach. To często praca z założeniem: jak zarobisz, to wydasz, ale na początku okna budżet zwykle wygląda w opłakany sposób w ostatnich latach. Na to musi być gotowy Zieliński, który z pewnością poprawi aspekt komunikacyjny. Radosław Kucharski przy wszystkich swoich zaletach, najbardziej zawodził na polu ludzkim i medialnym. Unikał wychodzenia do rozmowy i konfrontacji, co wyczuwali sami zawodnicy. Jacek Zieliński z natury jest znacznie bardziej otwartą i komunikatywną osobą.

W Legii nie zmienia się jedno: poniedziałek i wtorek to dwa zupełnie różne dni oraz spojrzenia. Czasem tydzień wystarczy do zupełnej zmiany kierunku. Albo Jacek Zieliński naprawdę dostanie autonomię i warunki do pracy, albo Legia pójdzie starym schematem mydlenia oczu i nowego otwarcia. Jak na razie spójrzmy na sam grudzień: Dariusz Mioduski zdestabilizował spokój w Rakowie i przedstawiał Marka Papszuna jako główne rozwiązanie problemów na przyszłość, wystarczyła chwila, aby Radosław Kucharski podpisał się pod starym-nowym trenerem Vukoviciem, po czym odszedł z klubu przy Łazienkowskiej. Tu naprawdę tydzień wystarczy, aby ktoś podejmował kluczowe decyzje, a potem znikał. Zaraz kierunek może zostać zupełnie zmieniony spojrzeniem nowego dyrektora sportowego. Legii naprawdę nic nie posłuży tak dobrze jak chwila spokoju, cierpliwości i po prostu przestrzeń do dłuższej pracy. Jak duet Zieliński & Vuković dogra sezon do końca, to już będzie malutki kroczek w stronę normalności. Ale wiemy, że w piłce miesiąc to wieczność, a przy Łazienkowskiej jeszcze dłużej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.